Być może jest wiele istot-duchów, ale w danym czasie, tylko jedna może prowadzić bezpośrednią grę z MiBem (i przy okazji zyskuje władze nam mocami wyspy - np. uzdrawianie; możliwość dawania 'darów', opuszczanie wyspy (choć tu przecież rzekomy duch Charliego pokazał się też poza nią), itd.), podczas gdy reszta może się jedynie manifestować niektórym pionkom...
Przy okazji nieprawdziwości duchów - kolejną rzeczą, która mnie naprowadziła, to zdolności Milesa. Można założyć, że jego dar także jest pochodzenia wyspowego i jak zauważył sam Miles jakiś czas temu - kontakt ze zmarłymi "nie na tym polega".
Miles może odczytać echa ostatnich myśli zmarłych, podczas gdy Hurleyowi wychodzi to całe widzenie nadspodziewanie łatwo (choć nigdy wcześniej tego nie umiał), a zresztą nie jest jedyną osobą, która widziała w ten sposób duchy na wyspie.
Wiele nowego się nie dowiedzieliśmy...
Pierwsza rzeczywistość wyjaśnia kilka rzeczy, o których i tak już było wiadomo (choć niekoniecznie wyjaśnia dlaczego). Za to akcja i wybory bohaterów ciekawe.
Alternatywna rzeczywistość na razie podąża jednak dość przewidywalną ścieżką i tak pewnie jeszcze będzie przynajmniej przez jeden, dwa odcnki.
Owszem, dowiedzieliśmy się - dla Sayida jest jeszcze nadzieja, bo pewnym jest dla mnie fakt, że nie zastrzelił Desmonda. Czyli można się wyrwać z objęć diabła, jakim jest przeciwnik Jacoba. Również Claire zmieniła biegun. To ciekawe, bo przecież ona pozostawała najdłużej pod jego wpływem. I o ile można było jeszcze wcześniej mieć wątpliwości, czy przeciwnik Jacoba faktycznie nie jest zły, tylko w rozpaczy i desperacji, o tyle teraz już nie. Nie potrafił nawet własnoręcznie pozbyć się Desmonda. Musiał aż się wyręczać.
Konflikt na linii Jack-Sawyer stał się natomiast dla mnie nieznośny i kompletnie niezrozumiały. Tak jak zachowanie Kate, która właściwie przez cały szósty sezon i sporą część piątego jest już tylko dekoracją-przeszkadzajką. Jej wybory pozbawione są jakiejkolwiek logiki. Tak samo zresztą, jak wybory Jacka. Hugo i tak rządzi. Zastanawiam się, dlaczego musiał spowodować rozłam w grupie. Bliżej mu wszak teraz do Bena i Richarda - oni wiedzą więcej, mogą więcej. I są zdeterminowani, aby wszystko naprawić, podczas gdy reszta dalej bawi się w... zagubionych.
_________________ Emil 'Rheged' Strzeszewski
Pipe of the rising sun
Sympathy for the pipe
Pipe of the storm
Born to be pipe
Owszem, dowiedzieliśmy się - dla Sayida jest jeszcze nadzieja, bo pewnym jest dla mnie fakt, że nie zastrzelił Desmonda.
Tak, tylko czy było tu coś, czego się nie spodziewaliśmy?
Cytat:
Nie potrafił nawet własnoręcznie pozbyć się Desmonda. Musiał aż się wyręczać.
Pewnie mu nie wolno. Tak samo, jak nie wolno mu było zabić własnoręcznie Jacoba.
Tymczasem odcinek 14: [SPOILERY?]
No! Wreszcie zaczęli umierać. Moja stara teoria, że wreszcie wszyscy poginą oprócz jednego z kandydatów może się jednak ziścić. (I na pewno nie będzie to Jack, bo tak bardzo chce być wybrany - już prędzej Desmond, niezależnie czy jego nazwisko było na ścianie, czy nie).
Miałem niezły ubaw, gdy Kate próbowała dosięgnąć kluczy od klatki, mając ramię martwego strażnika w zasięgu ręki. Mogła go przyciągnąć.
Podczas sceny, w której Lock zaatakował ludzi pilnujących samolot, nawet się nie postarali, żeby jakieś dziury w jego ubraniu powstały. Nawet jeśli jego ubranie jest tak samo wytrzymałe jak reszta ciała (co, tylko tamten sztylet jest w stanie przebić jego i Jacoba?), scena wyglądałaby dużo lepiej, gdyby było widać, że obrywa. Tak, odnosi się wrażenie, że pudłowali.
Kolejna sprawa - scena ataku na łódź podwodną. Rozumiem, że Sawyer chciał się pozbyć Locka i zostawić go na końcu grupy, ale proponowanie takiego planu istocie o takich mocach, która sama mogłaby przejąć tę łódź bez niczyjej pomocy (i po co to całe strzelanie?), było po prostu śmieszne - równie śmieszne, jak dobranie Sun do grupy szturmowej, na sam (hipotetyczny) front. Sama zasadzka (a wyraźnie była to zasadzka) też trochę spóźniona. Jak mogli dać im się nawet zbliżyć do łodzi? Jeszcze później, podczas strzelaniny jeden z ludzi Widmore'a wybiegł pod lufę Locka... rozumiem co chcieli pokazać (Lock się na chwilę odwrócił), ale im nie wyszło. Poza tym, sam pomysł podbiegania do Locka jest wybitnie złym pomysłem. Niedoróbka jedna za drugą.
Heh. Gdy tylko Jack powiedział, żeby mu zaufać, że ni się nie stanie, byłem już pewien, że bomba wybuchnie.
~~~~~~~~
Mam wrażenie, że nie przykładają się już tak, jak przy pierwszych sezonach.
Heh. Gdy tylko Jack powiedział, żeby mu zaufać, że ni się nie stanie, byłem już pewien, że bomba wybuchnie.
Ha! Ja także
Ten odcinek znowu wysunął ziemię spod stóp. Bo co chciał osiągnąć Locke? Zabić kandydatów - wszystkich? Bo wniosek z tego odcinka taki mi się nasunął, że dla niego to był tylko kolejny etap w Grze. Załatwić pionki przeciwnika i przejść do kolejnej części Rozgrywki. Tylko na czym ona polega?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Z wcześniejszych odcinków wiemy, że Locke nie może własnoręcznie zabić kandydatów - i tutaj Jack miał rację mówiąc, że najprawdopodobniej Lock chce ich zmusić by pozabijali siebie nawzajem (oczywiście podłożenie bomby jest dość dyskusyjną "własnoręcznością" więc mogła zadziałać i tak). Oczywiście Locke powiedział Jackowi, że może ich zabić w każdej chwili, by go zmusić do robienia tego, co on chce.
Co ugrałby na ich zabiciu? To chyba proste - zabicie kandydatów wykluczy sporo problemów jakie ma obecnie Locke (czyli np. targanie ich wszystkich ze sobą, jeśli rzeczywiście potrzebuje wszystkich jeszcze żyjących, aby opuścić wyspę). Eliminując ich mógłby skupić się na sobie i na opuszczeniu wyspy.
---------------------------
Ja tym czasem obejrzałem pierwsze czternaście odcinków pierwszego sezonu ^^^
[SPOILERY ]
Od początku podobały mi się momenty, w których Charlie mógł zginąć, choćby od fragmentu samolotu, który upadł dwa kroki od niego już w pierwszym odcinku.
No i odniesienia do do dwóch stron konfliktu - czarnej i białej. Grę planszową pamiętałem, ale po tych paru latach, przyznaję się bez bicia, zapomniałem o 'Adamie i Ewie' z jaskini, którzy mieli biały i czarny kamyk w kieszeni.
No i tęskniłem za WAAAALT! WAAAAAAAAAAAAALT! WAAAAAAAAAAAAAAAAAAAALT!!!
IMO bomba by nie wybuchła gdyby Sawyer nie wyciągnął kabelków, w ten sposób to on a nie MIB "spowodował" jej wybuch.
Eliminując wszystkich kandydatów - i tu nie zapominajmy, kandydatów do czego: do zastąpienia Jacoba - nie byłoby osoby która by go więziła na wyspie. No to włola, wydostajemy się i nie będzie niczego
Faktycznie ciekawie się ogląda teraz 1 sezon. Też robię sobie powtórkę, jestem na 5 sezonie, czekam sobie na razie z resztą żeby systematycznie powtórzyć sobie ją tuż przed The End.
Chociaż muszę powiedzieć, że przy 2 seansie 1 sezon wydaje mi się dość śmieszny - te tajemnice które wtedy nurtowały, teraz trochę śmieszą (tzn. "ojej ale tajemniczość robią wokół tych Innych, a przecież wiadomo że... itd) :D no niestety ale tak to jest, skoro główna magia serialu opiera się właśnie na tajemnicach. 5 sezon umocnił się na pozycji mojego ulubionego
chociaż brakuje tego czillu typu: gramy w golfa, w tenisa, Sawyera boli głowa bo potrzebuje okularów itd... teraz to tylko się zabijają i odkrywaja te tajemnice
Na zakończenie dnia (a właściwie nocy - ptaki za oknem już zaczęły śpiewać) obejrzałem sobie jeszcze dwa odcinki pierwszego sezonu...
(wiem, że czasu na oglądanie akurat powinno mi starczyć aby dojść do finału)
Owszem, niektóre rzeczy wydają się teraz śmieszne, dziwaczne.
To cale zabijanie, żeby tylko schwytać Claire chociażby, jest teraz nieco naciągane (ta bezwzględność).
Ale niektóre rzeczy nabierają nieco głębszej treści... być może.
Rozważając istotę szeptów i duchów - mogą to być albo rzeczywiste duchy, a oni są w czymś rodzaju zaświatów. Albo, jak sugerowałem wcześniej, jeszcze inne istoty (być może dodatkowi gracze), które przybierają formy umarłych osób - przynajmniej wtedy, gdy chcą się komuś ukazać.
Do czego zmierzam? Chociażby do walki Sawyera z dzikiem, o której zupełnie zapomniałem. Albo duch Franka (zastrzelonego przez Sawyera) mógł wywierać małą zemstę (co przy pierwszym oglądaniu wydawałoby się głupie, dziwaczne, naciągane), albo np. te 'istoty' (znając historię Jamesa) kontrolowały niejako dzika (w szeptach dało się usłyszeć komendy typu 'zawróć' itp.) i bawiły się jego kosztem.
Jeszcze jedna sprawa zwróciła moją uwagę.
Podczas odcinka z flashbackiem Alberta, nie podobało mi się (i nadal mi się nie podoba, bo nie mogę tego podstawić pod żadną sensowną teorię), jak po rozbiciu się na wyspie żona Alberta pojawiła się na statku. Owszem mogłaby być to sztuczka MiBa, ale ona była cielesna - była krew itp. Jak to wyjaśnić?
Teraz oglądając pierwszy sezon, zobaczyłem znowu jak Locke przywiązuje Boona, po czym ten ma zwidy jak Shannon ginie z rąk MiBa. Zanim skojarzyłem ten odcinek z flashbackiem Alberta, zacząłem się zastanawiać, ile było w tym narkotycznych wizji, jakie chciał najwyraźniej wywołać Locke, a ile (być-może-)machinacji MiBa.
Przede wszystkim, co MiB miałby osiągnąć wywołując takie wizje, tudzież tworząc ciała osób, które inni znali i zabijając ich na tych innych oczach. (Należy też nadmienić o różnicy między tymi dwoma zdarzeniami - żona Alberta nie żyła, ale jej ciało nie miało prawa znajdować się na wyspie; Shannon fizycznie była na wyspie, ale całkiem jeszcze żywa). Być może testował ich umysły, by sprawdzić czy nadają się dla jego machinacji albo co...
Oczywiście wizja Boona mogła być tylko narkotyczna, a Alberta zainicjowana przez MiBa.
Nie jestem pewien, co o tym myśleć i obawiam się, że nie zostanie to już wyjaśnione.
Trochę chyba szukasz problemów tam gdzie ich nie ma jak dla mnie wizje Boona były w 100% w wyniku narkotyków podanych mu przez Locke'a, żadnych machinacji MIBa nie dopatrywałem się wtedy i nie dopatruję teraz. Natomiast Isabela to był MIB, jestem tego równie pewien. Miało to dać nadzieję Richardowi, że ma jeszcze szansę ją odzyskać, tylko musi zabić "diabła". Wcześniej MIB przeskanował Richarda jako dym, zobaczył na czym mu zależy, potem powiesił to na kiju i kazał za tym gonić.
Cielesność MIBa też mi się wydaje logiczna, może być "krwisty" :D - jak Isabela (tzn ja nie pamiętam żeby ona tam krwawiła czy coś, ale nie mam teraz Ab Aeterno pod ręką więc muszę ci zaufać), może być "nietykalny" - jak w scenie ze strzelcami Widmore'a czy z Sayidem i sztyletem Dogena. W formie Locke'a konsekwentnie jest pokazywany jako ktoś "nietykalny", a co było wcześniej... kto to wie. Nie widzę tu żadnego błędu.
Zresztą może poczekajmy z taką dyskusją do środy, wtedy dużo naszych wątpliwości może się wyjaśnić
Edit: o właśnie! co mnie raziło najbardziej przy 2 seansie. Inni w sezonach 1-3 byli pokazywani ambiwalentnie, ale jednak raczej jako "ci źli", biegali, terroryzowali, porywali itd., potem się okazuje że to normalni ludzie, Juliet naukowiec, Dogen bankowiec, Richard yy... niewolnik itd, potem że przecież to są ludzie od Jacoba - tego dobrego, więc helooou? Nachodzi mnie taka myśl: a co, jeśliby 1 dnia po katastrofie wyszli do rozbitków, po prostu powiedzieli jak sytuacja stoi, że Kandydaci itd, że w dżungli niebezpiecznie, przecież z początku rozbitkowie nie byli jeszcze zgrani, nie znali się, a jak by się ucieszyli że nie są sami na wyspie! Tylko by trzeba było ukryć Galagę i stację komunikacyjną, bo pewnie część (większość) by zlała całą gadkę o Kandydatach i by chciała odlecieć. Ale to wszystko jest doable. Tak samo cały ambaras z Claire, gdyby jej wytłumaczyli że ciężarne kobiety umierają na wyspie, że chcą jej pomóc, myślę że spotkaliby się z cieplejszym przyjęciem, niż po nasłaniu mordującego Ethana :D
...no ale gdzie by wtedy była w serialu tajemniczość, uczucie zagrożenia itd
Nie szukam problemów, tylko mówię co mi nie pasuje... tak do końca. (btw, kompletnie nie pojmuję jak moglem pisać o flashbackach Alberta, zamiast Richarda 0_0 - sorki).
Masz rację, obejrzałem jeszcze raz i krwi jednak nie było. Krew była wcześniej.
Co do wizji Boona, trochę zbyt rzeczywiste, ale zakładając, że nie było 'skanowania', a Shannon żywa, rzeczywiście raczej musiały być narkotyczne.
Edit: o właśnie! co mnie raziło najbardziej przy 2 seansie. Inni w sezonach 1-3 byli pokazywani ambiwalentnie, ale jednak raczej jako "ci źli", biegali, terroryzowali, porywali itd., potem się okazuje że to normalni ludzie, Juliet naukowiec, Dogen bankowiec, Richard yy... niewolnik itd, potem że przecież to są ludzie od Jacoba - tego dobrego, więc helooou? Nachodzi mnie taka myśl: a co, jeśliby 1 dnia po katastrofie wyszli do rozbitków, po prostu powiedzieli jak sytuacja stoi, że Kandydaci itd, że w dżungli niebezpiecznie, przecież z początku rozbitkowie nie byli jeszcze zgrani, nie znali się, a jak by się ucieszyli że nie są sami na wyspie! Tylko by trzeba było ukryć Galagę i stację komunikacyjną, bo pewnie część (większość) by zlała całą gadkę o Kandydatach i by chciała odlecieć. Ale to wszystko jest doable. Tak samo cały ambaras z Claire, gdyby jej wytłumaczyli że ciężarne kobiety umierają na wyspie, że chcą jej pomóc, myślę że spotkaliby się z cieplejszym przyjęciem, niż po nasłaniu mordującego Ethana :D
Z jednej strony wydaje mi się to po prostu konsekwencją tego, że fabuła serialu rozrastała się w trakcie jego rozwoju. Może i znane były ogólne zarysy, ale wątpię. Dlatego teraz, mając już ogląd na prawie całą fabułę, może wiele elementów wydawać się do niej nie przystających.
A sami "Inni" - ha! byli sobie Wtajemniczonymi, mieszkali na zajebistej wyspie, która im dawała sporo możliwości, o których sami jeszcze nie wiemy (regeneracja) i nagle wpada im na wyspę samolot. I co? Mieli tak po prostu wyjść i podzielić się swoimi sekretami? Ja bym tak nie zrobił, tylko starał się pogonić intruzów a nie bawił się w dobrego wujka oprowadzającego po wyspie i zdradzającego jej sekrety, do których może dochodziłem przez dziesięciolecia.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Mnie jeszcze nie pasuje Locke. Na początku sprawiał wrażenie, że on jedyny ma jakieś pojęcie co się dzieje - umiał niby każdemu w duszę zajrzeć i sprowadzić na lepszą drogę.
Owszem był człowiekiem głębokiej wiary, szczególnie po upadku samolotu. Wydawało się, że wie coś więcej, że ukrywa coś konkretnego przed innymi.
Później się okazało (o ile pamiętam, jestem dopiero w pierwszym sezonie), że oprócz zobaczenia MiBa, gówno o wyspie wiedział
Może nie jest to jakiś wielki minus, ale nie do końca mi to pasowało.
A przy okazji - odświeżając sobie fragmenty Ab Aeterno, skojarzyłem jak bardzo biblijne są podwaliny całości. Księga Hioba normalnie (nie wiem, czemu zapomniałem o tym tekście Jacoba, o tym, że MiB uważa, że ludzie są po prostu źli, a Jacob chce udowodnić, że tak nie jest, acz bez szczególnego wtrącania się (nie licząc proroka )).
Mnie jeszcze nie pasuje Locke. Na początku sprawiał wrażenie, że on jedyny ma jakieś pojęcie co się dzieje - umiał niby każdemu w duszę zajrzeć i sprowadzić na lepszą drogę.
Owszem był człowiekiem głębokiej wiary, szczególnie po upadku samolotu. Wydawało się, że wie coś więcej, że ukrywa coś konkretnego przed innymi.
Później się okazało (o ile pamiętam, jestem dopiero w pierwszym sezonie), że oprócz zobaczenia MiBa, gówno o wyspie wiedział
Bo tak było. Locke nic nie wiedział. Był jeszcze jednym z rozbitków. Tylko i aż. Ale zaczął chodzić, świetnie sobie dawał radę na wyspie. A poza wyspą miał co? Nic. Był kaleką, samotnym i zgorzkniałym. Wyspa dała mu sens życia i dlatego był jej... orędownikiem. Dopóki Ben nie zaczął mu mieszać Aż w końcu z nim skończył.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie chodziło mi o jego orędownictwo i wiarę w wyspę, tylko sprawianie wrażenia, że rzeczywiście coś o niej wie. To trochę jak z Richardem, tylko na dużo mniejszą skalę.
Cóż, moja przygoda z obecnym sezonem skończyła się po kilku odcinkach - i szlag mnie trafił. Debilizm tego serialu nie zna granic, twórcy kompletnie się jednak pogubili a złudzenie, że od początku wiedzieli dokąd zmierza historia minęło. Być może po zakończeniu sezonu ściągnę całość (tj całośc sezonu) i obejrzę na spokojnie. Póki co nie mam najmniejszej ochoty.
_________________ We care a lot about the army navy air force and marines
We care a lot about the SF, NY and LAPD
We care a lot about you people, about your guns
about the wars you're fighting gee that looks like fun
We care a lot about the Garbage Pail Kids, they never lie
We care a lot about Transformers cause there's more than meets the eye
We care a lot about the little things, the bigger things we top
We care a lot about you people yeah you bet we care a lot.
Cóż, moja przygoda z obecnym sezonem skończyła się po kilku odcinkach - i szlag mnie trafił. Debilizm tego serialu nie zna granic, twórcy kompletnie się jednak pogubili a złudzenie, że od początku wiedzieli dokąd zmierza historia minęło. Być może po zakończeniu sezonu ściągnę całość (tj całośc sezonu) i obejrzę na spokojnie. Póki co nie mam najmniejszej ochoty.
Bardzo mocne słowa, niepodparte żadnym argumentem!
SPOILERIOSO
Ogólnie mam mieszane uczucia. Gra aktorów nie przemówiła do mnie niestety zupełnie.
Część wyjaśnień mi się podobała, część tak sobie. Oczywiście przy okazji, twórcy dorzucili równie wiele pytań co odpowiedzi.
W całym odcinku był tylko jeden moment, który mi się na prawdę podobał - wyjaśnienie pochodzenia 'Adama i Ewy'. Za takie smaczki jestem w stanie wiele wybaczyć (choć też, be przesady). (EDIT: właściwie był jeszcze jeden b. dobry moment, gdy MiB powiedział Jacobowi, że ten też kiedyś stworzy sobie grę z własnymi regułami).
Jak zaczęli prawić o źródle światła i że w każdej żywej istocie jest jakaś jego część, przestraszyłem się, że zaraz będą mi tu o jakichś midichlorianach nawijać. Użyj mocy Luke!
Ale generalnie koncepcja źródła śmierci i życia i odrodzenia(?) nie jest taka zła.
Natomiast zrobienie z Jacoba takiego głupkowatego gościa średnio mi podeszło.
Sposób w jaki MiB dał się powalić mamusi był raczej zabawny. Mogłaby go np, przytruć jakimś świństwem - lepiej by wyglądało.
No dobra, więc duchy są realnymi duchami... dziwne
No i rzeczywiście, wygląda na to, że mały chłopak z wyspy to naprawdę Jacob - dziwne
Spojlery
Mi też gra aktorów kompletnie nie podpasowała, a matka była po prostu wkurwiająca.
Poza tym - wydaje mi się jasne, że MIB to nie brat Jacoba, tylko Czarny Smog, który może przyjmować ciała martwych. Przyjął wcześniej ciało brata Jacoba (szkielet został), potem ciało ojca Jacka (ciało zniknęło), na końcu ciało Locke'a (ciało zostało w trumnie).
SPOJLERY
Prawda z tym dymem - ewidentnie uwolnili to coś, co potem wytworzyło sobie ciało brata Jacoba. Być może, to światło powstrzymywało Czarny Dym. Jeśli światło to życie i odrodzenie, Dym może być jego przeciwieństwem - śmiercią, destrukcją. Gdy brat Jacoba wpadł, być może zachwiana została równowaga utrzymująca tam obydwie siły.
Jeszcze jeden moment był zabawny - jak na początku nagle tamta przeszła na angielski, a Claudia zaczęła się podnosić jakby zdziwiona.
Zastanawia mnie też, kiedy i kto skończył budowę Koła, bo ewidentnie nie było ukończone przed akcją Mamuśki.
uhm... mam mieszane wrażenia. Znaczy odcinek był bardzo dobry, ciekawy, wyjaśnili parę rzeczy ale spodziewałem się więcej, dużo więcej. Oczekiwałem czegoś na miarę z zeszłego tygodnia, że mi pospadają gacie z wrażenia, a tak nie było. A to miał być przecież odcinek wyjaśniający mitologię. Zamiast tego mamy źródło i dalej nie wiemy skąd posąg Tawaret, Świątynia, hieroglify itd. co za Zasady, kim była Matka, skąd miała te "moce" itd... wiele, wiele niewiadomych, a kiedy je wyjaśnią? w finale? wątpię.
spoilery:
Jak dla mnie MIB to MIB, potwór, brat Jacoba, itd. Jacob wepchnął go do tej jaskini (gdzie spotkało go coś GORSZEGO od śmierci - nie śmierć! - transformował się w Dym. A no ciało sobie leżało martwe, porzucone, bo MIB już hasał w nowej formie.
Przedostatni odcinek był niezły. Aczkolwiek i tak czekam na finał. Przy okazji znalazłem to na Popcornerze: http://www.popcorner.pl/p...iennikarzy.html
Hmmm... To oczywiste, że zdradzanie tajemnic zawsze prowadzi do rozczarowania. Zawsze. Zatem, jedyne co mogę twórcom LOST zarzucić, to to, że się na to zdecydowali. Bo marzy mi się finał nie rozwiązujący wszystkich zagadek, otwarty, ale z pewną jakąś bliżej niesprecyzowaną pointą fabularną... Żeby było o czym dywagować nawet za 10 lat.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Widmore był durniem, żeby pozwolić zakłamanemu Benowi wyjść na zewnątrz. Ale ok - wszystko działo się szybko, można wybaczyć.
Nie podobało mi się jednak, że Ben tak łatwo dał się namówić. Chyba, że planuje poświęcić kilka osób, które ma zabić w nadziei znalezienia sposobu na zabicie MiBa. (No tak, lub wybłagania życia - jednak wątpię aby był aż tak głupi).
Z kolei Lock był durniem, żeby najpierw obiecać Benowi wyspę, a później zdradzić mu, że chce ją zniszczyć. Chyba, że chcę aby Ben go spróbował zdradzić... ale Ben w takim razie powinien się tego domyślać. Głupi nie jest. A może?
Trochę zbyt łatwo poszło z tym wybieraniem kandydatów. Jack był tak oczywistym wyborem, że wolałbym aby nas czymś zaskoczono. Choćby śmiercią Jacka w ostatnim odcinku zanim wybrano by jeszcze kandydata. Ale zrobili tak - no cóż... ok. Niech będzie.
Tłumaczenia Jacoba też nie są chyba w 100% zgodne z prawdą. Bo gdyby Jacob nie wpłynął na losy tych ludzi (bardzo często w ich dzieciństwie, na długo zanim spaprali sobie życie) ich życie mogłoby potoczyć się inaczej. Mogłoby wyglądać mniej więcej jak w alternatywnej rzeczywistości (oprócz tego, że pewnie nie wpadali by na siebie tak często ). Więc taak, śmierć Kwonów, Saida i innych była bez sensu. :p
Czemu też Jacob nie mógł objawić się wcześniej, pokazać parę cudów, itp.
Może sam się tak ograniczył regułami Gry? Kiepskie wytłumaczenie.
Jeszcze jedna rzecz mnie zdziwiła... To tylko kreda na ścianie, jeśli chcesz, robota jest twoja.
Pamiętam... chyba pamiętam, że Lock chciał zabić Kate. Myślałem, że Lock czuje, kogo nie może zabić (np. Desmonda - przecież mógł go zabić samym wrzuceniem do studni).
Jestem zmęczony, jeszcze nad tym pomyślę, ale coś mi tu bardzo nie gra.
No chyba, że blefował z Kate i jakoś miał pewność, że nie zabije Desmonda
spać....
----
Wygląda na to, że rzeczywiście w alternatywnej rzeczywistości wszyscy, jeśli nie większość zbierze się na koncercie u Widmore'a. Ciekawe co się wtedy stanie...
@Romulus, powinni pójść jednak w stronę nanomaszyn i SI, a wszystko dałoby się logicznie poukładać
Twoja koncepcja z nanomaszynami nie była zła w stosunku do tego, co jest teraz. Rzeczywiście.
I fakt - wyspa jako karta przetargowa między Benem a Lockiem - to było nielogiczne w kontekście ostatniego tłumaczenia, co Locke zamierza.
Ale podobał mi się mini-Renesans Bena. Naprawdę, przykro mi było patrzeć jak druga pod względem Zajebistości postać w serialu została sprowadzona do roli popychadła. Ale ta próba odzyskania pozycji może też być łabędzim śpiewem Bena.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
A dzisiaj mi się śnił ostatni epizod LOST... ^^ (to pewnie przez to, że nockę zarwałem właśnie z powodu powtórki serialu) z tym, że właśnie w wersji z nanomaszynami. Pamiętam już niestety tylko skrawki snu. Oczywiście byłem sam w środku akcji było też sporo tych starych maszyn i komputerów Dharmy... ach. Coś mnie tknęło, sprawdziłem, i wygląda na to, że finał jest już dostępny. Właśnie go sobie ściągam.
Jeśli chodzi o moja powtórkę, to z braku czasu doszedłem ledwo do połowy trzeciego sezonu. Z początku chciałem wypisać wszystkie zauważone niedoróbki i niepasujące mi momenty ale za duuużo tego było, żeby mi się chciało
Zastanawiam się jeszcze nad końcówką serialu. Pewnie ta będzie mniej więcej happy endem (nawet jeśli wszyscy oprócz Jacka mieliby umrzeć, bo przecież żyliby w alternatywnej rzeczywistości (a może tej prawdziwej? Może wyspa i cała ta Gra wytworzyła alternatywną rzeczywistość po to, by wybrać następcę Jacoba?)).
A później mają być trzy alternatywne zakończenia... więc na pewno jedno będzie wygraną MiBa. Jeszcze inne mogłoby być zniszczeniem całej wyspy włącznie z MiBem i Jackiem. Jakieś inne opcje?
Teraz już wiem. Z początku myślałem, że tradycyjnie we wtorek (czyli w Polsce, zwykle do ściągnięcia dopiero w środę).
===============EDIT====================
ekm... no tom obejrzał.......
uh....
No cóż spodziewałem się czegoś lepszego. Ale w ostateczności może być, choć ilość braków odpowiedzi na wcześniejsze pytania powala.
spoilery
... Nie mówiąc już o niekompatybilności tej alternatywnej rzeczywistości jako przedsionka... nieba? powrotu do źródła? whatever.
Mam na myśli, że większość tam trafiała w przybliżonym wieku zgonu. Ale choćby Claire żyła jeszcze długo później i z pewnością przeżyła "większość swego życia" w innych okolicznościach, ze swoim synem i z pewnością wcale nie mniej znaczącego życia. Też było zabawne, że jej syn trafił na te przed-zaświaty jeszcze w stanie prenatalnym.
Cóż, osobiście miałem jeszcze nadzieję w trakcie odcinka, że Widmore umieścił jednak ciut więcej tych ładunków wybuchowych w samolocie, jak to któryś z bohaterów wcześniej sugerował. Było by to może przykre, ale zarazem ironiczne i w pewien sposób zabawne. No ale jak happy end, to happy end.
Co do Bena, strasznie ta jego postać rozchwiana. Raz tu trzyma z Lockiem, raz z resztą i tak na zmianę przez te ostatnie odcinki. Swoją drogą, gdyby Locke nie powiedział Benowi, że zamierza zniszczyć wyspę spokojnie by wygrał. Kazałby Benowi zabić najpierw Sawyera, potem Jacka i resztę, potem sam by wykończył Bena i uciekł na łódź. Nie mówiąc już o tym, że miał tak świetną okazję by poderżnąć Jackowi gardło, gdy ten leżał ogłuszony kamieniem - widać, że nie czytał Katechizmu Złego Władcy.
...A więc jednak Locke był idiotą
Miałem też nadzieję, że być może Jack zmieni się w nowego MiBa po tym jak został u źródła (ewentualnie w niedopowiedzianej przyszłości mógłby walczyć przeciw Hurleyowi ^^ ). Choć technicznie rzecz biorąc, mogłoby to być jeszcze możliwe (nie żebym chciał LOST II).
A gdy Jack spotkał Christiana, przez chwilę miałem nadzieję, że to MiBowi udało się przenieść w tę alternatywną rzeczywistość ^^ To byłoby dopiero mroczne zakończenie.
A więc tak, czy inaczej ilość informacji jest dla mnie zdecydowanie niewystarczająca. Szczególnie o naturze tej alternatywnej rzeczywistości. Czy istnieje tylko DLA wszystkich 'wyspiarzy' (co mogło być zasugerowane przez Christiana), czy każdy człowiek miałby trafić do drugiego życia (w którymś jego momencie), w którym miałby sobie dopiero uświadomić (po przeżyciu kawałka życia), że jednak jest już martwy. Ojej. A potem nagle zniknąć z tego świata (co mogłoby być z lekka dziwnie odebrane przez resztę społeczeństwa, które jeszcze tam pozostało). Ciekawe też, że nie wszyscy żyli tam 'doskonałe życie' (ew. nie odpłacono im za grzechy; porównajcie ojca Locka i Bena - dwóch siebie wartych sukinsynów i obaj byli na Wyspie). Dziwne też, że część duchów najwyraźniej została na wyspie (żona Richarda; Michel; Anna Lucia też albo była w dwóch miejscach jednocześnie, albo jej dusza przeniosła się na tamten level nieco później).
Wiem, czepiam się, ale mam wewnętrzną potrzebę posiadania spójności pomysłów i idei na świat przedstawiony. A tak, to niech spadają na drzewo (choć oczywiście zgoda, że nie mieli za bardzo możliwości już teraz wdawać się w takie techniczne sprawy i żeby niespodziankę zrobić w ostatnim odcinku).
EDIT: jeszcze jedno - gdy Jack powiedział "Then it ends" - puścili taką muzyczkę, że myślałem, że spadnę z krzesła.
==========================
EDIT: hehe. myślałem, że te alternatywne zakończenia na poważnie będą. no cóż, to tylko zabawne klipy. (tu jest cały program aloha to lost).
A tu, proszę, zbiór pytań, na które nie było odpowiedzi:
http://www.collegehumor.com/video:1936291
Chyba dorzuciłbym jeszcze od siebie jakieś Ale nie widziałem jeszcze finału... Byle do piątku.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum