W czasie porannej prasówki znalazłam takie coś . Podoba mi się podejście Tarantino do życia - jak mu się zachce, to nakręci film, a jak nie - to nie.
Mając tyle na koncie (również filmów), uznanie widzów i krytyki, może sobie pozwolić na wiele, także eksperymenty z filmową materią ("Kill Bill", "Grindhouse"...). O wiele bardziej wolę jego wcześniejsze dokonania ("Wściekłe psy", "Pulp fiction", "Jackie Brown"), bo te nowsze projekty ("Bękartów..." jeszczem nie widział) nie są w moim guście.
Ja liczę tylko na powstanie filmu o średniowiecznej Anglii, jak zapowiadano, chyba że był to tylko luźny pomysł...
Gdzieś doczytałem, że to z Helen Mirren to plotka, a sam Tarantino myśli raczej o nakręceniu filmu przygodowego w konwencji spaghetti westernu, który miałby się dziać w czasach przed zniesieniem niewolnictwa. Szczerze mówiąc ten projekt bardziej mnie by interesował. Bardziej niż średniowiecze.
No i co z tego? Zwyczajnie bardziej interesuje mnie konwencja westernu niż wieków średnich. Zwłaszcza jeżeli Tarantino podejmie się bardziej krwawej wersji spaghetti westernu (a miodem już będzie intertekstualna polemika z Cosmatosem i/lub Peckinpahem) Próbkę miałem w Sukiyaki Western Django (który powstał pod patronatem Tarantino). Zwyczajnie średnie wieki u tego reżysera wydają mi się chwilowo zbyt egzotyczne. Ogólnie to pomyśl, zanim coś napiszesz
A co sądzicie o Natural Born Killers? (Polsat przypomniał w sobotę). Nakręcił Oliver Stone, ale scenariusz był Tarantino (co widać niemal na każdym kroku, film jest mocno w tarantinowskim stylu). Przyznam, że jeden z moich ulubionych obrazów
Po pierwsze to oczywiście bardzo dobry film, świetny scenariusz, doskonała reżyseria i wyborne aktorstwo, słowem - chyba nie ma ten film słabych stron. Super ciekawy "reporterski" sposób pokazania opowieści. Po drugie to obraz kontrowersyjny, bardzo amerykański ale zarazem uniwersalny, pozostający w pamięci na długo, a właściwie na zawsze. Zdecydowanie zajmuje wysokie miejsce na mojej prywatnej liście arcydzieł kinematografii. Kto nie widział - marsz do wypożyczalni DVD
Po czterech latach ponownie obejrzałem Death Proof. Filmu wówczas nie doceniłem (bo oglądałem jednocześnie z Planet Terror i Rodriguezem bardziej się wówczas podjarałem), ale teraz przeceniał też nie będę. Zdecydowanie jest teraz mniej białych plam w odczytywaniu intertekstualnych kontekstów (zwłaszcza, że jakiś czas temu odświeżyłem sobie Vanishing Point, stąd ponowna chęć obejrzenia DP) i w sumie dopiero teraz zauważyłem jak zajebiste w tym filmie są ujęcia (czarno białe ujęcie gdy Abernathy ubiera buty i pali papierosa opierając się o samochód, orgazm) i ogólnie operowanie kamerą. A finał i egzekucja to miód.
Na fali zombiaków postanowiłem sobie obejrzeć Planet Terror. I szok - to jest film o zombie, parodiujący konwencję, a do połowy trzyma w cholernym napięciu. Potem spada i jest już tylko zabawnie, ale wykręcić taki numer z takiej konwencji? Genialne.
W ankiecie jeszcze udziału nie wezmę, bo oglądałem tylko Kill Bille (świetne), Bękarty (znakomite sceny, dialogi) i Fulp Fiction (rewelacja).
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Inna liga. I najlepiej obejrzyj najpierw takie filmy jak Vanishing Point, Easy Rider, Bullit, Mad Max oraz Kill Bille (widziałeś, to ok) i Wściekłe Psy.
Bo Tarantino chamsko nawiązuje tutaj do swoich filmów też
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
To w końcu powstanie ten film? Bo kiedy wyciekł scenariusz, to Tarantino się wziął i obraził i miało filmu nie być. Łyknął dumę, czy napisał go na nowo?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Trudno wybrać, bo jak dla mnie świetne są wszystkie oprócz "Death Proof" i "Jackiego Browna".
"Death Proof" ma zajebiste laski i parę scen z pościgiem samochodowym, ale co z tego, skoro przez 2/3 trwania niemiłosiernie katuje widzów rozwlekłymi, niepotrzebnymi, nudnymi jak nie wiem co dialogami. Zdecydowanie za bardzo przegadany film, i tyle. Może i pojedynczo oglądane sceny są świetne. Gdyby oglądać po 5 minut filmu dziennie i potem 5 minut dalszego ciągu. Ale jako całość ciągnie się nieprawdopodobnie i jest ciężkostrawna. Po 50 minutach ma się dość.
"Kill Bill" to chyba mój ulubiony - sceny akcji, szkolenia Umy, anime, orientalna otoczka, smakowita Lucy Liu i jeszcze smakowitsza Chiaki Kuriyama, reszta obsady też świetna. I do tego hektolitry krwi.
Drugie w kolejności byłyby albo "Bękarty", albo "Psy", albo "Pulp Fiction", albo późniejszy niż ankieta "Django". Nie mogę się zdecydować. Choć "Pulp Fiction" jest momentami ciężkostrawna przez nadmiar dialogów.
"Planet terror" jest z jednej strony świetny, z drugiej obrzydliwy i niesmaczny. Ale w sumie po co się tu wypowiadać, skoro to film Rodrigueza. Generalnie filmy Rodrigueza są dla mnie lżej strawne niż Tarantino, przy nie mniej umiejętnej zabawie konwencją i żonglowaniu schematami przez Rodrigueza jak przez Tarantino. Może to dzięki nie przesadzeniu z ilością dialogów przez Rodrigueza i przez tworzenie dla każdego filmu głównego bohatera, z którym widz może się utożsamiać i mu kibicować, kiedy musi pokonać przeszkody i podjąć walkę - tzw. protagonisty.
Trochę podobnie jak David Lynch, Stanley Kubrick, bracia Coen, Lars von Trier, Werner Herzog, Alfred Hitchcock, Gus Van Sant, David Cronenberg, Paul Thomas Anderson, Wes Anderson, John Waters, Martin Scorsese, Sam Peckinpah i Sergio Leone, Tarantino odbiegł od tej formuły i nakręcił filmy, które takiej postaci nie mają.
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
Choć "Pulp Fiction" jest momentami ciężkostrawna przez nadmiar dialogów
Tiaaa, jak nie pasuje Tarrantino z Allenem to zapewne filmy gonzo będą Ci pasować: sama akcja a dialogi ograniczone do naprawdę niezbędnych wykrzykników.
Obejrzałem "The Hateful Eight" i to była czysta przyjemność. Pod każdym względem. Nie wiem, czy reżyser jest w formie, czy nie. Ale nie mogę się doczekać jego kolejnego filmu. Mam nadzieję, że zmieni gatunek. Choć jeśli znowu będzie coś w klimacie westernu, przeżyję.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Once Upon A Time... in Hollywood" - nie wiem, czy to najlepszy film Quentina Tarantino, ani czy najgorszy lub średni. Mnie się podobał. Szczególnie jako hołd złożony "staremu" Hollywood. I to tej klasyce nieznanej w Polsce. Przez to zgadzam się, że pod tym względem może być nieco hermetyczny dla polskiego widza. Choć może niekoniecznie. Wprawdzie znawcą kina nie jestem, ale przyznaję się, że lepiej znam dorobek filmowy Edwarda G. Robinsona niż Gustawa Holoubka. Nie żywię z tego powodu żadnych uczuć względem siebie. 🙂
Nie miałem zatem problemu z odbiorem filmu, choć zapewne trochę smaczków mi umknęło. Obsada jest znakomita. Zdjęcia i muzyka również, ale w tym konkretnym filmie musiały takie być, aby ten hołd miał smak. I na Wiadomej Scenie ryczałem że śmiechu, choć czy powinienem? Ale wyrzutów sumienia z tego powodu też nie miałem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
QT to dla mnie najbardziej przereklamowany reżyser na świecie, chociaż dobrze widziane jest docenianie go. Taki... Zlatan Ibrahimović świata filmu Hateful 8 nie zmogłem, zanudzili mnie gadaniem dla gadania - Mamoń z Rejsu z opinią o polskich filmach do nich najlepiej pasuje. Bękarty Wojny przewidywalne do wyrzygania. Pulp F to był ponoć jakiś powiew świeżości - nie dla mnie, chociaż byłem młodszy i jarałem się Bruce'em Willisem sięgającym po katanę. Django - taki sprawniejszy warsztatowo Peckinpah, historia bez szczególnej oryginalności. Najlepiej wypadł chyba Kill Bill - świetnie nakręcony film o niczym. Death Proof wart obejrzenia tylko dla Kurta Russella, chociaż i tak bez przesady. Poczucie humoru QT - bolesna niby-sinusoida, która częściej dołuje, niż szczytuje. Tak że teraz na Once Upon a Time zupełnie nie czekam - będzie w TV czy innym VoD, się obejrzy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum