Każdy przynajmniej raz w swoim życiu powinien sobie powiedzieć; stop. Basta.
Nawet pisarze. A może oni w szczególności, tuż za politykami?
A mowa o niekończących się cyklach, które z czasem zamiast śmieszyć- męczą, wciągać- odpychają.
Takowych jest nie mało, i można by odnieść wrażenie, że co poniektórzy nie potrafią lub nie chcą rozstać się ze swoimi bohaterami/ światem czy też wynagrodzeniem.
Na początek mogę podać dwa klasyczne przykłady, mianowicie piszący ciągle o jednym i tym samym, w identyczny sposób- Terry Pratchett.
Zaczął jako chłopiec i chyba tylko sama Śmierć go powstrzyma przed kolejną, kolejną i kolejną powieścią z Świata Dysku.
Dorównać mu może duet z DL, Margaret Weis i Tracy Hickman, ktorzy chyba jeszcze nie zauważali, że każda kolejna książka jest coraz gorsza od poprzedniej.
Prawdę mówiąc owych pisarzy jest bez liku, bo nawet Agatha Christie przesadziła z Poirotem, bo ile można czytać o wspaniałym detektywie, który z książki na książkę puszył się coraz bardziej (wraz z wagą xD)...
Nawet wolałabym żeby niektórzy nie kończyli swoich trylogii.
Dla przykładu mogę podać p. Ziemiańskiego i "Achaje".
Czasami wmawiam sobie, że w ogóle nie przeczytałam tej książki, tworząc własne zakończenie ^^ Na pewno nie tak pijackie;)
Zauważyłam jeszcze jedną rzecz, mianowicie książkowe tasiemce, tworzą przeważnie zachodni pisarze. Dlaczego?
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Dla mnie idealnym przykładem tasiemca jest seria Goodkinda "Miecz Prawdy". O ile pierwsze dwa tomy czytało się z przyjemnością, tak im dalej w las, tym gorzej. Nie dość, że wszystko pisane na jedno kopyto, to przewidywalne do granic możliwości. Ziew i wielkie niezrozumienie dla autora na cholerę ciągnie to dalej.
A pratchettowski świat dysku ma tylu różnych bohaterów, wokół których kręci się akcja różnych tomów, że nie porównywałabym tej serii do klasycznych tasiemcow.
_________________ Pitbull- morderca miejsca w łóżku i Twoich kanapek.
Do listy producentów tasiemców na światową skalę dopisałabym Salvatore. O jakości jego książek nie mnie się wypowiadać, bo czytałam jedynie "Ojczyznę", ale wnosząc z opinii innych - facet powinien się leczyć na Drizztofobię ;P
Potępiam tasiemce i nie lubię wciąż niekończących się cykli. W szok wbija mnie Erikson, jak można sobie zaplanować powieść na 10 megacegieł, pałeczkę Weis i Hickman przejęli bodajże kolejni pisarze Dragonlance. Pratchett ma ten przywilej, że raczej będzie pisał do śmierci ze względu na sławę i uwielbienie czytelników - nawet, gdyby pisał teraz gnioty, mało kto by to zauważył. Ze względu na fanatyzm.
_________________ "Jaka jest lepsza nagroda niż ta, kiedy unosimy broń nad pokonanym wrogiem, którym pogardzamy, a potem ją opuszczamy? O tak, szlachetność to najcenniejsza rzecz na świecie." H. Duncan "Atrament"
książkowe tasiemce, tworzą przeważnie zachodni pisarze. Dlaczego?
Bo więcej im za nie płacą?
Pratchett to koszmar. Facet wychodzi mi bokiem. Aktualnie męczę się ze "Złodziejem czasu" i nieustannie odnoszę wrażenie, że wszystko to już gdzieś było. Świat Dysku od mniej więcej dziesięciu tomów jest zabójczo wtórny i po prostu nudny.
Mam nadzieję, że Terry Goodkind naprawdę zakończy Miecz Prawdy. Nie wiem, kto miałby siłę dalej to czytać
Liv napisał/a:
Nawet wolałabym żeby niektórzy nie kończyli swoich trylogii.
Hm... wcale nie jestem pewna, czy chcę czytać dalsze wypociny Carey na temat Kusziela O.o
Powtórzę to co pisalem na innych forach. Tasiemiec pisany przez jednego autora ma sens jak się kończy na powiedzmy 10 części. Dalej jak było w postach powyżej a przykłady typu Jordan, Pratchett, a dorzuciłbym jeszcze Norton, były podawane. Inaczej się to ma jak dany cykl piszą rożni autorzy.
Hm... wcale nie jestem pewna, czy chcę czytać dalsze wypociny Carey na temat Kusziela O.o
Dodałaś zły cytat - Carey zakończyła swoją trylogię "Wcieleniem Kusziela" i dalsze tomy to tylko kontynuacja. Masz więc zakończenie i wcale nie musisz czytać kolejnych tomów. Ja bardzo chętnie przeczytam, bo autorka ma to do siebie, że czyta się ciężko, ale w ostatecznym rozrachunku jej książki dają fajny posmak. Taki jednostrzałowiec.
_________________ "Jaka jest lepsza nagroda niż ta, kiedy unosimy broń nad pokonanym wrogiem, którym pogardzamy, a potem ją opuszczamy? O tak, szlachetność to najcenniejsza rzecz na świecie." H. Duncan "Atrament"
Masz więc zakończenie i wcale nie musisz czytać kolejnych tomów.
Niby tak xD Podejrzewam jednak, że będzie mnie ciekawić, co też w tej nowej trylogii się dzieje. Oby intryga tym razem stanęła na wysokości zadania. Taak, zdaje się, że to przeczytam... xD
Mój ulubiony "tasiemiec" to oczywiście 13 tomów "Xanthu"Teraz jest tego z 30 , a w Polsce wydano ponad 20. Innych zwierząt nie hiodowałem - chyba, ze policzymy 3 trylogię R. Hobb jako jedną. Z czytanych na pierwszym miejscu jest Goodkind i bodajże 11 czy 12 tomów przygód Ryśka. No, ale gdzie mu tam do RASa i jego drowa.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
To tylko świadczy o tym, że Carey pisze dobrze, bo nadal Cię ciągnie do jej książek ;P sama widzisz.
Hobb imo ma dobrze rozplanowane swoje dzieła - napisała dużo książek, ale są one w miarę równo podzielone na prawie osobne trylogie i nie trzeba przebijać się przez 30643 tomów, żeby dobić do końca. Jak w przypadku Eriksona ;P
_________________ "Jaka jest lepsza nagroda niż ta, kiedy unosimy broń nad pokonanym wrogiem, którym pogardzamy, a potem ją opuszczamy? O tak, szlachetność to najcenniejsza rzecz na świecie." H. Duncan "Atrament"
Cykl opowieści - 42 tomy,
Cykl o Czarnoksiężniku - 15 tomów,
Cykl o Królestwie Świata - 20 tomów,
Cykl O Ludziach Lodu - 47 tomów,
Cykl o Czarnych rycerzach - 12 tomów,
Niezrzeszeni - 4 książki.
Poza tym mało w Polsce znana autorka Animorphs. I saga ponad 50 tomów, a jest jeszcze II i III, a powstaje IV. I wszystko o 5 dzieciaków mających zdolności animorficzne...
Podsumowując, aż tak długie tasiemce nie mają sensu. Nie chcemy chyba kolejnej "Mody na sukces"
_________________ Jak zostać fantastą? Proste. Wystarczy żyć w irracjonalnym państwie kierującym się surrealistycznymi zasadami, wśród nietuzinkowych ludzi przeżywających nieprawdopodobne przygody.
Cykl o Czarnoksiężniku - 15 tomów,
Cykl o Królestwie Świata - 20 tomów,
Cykl O Ludziach Lodu - 47 tomów,
Tę "modę na sukces" zaliczyłam (Ludzie Lodu powinni być na początku). W pewnym sensie traktuję go nawet jako całość.
Zasadniczo jeśli tasiemiec napisany jest dobrze i ciekawie nie mam oporów żeby go czytać. Wręcz przeciwnie, jeśli coś mi się podoba, to chcę tego więcej i więcej...
Dziwnie zaczyna się robić jeśli ktoś czyta z przyzwyczajenia, męczy się z kolejnymi gniotami, bo może jednak to się jeszcze podniesie na nogi, może coś z tego będzie.
_________________ W moim świecie wszyscy są kucykami, jedzą tęczę i kupkają motylkami.
Saga o Ludziach Lodu nie jest jeszcze taka zła, a to ze względu, że jeden tomik można połknąć w godzinkę i po kłopocie.
Najgorsze są tasiemce cegły w stylu Miecza Prawdy, dwa pierwsze tomu zachęcają, a później jest tylko gorzej i gorzej.
Optymalna ilość książek to trzy tomy, chociaż są wyjątki, patrz Martin lub Erikson.
Problem z Carey (tak jak napisała Tyr) polega na tym, że kobieta pisze świetnie.
Jej książki wciągają, wzbogacane przez dodatki, ciekawostki historyczne powiązane z prawdziwymi podaniami. Do tego masa mitów, legend i świetne postacie w dopracowanym świecie, wystarczą aby po książkę sięgnąć ... choćby sama autorka bez końca powielała ten sam schemat - otoczka zawsze jest inna.
Inaczej sprawa wygląda z Haydon.
Pewnie kupię, pewnie przeczytam ... ale niesmak pozostanie.
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Piszecie o Fantasy więc dorzuce najklasyczniejszy z tasiemców...Conan:D
Ale dziwi mnie trochę że nie wspominacie nic o cyklach SF.
A więc: pałkę pierwszeństwa dzierży u mnie cykl Star Wars.
Przez 30 lat i z 60 ksiażek (nie wiem, nie liczyłem) nic prawie się nie zmieniło nie licząc autorów. Ale sporo tego przeczytałem.
Dalej cykl Harrego Harrisona Stalowy szczur (jeszcze jest planeta śmierci i bill bohater galaktyki ale tych nie czytałem)... świetny pomysł eksploatowany do ostatniej literki.
A na obronę cyklów: Honor Harrington Davida Webera. Polecam... Z książki na książkę lepszy... Może dlatego że im dalej w las tym mniej Honor w Honor;)
Piszecie o Fantasy więc dorzucę najklasyczniejszy z tasiemców...Conan:D
Z Conanem to tak nie do końca. Większość powieści , które powstały po śmierci Howarda to nędzne popłuczyny po oryginale i nie mające z nim nic wspólnego oprócz samego bohatera i geografii. "Conan" jest tylko jeden - Howarda.
Archan napisał/a:
świetny pomysł eksploatowany do ostatniej literki.
A właśnie, że nie Nie powstała jeszcze książka kucharska i zbiór "złotych myśli".
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
A na obronę cyklów: Honor Harrington Davida Webera. Polecam... Z książki na książkę lepszy... Może dlatego że im dalej w las tym mniej Honor w Honor;)
Czy ja wiem? Największy sentyment mam do pierwszych tomów. Potem było lepiej i gorzej. Na razie wymiękłam przy 'Wojnie Honor'. Nie mogłam się już doczekać końca wojny ciągnącej się od siedmiu tomów, a tu następna. A do tego, jak zauważyłam, coraz więcej polityki. To ja już wolę tę kameralną atmosferę z dwóch pierwszych części.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
Czy ja wiem? Największy sentyment mam do pierwszych tomów. Potem było lepiej i gorzej. Na razie wymiękłam przy 'Wojnie Honor'. Nie mogłam się już doczekać końca wojny ciągnącej się od siedmiu tomów, a tu następna. A do tego, jak zauważyłam, coraz więcej polityki. To ja już wolę tę kameralną atmosferę z dwóch pierwszych części.
Nie wiem dlaczego ale polityka w HH była tez dla mnie interesująca. A wojna? No cóż... Wojna to tzw. Normalne okoliczności przyspieszonego awansu... czy jakos tak... Jak ktoś zna dokładnie ten cytat to niech mnie poprawi. Zreszta wojna honor to po prostu przedłużenie poprzedniej wojny i normalne wygrażanie mięśniami w wypadku Imperium Andermańskiego. A co do polityki, to widze delikatne podobieństwo do poprzednich rządów:D Tych od IV RP:D Polecam Cień Saganami. Też kameralne:D
A na obronę cyklów: Honor Harrington Davida Webera. Polecam... Z książki na książkę lepszy... Może dlatego że im dalej w las tym mniej Honor w Honor;)
No nie wiem... do pewnego momentu może i masz rację, ale dwie ostatnie książki to już była duża przesada. Z całkiem niezłego cyklu sf zrobiła się nagle telenowela brazylijska z elementami sf. Zupełnie mi się to nie podobało. Ale cykl rozpatrywany jako całość - faktycznie niezły .
A przeczytać cykl na raz to wg mnie zabójstwo dla cyklu. Nie ma niecierpliwości oczekiwania na kolejny tom, nie ma dyskusji na forum bo same spojlery, nie ma radości z wyszukiwania najdrobniejszych nowinek o czym będzie, nie ma wreszcie niepewności - wyjdzie czy nie, kiedy, czy w Polsce - zero emocji, kawa na ławę:)
Wszystko zależy, jaki to jest cykl. Bo są takie, gdzie każda książka jest w sumie zamkniętą powieścią (jak MKP, a przynajmniej jej pierwsze tomy), albo takie jak Hyperion, czy inne dylogie Simmonsa, w których drugie tomy są bezpośrednią kontynuacją.
Ja nie cierpię oczekiwania na kolejne tomy. Dla mnie te emocje, niepewność, kiedy się ukażą i tak dalej, są przede wszystkim negatywne. Nie mówiąc o tym, że nie lubię tych wszystkich nowinek, przewidywań przyszłości i tym podobnych. Dostając kolejny tom do ręki wolę wiedzieć o nim jak najmniej, bo wtedy mam większą przyjemność z czytania. A jak poczytałabym całą masę różnych przypuszczeń i wymysłów czytelników, a potem okazałoby się, że część z nich się sprawdza, brakowałoby mi zaskoczenia.
wob001 napisał/a:
A Stephenson - czy czytelnik boi się, że w 8 książce z cyklu poziom nagle spadnie? U autora tej klasy? Po zachwycie wcześniejszymi książkami?
Raczej czytelnik woli nie przerywać powieści w połowie (albo w jednej trzeciej). To tak jakbyś po przeczytaniu kilkuset stron książki odłożył ją na później (i to czasem nie wiadomo na jakie później). Oczywiście nie przeszkadza to we wcześniejszym kupowaniu poszczególnych tomów.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
Oczywiście nie przeszkadza to we wcześniejszym kupowaniu poszczególnych tomów.
O właśnie, chciałem o tym napisać. Ja mam wszystkie 7 tomów Cyklu barokowego, przeczytałem pierwsze trzy i się z resztą nie śpieszę. Czekam aż na horyzoncie będzie ostatni tom. Miesiąc przerwy nie robi mi dużej różnicy, ale jak to są powiedzmy pół roku między dwoma częściami jednego tomu, czy też dwoma tomami jednej części to jest gorzej, bo tracę kontakt z fabułą.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
A przeczytać cykl na raz to wg mnie zabójstwo dla cyklu. [...]
Wszystko zależy, jaki to jest cykl. Bo są takie, gdzie każda książka jest w sumie zamkniętą powieścią (jak MKP, a przynajmniej jej pierwsze tomy), albo takie jak Hyperion, czy inne dylogie Simmonsa, w których drugie tomy są bezpośrednią kontynuacją.
Cykl z definicji i z założenia autora ma być całością, ale składającą się z rozdzielonych części i nie powinno się chyba traktować go jako pojedynczej powieści w odcinkach (świadomie wykluczam tutaj zabiegi wydawcy lub promocji czy względy ekonomiczne dzielenia książek).
Właśnie tak jak MKP cykl budowany jest z w miarę autonomicznych tomów i dla mnie czytanie jednego po drugim jest zbyt dużym i intensywnym "przeżyciem", a rozdzielanie ich, zarówno w czasie jak i innymi lekturami, daje odpowiedni oddech przed kolejnym tomem i zapobiega znużeniu.
Czasem też jest tak, że autor rozwija się z tomu na tom, a przynajmniej zmienia (szczególnie jeśli trwa to lata) i czytelnik też powinien mieć czas na "rozwój", na zmianę.
Elektra napisał/a:
Ja nie cierpię oczekiwania na kolejne tomy. Dla mnie te emocje, niepewność, kiedy się ukażą i tak dalej, są przede wszystkim negatywne. Nie mówiąc o tym, że nie lubię tych wszystkich nowinek, przewidywań przyszłości i tym podobnych. Dostając kolejny tom do ręki wolę wiedzieć o nim jak najmniej, bo wtedy mam większą przyjemność z czytania. A jak poczytałabym całą masę różnych przypuszczeń i wymysłów czytelników, a potem okazałoby się, że część z nich się sprawdza, brakowałoby mi zaskoczenia.
Rozumiem, ja mam trochę inaczej. W cyklach najbardziej cenię klimat, postacie i świat na tyle intrygujący i logiczny, że na kilka czy kilkanaście lat daje mi przyjemność "obcowania". A nie na kilka tygodni - gdybym czytał wszystko jednym ciągiem.
Zaskoczenia to dla mnie atut opowiadań czy krótszych powieści.
wob001 napisał/a:
A Stephenson - czy czytelnik boi się, że w 8 książce z cyklu poziom nagle spadnie? U autora tej klasy? Po zachwycie wcześniejszymi książkami?
Elektra napisał/a:
Raczej czytelnik woli nie przerywać powieści w połowie (albo w jednej trzeciej). To tak jakbyś po przeczytaniu kilkuset stron książki odłożył ją na później (i to czasem nie wiadomo na jakie później). Oczywiście nie przeszkadza to we wcześniejszym kupowaniu poszczególnych tomów.
Tutaj wracamy do definicji cyklu i zabiegów wydawniczych. Pewnie dzielenie Żywego srebra jest sztuczne, ale już Żywe srebro, a Zamęt, a Ustrój świata to po prostu osobne tomy.
Porównanie do odłożenia powieści w połowie nie jest do końca trafne, bo przecież autor - twórca to zrobił (w przypadku cyklu), a nie ja. Czy mam mu odmówić prawa, albo słuszności do dzielenia swojej opowieści (nie powieści)?
Saga o Ludziach Lodu nie jest jeszcze taka zła, a to ze względu, że jeden tomik można połknąć w godzinkę i po kłopocie.
Kumpel kiedyś mi opowiadał co dziennie z zapałem tom po tomie tą książkę (biernie słuchałem) i dochodzę do winosku, że nie chcę znać szczegółowej treści tej serii.
Kiedy słyszę "książkowe tasiemce" od razu kojarzy mi się to z twórczością R.A. Salvatore'a i jemu podobnych miłośników rpg i gier komputerowych. Kiedyś już pisałem na republice co sądzę o fantastyce pokroju "Forgotten Realms" i "Dragonlace" - nie będę się powtarzał, powiem tylko, że Salvatore jest jednym z niewielu, których da się jeszcze poczytać, jeżeli nic lepszego nie leży pod ręką. Saga o Drizzcie (wliczając te wszystkie "Sagi Doliny Lodowego Wichru" i "Sagi Mrocznego Elfa") ma już z piętnaście tomów, ja podziękowałem po "Dziedzictwie".
Wkurzają mnie cykle, które się ciągna niemiłosiernie. Najpierw, po Ścieżce Sztyletów porzuciłem Roberta Jordana. Pomyślałem, za późno, że dziad mnie nabiera wypuszczając przegadaną jak rozgotowany makaron makulaturę. A końca nie widać było, za to mnożenie niewiadomo jakich wątków, niewiadomo po co... W tym Jordan stał się mistrzem. Więc nie tknę tego cyklu dopóki się nie skończy. A jak się nie skończy, bo nie będzie komu kupować wczęsniejszych tomów - cóż, mam to w nosie. Brak szacunku dla czytelnika = brak szacunku dla autora.
Co innego - dla kontrastu - Steven Erikson. Facet pisze i wydaje regularnie. Nie robi mnie w ciula wciskając ciemnotę, jak Jordan. Zakłada, że jego czytelnicy to ludzie inteligentni. I tak ich traktuje. Ma plan, ma wizję, jest konsekwentny. Może MKP pisac kolejnych 10 lat - będe kupował regularnie, jeśłi nie wejdzie na ścieżkę ś.p. Jordana.
Co innego - wracając do początku - George R. R. Martin. Gadki, że pisze wolno, aby oddać do rąk czytelnika najwyższej jakości dzieło nadają się do wyrzucenia na śmietnik. Męka z jaką idzie mu pisanie Tańca Smoków świadczy o jednym: facetowi się zawiesił "system". Przerosła go opowieść, stracił wenę - albo jedno i drugie. W tempie z jakim pisze, na koniec tego cyklu doczekam się koło emerytury. A kolejne odsłony wcale nie są najlepszej jakości. Taniec zapowiada się na kontynuację losów bohaterów, kórzy nie zmieścili się w Uczcie. Tak samo nic nie wnoszącą do głównej akcji, jak Uczta (może trochę poza wątkiem Daenerys). I na dodatek kretyński ostatni lub przedostatni wpis na stronie GRRM... Albo przejadł się prozakiem, albo ja straciłem poczucie humoru. Tak, czy siak - odpuszczam powoli. Bo robi mnie w ciula.
Zatem: cykle tak, kupowanie tom po tomie - tak. Ale tylko w przypadku autorów pokroju Eriksona. A reszta niech spada na drzewo lub pisze z konsekwencją, jakością i regularnością Eriksona.
No... Upuściłem trochę pary, teraz mogę iść wyprasować koszulę na jutro
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Niektóre książkowe tasiemce czytuję z dużą przyjemnością - Xanth, przygody Honor, Jordana, Eriksona, Martina, Hobb, Gemmella, Pratchetta, Stephensona. Ale mam problem - zanim Autor napisze ostatni tom (i czy w ogóle napisze) ja już nie pamiętam szczegółów z pierwszego. Dlatego wolę, gdy kolejne tomy dzieją się w wykreowanym świecie, a nie są bezpośrednią kontynuacją losów bohaterów. Bo zwykle kończy się tak, że za każdym razem gdy wydawany jest kolejny tom, ja zaczynam lekturę cyklu od początku - w efekcie pierwsze tomy są przeze mnie najczęściej przeczytane... Wściec się można... Ale niektórych cykli nie żałuję...
Poważnie Honor Harrington Ci się podoba? Ja miałam dość po pierwszej książce którą wmusiłam w siebie jak bardzo niedobrą potrawę, wielkimi haustami i byle do dna. To zakrawa pod masochizm, czytanie tego dalej O.o
Hobb to nie tasiemiec, co to, to nie! xD Już to kiedyś pisałam, to są 3 osobne trylogie których nie musisz czytać, bo są elegancko zakończone. A przynajmniej dwie z nich xD
_________________ "Jaka jest lepsza nagroda niż ta, kiedy unosimy broń nad pokonanym wrogiem, którym pogardzamy, a potem ją opuszczamy? O tak, szlachetność to najcenniejsza rzecz na świecie." H. Duncan "Atrament"
Serio, serio. Bawią mnie głównie analogie, np. do Horatio Hornblowera. Poza tym fajnie jest w trójwymiarowych bitwach kosmicznych odnajdywać klasyki taktyki bitewnej. W "tym temacie" jeden mój znajomy jest mistrzem i znawcą - nawet kiedyś tłumaczył mi szczegóły przy użyciu zapałek. Wyszło nam średnio - mieliśmy za mało rąk do odwzorowania przestrzennego... a zapałki jeszcze długo chrzęściły nam pod nogami...
W przypadku książek (cykli) Robin Hobb brakuje mi jednej pozycji, która te wszystkie historie zbierałaby w jedną całość - w końcu tego samego świata dotyczą. Albo może jednej pozycji, która przedstawiałaby najbardziej początkowe początki...
Generalnie lubię cykle powieściowe, o ile tylko przedstawiają w miarę "prawdopodobny", kompleksowy świat - taki, w którym czujemy, że istnieje gospodarka (nawet jeśli wprost o niej się nie mówi), polityka, w którym działają prawa socjologiczne, jednym słowem taki, w którym bohaterowie nie zależą tylko od siebie i od swoich umiejętności machania mieczem czy miotaczem.
Bo zwykle kończy się tak, że za każdym razem gdy wydawany jest kolejny tom, ja zaczynam lekturę cyklu od początku - w efekcie pierwsze tomy są przeze mnie najczęściej przeczytane...
Gratuluje samozaparcia, współczuje pamięci Gdybym miał przeczytać 10 razy "Pierwsze prawo magii" to chyba oszalałbym z rozkoszy
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Gdybym miał przeczytać 10 razy "Pierwsze prawo magii" to chyba oszalałbym z rozkoszy
Nie zarzekaj się tak... wszystko przed Tobą.
Ten styl czytania przytrafił mi się przy Jordanie. Musiałam wrócić do początków, bo bez przerwy mi się mylili tacy różni... Ale teraz mam odpoczynek - czekam, aż cykl się skończy (wersja optymistyczna).
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Na początek mogę podać dwa klasyczne przykłady, mianowicie piszący ciągle o jednym i tym samym, w identyczny sposób- Terry Pratchett.
W tym przypadku mogę powiedzieć tylko : Thank you sir, may I have another
Liv napisał/a:
Zauważyłam jeszcze jedną rzecz, mianowicie książkowe tasiemce, tworzą przeważnie zachodni pisarze. Dlaczego?
Bardzo łatwa odpowiedź - na zachodzie, pisarstwo jest zawodem przynoszącym konkretne korzyści. Opłaca się więc pisać i pisać, rozciągać cykle, bo mało prawdopodobne, żeby ktoś kto przeczytał 5 wcześniejszych tomów, darował sobie 6, a ktoś kto chce poznać fabułę, musi przeczytać wszystkie wcześniejsze. Przy licznych tomach wraz z wydaniami nowych, są też dodruki starszych. A to wszystko przekłada się na kasę dla autora.
Tigana napisał/a:
Saga o Ludziach Lodu nie jest jeszcze taka zła, a to ze względu, że jeden tomik można połknąć w godzinkę i po kłopocie.
Po jednym tomie dałem sobie spokój. I po kłopocie, a oszczędność czasu spora.
Archan napisał/a:
Piszecie o Fantasy więc dorzuce najklasyczniejszy z tasiemców...Conan:D
Przykład dosyć wątpliwy, bo sam Howard napisał kilkanaście opowiadań i jedną powieść, zaś kolejni kontynuatorzy dokładali cegiełkę do cegiełki.
Romulus napisał/a:
Zatem: cykle tak, kupowanie tom po tomie - tak. Ale tylko w przypadku autorów pokroju Eriksona. A reszta niech spada na drzewo lub pisze z konsekwencją, jakością i regularnością Eriksona.
Jak na razie Eriksona kolejne tomy mam w planach, Jordana w perspektywie drugi i trzeci, zaś Marin już czeka grzecznie na półce - zatem złości do nich jeszcze nie czuję
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum