I powiem tak: jeśli ktoś ma oględne pojęcie o fizyce, to niech się strzeże pierwszych 2/3 - wykład dla laików z historii fizyki od czasów starożytnych do końca XXw.
"Zarys historyczny" jest niestety zmorą większości książek poświęconych fizyce kwantowej. Kogo to nudzi, może poczytać Dragana, np. Kwantechizm, bo facet ma do pisania o fizyce niekonwencjonalne podejście i w tańcu się nie pierdoli.
Jeśli chodzi o erudycję i styl pisania to na pierwsze miejsce wysunął się chyba Rovelli. To taki Umberto Eco wśród fizyków.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Ale książka Ledermana jest o pasji poznania bardziej niż o samej teorii. Dlatego się nie dezaktualizuje.
Próbowałem ostatniego bestsellera pani Rooney. Dawno nie czytałem tak nudnej, bezpłciowej, pozbawionej interesujących bohaterów i wypłaszczonej emocjonalnie powieści. O niczym i o nikim. Kolejna młoda zdolna. Przed połową poszła do kosza. Będzie bolało Adama Kaya to wyznania angielskiego lekarza, który odpadł. O systemie medycznym w UK. I pewnie nie tylko. Szpitale na Zachodzie są wszędzie podobne. My też tam jesteśmy. Ciekawiej byłoby opisać codzienność w krainach grozy. Nie będę jednak szukał na siłę. Opowieść jest zabawna. Bo tak się lepiej sprzeda. To nie zarzut, bo pewnie inaczej bym na nią nie wpadł wśród wielu w temacie. Takie wypływają na wierzch. Autor jest wrażliwym, refleksyjnym żydem gejem z poczuciem humoru. To już wiecie mniej więcej czego się spodziewać.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Z Ledermanem masz oczywiście trochę racji, po prostu czego innego się spodziewałem. A o pasji poznania jednak najlepiej pisze Stephenson w pierwszym tomie Cyklu Barokowego, opisując działania Towarzystwa Królewskiego
Zebrałem się tymczasem do Ellisona "To, co najlepsze" tom I. Na razie widzę, że problem z retrospektywą ten sam, co u Martina: słabizn sporo, a najlepsze kawałki już znam skądinąd. Literacko chwilami bywa nieźle, choć niezbyt często. No i pod warunkiem, że tłumaczy ktoś inny niż Sokołowski.
"1633" Erica Flinta - do recenzji czytam powolutku. Kiedy się przyjmie brednie i uproszczoną wersję historii (choć może nie aż tak uproszczoną) to jest to całkiem przyjemne czytadło. W drugiej części nie ma już udawania, robi się z tej opowieści historia alternatywna, z nowym pisaniem sojuszy i samej historii Europy i świata. Bohaterowie mają już w tej powieści lotnictwo, na razie jeden statek, ale przecież dajmy im - książkowego - czasu.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Odstawiłem Ellisona w połowie. Nie to, żeby było bardzo źle, wrócę, ale chwilowo coś muszę zmienić. Będzie Domosławskiego "Gorączka latynoamerykańska" przeplatana "Libertadores" Harveya. Domosławski zaczyna dobrze, a Harvey ma przyciężki, belferski styl. Ale to dopiero początki, zobaczymy.
O północy w Czarnobylu Adama Higginbothama - czyli Gorkuimorku, dwie katastrofy w cenie jednej. Pierwsza katastrofa, ta z 1986 roku, jest znakomicie opisana, udokumentowana i zbadana, autor osobiście pofatygował się żeby rozmawiać z żyjącymi świadkami i uczestnikami wydarzeń i to widać, słychać i czuć. Z tego chociażby względu książkę bezwględnie warto przeczytać, jeśli jesteśmy w stanie poradzić sobie z drugą katastrofą.
Drugą katastrofą jest przekład. Tłumacz należy do mojej ukochanej kategorii przekładców, to znaczy Jeszcze nie do końca opanowałem angielski, ale już przestaję kumać polski. Niektóre zdania są tak kanciaste że można sobie o nie poharatać gałki oczne, czasem trzeba sobie mocno dopowiadać sens z kontekstu, do tego chłop ma średnie rozeznanie w realiach Związku Radzieckiego, wrzuca w tekst angielskie skrótowce radzieckich instytucji, ni twardego chuja nie wie co to jest otczestwo, nie ma bladego pojęcia o używaniu rosyjskich nazw własnych oraz myli deprywację z deprawacją, topnienie z rozpuszczaniem, piedestał z pantałykiem i klawesyn ze skurwesynem (ok, jedno z czworga zmyśliłem). Mimo wszystko warto zacisnąć zęby i się przebić, ale to nie jest łatwa przeprawa.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Ja czytałem pierwszy tom opowiadań - "Ukryty pokój". "W głębi lasu" dopiero przede mną.
Świetne teksty, taka trochę literacka "Strefa mroku". Przypominało mi to nieco "Październikową krainę" Raya Bradbury'ego. Weź taką klasyczną grozę z początku dwudziestego wieku, wyrzuć patos i dopraw taką właśnie "dziwnością" jaką miał wspomniany serial. Aickman nazywał swoje opowiadania mianem "strange stories" - część z nich powstawała nawet w czasach emisji pierwszej serii "Strefy Mroku" na początku lat sześćdziesiątych. Ogólnie jestem na duże TAK.
Ellison "To, co najlepsze" tom I odradzam. Dobre teksty policzyć można na palcach jednej ręki, jest zaskakująco sporo banałów, parę fabuł mętnych i bez sensownej konkluzji, a że w dodatku nie kręci mnie jego twórczość nie-beletrystyczna (np. wspominki z życia w młodzieżowym gangu), bo aż tak dobrym literatem to Ellison nie jest, żeby wybronić się w non-fiction, to w tak grubym klocku prawie nie ma co czytać. Tom 2 zapowiada się lepiej (sądząc po spisie treści), ale chyba musiałbym go dostać w prezencie. Bo kupić - nie kupię.
Też sobie odpuściłem, choć z obietnicą powrotu. Ale już wiem, że nie wrócę. Nudne.
"SPQR" Mary Beard. Po pierwszym rozdziale - świetnie napisana książka. Choć zaczyna się "od środka", od spisku Katyliny. Ale od razu mi zrobiła apetyt na więcej.
Sarah J. Maas "Księżycowe miasto", dwuczęściowa powieść, tym razem ponoć dla dorosłego czytelnika. Ale już czuję nosem, że będzie wątek romantyczny w stylu "kto się czubi, ten się lubi", "niedopasowani", ale muszą razem pracować. Nie kaleczy oczu, na razie. Poza tym, nie ma tu - znowu: na razie - walki o przyszłość świata i usypiającego wielkiego zagrożenia. Zaczyna się jak zagadka kryminalna w świecie fantasy. Jeśli dotrwa w takiej konwencji do końca, to będzie sukces.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Utknęłam, gdzieś blisko początku. Wciąż się łudzę, że wrócę, że na pewno w tej części, do której nie dotarłam, jest jakiś super tekst, który wynagrodzi wcześniejszy brak błysku. Ale jakoś dotychczas nie wróciłam.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Tam to w sumie najlepsze niefantastyczne teksty były.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
"SPQR" Mary Beard. Po pierwszym rozdziale - świetnie napisana książka. Choć zaczyna się "od środka", od spisku Katyliny. Ale od razu mi zrobiła apetyt na więcej.
Czytałem jej Pompeje i zaczepiłem oko o bardzo dobry serial o codziennym życiu w Rzymie, obie rzeczy świetne. Polecasz, mówisz?
U mnie chwilowo Bitwy morskie Kosiarza, ramotka, ale kompetentna. Niby człowiek wszystko to już wie, niby to syntetyczne strasznie, niby wtrącanie co chwila uwag o kapitalistycznym imperializmie drażni, ale mam frajdę z lektury (pewnie dlatego że na Kosiarzu, Pertku i Flisowskim się wychowałem ). Teoretycznie książka stanowiąca przegląd działań na morzach od starożytności, ale okres do wybuchu I wojny światowej jest potraktowany dość skrótowo, więc jeśli kto łaknie pogłębionych analiz klęski Wielkiej Armady albo poczynań Nelsona pod Abukirem, może się zawieść.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"SPQR" Mary Beard. Po pierwszym rozdziale - świetnie napisana książka. Choć zaczyna się "od środka", od spisku Katyliny. Ale od razu mi zrobiła apetyt na więcej.
Czytałem jej Pompeje i zaczepiłem oko o bardzo dobry serial o codziennym życiu w Rzymie, obie rzeczy świetne. Polecasz, mówisz?
Polecam z powodu stylu autorki. Naprawdę nie przynudza i nie zakopuje siebie i czytelników pod tonami archeologii i rozważań. Do tego - przynajmniej na początku - "uwspółcześnia" historię pokazując jak kwestia podejścia Cycerona do spisku Katyliny ma się do dzisiejszych zagrożeń i reakcji na nie.
Podobnie zrobił Robert Harris w swojej doskonałej Trylogii Rzymskiej. Tyle że fabularnie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Z zimną krwią" Trumana Capote. Zabierając się za tę książkę, wiedziałem, że będzie o morderstwie. I tyle. Początek, to, z jednej strony, "rys" rodziny ofiar, charakterystyka 4 zamordowanych członków rodziny Clutterów - ojca, matki i dwójki jeszcze mieszkających z nimi dzieci (córki i syna). Dwie starsze córki już założyły własne rodziny i mieszkały w innych miastach (a nawet stanach). Z drugiej strony podobna charakterystyka, nawet bardziej dokładna, morderców. Sam moment kulminacyjny (morderstwo) jest opisany po fakcie. Później następuje opis śledztwa i tułaczki sprawców po USA i Meksyku (byli tam, ale wrócili). Po aresztowaniu, w końcu Capote zdradza przebieg zdarzeń na podstawie przesłuchania/zeznań. Ostatnia część książki to już proces i oczekiwanie na wyrok śmierci, plus skrócony opis zbrodni i sytuacji kilku innych skazanych na śmierć oczekujących wyroku w tym samym więzieniu.
Jest trochę sielankowości na początku, jest trochę goryczy - dotyczy trudnego dzieciństwa sprawców - ale naprawdę warto. Nie ma tu bezpośrednich, emocjonalnych ocen sprawców pochodzących od samego autora. Warto, choć może to być trudna lektura.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
"Z zimną krwią" Trumana Capote. Zabierając się za tę książkę, wiedziałem, że będzie o morderstwie. I tyle. Początek, to, z jednej strony, "rys" rodziny ofiar, charakterystyka 4 zamordowanych członków rodziny Clutterów - ojca, matki i dwójki jeszcze mieszkających z nimi dzieci (córki i syna). Dwie starsze córki już założyły własne rodziny i mieszkały w innych miastach (a nawet stanach). Z drugiej strony podobna charakterystyka, nawet bardziej dokładna, morderców. Sam moment kulminacyjny (morderstwo) jest opisany po fakcie. Później następuje opis śledztwa i tułaczki sprawców po USA i Meksyku (byli tam, ale wrócili). Po aresztowaniu, w końcu Capote zdradza przebieg zdarzeń na podstawie przesłuchania/zeznań. Ostatnia część książki to już proces i oczekiwanie na wyrok śmierci, plus skrócony opis zbrodni i sytuacji kilku innych skazanych na śmierć oczekujących wyroku w tym samym więzieniu.
Jest trochę sielankowości na początku, jest trochę goryczy - dotyczy trudnego dzieciństwa sprawców - ale naprawdę warto. Nie ma tu bezpośrednich, emocjonalnych ocen sprawców pochodzących od samego autora. Warto, choć może to być trudna lektura.
Stoi i czeka już za długo. Wezmę się za nią po skończeniu obecnie czytanej.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Wcześniej był jeszcze "Zew krwi" Londona. Szwagier mi kiedyś chwalił, bardzo mocno chwalił. No to kupiłem, przeczytałem. Z jednej strony wręcz naiwne uczłowieczanie psów, z drugiej - każdy posiadacz (jednak trudno relację człowiek-zwierzę nazwać inaczej) psa/kota wie, że to są niezależne i świadome jednostki. Może inaczej niż my, ale to wcale nie znaczy, że gorzej. Polecam.
Teraz przelatuję przez "Falco" Reverte'a. Rzecz o wojnie domowej w Hiszpanii.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Zacząłem Fundację po latach. Bo serial. Wspominam to dobrze, jak większość lektur wczesnoangielskich. Po ichniemu wszystko wydawało się super. Ale powtórzone też było miłe, acz zbyt późno przeczytane, by introdukowało się w czytelnicze dna. A teraz czytam z wielką frajdą. Bo nie muszę mieć do tego żadnych analitycznych naparć. Bo dystans zniknął i czas, by to wykorzystać. Wiem, że wróci malkontent we mnie. To taka czytelnicza cyklofrenia. Przyzwyczaiłem się. To wkurwia, to cieszy.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Pomysł z pojawiającymi się w nocy demonami/potworami sympatyczny, ale reszta fatalna. Konstrukcja świata nieprzemyślana, niedopracowana. Demony, choć pojawiają się codziennie od dobrych trzystu lat, każdego wieczora zaskakują ludzi, którzy zazwyczaj są nieprzygotowani. Ludzkość jako całość w zasadzie nie wypracowała żadnych mechanizmów walki poza niezbyt efektywnymi sposobami biernej obrony, które często zawodzą. I co ciekawe nikt nawet nie próbuje niczego wymyślić. Preferowane postawy to bezrozumny heroizm albo częściej bezmyślne tchórzostwo. Postacie to stereotypowo jednowymiarowe, najczęstsze klisze fantasy. Ich zachowania często sztuczne, niewiarygodne. Fabuła prościutka. W zasadzie cała powieść to rozwleczone zbieranie drużyny przed wyprawą. Narracja schematyczna i (samo)powtarzalna. W kółko dzieje się to samo.
Językowo nie ma porażki ale to język prosty, niespecjalnie wyrobiony, pasujący do płytkiej i wyraźnie pretensjonalnej opowieści.
Całość sponsorują literki N jak Naiwność, I jak Infantylność i W jak Wtórność.
Gdyby książka była skierowana do młodego czytelnika - jej poziom sugeruje mniej więcej 13-14 letniego odbiorcę - mogłaby uzyskać lepszą ocenę. Jednak wyraźne kierowanie do dorosłych oraz dość liczne, częściowo poprowadzone wyraźnie naturalistycznie, opisy stosunków seksualnych oraz ciągłe jednoznaczne nawiązywanie do rozmaitych zachowań seksualnych wykluczają pozycję z tej niszy.
Wysłuchałem w bardzo dobrej interpretacji Filipa Kosiora.
Może to ten sam efekt co z Achają?
Niedorośli 20-30latkowie pod pozorem fantastyki dostali trochę gołych dup, to im się podoba (że nie napiszę bardziej ...)?
Ja tym razem się nabrać nie dałem, więc wnioskuję tylko z powyższego opisu, ale nawet nie zamierzam tego próbować czytać ... jedna Achaja mi wystarczy ... ;-> A zachwalali mi to w pracy dokładnie ci sami, co Achaję ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
eraz przelatuję przez "Falco" Reverte'a. Rzecz o wojnie domowej w Hiszpanii.
ma raczej nie najlepsza prasę, ciekawym opinii
Bo ja wiem? Moim zdaniem taki revertowski średniak. Historia szpiegowska w początkach wojny domowej w Hiszpanii, tytułowy Falco jest agentem służb pracującym na rzecz rebeliantów gen. Franco. Miłość, zdrada, działanie na tyłach wroga. Bez fajerwerków, ale i nie gorzej niż inne jego rzeczy. Bez jakiegoś silenia się na elokwencję. Dobry przerywnik.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum