Ale ja od września mam pomniejszoną pensję. Więc nie wiem, czego oni mi nie płacą. Zresztą, do tych biednych księgowych nie mam pretensji, bo co one mogą mieć do powiedzenia?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Spytaj, niech ci wyjaśnią jak to jest, że płacisz zaliczki, to dlaczego przy rozliczeniu masz jeszcze dopłacać podatki rzędu tysięcy złotych. W jaki sposób te zaliczki są liczone w takim razie?
A może dostajesz jakieś dodatki przez cały rok, których księgowe nie uwzględniają przy obliczaniu zaliczki na podatek dochodowy i stąd takie cyrki na koniec roku? Wygląda to na błąd pracodawcy, o ile nie masz innego źródła dochodów, od którego źle były odprowadzone zaliczki.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Zaraz zaraz.
Jeżeli od września dostajesz mniejszą wypłatę (na oko jakieś 1000 zeta ) to znaczy że pracodawca (ministerstwo ?) odciąga ci zwiększony podatek.
Więc problem może tkwić w tym nowym lepszym PITcie który niby US ci robi.
Moja sugestia - ściągnij sobie jakiś darmowy programik do liczenia PITa, wstaw do niego dane z PIT11 ( który zakładam że masz ) i obacz co ci on wyliczy.
może być błąd w wyliczich tego ich automatu
E tam, żadnych dodatkowych dochodów, sprawdzaliśmy nasze rozliczenia oddzielnie, dopłaty mieliśmy obydwoje tak czy siak.
Może rzeczywiście pogonię księgowe. Ale na sto procent idę w tym roku do doradcy podatkowego. Aby mnie uszczęśliwił opcjami optymalizacji podatkowej. Albo unieszczęśliwił. Koniec z wyzyskiem klasy "średniej", czy raczej wyższej klasy robotniczej.
Ale Kulczykom chętnie bym postawił browara. Albo dobre wino.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
O tym, jak ratować polską gospodarkę i jak to dotąd władza zjebała. Oraz ogólnie o ciasnych postbalcerowiczowskich umysłach rządzących polską ekonomią. Tak po stronie PiS, jak i PO.
Pierwsza “tarcza” rządowa - jej faktyczny wymiar, bo nie mówię o gwarancjach i kredytach, tylko o rzeczywistych sumach, które mają płynąć do gospodarki - to jakieś 1,5 proc. PKB. Tyle co nic. Mamy za sobą miesiąc od zamknięcia szkół i wyłączenia wielu gałęzi gospodarki. Ten czas został zmarnowany. Po miesiącu, kiedy firmy zaczęły bankrutować, ludzie stracili dochody i pisali błagalne apele do posłów, ogłoszono parę dni temu tzw. tarczę finansową na 100 mld, czyli 4,5 PKB. Krok w dobrą stronę, ale to też za mało. Rząd zamroził całe gałęzie gospodarki i przez miesiąc mówił ludziom: radźcie sobie sami (...)
Brytyjczycy zaplanowali pomoc w wymiarze kilkunastu procent PKB. Jeden dzień po zamknięciu szkół! Polska tarcza jest spóźniona i za mała (...)
Więc będziemy mieli tu gruzy z powodu wąskich horyzontów polskich elit politycznych. Mówię całkiem serio, zapaść gospodarki może być większa niż w 1989 roku.
Jeśli nie zadłużymy się teraz, natychmiast, żeby mieć pieniądze na podłączenie firmom kroplówki, to w przyszłości dług i tak wystrzeli. Po prostu obecne zadłużenie - o które tak niby dbamy, żeby go nie powiększać - będzie stanowiło coraz większą część kurczącego się z miesiąca na miesiąc PKB. Wtedy i tak się trzeba będzie dodatkowo zadłużać, żeby utrzymać padające usługi publiczne (...)
Jest coś nieprawdopodobnie dziwacznego w tym polskim paraliżu. Okazuje się, że rząd i główna partia opozycyjna o gospodarce myślą z grubsza podobnie. Ekonomiści na całym świecie niezależnie od swoich ideologicznych łatek mówią zgodnie - wydawać pieniądze, natychmiast. U nas premier publicznie zastanawia się nad stabilnością budżetu państwa, co akurat w tym momencie jest nieodpowiedzialne, bo daje sygnał obywatelom i rynkom, że rząd nie jest gotowy zrobić wszystkiego, co trzeba, tylko kluczy, ściboli pieniądze i się zastanawia. W marcu brałem udział w comiesięcznym panelu ekonomistów, gdzie pytano, czy istotny wzrost deficytu państwa jest właściwym sposobem przeciwdziałania konsekwencjom recesji. Przytłaczająca większość odpowiedziała, że tak. Profesor Andrzej Rzońca, główny ekonomista PO - że nie. Tymczasem dług to jest zwykłe narzędzie, a nie smok o siedmiu głowach (...)
Oni sobie w ogóle nie zdają sprawy, jaka jest skala tego, co się właśnie dzieje. A tę skalę można policzyć: z moich szacunków i wstępnych danych wynika, że w każdym tygodniu zamrożenia gospodarki, kiedy jesteśmy zamknięci w domach, znika 30 proc. konsumpcji. Konsumpcja to około 3/4 polskiego PKB. Czyli w każdym tygodniu znika nam, lekko licząc, 22 procent PKB [tygodniowego] (...)
Gdyby zamrożenie trwało tylko miesiąc - czyli 1/12 roku - zniknęłoby nam 2 proc. rocznego PKB, z tego - tak oceniam - 3/4 zniknie już na zawsze, a 1/4 to konsumpcja przełożona na później. Czyli mechaniczne straty przy zamrożeniu gospodarczym to około 1,5 proc. rocznego PKB co miesiąc. Ale - podkreślam - to jest tylko prosty i skrajnie optymistyczny rachunek (...)
Przy tak długim czasie zamrożenia i błędach na początku, zaczynają działać efekty nieliniowe, czyli firmy, które nie mają obrotów, przestają płacić swoim podwykonawcom, tamci nie płacą kolejnym, zwalniają ludzi, upadłości firm przyspieszają. I wtedy mówimy o rocznym spadku PKB w okolicach 10 proc.
Balcerowiczoza to jednak choroba głowy, polska odmiana friedmanizmu. Sam przyznam, że jeszcze parę dni temu po lewicowemu bulwersowałem się niemoralnym dofinansowaniem programistów na działalności gospodarczej. Ulegalem sentymentom. Kiedy wszystko płonie, trzeba napier***ać z sikawki, nie weryfikować, gdzie dokładnie się leje, by brońborze nie zalało sprzętu hifi. W tych czasach wszyscy musimy być keynesistami!
PS Wg Roberta Skidelsky'ego, biografa Keynesa, przy wielkim kryzysie nawoływał on rząd USA do wydania co najmniej 11% PKB rocznie w celu ratowania gospodarki, lecz wciąż spaczonym przez klasyków decydentom zabrakło do tego odwagi (asekuracyjnie dali mniej) i w ostatecznym rozrachunku wychodzili na pełną prostą dłużej. Historia powtórzy się tym razem w Polsce? Bo USA i UK już się nie pieszczą.
I szkoda. Jeśli nic się w jego ramach nie zmieni, to wciąż zbyt wiele firm i gospodarstw domowych upadnie. Już za 2-3 miesiące będzie to boleśnie odczuwalne. Ludzie się kapną, że władza ich olała i wystawią jej rachunek. Może Kaczyński już teraz zdaje sobie z tego sprawę, więc wybory przeprowadzić chce jak najszybciej, zanim wybije godzina zero. Za wszelką cenę.
<-- No "pacz" Pan, całkiem niedawno na SB napisałem coś w ten deseń, a Pan to zanegowałeś podpierając się przykładem z innego kraju. Gratuluję wyciągnięcia właściwych wniosków
wczoraj jechałem/wracałem A4 na zachód
nic to że za Wrocławiem A4 już chyba od miesiąca jebe się z fragmentem naprawy (gdzie nic nie robio) o długości może 300 metrów przez co robi się permanentny zator o KątyW-Kostomłoty o długości 10-12 km który jedziesz 40 minut.
W sumie oczym innym
ilość TIRów - od lat jeździmy tym odcinkiem, ale to jakieś apogeum. Jak wyposzczone stado rekinów... WIem że PL jest mocarstwem trasporotowokopciuchowym, ale dopiero co czytałem analizy jak to korona zniszczyła branżę.
Wracając do Wro - kole 17:00 zacząłem liczyć TIRy mijające z naprzeciwka - na fragmencie od 76 co 67 km do Wro przejechało w drugę stronę 140 TIRów
a im bliżej Wro tym gorzej
wspomniany korek to na prawym pasie tylko TIRy
no i sama jakość A4... to już nawet nie jest eSka... to poziom gierkówki z późnych lat '90
w okolicach LSSE na autostradzie jest ograniczenie do 40 kmh
jasne że poniedziałki są naj- po przerwie łikendowej - ale to nie pierwszy poniedziałek na a4.
Ogólnie - jak kto ma jechać a4 na zachód od Wro to niech się spodziewa niespodzianego
Sprawdziłem stan konta oszczędnościowego i historię. Polska to nie jest kraj dla oszczędzających. Ciekawe zresztą, czy taki kraj istnieje. Tak, czy siak do kwoty starczającej na średniej klasy auto "dozbierałem" jakieś dwa złote i kilkadziesiąt groszy odsetek. Po odliczeniu podatku, ledwie dwa złote. W tym tempie milionerami zostaną może praprawnuki moich spadkobierców.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Te 2 złote z hakiem to w miesiąc. Gdyby dziś zamrozić moją kwotę na tym koncie i sytuację gospodarczą w kraju - oszałamiające kwoty by mi wyszły rocznie. 24 zł. Przez dziesięć lat - 240 zł. I tak dalej. Co gorsze, bez żadnej poważnej, rewolucyjnej zmiany nie mam co liczyć, aby oszczędzanie w tym kraju stało się opłacalne. Cała gospodarka, jak i cały system ekonomiczny na świecie jest ustawiona pod konsumpcję. Patrzę po lokatach, nawet szkoda mi klikania w założenie jakiejś. Nie opłaca się. W zasadzie to nie wiem. Złoto? Drogie, jak cholera, więc pewnie niedługo będzie korekta. Chyba że wirus się rozpanoszy bardziej. Nieruchomości chyba. Może namówię żonę, aby wrzucić kasę w ziemię. Tylko po co? Nie, nie opłaca się oszczędzać. Chyba że w funduszu emerytalnym.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Lokaty były 3-4 procentowe. Od koronawirsa spadło do 0.5-1. teraz to dupa faktycznie, inflacja wyższa. Ja idę w mieszkania. W Sandomierzu zarabiają. Fchuj turystów i za mało miejsc noclegowych w sezonie. 10-20k można utargać rocznie.
W telegraficznym skrócie: banda skoordynowanych przez Reddita drobnych inwestorów wyruchała duży hedge fund na parę duuużych baniek i zrobiła srogą zadymę, więc teraz poważni inwestorzy nawołują do uregulowania rynku, a telewizyjni analitycy zza oceanu do zakazu poruszania kwestii inwestycyjnych w soszialmidiach
EDIT: Nie mam jak tego teraz rozpisać, a konkretne linki pozjadały mi termity, więc szukajcie na własną rękę
W skrocie: Melvin i jakies inne fundusze szortowaly akcje GameStop. Czyli graly na obnizke ich ceny - pozyczaly je od posiadaczy na krotki termin, by sprzedac za obecna cene, a zalozywszy, ze ta zaraz spadnie, szybko odkupic za nizsza i zwrocic akcje pozyczkodawcom. Roznica (minus procent dla pozyczkodawcy) do kieszonki. Zobowiazaly sie tak odkupic 140% akcji dostepnych w danym momencie na rynku.
Userzy na reddicie to zauwazyli i uznali, ze skoro fundusze sprzedaly i musza teraz odkupic wszystko, co dostepne na rynku, to beda musieli odkupic od nich po żądanej przez nich cenie. Inba poszla jak kostki domina.
Za kazdy dzien zwloki z oddaniem akcji pozyczkodawca pobiera prowizje, a zeby w ogole moc szortowac, trzeba posiadac na koncie zabezpieczenie w wysokosci istotnej czesci wartosci pozyczonych akcji. Gdy te jednak zbytnio urosna, broker wzywa pozyczkobiorce do podwyzszenia zabezpieczenia. Jesli ten tego nie zrobi - broker sam odkupuje z rynku pozyczona liczbe akcji po dyktowanej przez rynek cenie za kase pozyczkodawcy, konczac szortowanie.
Tak tez fundusze znalazly sie w dupie - nie odkupujac traca; odkupujac tez traca, dodatkowo znowu podbijajac cene. Uzupelniajac zabezpieczenie traca; nie uzupelniajac zabezpieczenia traca, bo wtedy broker odkupuje, dalej podbijajac cene. Inba wiec sama nakreca sie w najlepsze.
oczywiście z pkt widzenia logiki grubasy miały rację - firma to trup, a akcja indywidulanych była w stylu akcji rządowej z paszportem dyplomatycznym dla martwego gościa z regionu cywilizacji śmierci.
rzecz w tym że to jest całe clue działalności giełdy i różne tłuściochy nie raz robiły takie numery na pohybel indywidulanym szarakom.
czekam aż SI włączą się do takich walk to dopiero będzie jazda ...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum