W filmie mamy istne nagromadzenie różnego rodzaju patologii trapiących Kościół Katolicki co jak na kilka wątków fabularnych sprawia nieodparte wrażenie przedawkowania
Bo to jest film ważny, nie wybitny. Oglądało mi się bez wielkiego szału i najmocniejsze wrażenie robiła nie sama kinematografia co ścisłe związki z rzeczywistością (sierociniec siostry Bernadetty czy niemal dosłowne cytaty z biskupów). W sumie lepiej traktować to jako paradokument, lepiej się obroni, zwłaszcza że mamy przegląd smarzowskich zagrywek które powracają od Wesela . Zagrane świetnie, ale oglądałem jedno po drugim z Zimną wojną i od czysto filmowej strony Kler dał się nakryć wiotką pytą - zwłaszcza prowadzenie osobnego wątku Więckiewicza było mało eleganckie i scenariusz by się bez tego spokojnie obył - ale rozumiem że Smarzowski wolał przypieprzyć na wszystkich frontach niż wziąć fabułę w garść. Inna sprawa że postaci były naprawdę ładnie narysowane i nawet postać Braciaka trudno tak zupełnie jednoznacznie oceniać patrząc na to co go ukształtowało.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Scenariusz głupi jak trzeba. Drewno zupełnie jak w latach osiemdziesiątych. Tomcio Paluch jest w pełni świadomy tej chałtury i gra na tak totalny odpierdol jak tylko jest możliwe żeby go nie wywalili z roboty. Kino w sam raz pod obcinanie paznokci czy łuskanie orzechów. Albo przeglądanie oferty księgarni internetowej.
Venom.
Czyli o tym że tylko Marvel kręci dobre Marvelozy
Pomijając zamieszanie z prawami własności do postaci (jakże wtym przypadku ważne ) - przykład tego że Marvela potrafi kręcić tylko Marvel (pomijam pierwsze Xmany)
Czyli dostajemy Venoma bez Spidermana.
Gdyby Sony zaryzkowalo i poszło w film dorosły - to mogłoby być nieźle. Ale nie.
Oczywiście Tom H. staje na wysokości zadania.
Będzie nst cześć - pod napisach poznajemy Carange'a ( Woody H.)
Obejrzałem kilka filmów, ale jakoś nie ma czego o nich pisać. Poza jednym. "Call Me By Your Name" - ładnie zrealizowana i bardzo dobrze napisana historia rozgrywająca się w latach 80-tych XX wieku, w Italii. Do profesora przyjeżdża jeden ze studentów z USA i między nim oraz synem profesora rodzi się wzajemna fascynacja. Film zrealizowany z wyczuciem i smakiem, czuły i delikatny. Nie dla samczyków z silną dewiacją hetero wypaczającą umysł. https://www.youtube.com/watch?v=Z9AYPxH5NTM
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Outlaw King" - premiera Netflixa, na którą czekałem. Zasadniczo nie zawiodłem się. Wyszedł z tego filmu biopic koloryzujący historię szkockiego króla Roberta I z rodu Bruce. Ci, którzy się nie interesują, a oglądali "Braveheart", to właśnie ten Robert the Bruce, w którego tam wierzył William Wallace i który go tak srogo zawiódł. W historii chyba dwa razy. Ale film jest kręcony "w duchu" "Braveheart". Nie jego celem jest pokazywać rzeczywistą historię, znaną ze źródeł. Tu Robert jest arystokratą z pretensjami do tronu, który w końcu zrzuca angielskie jarzmo, zostaje wygnańcem, walczy niemal sam, z garstką wiernych wojów, z potężnym angielskim królem. I wygrywa. Film streszcza jego historię pomijając albo reinterpretując te mniej przyjemne momenty. A mianowicie, że Robert siedział w kieszeni angielskiego króla, jak większość znaczącej szkockiej szlachty. Że zamordował swojego konkurenta do tronu na poświęconej ziemi, za co został wyjęty spod prawa. W filmie też wprawdzie morduje, ale ze szlachetnych pobudek. I tak można te historyczne nieścisłości i pudry wyliczać jeszcze jakiś czas. Ale to fabuła filmowa, nie mam jej tego za złe. Tak, jak nie miałem za złe "Braveheart", że w kilku momentach z historią rozminął się tak, że trudno tu mówić nawet o rozminięciu, ponieważ nawet koło historii nie przechodził.
Film ogląda się nieźle. Nie konkuruje z "Braveheart" - nie te budżety. Ale jest efektowny, zarówno fabularnie, jak i realizacyjnie, na miarę możliwości. Dobrze zagrany. Ma świetne tempo, zwartą fabułę, która nie rozłazi się w szwach. Szkoda, że nie zrobili z niego miniserialu - bo fabuły do wykorzystania byłoby znacznie więcej. Już tylko historie niektórych towarzyszy Roberta (Czarnego Douglassa) nadają się na własne serie. https://www.youtube.com/watch?v=Q-G1BME8FKw
BTW, gdyby tak Polacy potrafili w ten sposób pudrować swoją historię...
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Film ogląda się nieźle. Nie konkuruje z "Braveheart" - nie te budżety..
Przecież oba te filmy miały zbliżone budżety, OK chyba nawet nieco większy. :D
Produkcję sprzed 23 lat trudno wprost porównać budżetem ze współczesną .
Nawet przy uwzględnieniu inflacji, kosztowały mniej więcej tyle samo. Budżet OK to podobno od 90 do 120 milionów (w zależności od żródla), Bravehearta ok. 117 milionów (72 w 1995).
Jasne, że trudno tutaj porównywać wprost, bo branża filmowa przeszla sporą drogę przez te dwie dekady i teraz operuje innymi pieniędzmi, przez co to, co kiedyś można było machnąć za 10 baniek, teraz kosztuje 40, nie zmienia to jednak faktu, że ludzie często mylnie sądza, że Braveheart miał nie-wiadomo-jaki budżet, podczas gdy do najbardziej kosztownych produkcji z tamtego okresu to brakowało mu sporo - większy miała chociażby trzecia odsłona Die Hard, nie wspominajac o Water World czy Wyspie Piratów, a zbliżonymi środkami dysponowali twórcy "Caspra", "Epidemii", "Karmazynowego przypływu", czy "Kongo", czyli filmów, których raczej nikt nie kojarzy jako kina z wysokim budżetem.
Bohemian Rapsody - szkoda że film poszedł w kierunku homoseksualnych wątków z życia Freddiego. Miast skupić się na artyście i twórcy. 10 minut wincej muzyki i byłbym szczęśliwy.
brakowało mi jakiejś trasy koncertowej.
oglądamy wyrywki z życia Mercurego - kończące się na Wembley Live Aid - bardzo obszerny fragment - no i najlepszy kawałek filmu.
Rami Malek bardzo dobry. May, Taylor i Deacon tyz.
sama fabuła przedstawia Freddiego jako zagubionego w świecie, bardzo wygładzone i landrynkowate. Zespół też, wzorowy. Kiedyś... tam w '92+ czytałem jakąś biografię, zapamiętałem że było trochę inaczej.
6/10 +2 z wrażenie artystyczne
ps. kierwa, mogli puścić całą B-R, tym bardziej o tym k. była mowa w filmie.
pss. no jak się puszcza Who wants to live forever to trzeba też puścić na koniec Show Must go on, a na napisach Innuedno !
Czyli nie muszę iść natychmiast (dobrze, bo nie mam czasu). Dzięki.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
występ Queen na Wembley- Live Aid został uznany za najlepszy koncert rockowy ever
W ogóle mnie to nie dziwi. Wielbię Queenów od zawsze, czyli od czasu przywożonych przez kumplowego ojca-marynarza płyt, które odtwarzaliśmy po sto chyba razy i wcale nam się nie nudziły, koncert widziałam w telewizorze. Były momenty, że aż dech mi zapierało. Komuna naokoło, stan wojenny ledwo co się skończył, a tu TAKI koncert. Coś niesamowitego.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Jakby ktoś przypadkiem był zainteresowany, to dzieciaki wyciągnęły mnie na kolejnego Pottera, czyli Fantastyczne zwierzęta: zbrodnie Grindewalda.
No więc ... trochę bez sensu.
To bardzo wyraźnie jest tylko wstęp do kolejnych części.
Właściwa akcja to:
- sam początek - scena przed napisami
- sam koniec - tu też przed napisami końcowymi na szczęście
Lekko ponad godzina filmu jest wypełniona sam nie wiem czym, rozterkami miłosnymi (serio, w samym Newcie podkochują się 3 kobiety), bezsensownym łażeniem i szukaniem się nawzajem i od czasu do czasu 1-2 zdaniami, które ciut popychają akcję do przodu.
Jeśli ktoś mówił, że "Hobbit" to "zbyt mało masła rozsmarowanego na zbyt dużej kromce chleba", to tutaj mamy wyższy poziom takiego podejścia. Wyczytałem, że to początkowo miały być 3 filmy, ale zdecydowali rozciągnąć je na 5. I to widać.
Dzieciaki po zakończeniu seansu stwierdziły "no ale ... gdzie dalszy ciąg! przecież dopiero teraz pojawiły się pytania co dalej ... ". Film zdecydowanie niewiele tłumaczy, a jak już tłumaczy to ze zdwojoną łopatologią (wiem, kurde, bo Amerykańcy to kretyni, którym trzeba najpierw podać 3 wskazówki, a potem jeszcze któraś z postaci w filmie i tak musi powiedzieć to wyraźnie, głośno, dużymi literami, a najlepiej 3 razy powtórzyć - jakbym był Amerykańcem to bym niektórych twórców filmów zaczął podawać do sądu za traktowanie jak idioty).
Na plus IMHO:
- Newt Scamander dalej gra Newta Scamandera - strasznie podoba mi się granie tej postaci przez aktora, jest cholernie wiarygodny w tym swoim wycofaniu, zakręceniu, podejściu do wszystkiego. Chociaż kilka razy potrafi pokazać, że jednak jest też czarodziejem i to najwyraźniej całkiem sensownym. Tym bardziej, że wygląda jakby kreowali go na czarodzieja stosującego bardziej magię związaną ze zwierzętami, a nie tak jak reszta magów.
- nowe zwierzaki dalej urzekają, zwłaszcza chiński smokokotwbutachzeszreka
- Dumbledor też odgrywany jest całkiem sensownie
- brat Newta jest dobrany tak, że wyglądają jak bracia, nawet jeśli zachowuje się zdecydowanie inaczej
- Kredens cały czas tak samo wiarygodnie
- Nagini mimo, że za dużo jej nie ma, to jednak fajnie wpasowuje się w historię i jej wątek akurat może się ciekawie rozwinąć, biorąc pod uwagę jak musi skończyć
Reszta obsady tak sobie
- postać Jacoba IMHO mocno zepsuta, to nie jest ta sama postać co w 1 części, czasami na ekranie wygląda, jakby po prostu był, ale nie za bardzo wiadomo co miał robić
- postać Quinni - ma jakieś motywacje, zachowuje się czasami podobnie jak wcześniej, ale momentami po prostu nie przekonuje
- postać Tiny - irytuje tak samo jak wcześniej
z nowych:
- Jack Sparrow jako blondyn - właściwie to za chiny nie wiadomo dlaczego chce robić to co robi. Po prostu tak robi i tyle.
- Leta Lestrange - chyba najbardziej zagmatwana postać. Chyba jej historię dałbym jednak na plus. Zwłaszcza za scenę z boginem.
Jak ktoś lubi to uniwersum to pewnie film zobaczy. Jest na pewno kilka ciekawostek do przyuważenia, nawiązujących do poprzednich filmów (tych z Harrym w roli głównej) - Nagini to tylko najbardziej oczywiste nawiązanie.
Ale chyba lepiej byłoby oglądać go w maratonie, mając w zanadrzu już również kolejną część, zamiast wkurzać się, że trzeba czekać na ciąg dalszy pewnie z rok.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Widziałem w maratonie z pierwszą częścią i muszę się w paru punktach z Tobą zgodzić - jest słabiej niż w pierwszej części, głównie dlatego że scenariusz łapie za ogon za dużo srok jednocześnie; jedynka była pysznie zwięzła i miała dużo więcej wdzięku (głównie dlatego że jednak nastrój był lżejszy). Poza tym tutaj mamy jednak też syndrom środkowego odcinka, gdzie wiadomo skąd i dokąd wątki prowadzą, ale trzeba je ciągnąć mimo wszystko. Na minus? Na pewno początek, gdzie jednak jest nachalna ekspozycja, ale moim zdaniem nie dla tępych Amerykanów tylko dla tych co jedynki nie widzieli. Potem jest dużo lepiej. Eddie Redmayne jest po prostu fantastyczny (scena kiedy próbuje nie powiedzieć Tinie o oczach salamandry to jest perełka po prostu), Ezra Miller też świetnie gra, z resztą miał już wysoki poziom w jedynce ( - Możesz to kontrolować, Credence! - Panie Graves, nie jestem pewien czy chcę. ), poza tym jego wątek - mimo że moim zdaniem skasztaniony ujawnieniem z dupy wziętej prawdziwej tożsamości - jest fabularnie najmocniejszy; z resztą cały pomysł na obskurodzicieli cholernie mi się podoba ze wszystkimi jego wyparciowymi paralelami do realnego świata, cała dwuznaczność kontaktów Credence'a z Gravesem w jedynce jest pysznie rozegrana.
Grindelwald na pewno jest dużo lepszym i wiarygodniejszym Wielkim Złym niż Voldemort; jeden jest rewolucjonistą z wizją nowego społeczeństwa, a drugi po prostu złośliwym małym chujkiem którego nikt w dzieciństwie nie lubił. Z resztą scena z wiecem na Pere-Lachaise jest świetnie zrobiona, miałem nadzieję że nie zrobią tego na modłę nazistowskich wieców i na szczęście nie zrobili - poza tym Grindelwald pokazujący swoją wizję następnej wojny jest jakoś tak wiarygodny w moich oczach (z resztą tutaj Jacob ma jedyny swój sensowny moment jako weteran Wielkiej Wojny).
Cytat:
Nagini to tylko najbardziej oczywiste nawiązanie.
Nie, milordzie, najbardziej oczywiste nawiązanie to młody Dumbledore Jude Law świetnie się spisał, odrobił lekcję i ma nawet te same ruchy i manieryzmy co Michael Gambon w HP. A wątek jego związku z Grindelwaldem jest w punkt trafiony i mam nadzieję że wyciągną z niego maksimum dramatyzmu w następnych częściach (no i nie mogę się doczekać fali prawackiego bóldupizmu spod sztandaru OMGDumbledorejestpedałem ).
Ogólnie po pierwszym kwadransie bawiłem się nieźle, niektóre rozwiązania fabularne mocno gryzą (zwłaszcza tożsamość Credence'a), na inne zareagowałem pozytywniej (Nagini na plus). Dałbym porządne 7/10, ale jak kto nie jest fanem świata, może sobie odpuścić. A jak kto nie widział jedynki, to nawet powinien.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Ballada o Busterze Scruggsie" - nowy film braci Coen, tym razem dla Netflixa. Lubię twórczość tych panów, ale nie jestem jej entuzjastą. Zawsze jednak oglądam, kiedy mam okazję. I się nie zawodzę. Tym razem również nie. Przy tym nie szukam w ich filmach głębszych sensów. Zabawa formą, konwencją, czasami albo na ogół sztuka dla sztuki, która jest interesująca, ale bez przesady. Ten film to sześć nie powiązanych ze sobą historii rozgrywających się na tzw. dzikim Zachodzie. Podszyte ironią i nienachalnym czarnym humorem. Jest w nich luz, frajda, może przesadzam, ale widać, że Coenowie lubią to co robią. I to się udziela wszystkim, którzy z nimi pracują. Obsada jest doskonała (m. in. Tom Waits!) i daje z siebie wszystko, ale na luzie. https://www.youtube.com/watch?v=_2PyxzSH1HM
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Tez oglądałem i jak na netflixa to całkiem spoko, takie lekkie z jednym wyjątkiem, można się odprężyć.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Zbrodnie Grindewalda.
Oczywiście cierpi na chorobę środka cyklu ( 5 części? Serio? ) tym bardziej że dopiero wchodzimy w całą historię, niemniej bardzo misię. Podstawowe postaci wiarygodne - letko autystyczny Newt, prawdziwie dobra kreacja Credence'a, konkretny i sensowny bad guy.
Wątek Nagi'ni pewnie się rozwinie - mam nadzieje że w ciekawym kierunku
( Btw. w pierwszym momencie sceny z Lestrange juz słyszałem wyznanie że zły ojciec dorobił jej brzucha, żeby urodził się syn a ona go wyskrobala - i to widziała w akademii )
Także Orku ładnie tom ujął
a ja za piękną wizualną stronę ( co za pokaz magii ! nie było lepszego niż w 1i2) daje osiem/na/dziesięć
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum