Zebrane w książkę felietony prasowe, traktujące o zjawiskach, błędach czy anegdotach językowych. Część zagadnień jest powszechnie znana, czasem niemal przysłowiowa, inne miło zaskakują. Pozycja lekka, humorystyczna, czasem głębsza, momentami błyskotliwa. Napisana językiem o bardzo wysokiej kulturze, bez maniery, przesady, fałszu. Brzmi jak najczystszy pasaż na pianinie.
Jedyna wada tego dziełka wynika z formy. Ponieważ są to felietony prasowe, autor musiał się zmieścić w określonym, niezbyt wielkim, limicie znaków. Efekt tej sytuacji jest taki, że w wielu przypadkach temat sprawia wrażenie potraktowanego bardzo powierzchownie, czujemy niedosyt. Szkoda, że pan Rusinek oddając do druku wersję zwartą, nie pokusił się o poszerzenie choćby części tekstów.
Trudno uznać Pypcie na języku za lekturę obowiązkową, jednak z pewnością nie zaszkodzi poświęcić temu wydawnictwu odrobiny czasu.
"Inne Światy" - interesująca, pięknie wydana antologia (choć te obrazy z wewnątrz słabej jakości). Większość tekstów to opowiadania dobre, może jedno bardzo dobre. I jedno wybitne. Jacka Dukaja. To minipowieść. Żal, żal, żal, że autor ten nie dostarcza nowych fabuł tak często, jak byśmy sobie tego życzyli. Jedno, pierwsze i ostatnie zdanie i przepadłem "Gaj bogini nad doliną obłoków rośnie w śmiechu małej Kyoko". Podzieliłem ten tekst na cztery części do czytania. Byłem dzielny, skróciłem tylko do trzech.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Książka jak już wielokrotnie powtarzałem - to taki Sanderson space opery.
Można ale po co.
Dla świetnej zabawy. Specjalnie nie dokończyłam oglądania drugiego sezonu, żeby mię serial nie spoilerował.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Madeline Miller - "Kirke". Do recenzji. Po czterech rozdziałach powieść jest bardzo przyjemna. To jest, dobrze się ją czyta. Nie wiem, w którym kierunku pójdzie akcja. Ale, na razie, ten przedstawiony grecki panteon bardzo mi się podoba. Choć nie spodziewałem się. Zatem mam zapał, aby czytać dalej.
"Tęcza Grawitacji" Pynchona jest mocną lekturą. Wymagającą skupienia. Choć nie wydaje mi się, aby była trudna. Może i dałbym radę po angielsku? Najwyżej byłoby jeszcze wolniej niż teraz, choć pewnie musiałbym jakieś notatki zacząć robić. Zatem zostanę przy polskim przekładzie. Potrafi zassać. Aczkolwiek w tym tempie czytania - pewnie będę potrzebował kilku tygodni, pewnie ze dwóch miesięcy. Bo jakoś nie mogę odłożyć innych lektur na bok i poświęcić czas wyłącznie jej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zabrałeś się za obydwie książki które mam zamiar zacząć zaraz po urlopie, mam nadzieję że i mnie zassą.
Na razie wakacyjnie i w malutkich dawkach Związek żydowskich policjantów Chabona. Takie se, może dlatego że napisane we wkurzajacej mnie narracji w czasie teraźniejszym.
Ma słabsze momenty, nie da się zaprzeczyć, ale ogólnie jest dosyć ciekawa, choć wątek fantastyczny jak dla mnie niepotrzebny.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Nie chodzi o geografię, tylko o te wszystkie teorie spiskowe. Dla mnie to przede wszystkim powieść psychologiczna i tę jej część uważam za zdecydowanie najbardziej udaną.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Psychologicznie, czyli cierpienia starego Zyda po rozstaniu. A daj spokój.
Okazało się, że ambitny pomysł przeczytania jakiegoś Pynchona okazał się jednak zbyt ambitny. Po dziesięciu stronach dałem sobie spokój.
Za to Kirke słodziutka. Po stu stronach jestem w siódmym Olimpie
Głód Martina Caparrosa. Trudno mi napisać więcej, bo to rzecz która szeroko i w nieprzyjemny sposób otwiera oczy na problemy o których już dawno w Europie zapomnieliśmy.Ciężka, przykra, świetna lektura.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Rozczarowanie na maksa. Zbiorek ni to opowiadań (najczęściej zupełnie pozbawionych rozwiniętej fabuły, takie migawki z momentów życia) ni to poezji. Zupełnie nie ta bajka co oczekiwałam znając poprzednie pozycje od WoM.
Widać dają wszystko od tego autora, bo to chyba ich gwiazda.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Cóż, Crummey uważa, że Twarde światło to pozycja z której jest najbardziej zadowolony; ja szczerze mówiąc wolę jego późniejsze powieści. Ten zbiorek opowiadań jest zupełnie nie w moim guście, bo nie przepadam ani za krótkimi formami ani za poezją. Ostatnio w WoM brakuje mi satysfakcjonujących powieści, Vinlandia, opowiadania McLeoda i teraz ten Crummey - zupełnie nie dla mnie.
"Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast" Springera. O mamo, jakie to jest dobre. Szybko naszkicowane portrety byłych miast wojewódzkich, ich czasami szybkiego rozwoju i jeszcze szybszego upadku i mniej lub bardziej udanej próby przełamania marazmu. Przeważa jednak poczucie porażki, odrętwienia, stagnacji i beznadziei. Chyba nie zdawałem sobie sprawy, że funkcja miasta wojewódzkiego może znaczyć tak dużo, a utrata funkcji głównego ośrodka rejonu może być tak bolesna. No i momentami przypomina o niezbyt sensownym podziale na województwa w ramach reformy administracyjnej.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Z jednej strony tak,
ale z drugiej - większość tych miast było sztucznie nadmuchane administracją państwową.
Problem tkwi w zbytniej centralizacji wszystkiego. Miasta wojewódzkie wysysaja prowincję a Warszawa z kolei zagrania wszystko kosztem miast wojewódzkich.
ale z drugiej - większość tych miast było sztucznie nadmuchane administracją państwową.
Tym boleśniejsza była utrata funkcji, im więcej rozwoju wynikało z pojawienia się funkcji administracyjnych. A jak jeszcze nałożył się na to kryzys potransformacyjny, to było pozamiatane na ładnych kilka lat. Ale to pokazuje też jak łatwo można wzmocnić lub osłabić pewne ośrodki zwykłą decyzją administracyjną. Tak samo z decyzją o budowie lub modernizacji drogi/linii kolejowej. Na mniejszą skalę stało się to też z powiatami, gdzie czasami dwa podobnej wielkości ośrodki rywalizowały o tę funkcję i tylko jeden z tej walki wychodził zwycięsko.
Springer zwraca uwagę, że u nas rzeki dzielą kraj. Linia oczywista, można powiedzieć, że wręcz wyuczona w szkole, to Wisła. Ale też Bug przecinający Podlasie, przez co ten region ląduje w kilku województwach, a województwo podlaskie przesuwa się nienaturalnie na północ.
Co do centralizacji - władza to lubi, łatwiej wszystko i wszystkich (urzędników podległych władzy centralnej) krótko trzymać. Centralna metropolia i podległe jej "kolonie", z ośrodkami władzy niezbędnymi do utrzymania porządku, pobierania podatków, ale żeby poszczególne ośrodki jednak nie urosły zbyt mocno. Trochę myślenie kolonialne. Springer jawnie pisze, że reforma z lat 70. powołująca 49 województw miała na celu osłabienie regionalnych ośrodków i sprawienie, że województwa będą słabsze i ich władze nie będą w stanie zagrozić władzy centralnej.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Z kolejnej strony - centralizcja sprzyja zwalczaniu podstawowego problemu II RP i PRLu -czyli rozdrobnieniu. Rozdrobnieniu rolnym, słabej urbanizacji = ubòstwu. Patrz Polska B.
Chyba w metropolii. Patrz Polska B widziana z jej wnętrza. Na przykładzie woj. podlaskiego - niski poziom urbanizacji, kiepska infrastruktura. Rozdrobnienie w rolnictwie coraz mniejsze, ale w znacznej mierze jest to wynik struktury demograficznej społeczeństwa, nie celowych działań władz centralnych.
Obecna polityka infrastrukturalna dodatkowo sprzyja ucieczce ludzi z miasta (na przykładzie Białegostoku) do ościennych miejscowości. Praca w większym ośrodku, mieszkanie poza nim i codzienne dojazdy. W sumie nie powinienem tego krytykować, bo sam w ten sposób funkcjonuję. Ale cóż poradzić, skoro miasto zadbało, żeby mój dojazd >20 km trwał ~20 minut do firmy (do ścisłego centrum jakieś 10 minut dłużej w godzinach "szczytu"), a z osiedla sypialni trwałby porównywalnie albo i dłużej?
Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach decentralizacja byłaby lepsza. Co prawda istnieje ryzyko paraliżu władzy poprzez zakłócenie kanałów komunikacji pomiędzy oddalonymi od siebie ośrodkami, ale z drugiej strony decentralizacja utrudniłaby też przejmowanie kolejnych ośrodków władzy (nie tylko wykonawczej) przez pis-bis. Należy też wziąć pod uwagę, że dzisiejsze rozproszenie władzy na kilka ośrodków miałoby jednak inny wymiar niż jeszcze 100 czy 50 lat temu - możliwości techniczne pozwalają na większe skupienie władzy w jednym ośrodku, nawet jeśli fizycznie jest ona rozproszona w więcej niż jednym ośrodku. Mimo wszystko wyciągnięcie np. prokuratury generalnej do takiego Gdańska, TK do Krakowa, NIK do Poznania częściowo mogłoby osłabić zapędy w kierunku autorytaryzmu. Już samo rozproszenie elit (za najważniejszymi instytucjami popłynęłyby też różne biznesy okołoadministracyjne) na różne ośrodki trochę osłabiłoby dominującą rolę stolicy i zwiększyło szanse innych ośrodków.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Przeczytałem bestseler sprzed dziesięciolecia. Daniela Kehlmana Rachubę świata. Bardzo lubię takie powieści. Nie za długie, ironiczne ale nie w czczy sposób. Sama konstrukcja narracyjna może nie jest odkrywcza, ale sprawdza się bez większych zarzutów. Zestawienie i przeciwstawienie sobie wizji dwóch wielkich umysłów i osobowości epoki wiele mówi o mechanizmach postępu nie tych, opisywanych przez hagiografów, ale widzianych od środka i banalnej codzienności która jest właściwą osnową pamiętanych potem wiekopomnych czynów i wzlotów umysłu. Bardzo zabawne i przesycone życzliwością dla ludzkich słabości, bez których Wielcy byliby tylko kukłami z brązu.
Nie dokończyłem Nivena i Pournell'a The Mote in God's Eye. Początkowe zainteresowanie zaczęło ustępować irytacji i znudzeniu, bo wydarzenia zaczęły wlec się grzęznąc w nic nie wnoszących scenach. Naiwność z jaką opisany jest kontakt z pierwszą obcą cywilizacją, te niby sprytne wzajemne podchody, papierowość postaci, wizja ostatniego tysiąclecia ludzkiej cywilizacji jak z wyobraźni nastolatka wychowanego na pulpie SF spowodowała, że nie dochodząc do połowy tego niemal 600 stronicowego powieścidła bez żalu odstawiłem ją na półkę. Zadziwiony czytałem pochodzące z wielu lat peany we wpisach na amazonie. Dopiero, gdy, aby zrozumieć jak to może być, że wszyscy tam w USach ją podziwiają, sięgnąłem wzrokiem na goodreads i doznałem ulgi. Nawet mi nie szkoda tego czasu, bo choć lektura nie skończona, to czuję się jakbym posiadł wystarczającą wiedzę na temat tej przez dziadka Heinleina określanej mianem najlepszej historyjki o dzielnych Ziemianach i tajemniczych kosmitach. Nivena zatem też już wykreślam ze spisu mych lektur. Kogo by tu odstrzelić w następnej kolejności?
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
"Czerwony śnieg" Iana MacLeoda. To z okazji mojej słabości do wampirów. Tych drapieżnych. Ciekawe ujęcie tematu - wampir jak człowiek, którym był zanim "zwampirzał". Czyli chciwy władzy i pieniędzy wykorzysta swoje supermoce by to osiągnąć, uczciwy i z naukowym zacięciem będzie badał czym się stał i co robić, żeby nie zabijać. Do tego pamięć po poprzednikach czyli jestem sobą+tymi, którzy sprawili, że jestem wampirem. Wszystko to przedstawione w ważnych historycznie momentach: rewolucji francuskiej, wojny secesyjnej i prohibicji w USA połączonej z fascynacją komunizmem czyli szczytne idee vs. człowiek.
Generalnie cieszy mnie, że wampir na powrót staje się potworem a nawet kiedy się okazuje, że nie taki straszny jak pobratymcy to nijak się ma do tych romantycznych od Yarbro czy Mayers.
_________________ Recedite plebes! Gero rem imperialem
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
"Kirke" Madeleine Miller już prawie za mną. Ciekawa powieść, choć mnie nie uwiodła, ani zachwyciła. Autorka opowiada przede wszystkim o kobiecie, los głównej bohaterki to - jak to teraz, pod koniec widzę - droga do odnalezienia spokoju, siebie, miejsca w życiu. Ale wstrzymam się z interpretacją na razie. Zwłaszcza że może nie ma czego interpretować.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Admirałowie. Nimitz, Halsey, Leahy oraz King. Pięciogwiazdkowi admirałowie, którzy zdobyli dla Stanów Zjednoczonych panowanie na morzach - Walter R. Borneman
Pozycja w zamierzeniu jest biografią czterech pięciogwiazdkowych admirałów floty USA, ale tylko po części. Siłą rzeczy nie da się w takiej sytuacji uniknąć opowieści o wojnie, historii, polityce, wszak oficerowie ci piastowali najwyższe stanowiska. Śledząc ich losy, widzimy jednocześnie kilka płaszczyzn. Poznajemy historię powstania współczesnej US Navy, od momentu wojny amerykańsko-hiszpańskiej do czasów apogeum drugowojennego - koncepcje rozwoju, mechanizmy tworzenia nowych rodzajów broni, politykę personalną wraz z rozmaitymi podchodami, rozgrywkami i złośliwościami, itp. Kolejna sprawa to aspekt polityczny (tak wewnętrznie amerykański jak i międzynarodowy), który jest tu momentami eksponowany bardzo mocno. Wszak bohaterowie niniejszego opracowania, ze względu na rangę swoich stanowisk - zwłaszcza Leahy i King - od pewnego momentu, bardziej zajmowali się sprawami globalnej strategii i polityki niż dowodzeniem w ściśle wojskowym sensie. Oczywiście nie dało się też uniknąć stricte militarnego aspektu ale autor bardzo ładnie to przemyślał. Nie powtarza opisów znanych, wielki bitew, nie w tym jest sens tej pozycji. Bitwę o Midway zamyka w zasadzie jednym zdaniem, a może nawet przerwą między akapitami. Później jedynie odnosi się do pewnych aspektów czy wydarzeń, które mają znaczenie dla interesującej go narracji. Książka jest o admirałach i o tym jak "zdobyli dla Stanów Zjednoczonych panowanie na morzach", jej sednem jest holistyczne spojrzenie na proces powstawania potęgi US Navy poprzez życiorysy czterech admirałów.
Rzecz jest bardzo dobrze napisana zarówno pod względem konstrukcyjnym jak i literackim. Podział na rozdziały jest logiczny i zrozumiały. Czyta się świetnie.
Mam dwa zarzuty:
1. Gross książki oczywiście zajmuje historia drugiej wojny światowej. I chociaż faktem jest, że Pacyfik był dla amerykańskiej floty głównym teatrem działań, to jednak wydaje się, że warto by było napisać kilka słów więcej o Atlantyku. Bo w tej chwili jest ich tylko kilka.
2. Odrobinę kulejące tłumaczenie. Nie wiedzieć czemu torpedy napędzane są powietrzem skompresowanym zamiast sprężonego, wczesne niszczyciele miast kontrtorpedowcami zwane są niszczycielami torpedowców, itp. Od czasu do czasu trafiają się kiksy składniowe. Dodatkowo zdarzają się dopiski od tłumacza, coś tam wyjaśniające, w ogromnej większości kompletnie zbędne. Na koniec mamy dziwną manierę w tworzeniu przypisów, nie wiem czy to zasługa autora czy tłumacza.
Tak czy siak, wszystkie te wady razem wzięte nie ujmują opracowaniu zbyt wiele.
Wydane zgrabnie, twardookładkowo z estetycznym layoutem. Standardowo w takich przypadkach kilka mapek plus garść zdjęć.
Dla zainteresowanych tematyką rzecz konieczna.
9/10
Do recenzji "Woda na sicie" Anny Brzezińskiej. Zacząłem czytać i podoba mi się. Tym razem autorka przygotowała chyba bardziej konwencjonalną powieść. Klimatem trochę przypomina niektóre opowiadania ze zbioru "Wody głębokie jak niego". Fabuła osadzona w fantastycznym świecie podobnym do renesansowej Italii. Narracja jest pierwszoosobowa - z punktu widzenia oskarżonej kobiety zeznającej przed inkwizycją. Styl autorki na wysokim poziomie. Nie wiem, czy powieść nie okaże się zbyt ambitna dla masowego czytelnika. Póki co - podoba mi się.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Cholercia, Kresa czytałem tak dawno temu, że już zapomniałem. Ale jakoś nie mam motywacji, aby wrócić. Jednak ten zbiorek dobrze wspominam, bo chyba od niego zacząłem. Ech, te studenckie czasy.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Skończyłem:
1. Siwy dym albo pięć cywilizowanych plemion (Szczerek) - nie zachwyca w ogóle. Autor miał może i fajny pomysł, ale zrealizował go dosyć słabo (szczególnie widać to po zakończeniu, które następuje ni z gruszki, ni z pietruszki). Szczerze mówiąc, przez stylizację języka, którą zastosował autor była to bardziej męczarnia, niż lektura dająca przyjemność z czytania.
2. Sandman. Preludia i Nokturny (Gaiman) - zachwyt. Do tej pory w zasadzie nie miałem styczności z komiksem, a ten rozbudził we mnie zainteresowanie tą formą "przekazu". Chcę więcej.
Czytam:
1. Atlas zbuntowany (Rand) - jestem zaledwie w 1/10 (nie wiem kiedy ja to skończę - w takim tempie jak teraz to pewnie za rok...), ale podoba mi się. Co prawda przekaz autorki jest trochę nachalny, ale nie przeszkadza mi to jakoś bardzo.
2. Sandman. Dom lalki (Gaiman) - kontynuuję czytanie cyklu. Zobaczymy czy dalej będzie mi się podobało (widziałem, że Fidal po drugim tomie zakończył lekturę, więc zakładam że poziom może być niższy niż w pierwszej części (?) ).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum