Etos pisarza, to dla mnie jakaś infantylna paplanina dla inteligencików. Dlatego polubiłem Szczepana Twardocha za to, co zrobił: http://www.tvn24.pl/szcze...z,557072,s.html
To jest - polubiłem go na Fejsie. Bo powieści lubię od dawna
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Romulus, ale po co ta gadka? To jest temat z minusową wartością budzenia zainteresowania. Teraz proszę o news na temat, powiedzmy, Dlaczego Dukaj woli kiełbasę od boczku.
Bez tego oburzenia na Twardocha wśród ĄĘ literatów nawet bym nie zwrócił uwagi. Bo i na co? Ale kiedy słucham jakiegoś "etosowego" pierdzielenia panów i pań to brzuch zaczyna boleć ze śmiechu.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
My na katedrze wręcz przepowidzieliśmy ten temat 1 kwietnia: http://katedra.nast.pl/news.php5?id=21987 Bardzo dobrze na Dzikiej Bandzie napisałeś o sprawie Ziębiński. Twardoch odcina kupon od inwestycji jaką poczynił w swój dandy-wzierunek. Inwestował sporo to i zwrot ma solidny, czy z zadatkiem to wie tylko on. Mnie tylko ciekawi na co liczy Jarosław Grzędowicz z swoją stylówką Starszego Leśniczego - bycie ambasadorem Lasów Państwowych?
Fidel-F2 napisał/a:
Romulus, ale po co ta gadka? To jest temat z minusową wartością budzenia zainteresowania. Teraz proszę o news na temat, powiedzmy, Dlaczego Dukaj woli kiełbasę od boczku.
O ile dobrze pamiętam swego czasu na Dukaja sarkałeś że odbierał Zajdla w porozciąganym t-shircie. Swoją drogą jak widziałem go rok temu na premierze teatralnego "Lodu" był już odstawiony na minimalistycznego inteligenta w niezłych oksach, więc i u niego dokonała się jakaś zmiana.
Skończyłem Dracha. Dobra proza ale za dużo w tym koncepcyjnego recyklingu i remiksu wcześniejszej twórczości, szczególnie opek z "Tak jest Dobrze". Jedynym nowum jest zmiana stylu - na bardziej powściągnięty, zblazowany, "mimochodny", z smoka który śpi ale może się zbudzić i przypierdolić z "Gerda", na wyjebanenawszystkozaura.
Wywiad z Twardochem w Magazynie Świątecznym Gazety Wyborczej (za paywallem). Sam wywiad trochę czytalny, ale bez rewelacji. I trochę odeszła mi ochota na jego najnowszą książkę - nie ufam ludziom pasjonującym się boksem. I minus za nadużywanie wulgaryzmów w tej rozmowie, kiedy już nie były potrzebne. Jakby obojgu rozmówcom sprawiało dziecięcą radość publiczne przeklinanie. Albo jakby podczas głośnego czytania "Pana Tadeusza" na lekcji języka polskiego doszli do fragmentu ze srebrnym kutasem.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Przeczytałem ten wywiad i jest całkiem w porządku. To przeklinanie nie jest celem samym w sobie, a jest tego mało, w żaden sposób nie dominuje nad całością wywiadu. Twardoch ciekawie mówi o swojej bokserskiej pasji i choć sport w ogólności, a boks w szczególności zwisa mi i powiewa (że nawiążę do różnicy między chujem a kutasem ) - to czyta się o jego pasji z przyjemnością.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Król jest u mnie tuż za twardochowym podium, co i tak stawia go w zdecydowanej czołówce przeczytanych przeze mnie premier 2016 roku. W porównaniu do ostatnich dwóch książek - prostszy, mniej metafizyczny, bardziej mięsisty, może za bardzo, nienaturalnie i niepotrzebnie wulgarny ale za to niesamowicie wciągający.
Tradycyjnie jak to u Twardocha, jest poszukiwanie tożsamości (narodowej, etnicznej ale i tej prywatnej, wewnętrznej), jest jakiś ponadczasowy i ponadludzki byt (którego rolę najmniej chyba rozumiem z wszystkich dotychczasowych nadistot Twardocha - albo może wepchnięty został na siłę, żeby tradycji stało się zadość), negacja istoty człowieka i jej roztopienie w zamazanych wspomnieniach, zakamarkach pamięci, konwenansach, stereotypach i brzuchu lewiatana.
A poza tym jest to mocna powieść osadzona w przededniu apokalipsy, w czasach żydowskiego dekadentyzmu, chaosu warszawskich ulic, burdeli, knajp i salonów 1937 roku, gdzie wszyscy siedzą jak na beczce prochu. I jest Twist! I mimo, że można się go domyślić w miarę szybko to i tak robi wrażenie.
Przeczytałem gdzieś opinię, że Twardoch się stępił bo wszedł na salony. Że Król napisany przez jakiegoś anonima byłby objawieniem, ale skoro to Twardoch to kurde, mogłoby być lepiej. Nie zgadzam się - ostatnia powieść Twardocha to nadal wysoka półka.
Nie zgadzam się - ostatnia powieść Twardocha to nadal wysoka półka
IMO Król jest najlepszą jego książką. Twardoch jako autor się po prostu wygładził, nie robi męczących powtórzeń co dwa akapity dla podkreślenia oczywistych dobitności, poobtłukiwał swój styl z groteskowych i grafomańskich nadmiarów, przez co fabuła jest bardziej zwarta, klarowna i nudzi tylko jak pierdylionowy raz czytasz to samo o kaszalocie. Mogę się jeszcze przyczepić do zbyt szczegółowego i nachalnego relacjonowania scenografii, ale - choć nienaturalne w narracji - świadczy o tym, że risercz był rzetelny. Wulgaryzmy mnie nie dręczyły, pasowały do tego widzenia świata znakomicie.
Ze swojej strony polecam audiobooka, Maciej Stuhr pysznie go przeczytał.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
No i drugi raz Twardoch jest posądzony o nadmierne inspirowanie się cudzymi dziełami. Nie czytałam rzekomego pierwowzoru "Króla", ale sobie z pewnością nadrobię.
Nie znam, nie czytałem ale z tego co widziałem T.Sz. i czytałem o T.Sz. to go nie trawię jako ludzia.
Z tego też powodu raczej nie przeczytam cokolwiek by napisał - ignorancja nie jest powodem do dumy i chwalenia się ale co mi tam. Człowiekiem jestem i nic co....
Rzadko zdarza mi się czuć antypatie tak zupełnie zaocznie do człowieka (nie mylić z politykiem)
A co takiego mówi/robi Twardoch, że go nie trawisz? Wielkim fanem nie jestem, ale do Twardocha jako człowieka mam podejście neutralna. Może lekko zazdroszczę, bo nie jestem ambasadorem Mercedesa w Polsce. A pisarsko wczesny Twardoch i Twardoch dzisiejszy to są dwie zupełnie inne galaktyki. Warsztatowo, ale i światopoglądowo.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
W artykule zamieszczonym w "Rzeczpospolitej" Jerzy Haszczyński sugeruje, iż moja powieść "Król" w "zadziwiającym stopniu przypomina" powieść "Aniołowie umierają od naszych ran" Yasmine Khadry.
"W zadziwiającym stopniu przypomina"? Nigdy wcześniej o tej książce nie słyszałem, po rozmowie z Haszczyńskim skorzystałem więc z dobrodziejstw internetu, nabyłem e-booka i przeczytałem niezwłocznie powieść Khadry. I jestem Haszczyńskiemu wdzięczny: spędziłem czas z książką, która okazała się całkiem interesująca, ale nie przypomina mojego "Króla" bardziej, niż w ogóle książki czasem się przypominają, w stopniu wcale nie zadziwiającym.
Czy "Król" i "Anioły…" są jakoś podobne? Jakoś. "Król" podobny jest również do "Dawno temu w Ameryce", ponieważ opowiada o żydowskich gangsterach w latach trzydziestych, którzy wyrywają się z biedy, chadzają do prostytutek. Jest podobny również do "Olivera Twista", w którym sierotę przygarnia kryminalna szajka. Pod względem przemocy nie ustępuje "Iliadzie". Podobny jest również do filmu "Pamiętnik", ponieważ w "Królu" starzec opowiada historię swojego życia. "Król" podobny jest również do "Morfiny" niejakiego Twardocha, ponieważ bohaterowie mają złożone tożsamości etniczne, akcja zaś dzieje się w przedwojennej Warszawie. "Król" podobny jest również do "Bękartów wojny", bo Żydzi biją w nim faszystów i lubią pistolety.
Co łączy "Anioły…" i moją powieść? Haszczyński pisze o 10 podobieństwach. Cóż, jest ich o wiele więcej. Narratorzy obu książek są starzy, chociaż "Anioły…" opowiada bohater idący na śmierć, więc raczej jak w "Życiu Carlita", niż w "Królu". Akcja "Aniołów…" toczy się w latach dwudziestych i trzydziestych, tak jak "Króla", chociaż w mojej powieści wszystko, co istotne wydarza się w ciągu kilku tygodni jesieni 1937 roku, a "Anioły…" dzieją się przez całe lata dwudzieste i trzydzieste. Główny bohater jest bokserem i u mnie i u Khadry, chociaż wbrew temu, co napisał, chyba niezbyt dokładnie czytający Haszczyński, Turambo nie jest wagi ciężkiej. Turambo owszem korzysta z usług prostytutki i zakochuje się w niej (co często przydarza się w literaturze noir, vide "Sin City"), ale ich relacja jest zupełnie inna niż moich Jakuba i Ryfki, która owszem była zgwałcona w wieku lat 14, jak Aida, jednak w przeciwieństwie do Aidy nigdy nie była zamężna, siedziała za to w więzieniu, zabiła człowieka, kocha Jakuba (Aida Turamba nie). Jakub ma z nią romans, kiedy Ryfka nie jest już prostytutką, potem ją porzuca i tak dalej. Jest to zupełnie inna postać i zupełnie inna relacja między postaciami. A co do podobieństw, dalej, o których nie napisał Haszczyński? Turambo ma też rodziców. Jak mój Jakub. Ma również dwie ręce i dwie nogi. A także pije wodę. Jak Szapiro. Jeździ samochodem, jak mój Szapiro, chociaż dopiero pod koniec książki. Poci się na treningach. Poci się również na treningach bohater "Człowieka ringu", i tam też są lata trzydzieste i chyba też jeździ samochodem. W międzywojniu dzieje się również akcja powieści Sergiusza Piaseckiego, są tam też kryminaliści, samochody, kokaina, młodociane prostytutki. Pięćdziesiąt podobieństw. Piaseckiemu, swoją drogą, ukradłem słowo "maszyna" na określenie rewolweru, a Mackiewiczowi określenie "ty chuju rybi", do czego również skruszony się przyznaję.
Czego w "Aniołach…" nie ma: wbrew temu, co pisze Haszczyński, nie ma gangsterów ani półświatka, u mnie wzorowanych odlegle na autentycznych warszawskich gangsterach Tasiemce i Łokietku, gangsterem w "Aniołach…" nie jest też główny bohater, dla którego boks jest drogą do wyrwania się z odmętów biedy. Haszczyński pisze, że obaj bohaterowie są wielbicielami kobiet. No cóż, jak spora część męskiej populacji, ale akurat Turambo dotknął w życiu tylko dwóch i w obu się od razu zakochał, nieprzesadny więc z niego kobieciarz, w przeciwieństwie do Szapiry. Nie jest Turambo Żydem, nie jest weteranem wojennym, nie zbiera haraczy, nie ma żony, nie ma romansu, rozpolitykowanego brata, który ginie z rąk jego wrogów, nie ma dzieci, nie jest zawodowym przestępcą, nie przygarnia pod swoje skrzydła syna swojej ofiary, nie planuje wyjechać z rodziną do Palestyny, w ogóle ma tylko boks i dwie kobiety, w których się zakochuje. Nie ma w "Aniołach…" wielkiej polityki, zamachów stanu, nie ma żadnej politycznej intrygi, nie ma ulicznych demonstracji ani ulicznych walk, nie ma narkotyków, nie ma jedzenia ani alkoholu, nie ma niczego z tego, co stanowi o materii "Króla", nie ma również narracyjnego zwrotu akcji, który w "Królu" jest kluczowy.
Aby więc uznać "Anioły…", jak również inne wymienione tu książki i filmy za "dziwnie podobne" do mojego "Króla", trzeba uciec się do tego, co Umberto Eco nazwał interpretacją paranoiczną. W istocie, w tekście Haszczyńskiego pojawia się nawet mały spisek: Sonia Draga, polski wydawca Khadry, opowiadała w wywiadzie o tym, że być może jest moją daleką krewną! Pszypadek? Nie sondze! No więc jest zabawnie i ogólnie cieszę się z tej zaczepki, bo czego najbardziej potrzeba felietoniście to tematów, a to jakiś temat jest.
Panu Haszczyńskiemu polecam "Interpretację i nadinterpretację" Umberto Eco. Sam zaś wracam do pracy.
Nad kontynuacją "Króla", która ukaże się jak zwykle w Wydawnictwie Literackim. Od razu podpowiem: liczne w niej wątki i motywy pojawiały się już wcześniej w literaturze polskiej i światowej – to specjalna zachęta dla interpretacyjnych paranoików z wykładów Eco.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Przeczytałam i jeśli o mnie chodzi, zarzuty o plagiat są z dupy. No chyba, że już od 2013 roku nikt nigdy nie może napisać książki o bokserze z lat 30, którym "opiekują się" gangsterzy i dziwki. Dwie zupełnie inne książki, przy czym Króla uważam za ciekawszą i bardziej dynamiczną.
"Król" Szczepana Twardocha został niedawno wydany w języku angielskim, czym chwalił się autor w mediach społecznościowych. Powieścią laureata Paszportu Polityki zachwycili się recenzencji z prestiżowego "The Times" - jednego z najważniejszych dzienników świata (...)
Reakcje zagranicznych recenzentów na tłumaczenie są w większości entuzjastyczne. Portal Publishers Weekly zachwala książkę Twardocha jako "kompulsywnie wciągającą", ale i "brutalną" i "fascynującą". Zauważają, że "dążenie Twardocha, by nieustannie spoglądać w przepaść wynosi tą porywającą powieść na wyrafinowane wyżyny".
Autor recenzji z Kirkus Reviews nie ma wątpliwości, że Twardoch jest wschodzącą gwiazdą polskiej literatury na międzynarodowych wodach. Nie ma wątpliwości, że lektura tej książki jest "niegodziwie czarująca", a do tego "zaskakująca" i równie "głęboko poruszająca" jednocześnie. Podkreśla, że fabuła napędzana jest bezlitosną energią i nie przestaje zadziwiać czytelnika przy każdej możliwej okazji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum