Mam wrażenie, że słowa "ludzkość" oraz "homo sapiens" w tym zdaniu oznaczają Europejczyków oraz białych Amerykanów i Australiczyków i Nowozelandczyków (no i powiedzmy Afrykanerów), czyż nie?? Już bliscy nam cywilizacyjnie Arabowie nie mają podobnych problemów, o autochtonach Azji i Afryki nie mówiąc. Czyżbyś wzorem pewnego posła wieszczył koniec "cywilizacji białego człowieka"?
Rzeczywiście, to był pewien skrót myślowy.
Uznałem za oczywiste, że rozwój cywilizacji powoduje wzrost konsumpcji i konsumpcyjne podejście do świata, ze bogacące się społeczeństwa mają coraz mniej dzieci.
Widać to po rozwoju Japonii, Korei, za chwilę zaczną się urbanizować i starzeć Chiny.
Mówiłem o przyszłości ludzkości w perspektywie paruset lat.
Ale co tam, mamy jeszcze Arabów i Afrykę. Na nich możemy liczyć
Tanit napisał/a:
Katolicyzm to katolicyzm, nie ma innego znaczenia. Dżef, powinieneś to wiedzieć o.o
Ja wiem, czym jest katolicyzm.
Nie wiem czym jest antykatolicyzm :D
Brakiem zgody na Filioque, czy polowaniem na "czarnych" ?
Tanit napisał/a:
lepiej żeby rodzice nie mieli unormowanej pozycji finansowej? Dziecko trzeba utrzymać, by żyło na dobrym poziomie.
Dziecku trzeba dać miłość, nie pieniądze.
Poświęcić mu czas na rozmowę, a nie kupować Playstation3, żeby się czyms zajęło.
Jak to jest, że im społeczeństwo bogatsze, tym ma mniej dzieci?
Paradoks?
Tanit napisał/a:
W zasadzie to ja nie chce niczego więcej jak zdrowego rozsądku
Ja teeeeż !
_________________ Χριστoς aνέστη εκ νεκρων, θανάτω θάνατον πατήσας, καi τοiς εν τοϊς μνήμασι ζωήν χαρισάμενος.
Poświęcić mu czas na rozmowę, a nie kupować Playstation3, żeby się czyms zajęło.
Znowu skrajność? Proszę bardzo... co z tego że kocham te dzieci (nich będzie tylko dwójka) skoro mam problemy by się utrzymać, płacę czynsz i ledwo wystarcza mi na jedzenie... byle do kolejnego...
Ja nie chcę rozpieszczać dzieci. Chyba tak jak ty stawiam na pierwszym miejscu rozmowę (kupowanie PS to kolejny przejaw ludzkiej głupoty 'kochanych' rodziców). Chodzi mi raczej o spokój. O to, że spokojnie zapłacę rachunki, kupię dobre jedzenie i będę mogła pare groszy zaoszczędzić, chociażby na nowe ubranko dla dziecka, może czasami jakąś zabawkę...
Chcemy rozsądku, tu się zgadzamy
_________________ ***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat... TanBlog
co z tego że kocham te dzieci (nich będzie tylko dwójka) skoro mam problemy by się utrzymać, płacę czynsz i ledwo wystarcza mi na jedzenie... byle do kolejnego...
dzieci SĄ częścia mojej rodziny, dzielą nasze radości, sukcesy, ale i problemy.
Uczą się, że życie nie składa się z pasma samych sukcesów, że są lata tłuste i lata chude.
To im daje siłę na samodzielne życie.
Tak się składa, że mamy dwoje dzieci, więc piszę z praktyki, nie z teorii.
Mieliśmy taki czas, że przez ponad rok oboje z żoną byliśmy bez stałej pracy, były problemy z opłaceniem czynszu, ubieraliśmy sie w najlepszych szmateksach
Ale poradziliśmy sobie wszyscy razem i teraz mamy dziką satysfakcję.
Dzieci są tego wszystkieg świadkami, uczestniczyły w tym.
Może powiesz, że to nieodpowiedzialne - ale JAK można sie uchronić przed utratą pracy?
Kto da Ci gwarancję i bezpieczeństwo?
Czekając na gwarancję, spokojnie doczekasz do emerytury - szczególnie w tym kraju.
Tanit napisał/a:
Chodzi mi raczej o spokój.
Wierz mi, spokój wypływa z wnętrza, nie ze stanu konta.
Masę ludzi w Europie nie decyduje się na dzieci, bo... nie są w stanie opłacić dzieciom studiów na renomowanej uczelni. Przecież dziecko musi mieć zapewnioną przyszłość
Tanit napisał/a:
O to, że spokojnie zapłacę rachunki, kupię dobre jedzenie i będę mogła pare groszy zaoszczędzić, chociażby na nowe ubranko dla dziecka, może czasami jakąś zabawkę...
Jeszcze raz - a co, jeśli nie będziesz miała takiej pewności? Ile będziesz czekać?
My przyjęliśmy inne rozwiązanie: jest nas czworo, stanowimy team i musimy sobie poradzić w takiej sytuacji, która nam jest dana, tu i teraz.
I udało się.
I warto było.
Pozdrawiam !!!
_________________ Χριστoς aνέστη εκ νεκρων, θανάτω θάνατον πατήσας, καi τοiς εν τοϊς μνήμασι ζωήν χαρισάμενος.
Wydaje mi się, że Tan nie miała na myśli sytuacji kiedy wszystkie wydatki na dziecko trzeba mieć dokładnie zaplanowane, łącznie z opłaceniem prestiżowej uczelni Ale decydowanie się na dzidzię kiedy nie ma się środków żeby zapewnić odpowiedni start jest działaniem nie do końca odpowiedzialnym.
Dżef napisał/a:
Widać to po rozwoju Japonii, Korei, za chwilę zaczną się urbanizować i starzeć Chiny.
Chiny to taka dłuższa chwila, jak na razie opisywana przez ciebie sytuacja można obserwować na rozwiniętym wybrzeżu. A to tylko mała część Chin. Zresztą tam na niedobór pojawiających się dzieci raczej nie narzekają, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.
Ale jeśli zakładasz sobie taki przedział czasowy, to kto wie ;P Inna sprawa, że po takim czasie to już nie będzie nasz... problem
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Zresztą tam na niedobór pojawiających się dzieci raczej nie narzekają, powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.
Właśnie że narzekają. Bo polityka jednego dziecka teraz mści się nie miłosiernie. Zabawy demografią nie są nigdy dobre a teraz w Chinach jest coraz starsze społeczeństwo a to młode zbyt mało liczne nie utrzyma swoich rodziców do tego jest generalnie obciążone syndromem jedynaka co w chinach przekłada się na rozpieszczenie lub otyłość.
Metzli napisał/a:
Chiny to taka dłuższa chwila,
20 lat ? To mgnieie oka
Metzli napisał/a:
jak na razie opisywana przez ciebie sytuacja można obserwować na rozwiniętym wybrzeżu.
Tak się składa, że mamy dwoje dzieci, więc piszę z praktyki, nie z teorii.
Mieliśmy taki czas, że przez ponad rok oboje z żoną byliśmy bez stałej pracy, były problemy z opłaceniem czynszu, ubieraliśmy się w najlepszych szmateksach
Więc wiesz ile 'kosztuje' wychowanie dziecka. Postaw się w sytuacji młodych ludzi (19-25), którzy zaczynają lub kończą studia, wiążą się i boją się mieć dzieci. Boją się, że nie zdołają zapewnić im bytu. Bez dobrej pracy i wsparcia ze strony rodziny to straszna kicha. Czasem sama miłość nie wystarcza, miłością nie wykarmisz rodziny, powinieneś o tym wiedzieć. Sam za trzy miesiące kończę studia, przeprowadzam się, będę szukał stałej pracy i będę się żenił. Póki co nie decydujemy się z moją partnerką na dziecko. Bo długo nie będzie nas stać na psa, a co dopiero mówić tutaj o dziecku. Jestem realistą i wybacz ale pozostanę przy względnej jakości życia naszej dwójki. Póki co, ja się boję. Boję się mieć dzieci bo nie wiem jak to będzie. Wierz mi. Gdybym miał możliwości finansowe to bym i pozwolił sobie na tuzin pociech. Nie chodzi o posyłanie na najlepsze uniwersytety czy kupowanie wypasionych gadżetów na których sam bym grał Chodzi o to, że jak mi dziecko zachoruje to będę miał za co je wyleczyć. Że nie będzie musiało być głodne. I nie zgadzam się, że to tylko przeciwności hartują, tylko także (a właściwie to przede wszystkim) wychowanie. Mnie i mojemu bratu nigdy niczego nie brakowało. Ale byliśmy wychowywani. Nie rozpieszczani, nikt nie spełniał każdej naszej zachcianki, nie rozkaprysiliśmy się. Zostaliśmy wychowani na dwóch zaradnych skubańców. I to jakich przystojnych Dlatego gdy kiedyś będę miał dzieci to też postaram się je wychować. Ale dopiero wtedy gdy będę wiedział, że jako rodzic będę w stanie zapewnić im byt. Gdyby stało się jednak coś nieprzewidzianego, mimo dobrego startu - myślę, że dalibyśmy sobie radę. Zawsze jednak dobrze jest zaczynać posiadając jakiś komfort psychiczny. A nic tak nie wpływa na komfort psychiczny jak pełny portfel. Mów co chcesz.
Trochę się zgadzam ze Spellsingerem, bo byłem w podobnej sytuacji. Również po studiach podjęliśmy decyzję, że najpierw niezależność ekonomiczna i mieszkanie - potem martwimy się o poszerzenie rodziny. Musieliśmy sobie sami wyrąbać ku temu drogę, z małą pomocą rodziny - ale nie wystarczyłaby ona na utrzymanie jeszcze dziecka. Teraz muszę kupić jeszcze mieszkanie i nie będzie już wymówek Przyjmując taką postawę kierowałem się wzorem znajomych, którzy "powpadali" lub świadomie podjęli taką decyzję o dziecku. Nie chciałbym dzielić ich losów z tamtych początkowych czasów, kiedy żyli w ciągłym niedoczasie: bo dzieckiem trzeba się zająć, zarobić na nie, opłacić rachunki. Dziś są po 30, sfrustrowani bo przecieckło im trochę życia przez palce, nie dorobili się zbytnio i są uwięzieni w kieracie, bo dzieckiem trzeba się nadal opiekować. Może za rok pozwolą sobie na wakacje, jeśli kurs euro będzie korzystny. Nie chciałem tak i nie przekonują mnie ich fanatyczne spojrzenia, kiedy mówią, że było warto, bo dziecko to skarb. Nie wątpię, że tak jest. Ale obserwując ich małą katorgę, brak czasu, rezygnację ze wszystkich małych przyjemności (książki, kino, wychodzenie ze znajomymi) i tych większych, wiedziałem, że ja bym nie dał rady. Moja mama i teściowa nie mieszkają w moim mieście, więc zdajemy sobie sprawę, że konieczna będzie po urlopie macierzyńskim niania. Kredyt mieszkaniowy też sam nie spłaci się z jednej pensji więc obydwoje musimy pracować. I tak dalej.
Aczkolwiek każda akcja wywołuje reakcję, także w tym przypadku: im później para podejmuje decyzję o dzieciach, tym mniej ich się rodzi, społeczeństwo się starzeje i wymiera. Ale szczerze mówiąc, mimo że żal mi białej cywilizacji, która mimo wad, to jednak jest najbardziej wartościową spośród innych na naszym globie, to jednak mam w nosie, co się z nią stanie po mojej śmierci. Jeśli wyginie i zaczną rządzić "konkurencyjne" to taka kolej rzeczy (aczkolwiek cofną świat w rozwoju).
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dziecku trzeba dać miłość, nie pieniądze.
Poświęcić mu czas na rozmowę, a nie kupować Playstation3, żeby się czyms zajęło.
Jak to jest, że im społeczeństwo bogatsze, tym ma mniej dzieci?
Paradoks?
Nie. To się nazywa dzieci lepszej jakości. Inwestuje się całe pieniądze i czas w jedno dziecko, nie rozbija się na 3, czy 4. Jest mniej dzieci ponieważ rodzice chcą mieć jedno dobrze wykształcone, dobrze ubrane i nakarmione. Zauważ że w społeczeństwach ubogich jest więcej dzieci, paradoks? Nie, tam do dzieci ma się podejście przedmiotowe, nie podmiotowe. Dziecko to ich własność i idzie pracować zanim skończy 10 lat, bo rodziców nie stać na jego utrzymanie. I zazwyczaj model ubóstwa jest powielany w kolejnych pokoleniach. To gdzie tu jest większy absurd?
Ponadto prawda jest taka (z resztą wynik to z wielu wywiadów przeprowadzanych z ludźmi, którzy obecnie mają 20-30 lat) że jesteśmy EGOISTAMI. Stawiamy SIEBIE i swój własny rozwój na pierwszym miejscu. Jakieś tam dzieci... A, może będą, może nie, ważne żeby MI się dobrze powodziło. To jest zmiana mentalności związana nie tyle ze zmianą ustrojową, czy poprawą sytuacji materialnej. Jest to zmiana globalna, zmiana w myśleniu i postępowaniu. Najważniejsze stają się sukces i prestiż (potem pieniądze). Wielu Polaków deklaruje że chciałoby mieć dzieci, ale mężczyźni najczęściej mówią że tak w wieku 35 - 40(!) lat. Bo wcześniej nie są gotowi, nie materialnie, ale emocjonalnie. To jest właśnie ta zmiana, ludzie nie chcą brać odpowiedzialności za nowe życie, dbają sami o siebie. Myślę że i tak nie jest źle, bo w Polsce na przykład jest duża presja ze strony starszych pokoleń, w stylu "A kiedy będę miała wnusia?". Myślę że bez tej "presji" sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej.
A co w takim razie może zrobić państwo? Moja odpowiedź - modlić się. Bo państwo nic tu nie zdziała, prędzej pomoże psycholog niż 1000 zł becikowego.
Następnym elementem obniżającym dzietność jest propagowanie stylu rodziny na zasadzie partnerstwa (w opozycji do tradycyjnej i stylu mieszanego). W Polsce jeszcze słabo rozwinięty, bo mimo że najwięcej osób deklaruje się po stronie partnerstwa to dominuje styl mieszany (kobieta ma taką rolę jak w tradycyjnym, czyli sprząta, pierze i gotuje, ale dodatkowo jeszcze pracuje). To w pewnym stopniu też nas ratuje, bo jednak w tych rodzinach częściej ludzie decydują się na dzieci (teraz pewnie wredne feministki po mnie pojadą).
Dzieci są dziś dobrem ekskluzywnym, na które trzeba mieć pieniądze i być gotowym psychicznie. A w naszych realiach często brakuje jednego, a bardzo często i drugiego. Duża liczba dzieci nie jest efektem planowania, tylko wpadek. Bo gdyby były efektem planowania, to pewnie w ogóle by ich nie było. Bo zazwyczaj na planach się kończy.
Ja osobiście sam nie chcę mieć dzieci, uważam że jest to za duży "wysiłek" emocjonalny, którego ja nie chcę podejmować. Tym bardziej kiedy człowiek tyle się uczy o wychowaniu, o tym ile trudności go czeka (socjologia)... To naprawdę zaczyna wątpić w to czy będzie dobrym rodzicem. Cóż, na razie dzieci postrzegałbym jako ogromny balast, który by mnie zablokował. Tak, jestem egoistą w tym względzie. I argumenty w stylu "ratujmy nasz gatunek" do mnie nie przemawiają. Bo jak ludzki gatunek wyginie to mnie już tu nie będzie, więc mi to tito.
Najważniejsze jest myślę uświadamianie ludzi o tym jak być dobrym rodzicem, pokazać im ścieżki wychowania, pokazać jak mają sobie radzić. Tylko kiedy takie porady są najczęściej w "Claudii" to co się dziwić że ludzie ręką na to machną jak na jakiś kolejny bzdet. Tu leży problem.
_________________ Zapraszam na bloga - http://wirtokracja.blogspot.com/ I zawsze tak wypadnie, że ten, kto ci nie jest przyjacielem, żądać będzie od ciebie neutralności, a ten kto ci jest przyjacielem, żądać będzie otwartego wystąpienia z bronią. - N. Machiavelli
Aha, zaczynamy wprowadzać cennik?
Nie wystarczy już być człowiekiem, trzeba spełniac normy jakościowe?
Prev napisał/a:
Inwestuje się całe pieniądze i czas w jedno dziecko, nie rozbija się na 3, czy 4. Jest mniej dzieci ponieważ rodzice chcą mieć jedno dobrze wykształcone, dobrze ubrane i nakarmione.
Te dobrze ubrane zapewne są najlepszej jakości. Warte przynajmniej tyle, ile ich markowe ciuchy.
Sory za złośliwość, ale zastanów się, co mówisz.
A może jest odwrotnie - rozpieszczone jedynaki są fatalnej "jakości"? Przywykły do tego, że wszystko maja najlepsze i wszystko im się należy, nie umieją porozumiewać sie z rówieśnikami ( bo nie wiedzą co to rodzeństwo), mają przerost ego, abo wręcz egoizmu. A przy pierwszych kłopotach zabieraja do szkoły broń maszynową.
Natomiast takie dzieci, które muszą od najmłodszych lat uczyc się negocjacji z rodzeństwem, znają smak i wartośc pracy, maja własne ambicje, a nie tylko realizuja niespełnione ambicje rodziców - to są dzieci "gorszej jakości"?
Moja mama pochodzi z rodziny, gdzie było siedmioro dzieci. Dwoje było robotnikami, dwoje pracowało w usługach, a trójka skończyła studia i doszła do stanowisk dyrektorskich.
Czy jedno dziecko może być "lepszej jakości" niż ta siódemka razem wzięta?
(Żeby było jasne: wszelkie próby warościowania ludzkiego życia uważam za bzdurę)
Prev napisał/a:
Zauważ że w społeczeństwach ubogich jest więcej dzieci, paradoks? Nie, tam do dzieci ma się podejście przedmiotowe, nie podmiotowe. Dziecko to ich własność i idzie pracować zanim skończy 10 lat, bo rodziców nie stać na jego utrzymanie.
Mówisz o Zimbabwe, czy o Polsce?
Co do "własności", to właśnie jedynakom najtrudniej wyjść spod opieki i dominacji psychicznej rodziców. Syndrom wiecznego chłopca dotyczy zwłaszcza jedynego synka mamusi.
Prev napisał/a:
Ponadto prawda jest taka (z resztą wynik to z wielu wywiadów przeprowadzanych z ludźmi, którzy obecnie mają 20-30 lat) że jesteśmy EGOISTAMI. Stawiamy SIEBIE i swój własny rozwój na pierwszym miejscu. Jakieś tam dzieci... A, może będą, może nie, ważne żeby MI się dobrze powodziło. To jest zmiana mentalności związana nie tyle ze zmianą ustrojową, czy poprawą sytuacji materialnej. Jest to zmiana globalna, zmiana w myśleniu i postępowaniu. Najważniejsze stają się sukces i prestiż (potem pieniądze).
Tu się zgodzę.
Tylko dwa komentarze z mojej strony:
1. z faktu, że jest taka tendencja nie wynika, że tak jest dobrze i że to przykład do naśladowania.
2. Jeśli ewolucja idzie w tym kierunku, to może i dobrze, że wyginiemy jako gatunek ( albo co najmniej jako rasa)
Prev napisał/a:
A co w takim razie może zrobić państwo? Moja odpowiedź - modlić się.
Dobry tekst
Ludzie stają się egoistami, a państwo się modli :D
Prev napisał/a:
Dzieci są dziś dobrem ekskluzywnym, na które trzeba mieć pieniądze i być gotowym psychicznie. A w naszych realiach często brakuje jednego, a bardzo często i drugiego. Duża liczba dzieci nie jest efektem planowania, tylko wpadek. Bo gdyby były efektem planowania, to pewnie w ogóle by ich nie było. Bo zazwyczaj na planach się kończy.
Prev, nie przesadzaj.
Albo mów za siebie.
Naprawdę nie wszyscy jeszcze uważają dzieci za wpadkę, zło konieczne ( lub do uniknięcia), pasożyty i nowotwory.
Wśród moich znajomych (powiedzmy kilkunastu par) nie ma takich, którzy nie chcieliby mieć dzieci. Choć faktycznie niektórzy realizację odkładają na nieokreślone "później".
Prev napisał/a:
Ja osobiście sam nie chcę mieć dzieci, uważam że jest to za duży "wysiłek" emocjonalny, którego ja nie chcę podejmować.
I wierz mi, słychać to w Twoich wypowiedziach.
Bardziej siebie niż mnie starasz się przekonać, że to dobra decyzja.
Prev napisał/a:
Tym bardziej kiedy człowiek tyle się uczy o wychowaniu, o tym ile trudności go czeka (socjologia)... To naprawdę zaczyna wątpić w to czy będzie dobrym rodzicem.
Może właśnie za dużo czytasz i za dużo kombinujesz? NAJPIERW postaraj się o dziecko, a potem dopasuj sie do nowej sytuacji, sięgając po literaturę wtedy, gdy naprawdę będziesz jej potrzebował.
Prev napisał/a:
Tak, jestem egoistą w tym względzie. I argumenty w stylu "ratujmy nasz gatunek" do mnie nie przemawiają. Bo jak ludzki gatunek wyginie to mnie już tu nie będzie, więc mi to tito.
To ja Ci na to odpowiem, nie chodzi o gatunek, że to Ty najwięcej tracisz, że sam się pozbawiasz ważnej części życia i zyciowego doświadczenia: ojcowstwa.
Człowiek póki nie ma własnych dzieci, nigdy do końca nie zrozumie swoich rodziców.
Prev napisał/a:
Najważniejsze jest myślę uświadamianie ludzi o tym jak być dobrym rodzicem, pokazać im ścieżki wychowania, pokazać jak mają sobie radzić. Tylko kiedy takie porady są najczęściej w "Claudii" to co się dziwić że ludzie ręką na to machną jak na jakiś kolejny bzdet. Tu leży problem.
A ja myślę, że problem jest w tym, ze ludzie zrobili się wygodni i właśnie egoistyczni, że boją sie podjąć wyzwania, że "wiedzą lepiej" niż wszystkie dotychczasowe pokolenia, które żyły na Ziemi.
Ludzie mają coraz więcej wiedzy, telewizji, internetu, a widzą coraz mniej.
Po co uczyć się o wychowywaniu dzieci, a potem ich nie mieć?
* * *
Spell napisał/a:
Więc wiesz ile 'kosztuje' wychowanie dziecka. Postaw się w sytuacji młodych ludzi (19-25), którzy zaczynają lub kończą studia, wiążą się i boją się mieć dzieci. Boją się, że nie zdołają zapewnić im bytu.
No i co?
Strach ( byle nie za silny) jest uczuciem motywującym.
Pierwsze dziecko nam się urodziło na piątym roku studiów, byliśmy bez mieszkania, bez pracy i z bardzo mętnymi perspektywami na przyszłość. I zaznaczam, nie była to wpadka.
A potem zupełnie naturalnie żyliśmy jako trzyosobowa rodzina. I przynajmniej jeden problem: "czy mieć dzieci", (który spędza sen z powiek młodym ludziom) mieliśmy już rozwiązany :D
Spell napisał/a:
Czasem sama miłość nie wystarcza, miłością nie wykarmisz rodziny, powinieneś o tym wiedzieć.
Mówisz jak moja mama, nie jak młody człowiek.
Naprawdę, "wykarmienie" dodziny wcale nie jest kosztowne.
Sprawa w tym, zeby życie było na "odpowiednim poziomie".
Tylko że w odczuciu ogromnej większości ludzi ich poziom nigdy nie jest "odpowiedni".
Spell napisał/a:
Jestem realistą i wybacz ale pozostanę przy względnej jakości życia naszej dwójki. Póki co, ja się boję. Boję się mieć dzieci bo nie wiem jak to będzie. Wierz mi. Gdybym miał możliwości finansowe to bym i pozwolił sobie na tuzin pociech.
Sory, ale chyba nie wierzę w ten tuzin.
Wierzę, że sie boisz.
I z całym przekonaniem namawiam cie do odwagi
I pozdrawiam !
_________________ Χριστoς aνέστη εκ νεκρων, θανάτω θάνατον πατήσας, καi τοiς εν τοϊς μνήμασι ζωήν χαρισάμενος.
Aha, zaczynamy wprowadzać cennik?
Nie wystarczy już być człowiekiem, trzeba spełniac normy jakościowe?
Nie rozumiesz. To nie ja wymyśliłem to pojęcie. To jest pojęcie socjologiczne xD
I to nie mój wybór, ale rodziców, którzy już mają dzieci.
Geoffrey napisał/a:
Te dobrze ubrane zapewne są najlepszej jakości. Warte przynajmniej tyle, ile ich markowe ciuchy.
Sory za złośliwość, ale zastanów się, co mówisz.
Jak wyżej. Nie miej pretensji do mnie, a do ludzi którzy dokonali takich wyborów. Ja tylko relacjonuję to co się dzieje. To, jak rodzice usprawiedliwiają swoje wybory.
Geoffrey napisał/a:
A może jest odwrotnie - rozpieszczone jedynaki są fatalnej "jakości"? Przywykły do tego, że wszystko maja najlepsze i wszystko im się należy, nie umieją porozumiewać sie z rówieśnikami ( bo nie wiedzą co to rodzeństwo), mają przerost ego, abo wręcz egoizmu. A przy pierwszych kłopotach zabieraja do szkoły broń maszynową.
Powiem krótko. Ste-re-o-ty-py. Niczym nie poparte. Bo nie wiesz czy takie dzieci są wynikiem inwestowania w nie rodziców, czy przemian kulturowo-społecznych. Po prostu do efektu podciągasz najbardziej pasującą ci przyczynę. Nie rób tak
Geoffrey napisał/a:
Moja mama pochodzi z rodziny, gdzie było siedmioro dzieci. Dwoje było robotnikami, dwoje pracowało w usługach, a trójka skończyła studia i doszła do stanowisk dyrektorskich.
Czy jedno dziecko może być "lepszej jakości" niż ta siódemka razem wzięta?
Według nowych systemów wartości, jak już pewnie sam zauważyłeś, jak najbardziej tak. Czy się z tym zgadzam? Powiedzmy że nie mam zdania, wolę obserwować rozwój sytuacji.
Geoffrey napisał/a:
Mówisz o Zimbabwe, czy o Polsce?
Co do "własności", to właśnie jedynakom najtrudniej wyjść spod opieki i dominacji psychicznej rodziców. Syndrom wiecznego chłopca dotyczy zwłaszcza jedynego synka mamusi.
Po części i o tym i o tym. Wielodzietność dominuje w Polsce w rodzinach żyjących poniżej marginesu ubóstwa. Nie wiem jak jest w Zimbabwe, nie dysponuję danymi. Ale podejrzewam że podobnie jak w naszych biednych rodzinach. Tak Romulusie, taki syndrom jest. Ale zważ na to że rodzice często nie chcą aby dziecko się usamodzielniło, chcą nad nim sprawować pieczę. Dlatego mówiłem jak ważne są porady a propos wychowania, bo z dobrych intencji mogą wyniknąć złe konsekwencje.
Geoffrey napisał/a:
Tu się zgodzę.
Tylko dwa komentarze z mojej strony:
1. z faktu, że jest taka tendencja nie wynika, że tak jest dobrze i że to przykład do naśladowania.
2. Jeśli ewolucja idzie w tym kierunku, to może i dobrze, że wyginiemy jako gatunek ( albo co najmniej jako rasa)
Dobrze że dodałeś "może". Bo decyzje o tym czy powinniśmy wyginąć czy nie są dość ciężkie do podjęcia. Mówiesz Dżef jakby to prokreacja była celem ludzkiego istnienia. Jakby to czy mamy dzieci, czy nie decydowało o naszej wartości. Nie sądzisz że jednak trochę się zapędziłeś, że jednak mocno wartościujesz? Jeśli ktoś nie chce mieć dziecka, to czemu mielibyśmy go zmuszać? Zobacz jak wiele jest rodzin patologicznych. Przez patologię nie mam na myśli bicia i nędzy. Może to być bardzo bogata rodzina, lub nawet zwykła, normalna (pod względem ekonomicznym), gdzie rodzice się rozwodzą. Wiesz w jak zastraszającym tempie rosną statystyki rozwodów w rodzinach z dziećmi? Zastanów się jak to wpływa na same dzieci. Lepiej ich nie mieć, czy mieć i sprawiać żeby przez konsekwencje naszych decyzji one cierpiały? Musisz przyjąć różne perspektywy Goeffrey.
Geoffrey napisał/a:
Dobry tekst
Ludzie stają się egoistami, a państwo się modli :D
A co ma robić? Płacić becikowe żeby zwiększyć ilość dzieci niechcianych? No polityka godna orderu.
Geoffrey napisał/a:
Prev, nie przesadzaj.
Albo mów za siebie.
Naprawdę nie wszyscy jeszcze uważają dzieci za wpadkę, zło konieczne ( lub do uniknięcia), pasożyty i nowotwory.
Wśród moich znajomych (powiedzmy kilkunastu par) nie ma takich, którzy nie chcieliby mieć dzieci. Choć faktycznie niektórzy realizację odkładają na nieokreślone "później".
1) Społeczeństwo to nie twoje środowisko, taka podstawowa zasada.
2) I to nieokreślone "później" jest właśnie problemem. Jak mówiłem na planach się często kończy.
3) Co do wpadek i nieprzemyślanych decyzji, to uwierz mi że jest ich naprawdę wiele. Naprawdę.
Goeffrey napisał/a:
I wierz mi, słychać to w Twoich wypowiedziach.
Bardziej siebie niż mnie starasz się przekonać, że to dobra decyzja.
Ależ ja twierdzę na odwrót O.O
Uważam że dzieci powinny się rodzić. Natomiast JA osobiście nie chcę ich mieć. Głownie dlatego że jestem bardzo antyrodzinną i antyzwiązkową (związki emocjonalne) osobą. Taki już mam charakter.
Geoffrey napisał/a:
Może właśnie za dużo czytasz i za dużo kombinujesz? NAJPIERW postaraj się o dziecko, a potem dopasuj sie do nowej sytuacji, sięgając po literaturę wtedy, gdy naprawdę będziesz jej potrzebował.
Prev napisał/a:
Zastanów się jak to wpływa na same dzieci. Lepiej ich nie mieć, czy mieć i sprawiać żeby przez konsekwencje naszych decyzji one cierpiały? Musisz przyjąć różne perspektywy
No :D
Geoffrey napisał/a:
To ja Ci na to odpowiem, nie chodzi o gatunek, że to Ty najwięcej tracisz, że sam się pozbawiasz ważnej części życia i zyciowego doświadczenia: ojcowstwa.
Człowiek póki nie ma własnych dzieci, nigdy do końca nie zrozumie swoich rodziców.
O ile, mój drogi oponencie chce ich zrozumieć. Ja nie chcę. Nie mam zamiaru. A że pozbawiam się ojcostwa... Powiedzmy że moja wrodzona nieufność każe mi zakwestionować rzeczywiste piękno roli ojca. Nie chcę jej wypełniać, nie widzę siebie jako ojca.
Geoffrey napisał/a:
A ja myślę, że problem jest w tym, ze ludzie zrobili się wygodni i właśnie egoistyczni, że boją sie podjąć wyzwania, że "wiedzą lepiej" niż wszystkie dotychczasowe pokolenia, które żyły na Ziemi.
Ludzie mają coraz więcej wiedzy, telewizji, internetu, a widzą coraz mniej.
Po co uczyć się o wychowywaniu dzieci, a potem ich nie mieć?
Żeby wiedzieć czego się spodziewać. Ludzie w dobie informacji nie lubią robić czegoś na chybił-trafił. A tak często jest z dzieckiem, a właściwie to było, bo już nie jest. "Zróbmy dziecko, jakoś je wychowamy". A dziś ludzie raczej mówią "Dopóki nie będę wiedział/a jak wychować dziecko to nie chcę go mieć, bo mogę je skrzywdzić". Ale tu właśnie pojawia się rozdźwięk między egoizmem ścieżki kariery, a altruizmem ścieżki wychowania. Prawda pewnie jak zawsze leży gdzieś pośrodku. Uważam że lepiej jeśli człowiek jest gotowy emocjonalnie do podjęcia roli rodzica przed jej podjęciem, niż jak już jest po fakcie, a on nie może się odnaleźć. Ludzie chcą "wiedzieć", nie "próbować".
_________________ Zapraszam na bloga - http://wirtokracja.blogspot.com/ I zawsze tak wypadnie, że ten, kto ci nie jest przyjacielem, żądać będzie od ciebie neutralności, a ten kto ci jest przyjacielem, żądać będzie otwartego wystąpienia z bronią. - N. Machiavelli
Bo państwo nic tu nie zdziała, prędzej pomoże psycholog niż 1000 zł becikowego.
Kolejny dowód (ba dwa) na to że Prev jest krypto-prawicowcem. W jednym zdaniu odmówił skuteczności pomocy państowowej i odesłał ludzików z problemem do psychologa. Oldschool USA.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum