FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Ostatnie dwadzieścia dni - opowiadanie postapo
Autor Wiadomość
lukaszmigura 


Posty: 7
Wysłany: 2017-07-04, 18:30   Ostatnie dwadzieścia dni - opowiadanie postapo

Z niespokojnego snu wyrwał mnie dławiący kaszel. Z wyłupiastymi i przekrwionymi oczyma usiadłem, sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjąłem metalowy pojemnik z zapasowymi membranami. Czarny od zanieczyszczeń filtr zastąpiłem świeżym, białym, niczym pierwszy śnieg zalegający na szczytach gór. Zaciągnąłem się.

Kiedy już uspokoiłem oddech, raz jeszcze i bardziej świadomie spojrzałem do pojemnika. Zostało mi zapasu na dwadzieścia dni. Czterysta osiemdziesiąt godzin powietrza zdatnego do oddychania. A potem koniec. Śmierć w męczarniach. Powolne duszenie się. Nawet nie chciałem wyobrażać sobie takich katuszy.

— Co robić!? — powiedziałem do siebie.

Zagubiony, nie zdając sobie sprawy z istoty decyzji, jaką miałem zaraz podjąć, przypomniała mi się opowieść poznanego kilka dni wcześniej człowieka. Był późny wieczór. Obaj usiedliśmy przy ledwie tlącym się ognisku. Płomyki z trudem wydostawały się ponad pale drewna, muskały je nieśmiało, walcząc o przetrwanie.

— Łączy nas z ogniem więcej, niż można przypuszczać — stwierdziłem.

Mężczyzna nie wiedział, co odpowiedzieć. Zaczął więc snuć smutne wspomnienie. Było to dla niego bolesne, ale w tamtej chwili chciał się tym ze mną podzielić.

— Kilkanaście lat wcześniej, w styczniu, zabrałem swoją panią w góry — zaczął. — Zima jak rzadko rozszalała się i zmusiła ludzi do stałego palenia w piecach. Ci biedniejsi, żyjący na ulicach i w pustostanach do dziś wspominają tamte czasy. Już wtedy oprócz mrozu cierpieli przez smog. Jednak kiedy chłód ustępował miejsca słońcu i zieleniejącym łąkom problem zanieczyszczonego powietrza znikał. Wtedy wszyscy żyli jak cywilizowani. Wtedy w życiu bardziej chodziło o zabawę niż o przetrwanie.

Wbiłem w niego spojrzenie. Nie wiem czy z grzeczności, czy z faktycznego zainteresowania, ale słuchałem z zapartym tchem.

— W drodze powrotnej zdecydowaliśmy się zboczyć z trasy i zahaczyć o Żywiec — kontynuował. — Wybraliśmy drogę na wschód. Mijaliśmy kolejne wzniesienia i doliny. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na przedmieścia Szczyrku. Miasteczko leżało w siodle pomiędzy dwoma górami. Powietrze ciężkie od pyłów właściwie nie nadawało się do niczego. Samochód co prawda nie miał problemów ze spalaniem paliwa, ale baliśmy się otworzyć okno — tutaj mężczyzna zawiesił głos i poprosił o coś do picia.

Podałem mu manierkę z dopiero co przefiltrowaną wodą. Zaraz potem ponowił swoją opowieść.

— Po kwadransie dotarliśmy na drugą stronę — powiedział. — I wiesz, co tam zobaczyliśmy? — zapytał.

Wzruszyłem ramionami.

— Po drugiej stronie słońce, mimo późnej pory i zimowej aury, świeciło ponad wierzchołkami i roztapiało zalegające na szczytach czapy śniegu. Smog zatrzymał się na górach — stwierdził i zaśmiał się. — Zatrzymał się, kurwa, na górach — powtórzył.

Kiedy usłyszałem tę historię, wydało mi się oczywistym, że ciężkie powietrze nie jest w stanie przenieść się ponad wierzchołkami gór. Ale nie pomyślałem, że i teraz może być podobnie. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Ten sam, który towarzyszył mi w chwilach, w których odkrywałem coś faktycznie wartego odkrycia.


Dzień pierwszy


Szybko wygrzebałem z tobołka starą mapę. Nosiłem ją ze sobą co najmniej od dekady. Dzięki niej mogłem z łatwością lokalizować miejsca, w których są lub mogą pojawić się zbiorniki wody. Teraz jednak chciałem sprawdzić, jak daleko znajdowałem się od Tatr.

Stary papier zdążył pożółknąć, a brzegi wytarły się i zabrudziły. Jedno spojrzenie wystarczyło, by określić położenie. Znajdowałem się dziesięć, może piętnaście kilometrów na północ od Katowic. Chcąc udać się w stronę granicy musiałem po prostu iść na południe.

Trzymając mapę wiedziałem, co zrobię. Wiedziałem, że moją ostatnią szansą jest dostać się na drugą stronę Tatr. Sprawdzić, czy będę w stanie przeżyć w górskich lasach bez maski. Wiedziałem też, że nie mogę zabrać ze sobą wszystkiego. Szybko wyrzuciłem zapasowe ubrania. Zabrałem jedynie grubszą odzież, spakowałem większy pojemnik na wodę, dwie rurki życia i kilka innych drobiazgów, bez których podróż byłaby znacznie trudniejsza. Im mniej rzeczy miałem ze sobą, tym szybciej mogłem się poruszać. Musiałem pamiętać, że im bardziej zmęczony będę, tym szybciej będą zużywać się filtry powietrza.

Nie czekałem na wschód słońca. Kiedy tylko byłem gotów, wyruszyłem w drogę.

Dawniej wzdłuż ulicy nieskończenie ciągnęły się ekrany tłumiące hałas przejeżdżających samochodów. Teraz nie tylko nie było ekranów. Ludzie pokradli betonowe bloki odgradzające od siebie przeciwległe pasy.

Było ciemno. Było cicho i zimno. Wiatr huczał ponad moją głową. Kiedy schodził niżej, zdmuchiwał mi kaptur z głowy. Czułem wtedy jego siłę, zapierałem się nogami i parłem przed siebie, byle dalej. Byle do pierwszego punktu. Szedłem tak co najmniej trzy godziny. Smagany wiatrem, czasem kwaśnym deszczem, który nie wiedzieć jak przedostawał się przez grubą warstwę zanieczyszczeń wiszących ponad głową. Kiedyś takie podmuchy przegoniłyby smog. Niestety teraz tyle gówna było w powietrzu, że nawet wichura nie pomagała.

Gdzieś przed upływem czwartej godziny przywitał mnie powyginany i wiszący na jednym słupku napis: Katowice. Zaraz za nim zobaczyłem to samo miasto, które stało tam od kilkudziesięciu lat. Porzuconą metropolię, pachnącą samotnością, tęskniącą za ludźmi, którzy uciekli po największej tragedii w historii. Większej od wszystkich wojen czy prób nuklearnych. Co gorsza, tragedii, jaką sami sobie zgotowaliśmy.

Byłem wyczerpany. Ledwo dotarłem do ronda. Ukryłem się w przejściu pod czymś co kiedyś zwano Okiem Miasta. Trzymałem się blisko ziemi, tam czasem dało się zaczerpnąć powietrza bez maski na twarzy. Odkręciłem kanister z wodą, wsunąłem w niego rurkę filtrującą wodę i pociągnąłem kilka łyków. Zaraz potem szybko zakręciłem pojemnik i schowałem do torby.

Nie chciałem tracić zbyt dużo czasu, podniosłem się, zrobiłem kilka kroków i ... upadłem. Czułem drżenie mięśni. Wiedziałem, że to nie kwestia niedożywienia. Dwa dni wcześniej upolowałem szczura. Moje nogi trzęsły się przez brak tlenu w organizmie. Usiadłem i czekałem.

Reszta historii tutaj: http://lukaszmigura.com/o...wadziescia-dni/
_________________
Publikuję na lukaszmigura.com.
 
 
Beata 
deformacja IU


Posty: 5370
Wysłany: 2017-07-04, 20:25   

Doczytałam dotąd:
lukaszmigura napisał/a:
Zagubiony, nie zdając sobie sprawy z istoty decyzji, jaką miałem zaraz podjąć, przypomniała mi się opowieść poznanego kilka dni wcześniej człowieka. Był późny wieczór. Obaj usiedliśmy przy ledwie tlącym się ognisku. Płomyki z trudem wydostawały się ponad pale drewna, muskały je nieśmiało, walcząc o przetrwanie.

i wystarczy. Nie zamierzam się infekować.
_________________
Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
 
 
bio 
Człek pod dębem

Posty: 1816
Skąd: Znad stawu w parku
Wysłany: 2017-07-04, 21:25   

Luk, zadaj sobie pytanie - po co? Koszmarzysz.
_________________
Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
 
 
lukaszmigura 


Posty: 7
Wysłany: 2017-07-05, 07:15   

hej bio, o co chodzi z koszmarzeniem? :)
_________________
Publikuję na lukaszmigura.com.
 
 
Trojan 


Posty: 11270
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2017-07-05, 08:34   

lukaszmigura napisał/a:
hej bio, o co chodzi z koszmarzeniem? :)


no że słabe.
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2017-07-05, 08:40   

że kurewsko słabe
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
utrivv 
Roztargniony mag


Posty: 7108
Skąd: Z kapusty
Wysłany: 2017-07-05, 09:07   

lukaszmigura napisał/a:
hej bio, o co chodzi z koszmarzeniem? :)
Może popraw chociaż to co pokazała ci Beata?
_________________
Beata: co to jest "gangrena zobczenia"? //ooo
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.

Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
 
 
MrSpellu 
Waltornista amator


Posty: 19049
Skąd: Milfgaard
Wysłany: 2017-07-05, 09:19   

Wy chyba naprawdę się nudzicie.
_________________
Instagram
Twitter
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2017-07-05, 09:36   

MrSpellu, przecież tego nie czytałem, no proszę cię.
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
MrSpellu 
Waltornista amator


Posty: 19049
Skąd: Milfgaard
Wysłany: 2017-07-05, 09:44   

Ale skomentowałeś :P
_________________
Instagram
Twitter
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2017-07-05, 10:35   

no przecież

chociaż po prawdzie bardziej chodziło mi o doprecyzowanie sensu wypowiedzi bio
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Qfant


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 14