Masz na mysli ogolny wzrost cen ksiazek, ktorego nie wykazaly dane empiryczne z dzialania podobnych ustaw na zachodzie?
thomasward napisał/a:
(...) i (...) tylko zmniejszy czytelnictwo.
Masz na mysli zminiejszenie czytelnictwa, ktorego nie wykazaly dane empiryczne z dzialania podobnych ustaw na zachodzie?
thomasward napisał/a:
Nie chce mi się tutaj tłumaczyć wszystkich niuansów ekonomicznych, w sprzeczności z którymi jest ta ustawa (austriacka teoria cen chociażby (...)).
Masz na mysli teorie o tak duzej liczbie niewyjasnionych dziur, znajdujaca tak ograniczone poparcie w danych empirycznych, opracowana przez szkole ekonomiczna o tak negatywnym wplywie na wzrost gospodarczy krajow rozwijajacych sie przez przeforsowanie otwarcia ich slabiutkich rynkow na konkurencje ze swiatowymi potegami?
A co z niuansami ekonomicznymi, w zgodzie z ktorymi ta ustawa jest? Np. szkola keynesowska lub szkola rozwojowa? Bo chyba nie zdajesz sobie sprawy, ze istnieje wiecej szkol niz austriacka i zadna nie jest obiektywnie prawdziwa. Ja bym powiedzial nawet, ze austriacka jest wybitnie nieprawdziwa, chyba ze mowimy o narzedziach pomnazania duzego majatku kosztem majatkow mniejszych.
Bardzo podoba mi się bardzo merytoryczna krytyka austriackiej szkoły ekonomicznej oparta na bezpodstawnym szczuciu i oskarżaniu ją o całe zło tego świata. Zapraszam do przedstawienia jakichkolwiek argumentów krytykujących prakseologię będącą podstawą ASE. Och, zapomniałem, że to niemożliwe. A przeciwko argumentom erystycznym nie zamierzam dyskutować.
A co do rozwiązań w innych państwach - w Izraelu totalnie nie zadziałało.
Trochę piepszu nikomu nie zaszkodzi. Aż mnie oczy zabolały
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Zapraszam do przedstawienia jakichkolwiek argumentów krytykujących prakseologię będącą podstawą ASE. Och, zapomniałem, że to niemożliwe.
To chyba wystarczy za odpowiedz Wroc, kiedy zrozumiesz, ze swiat to nie jedno porywajace zdanie. Takie rzeczy tylko w dziecinstwie.
Konkretne niuanse, ktore wymieniles, maja dosc luzny zwiazek z omawiana ustawa, bo glownie teoretyczny. Nie krytykuja jej w odniesieniu do rzeczywistych faktow, tylko za niezgodnosc ze sloganami. Co czyni calosc sprzeciwem bardziej ideologicznym, zracjonalizowanym ekono-haslami. Zas wybor radykalnie wolnorynkowej ekonomii mowi o tej ideologii wszystko.
Kazda teoria ma dziury, ktore nie sa w stanie pokryc wszystkich mozliwych ewentualnosci i taką teoria jest też austriackie podejscie do ludzkiego dzialania. Szkola austriacka jest zreszta powszechnie krytykowana za najmniej naukowa metodyke i najwieksza pogarde dla danych empirycznych, co czyni ja najbardziej filozoficzna doktryna ekonomii (poza marksistowska moze).
AM napisał/a:
Niezależnie od kontekstu nie odwołujmy się w żadnych danych porównawczych do ustawy na przykład francuskiej czy niemieckiej. To ślepa uliczka. Jedna z nich ma ponad 100 lat druga ponad 40.
Akceptuje argument, ze dla naszego poletka musimy zastosowac inne przypuszczenia i wnioski, czyli oprzec sie na teoretyzacji z braku odpowiednich danych porownawczych. Ale na pewno nie jakims wielkim modelu, ktory brzmi dumnie (pozdro, thomasward). Mnie, jako osobe wierzaca w racjonalne regulacje na rzecz slabszych rynkow, ich zapowiedz zawsze przykuwa. I do granicy zadnego lub minimalnego obciazenia dla czytelnikow popieram te ustawe.
książka, księgarnie, wydawnictwa to podmioty kultury
i jako takie należy im się pomoc państwa, ponieważ bez niej nie wytrzymają z pędzącym kombajnem konsumpcjonizmu.
jeżeli mogę płacić za teatry, opery, filharmonie i inne przybytki kultury to mogę też wspierać książki i ludzi/firmy z nimi związane
oczywiście sztywna cena na książki to dziwna praktyka i jak doświadczenie innych państw wskazuje w najlepszym przypadku będzie różnie - ale mamy zdecydowany dwugłos środowisk "książkowych". Jak dla mnie - możemy spróbować tego, a jak nie wyjdzie to czegoś innego. Samo działanie w tym temacie jest już pozytywem.
a wszystkie teorie ekonomiczne, uje-muje dzikie węże, można sobie wsadzić... w ekonomii mamy teorię na każdą okazję i jak praktyka pokazuje... teoriami ekonomicznymi piekło brukowane.
Z tymi księgarniami jako instytucjami kultury to bym nie przesadzał. Choć u mnie w mieście jest taka, która zajmuje się nie tylko sprzedażą książek (i pełni funkcje kawiarni), ale stara się tę kulturę wokół swojej działalności animować. Zatem to też takie jednoznaczne nie jest.
Niemniej jednak podchodzenie do sprzedaży książek, jak do sprzedaży cukru, mięsa, czy samochodów trochę mnie razi. Może to wina mojego humanistycznego wykształcenia.
I uważam, że obowiązkiem państwa jest wspieranie czytelnictwa. A co do wydawców, to państwo ma obowiązek tworzyć dla danego rynku takie regulacje, aby możliwa była uczciwa gra rynkowa. Sytuacja, w której dwie, trzy duże sieci kontrolują cały rynek sprzedaży książek i stawiają wydawcom dobijające ich zyski wymagania, wcale nie jest uczciwa. Wydawnictwa powinny upadać, bo np. ich książki się nie sprzedają. A nie dlatego, że np. sieć taka jak Empik, bierze od nich towar, płaci kiedy chce i jak chce a do tego narzuca wymagania cenowe, które sprawiają, że nie jest możliwy żaden rozwój wydawnictwa.
Piszę ogólnie, z perspektywy zatroskanego czytelnika, a nie specjalisty do wydawania książek. Wydawcy zapewne wiedzą lepiej, co im może pomóc.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Romku, oczywiście masz racje - księgarnie winny iść w kierunku miejsca spotkań a nie lady z mięsem. Ale uczciwie mówiąc - ja nawet obecnie nie kojarzę żeby we Wro była jakaś księgarnia w "starym" stylu.
księgarnie sieciowe albo wydawnictw. empiki i matrasy i saturny/mm
na początku lat '90 powstało takie stoisko księgarskie w budynku biblioteki miejskiej na rynku Wro/ z fantastyką i odrobiną sensacji - tylko / zawsze można było przyjść, pogadać spotkać. Ostatnio jak rozmawiałem z właścicielem to powiedział ze dogrywa, praktycznie robi to hobbystycznie i w tej chwili się już tylko wyprzedaje.
Powinno być wsparcie państwa/miasta do tworzenia takich miejsc w centrach miast. Sterowanie ceną może pomóc ale samo sprawy nie załatwi.
Dlatego postulat zdania sprawy tylko na wolny rynek jest tak smieszny. Swiadczy o dziecinnej wierze w fajnie brzmiaca filozofie jego niewidzialnej reki, gdy obok toczy sie prawdziwy i skomplikowany swiat.
Powinno być wsparcie państwa/miasta do tworzenia takich miejsc w centrach miast. Sterowanie ceną może pomóc ale samo sprawy nie załatwi.
Tu się zgadzamy.
Dwa pomysły z zalinkowanego przeze mnie artykułu wydają mi się racjonalne.
Cytat:
4. Zakupy biblioteczne? Rozwiązanie systemowe i obywatelskie
W czasie spotkania dyskusyjnego wokół projektu zakazu przecen premier Piotr Gliński podkreślał, że w jego opinii państwo polskie stać (nie w rozumieniu symbolicznym, lecz finansowym) na ambitną politykę przeciwdziałającą spadkowi czytelnictwa. Explicite zaznaczył – co umknęło większości komentatorów i mediów – że na poważnie należy brać pod uwagę właśnie zmianę fundamentalną, czyli podatkową. Warto więc rozmawiać o opisanych wyżej pomysłach. Co więcej, należy przypomnieć, że polski rząd co do zasady zawsze traktował podniesienie podatku na książki jako zewnętrzną „konieczność”, nie zaś własną inicjatywę. Co jednak w sytuacji, gdy nie otrzymamy zgody instytucji europejskich na obniżenie podatków?
Konsekwencja każe uznać, że „niechciane” wpływy z VAT-u na książki przeznaczyć należałoby w całości na zwiększenie poziomu czytelnictwa.
W jaki sposób robić to najbardziej efektywnie i w niewykluczający sposób? Rozwiązaniem są zakupy biblioteczne. Dziś – według opublikowanego w styczniu raportu Biblioteki Narodowej na 2015 – łącznie na książki wydajemy już ponad 72 mln złotych rocznie. O ile więcej moglibyśmy wydawać, gdyby w całości wpływy z VAT-u przeznaczać na zakup nowości? Brak dziś precyzyjnej odpowiedzi. Wartość rynku książki w 2015 roku według najbardziej ostrożnych szacunków – bo po cenach, po których wydawcy sprzedają książki hurtowniom i księgarniom – to ok. 2,5 miliarda złotych. To oznacza, że całkowita wartość wpływów do budżetu z tytułu VAT – znów przyjmując dla uproszczenia tylko stawkę 5% – to minimum 125 mln złotych. Ostrożne, acz bardziej realistyczne wyliczenie kazałoby powiększyć tę kwotę o minimum 40% – rabaty dla hurtowni wynoszą bowiem ok. 50%, a dla księgarni – 35-40%. Daje nam to więc roczne wpływy do budżetu rzędu 175 mln złotych.
To oznacza, że na zakupy biblioteczne moglibyśmy wydawać dodatkowe 100 milionów złotych rocznie, łącznie ponad dwukrotnie więcej niż dziś.
To też – mimo ostrożnych założeń – ciągle więcej, niż roczne wydatki na spektakularny Narodowy Program Wspierania Czytelnictwa 2014–2020, który zakłada wydanie w ciągu sześciu lat miliarda złotych na różnorodne działania związane z promocją czytelnictwa, zakupy książek, programy dotacyjne czy rozbudowę infrastruktury bibliotecznej.
Dlaczego to zakupy biblioteczne powinny być priorytetem? Argumentów jest kilka. Po pierwsze, państwo już dziś wydaje duże pieniądze na biblioteki i nie budzi to większych kontrowersji. Utrzymujemy często nieatrakcyjne księgozbiory, opłacamy etaty, inwestujemy w infrastrukturę. Naturalnym obszarem ewentualnej głębszej interwencji państwa – a tą jest zarówno przekierowanie dochodów budżetowych, jak i regulacja rynku zakazami i nakazami – powinno być więc zwiększenie skuteczności dotychczasowych inwestycji.
Po drugie, inwestowanie w zakupy biblioteczne jest racjonalnym i sprawiedliwym mechanizmem z punktu widzenia „powszechności” efektów interwencji i inwestycji. Z bibliotek mogą korzystać osoby zamożne i niezamożne, mieszkańcy dużych miast i mniejszych ośrodków.
To przewaga zarówno nad omawianym odliczeniem podatkowym, jak i np. dotacjami dla wydawnictw, których książki czy czasopisma i tak, pomimo wsparcia państwa, są dziś niedostępne dla mniej zamożnych. Po trzecie, wokół zakupów dla bibliotek – których sieć jest jednym z „najbliższych” obywatelowi „przyczółków” państwa – zorganizować można partycypacyjny sposób wyłaniania pożądanych przez obywateli tytułów na wzór budżetów obywatelskich. Po czwarte, można wyobrazić sobie mechanizmy, które w ramach takich partycypacyjnych zakupów premiowałyby oferty przygotowane przez mniejsze wydawnictwa i lokalne księgarnie. Jednocześnie ostateczna decyzja nie byłaby stricte mechanizmem urzędniczym, ale miałaby w sobie pierwiastek demokratyczno-konkurencyjny.
5. Lokalne księgarnie? Trzeba budować czytelniczy „ekosystem”
Minister Magdalena Gawin zwróciła uwagę – nie przesądzając o ewentualnej skuteczności zakazu przecen w tym obszarze – że z perspektywy Ministerstwa Kultury kluczowym wyzwaniem jest istnienie prowincjonalnych księgarń. Księgarze mają rację, gdy widzą problem w dramatycznie spadającej liczbie księgarń. Co więcej, w coraz większym stopniu koncentrują się one w największych miastach, a znikają z mniejszych ośrodków. Trudno zrozumieć jednak, dlaczego miałby pomóc im zakaz przecen, który w praktyce raczej pozwoli na przejęcie kolejnych części rynku przez największe sieci. Można jednak wyobrazić sobie lepsze narzędzia ewentualnej interwencji.
Najoczywistszym i praktykowanym w niektórych samorządach jest oferowanie księgarniom czynszów w lokalach miejskich po preferencyjnych stawkach.
W mniejszych miastach straszą przecież opustoszałe witryny, gdy większość sklepów odzieżowych i usług wyniosło się do centrów handlowych. Na bardziej korzystne stawki liczyć mogą zaś z jednej strony na przykład organizacje pozarządowe, z drugiej – przykładowo biura poselskie. Warto zastanowić się, co mogłoby zachęcić samorządy do przedstawiania tego rodzaju ofert. Na początek wystarczyłyby opracowane choćby przez Ministerstwo Kultury „manuale” prezentujące argumenty na rzecz takiego rozwiązania.
Co więcej – wskazane wydaje się udostępnianie takich lokali w bezpośredniej bliskości bibliotek. Tak jak dla osamotnionej restauracji otwarta w bezpośrednim sąsiedztwie kolejna knajpa jest bardziej wsparciem niż konkurencją (bo okolica staje się bardziej atrakcyjna dla osób korzystających z usług gastronomicznych), tak moglibyśmy analogiczny sposób tworzyć swoisty czytelniczy ekosystem. Tu też łatwo wskazać oczywiste argumenty dla interesu samorządów. Jak wspomnieliśmy, osoby czytające są dziś zwykle lepiej sytuowane i wykształcone od nieczytających. Tworzenie takich czytelniczych „enklaw” mogłoby pozytywnie wpłynąć na atrakcyjność określonych okolic miasta.
Wreszcie – choć to pewnie pomysł najbardziej kontrowersyjny – należałoby zbadać możliwość wykorzystania do analogicznego celu miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Wydaje się, że nic nie stoi na przeszkodzie, by część takich czytelniczych kompleksów obejmujących księgarnię i bibliotekę umiejscawiać na przykład w najbardziej przecież obleganych miejscach spotkań lokalnych społeczności, czyli centrach handlowych. Mądra polityka samorządowa mogłaby wymóc w ten sposób pewne ucywilizowanie komercyjnych molochów niszczących tkankę wielu polskich miast.
Pozbawione są spektakularności i kontrowersji, jak propozycja z ceną, czy z VATem, który przecież UE trzyma w ręku, jesli chodzi o swobodną regulację.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
tam gdzieś było o tym że wydawnictwa tak mało biorą a całą śmietankę ceny spija księgarz.
obaczmy jak to wygląda
powiedzmy że księgarz bierze 50% ceny okładkowej. Książka kosztuje 40 zł - on bierze 20 zł z książki czyli 19 zł po odliczeniu VATu
czynsz za lokal w centrum z mediami - 8000 tys m-c (Wrocław)
pracownicy - żeby to miało ręki i nogi na raz musi być 2 pracowników a księgarnia czynna od 10 do 20 - czyli 10 godzin a to = 20roboczogodzin.
30 dni x 20 godzin = 635 roboczogodzin miesięcznie(z urlopem).
powiedzmy że mamy 2 stałych pracowników po 2500 zł netto = 8500 kosztu zatrudnienia dla dwóch etatowych
a pozostałe godziny zapychamy studentami = 300 godzin * 15zł/g = 4500
czyli 8500+4500 = 13 000 zł mies zatrudnienie
dalej = 8000 koszty + 13 000 zatrudnienie = 21 000 tys/ miesięcznie +1000 na ZUS własciela
22000/19 zł zarobku na jednej książce = 1157 egzemplarzy książek miesięczne trzeba sprzedać żeby było fajnie wolnorynkowo tj. 38 książek dziennie żeby było na "zero" = 3,8 książki na godzinę
Powinno być wsparcie państwa/miasta do tworzenia takich miejsc w centrach miast.
A to po kiego spleśniałego grzyba?
Bo czytelnictwo mizerne? I to niby ma poprawić statystyki? Jeśli ktoś ma w dupie czytanie książek, to tworzenie księgarń bądź większa ich liczba tego nie zmieni. Tym bardziej, gdy knigi będą sprzedawane przez co najmniej rok po cenie okładkowej.
Z punktu widzenia normalnego logicznie myślącego czytelnika ustawa jest chujowym rozwiązaniem, a o niebo gorzej wygląda to z perspektywy zakupoksiążkoholika.
Zapodawanie przykładów z innych krajów jest gówno warte, bo Kaczystan to zupełnie inny rynek, uwarunkowania, zarobki...
Zakładam, że większość czytelników nie da się "piepszyć" w rzyć przez odgórnie narzucone poronione koncepcje wyssane z czarnej d...
Nie wspominając już o tym, że w pierwszej kolejności wsparcia państwa/miasta wymagają inne, o wiele ważniejsze kwestie, np. służba zdrowia.
nie twierdzę że manewr z ceną jest dobry - po prostu nie mam pojęcia jak będzie. każde społeczeństwo jest inne - to co zadziałało tam nie musi zadziałać tu (i v.v.)
jeżeli sztywna cena nie zda rezultatu to błyskawicznie cały rynek książkowy to zrozumie.
mieszasz piwo z winem
Służba zdrowia wymaga pompowania w nią pieniędzy, większych i coraz to większych.
rynek książki wymaga pewnych, z pkt. widzenia państwa, drobniutkich korekt w prawie/zasadach.
Trojan, licz raczej 2000 zł netto. Gdyby pracownik księgarni zarabiał 2500 zł netto, to pracował bym w wyuczonym zawodzie technika księgarza...
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
Jak najbardziej serio. Przynajmniej w Łodzi. W innych miastach może to wyglądać nieco lepiej, szczególnie w Warszawie.
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
... a rząd publikował co roku listy książek zwolnionych z akcyzy...
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Wiecie co, nie jestem przekonany, ale chyba przy dobrze dobranym procesie dałoby się zrobić z papierowej książki wódkę. Papier składa się z celulozy, celuloza składa się z glukozy. Jest cukier jest zabawa.
Jak jest jakiś bardziej doświadczony na forum niech mnie poprawi, nie jestem specjalistą.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Mało wydajne by to było. Bo skrobi w papierze jednak za dużo chyba nie ma (inaczej robiliby z lnu). Moja metoda jest lepsza. Z ziemniaków robisz książkę, używasz przy tym tuszów spożywczych. Potem jak książka zakończy swój żywot, to będzie można przerobić ją na wódkę.
Skrobi może i nie ma w książkach, ale jest celuloza. Można ją rozłożyć do cegiełek podstawowych. W czasie koło stanu wojennego pewien chemik zasłynął produkcją z kalesonów bawełnianych.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Mało wydajne by to było. Bo skrobi w papierze jednak za dużo chyba nie ma (inaczej robiliby z lnu). Moja metoda jest lepsza. Z ziemniaków robisz książkę, używasz przy tym tuszów spożywczych. Potem jak książka zakończy swój żywot, to będzie można przerobić ją na wódkę.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum