Robert Holdstock to brytyjski pisarz urodzony w 1948 r. Pierwsze jego opowiadanie pojawiło się w druku w 1968, pierwszą powieść opublikował w roku 1976. Część książek opublikował pod róznymi pseudonimami, np. horrory jako Robert Black (u nas pojawili się "Sataniści").
Najbardziej ceniony jest prawdopodobnie za cykl książek o lesie Ryhope, czasem określanych jako "myth fiction" czy "mythic fiction". Po polsku ukazały się niestety tylko dwie części -"Las ożywionego mitu" i "Lavondyss". Cała seria to sześć książek, w tym roku ma się ukazać kolejna.
_________________ Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
Las ożywionego mitu to bardzo ciekawy eksperyment.
Otrzymujemy udaną jak myślę próbę połączenia klasycznego fantasy z "naszą rzeczywistością". Koncepcyjnie o lata świetlne wyprzedza pomysły a'la Norton. Chociaż takie porównanie jest chyba bezsensowne, to nie ta liga.
Mamy w LOM kilka klasycznych pomysłów, jak nawiedzoną puszczę, stary jak świat i konwencjonalny niemal do bólu motyw pogoni za porwaną ukochaną, mamy bohatera a raczej zero do niego dążące, nieustraszonego towarzysza wędrówki, złego brata, cienie przeszłości.
Niby wybór klisz jak w kalejdoskopie, ale coś tą powieść wyróżnia. To coś to koncepcja mitotworów. Jest to (na tyle na ile moja ograniczona znajomość literatury go ogarnia) pomysł dosyć oryginalny choć uważam, że nieco niedopracowany.
Mamy las, który odtwarza spersonifikowane memy różnych grup ludzkości z różnych okresów dziejowych. Spora część tych memów (przygniatająca większość) jest związana (może raczej spowodowana) "skondensowanymi": strachem (np. przed najeźdźcami), nadzieją na nadejście "chosen one", który obroni, uchroni od upadku.
Las ma jeszcze jedną ważną własność - zaczyna "klonować" memy dopiero w kontakcie z zainteresowanym lasem człowiekiem. Bohaterowie odkrywając stopniowo własności lasu odkrywają też kolejną jego własność - im dalej się w niego wchodzi tym większe bogactwo memów odkrywa, im głębiej wejdą tym większy las się staje.
I jak to z lasem bywa: im dalej tym więcej drzew, bo jak wytłumaczyć, że las tworzy mitotwory "na raz" a nie jako proces ("migotanie" chyba nie występuje podczas wyprawy u Stevena, tylko krótko u Keetona), podczas gdy możliwe jest "odnowienie" mitu.
Kolejny problem to interakcje memów z ludźmi. Mitotwory są niejako odbiciem wszystkich "wdrukowanych" (nie zawsze pamiętanych świadomie) legendarnych bohaterów (i chyba jednocześnie odzwierciedlają stosunek ludzi do mitów). Ale czyich bohaterów? Czy każdy jest "skanowany" indywidualnie i memy "mają wiele twarzy", czy decyduje reguła pierwszeństwa i mitotwory są "odbiciem wyobraźni" pierwszego człowieka wchodzącego w interakcję?
Jednym z ciekawszych mitów znajduję Nekromantę, który jest prawdopodobnie odbiciem "starowiercy" uciekającego przed chrześcijaństwem. No, oczywiście poza Odyńcem.
Zgadzam się z tobą - sam pomysł na przywoływane przez bohaterów mitotwory to bardzo fajny pomysł - ale zrealizowany o wcześniej i wiele lepiej w Solaris Lema (zresztą samo Solaris i Las mają sporo wspólnego). To znaczy u Lema były to postacie z bliskie z bliskiej przyszłości, a u Holdstocka, to archetypiczne figury, ale jednak same dylematy związane z nimi pozostają te same:
to mój czy twój mitotwór?
sekwencja w której Guiwenneth boi się że nie może istnieć daleko od Lasu jest niemal idealnie paralelna z wątpliwościami Harey z Solaris.
Holdstock ponadto zaczyna niekonsekwetnie wiele wątków - np. maszyny do "mitycznego" pobudzania mózgu czy wątek przyjaciela ojca Huxleyów. Wątek tych żył energii na których rosną lasy tez jest ledwo wspomniany. Wątek postaci Keeton, tez na doczepkę. Ogólnie wyłania się z tego mocno mętna i mało klarowna wizja. Sama panorama lasu też nic nie rozjaśnia przypominając raczej kalejdoskop z różnych epok (wciaż niektóre miejsca są stalke). Ponadto dłużyny zabijają tą książkę- mam wrazneie że autor pisał tą powieść skokami.
To co mi się podobało w "Lesie..." to realizm. Odkrycie że jak się żyje przez parę tygodniw lesie to się śmierdzi. A kobieta zaczyna pachnieć kobietą. Sam setting a nawet język powieści, choć próbowałem tylko przekładu, też są dość staroświeckie, czym odróżniając się od współczesnej fantasy wysublimowaniem. Sama fabułą to znaczy relacja między bracmi a ich ojcem tez interesująca. No i guziec który ścigał Christiana, to był świetny wątek jaki lubie.
Podsumowując - pozycja co do której żywię ambiwaletne odczucia, ale jednak zapoznać się warto.
Robert Holdstock Las ożywionego mitu.
Nakręcałem się na lekturę od dawna i to był prawdopodobnie błąd. Czasami tak mam - po jakiejś zajawce (albo i bez) wyobrażam sobie o czym może być książka, o czym chciałbym aby była, a gdy przychodzi do lektury jestem w ciężkim szoku, że to nie to, że miałem inne oczekiwania. I nigdy nie mogę wyciągnąć z tego wniosków.
No ale do rzeczy, o czym jest Las ożywionego mitu? Oczywiście o lesie. Ale nie takim pierwszym lepszym. Las Ryhope, ze względu na tajemnicze żyły energii (wątek, który bardziej stanowi próbę jakiegoś wytłumaczenia, niż konkretnie przedstawioną koncepcję) posiada moc tworzenia mitotworów - mitycznych bohaterów i bestii, legendarnych miejsc, archetypów wprost ze świadomości (i podświadomości) poszczególnych ludzi (a prawdopodobnie także wiary, pragnień, lęków całych społeczności).
Las i procesy w nim zachodzące są obiektem badań i obsesji Georga Huxley, ojca głównego bohatera i narratora powieści - Stephena. Jest rok 1946 i Stephen po rekonwalescencji we Francji postanawia wrócić do domu. Wiele się zmieniło podczas jego nieobecności - zmarła matka, ojciec właściwie oszalał (a potem też umarł), brat zakochał się bez pamięci i ożenił z prześliczną dziewczyną, a potem przejął obsesyjne badania ojca, słowem - jest dziwnie, niepokojąco i co odkrywać. Stephen jednak twardo trzyma się normalnego życia, dopóki sytuacja nie wymusi na nim wyruszenia na wyprawę do lasu...
Jest tu trochę psychologii, kilka garści antropologii, spojrzenie z boku na schematy fantasy i niejakie rozgrywanie nimi - brzmi to dosyć ambitnie ale... No właśnie. Las jest pierwszym tomem Ryhope Wood i ciężko powiedzieć, czy są to tylko dekoracje umieszczone na pokaz, czy też za tym wszystkim kryje się coś więcej, coś, co zostanie rozwinięte w kolejnych tomach.
Ambiwalentne uczucia mam co do formy wybranej przez autora: pierwszoosobowa narracja przeplatana jest podaniami, analizami w dzienniku ojca, pamiętniku z wyprawy, jednym czy dwoma listami. Taka różnorodność cieszy i urozmaica lekturę, jednak zostawia mnie z wrażeniem, że autor powiedział A, ale z jakiego powodu nie chciał powiedzieć B. Las tworzący mity i przenikające się archetypy aż prosi się o jakąś bardziej zapętloną formę opowieści w opowieści, ale to tylko ja i wpływ Opowieści sieroty.
Ciężko mi się wypowiedzieć na temat tłumacza (Michał Jakuszewski). Gdy w grę wchodzą kwestie językowe i stopniowe przekształcanie słów z jednej epoki w drugą, cokolwiek by tłumacz nie robił, będzie zdrajcą. Poza tym było kilka momentów w których coś mi zgrzytało, ale teraz nie pamiętam jakie (poważnie, muszę zacząć sobie to notować na przyszłość).
Podsumowując, jest to ciekawy mariaż realizmu z fantasy, z ambitnymi aspiracjami, które jednak w pierwszym tomie bardziej dają dobre wrażenie niż konkrety i z dużą liczbą wątków, które na doprowadzenie do końca czekają na kolejne tomy.
Jestem w stanie zrozumieć dlaczego książka zdobyła na zachodzie takie uznanie, jednak obecnie takie wrażenia już nie robi. Mimo wszystko można przeczytać.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Chodzi za mną ta książka i co jakiś czas przypomina, że istnieje. Ja jestem teraz trochę pod wpływem Crowley'a więc to może dobry czas żeby spróbować, bo jakoś tak w podobnym obszarze mi to ląduje. Albo może to zły czas właśnie, bo nie wytrzyma porównania.
W każdym razie muszę jakoś ją bliżej przysunąć w kolejce.
Niestety tłumaczenie bardzo zaszkodziło powieści. Holdstock co prawda nie jest magikiem słowa na miarę Crowleya, ale to bardzo dobry pisarz. Niestety u nas wydawanie cyklu zakończono na drugiej części. Reszta oryginałów też nigdy nie wpadła mi w ręce.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum