FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Cormac McCarthy
Autor Wiadomość
ASX76 
zrzęda


Posty: 15588
Skąd: z grzędy
Wysłany: 2010-02-15, 12:52   

Mag_Droon napisał/a:
Zobaczymy. Może opowiada tak, aby styl ten pasował?


Miałem w rękach kilka książek Cormaca i wszystkie były napisane w takim stylu. Ten typ tak ma. :-P
_________________
Buk, Horror, Dziczyzna
 
 
radosiewka 


Posty: 72
Skąd: Warszawa/ Łódź
Wysłany: 2010-02-15, 12:54   

Niedawno przeczytałam "Drogę" i książka przypadła mi do gustu - fakt, zdania bardzo krótkie, zwięzłe ale to nadaje tej książce stylu;) Opisy podróży przez zniszczone ziemie ameryki są wciągające, do gustu przypadły mi zwłaszcza

Spoiler z Drogi
moment odnalezienia schronu oraz znalezienie wywróconego jachtu.

Koniec

Szkoda że film na podstawie książki trafi u nas od razu na dvd - dystrybutor wycofał się z zamiaru wyświetlania go w kinach...
 
 
Carmilla 
gołąbeczka


Posty: 500
Skąd: z miasta
Wysłany: 2010-02-17, 00:41   

ASX76 napisał/a:
Miałem w rękach kilka książek Cormaca i wszystkie były napisane w takim stylu. Ten typ tak ma.

Ja tam widzę różnice między Dzieckiem bożym a Drogą. W tym pierwszym to tak (nie)fajnie kontrastują obrzydliwe opisy dokonań tytułowego dziecięcia z pięknymi, poetyckimi opisami przyrody. Droga jest bardziej ascetyczna. Kraj nie dla starych ludzi to jednak nieco bardziej Drogę przypomina.
W każdym razie o ile przekonały mnie: Droga i To nie jest kraj dla starych ludzi, tak Dziecię boże już jakby niekoniecznie. Jakoś tak nie kupiłam tego bohatera.
I absolutnie i wcale nie zgadzam się z określeniem Drogi jako banału. Jak dla mnie to jedna z lepszych książek, jakie ostatnimi czasy przeczytałam
_________________
Recedite plebes! Gero rem imperialem
 
 
ASX76 
zrzęda


Posty: 15588
Skąd: z grzędy
Wysłany: 2010-02-17, 00:59   

Carmilla napisał/a:

Ja tam widzę różnice między Dzieckiem bożym a Drogą. W tym pierwszym to tak (nie)fajnie kontrastują obrzydliwe opisy dokonań tytułowego dziecięcia z pięknymi, poetyckimi opisami przyrody. Droga jest bardziej ascetyczna. Kraj nie dla starych ludzi to jednak nieco bardziej Drogę przypomina.


McCarthy napisał "Child of God" wiele lat wcześniej... Natomiast "No Country for Old Men" i "The Road" dzieli różnica roku. Ponadto należy wziąć pod uwagę inną tematykę.
Piękne i poetyckie opisy przyrody u tego autora? :shock: A co napiszesz o opisach Natury w "Nad Niemnem" E. Orzeszkowej? :-P
_________________
Buk, Horror, Dziczyzna
 
 
Carmilla 
gołąbeczka


Posty: 500
Skąd: z miasta
Wysłany: 2010-02-20, 00:21   

ASX76 napisał/a:
A co napiszesz o opisach Natury w "Nad Niemnem" E. Orzeszkowej? :-P

a to, to już wolę zmilczeć. Opisy przyrody w "Nad Niemnem" to najlepiej na filmie wychodziły :mrgreen: . W ogóle bym nie wpadła na to, żeby porównywać pod tym (jak i pod dowolnym innym) względem Cormaca do Elizy.
_________________
Recedite plebes! Gero rem imperialem
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2010-02-20, 05:40   

ASX76 napisał/a:
A co napiszesz o opisach Natury w "Nad Niemnem" E. Orzeszkowej?
jak dal mnie świetne i książka świetnie npisana, łyknŁem z dużą przyjemnością
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Tixon 
Ukryty Smok


Posty: 6273
Skąd: Piła
Wysłany: 2011-03-05, 13:48   

Droga, jak dla mnie, to przykład, że do ludzkich emocji dotrzeć można w sposób prosty, wręcz banalny. Pomysł to nic nowego, z tym, że mam tu pytanie - czy koniecznie to musi być coś odmiennego? McCarthy stawia tu na prostotę (także w warstwie językowej), co niejako potęguje efekt szarości i pustoty świata.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?

MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.

Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew? :/
 
 
Tomasz 
Kain Czarny


Posty: 4626
Skąd: Skraj Nieba
Wysłany: 2011-03-05, 21:27   

Tixon napisał/a:
McCarthy stawia tu na prostotę (także w warstwie językowej), co niejako potęguje efekt szarości i pustoty świata.

W warstwie językowej to minimalizm a nie prostota.
_________________
"Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
 
 
marjarkasz

Posty: 202
Wysłany: 2011-03-06, 19:37   

Cytat:
W warstwie językowej to minimalizm a nie prostota.


Nie wiem co lepsze :-/ . "Droga" jest po prostu nijaka. Wizja postapokaliptyczna bywała dużo lepiej i ciekawiej przedstawiona. Także przy użyciu minimalnych środków przekazu - vide "Gdzie dawniej Śpiewał Ptak " Kate Wilhelm.
 
 
Misiel


Posty: 483
Wysłany: 2012-09-16, 23:17   

Dolaczam do grona nieprzekonanych rzekoma wybitnoscia Drogi. Po pierwsze - monotonia. Ida, popiol, dobrze, glod, jedzenie, ida, no dobrze tatusiu, popiol, glod, jedzenie. Ale ok, to jest oczywiscie zrozumiale w realiach swiata wykreowanego przez autora i byloby do wybaczenia, no bo te "wielkie emocje". Tylko gdzie te emocje? Mnie poruszylo jedynie wspomnienie ostatniej rozmowy mezczyzny z zona.

Mimo wszystko im dalej w las, tym wiecej grzybow i ostatecznie ksiazke zamknalem z zalem, wiec dam jeszcze szanse Cormacowi. Przymierzam sie do Raczych koni.
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2012-09-17, 06:19   

Misiel, znaczy nie ogarnąłeś wyższego poziomu. Masz dzieci?
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Tomasz 
Kain Czarny


Posty: 4626
Skąd: Skraj Nieba
Wysłany: 2012-09-17, 07:31   

Fidel-F2 napisał/a:
Masz dzieci?

Zaczynam podejrzewać, że to chyba warunek konieczny. Mnie "Droga" powaliła i przemieliła, a znam paru nie dzieciatych, którzy nie rozumieją o co chodzi z tą książką.
Natomiast o dziwo jeszcze bardziej podobają mi się jego wcześniejsze rzeczy.
Za mną na razie "Dziecię boże", "Strażnik sadu" i "W ciemności"
Cóż, do tego, żeby zachwycać się tym autorem potrzebna jest akceptacja jego bardzo specyficznego, minimalistycznego stylu. Dla mnie akurat u niego to zaleta.
_________________
"Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
 
 
Młodzik 


Posty: 1367
Skąd: Heidelberg/Ladenburg
Wysłany: 2012-09-17, 07:49   

Hmm... czyli ja pewnie nigdy nie docenię geniuszu "Drogi", bo dziecka raczej nie spłodzę. Powieść przeczytałem dwa razy, rozumiem jej geniusz i skąd się biorą zachwyty, ale ja jestem jakby obok tego wszystkiego, mnie też emocjonalnie nie ruszyła (choć się starałem).
 
 
Misiel


Posty: 483
Wysłany: 2012-09-17, 07:51   

Fidel-F2 napisał/a:
Misiel, znaczy nie ogarnąłeś wyższego poziomu. Masz dzieci?


Mozliwe, nie mam dzieci i podczas czytania sam myslalem o tym, ze moze to miec pewien wplyw na wrazenia. Dlatego tez sprobuje jego prozy raz jeszcze.
 
 
MrSpellu 
Waltornista amator


Posty: 19049
Skąd: Milfgaard
Wysłany: 2012-09-17, 08:06   

Misiel napisał/a:
Dlatego tez sprobuje jego prozy raz jeszcze

No to do boju. Ktoś musi zapieprzać na nasze emerytury --_-
_________________
Instagram
Twitter
 
 
Jander 
Nonholik


Posty: 6189
Skąd: Kolabo. miasto Tichy
Wysłany: 2012-09-17, 08:17   

Tomasz napisał/a:
Fidel-F2 napisał/a:
Masz dzieci?

Zaczynam podejrzewać, że to chyba warunek konieczny.

Ja nie mam zamiaru mieć, ale książką zdecydowanie się przejąłem i oceniam ją bardzo wysoko. Może po prostu mam jakąś wyższą empatię. :mrgreen:
_________________
www.lovage.soup.io
 
 
Luinloth 
mała wiedźma


Posty: 508
Skąd: Tichau
Wysłany: 2012-09-17, 09:54   

Tomasz napisał/a:

Fidel-F2 napisał/a:
Masz dzieci?

Zaczynam podejrzewać, że to chyba warunek konieczny.
Nieprawda, ja nie mam i nie planuję, a książka mnie pozamiatała.
_________________
spiral out, keep going.

lovage.soup.io
https://www.facebook.com/kotekkwasotek - Rękodzieło z krainy psychodelii
 
 
MORT
in emergency brea...


Posty: 1905
Wysłany: 2012-09-17, 11:00   

Mną także [- bezdzietny].
  
 
 
MrSpellu 
Waltornista amator


Posty: 19049
Skąd: Milfgaard
Wysłany: 2012-09-17, 11:08   

Na filmie przysypiałem. Jaka będzie szansa, że przy książce też będę kimał?
_________________
Instagram
Twitter
 
 
Jander 
Nonholik


Posty: 6189
Skąd: Kolabo. miasto Tichy
Wysłany: 2012-09-17, 11:27   

To zależy czy umiesz czytać.
_________________
www.lovage.soup.io
 
 
MrSpellu 
Waltornista amator


Posty: 19049
Skąd: Milfgaard
Wysłany: 2012-09-17, 11:32   

A, to nie dla mnie.
_________________
Instagram
Twitter
 
 
Tomasz 
Kain Czarny


Posty: 4626
Skąd: Skraj Nieba
Wysłany: 2012-09-17, 17:59   

Spróbuj, szkoda że w ogóle film obejrzałeś. Nijak taka literatura nie jest w taki sposób do przełożenia na język kina.
A tak w ogóle to łykniesz "Drogę" w jeden wieczór. Potem przez pięć wieczorów powinieneś się otrzepywać z pyłu.
_________________
"Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
 
 
adamo0 
Gentleman


Posty: 1575
Wysłany: 2012-09-17, 18:13   

A tam Droga. Krwawy Południk to jest to :mrgreen:
_________________
Ignoti et Quasi Occulti
 
 
Stary Ork 
Świnia z klasą


Posty: 10141
Skąd: Sin Tychy
Wysłany: 2012-09-18, 17:06   

Pewnie, że to jest to, ale jednak Droga ma wymowę dużo bardziej uniwersalną. Nie dziwię się, że Południk w USA cieszy się zaslużonym mirem, ale Droga poruszyła mnie dużo bardziej. Obie rzeczy stanowczo Ork poleca. Waaaaaaaaaaaaaaaagh //orc
_________________
* W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
 
 
jewgienij 

Posty: 754
Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-04-15, 15:47   

Misiel napisał/a:
Dolaczam do grona nieprzekonanych rzekoma wybitnoscia Drogi. Po pierwsze - monotonia. Ida, popiol, dobrze, glod, jedzenie, ida, no dobrze tatusiu, popiol, glod, jedzenie.


To najlepsze przedstawienie tej książki, jakie czytałem. :-)

Według mnie to jest manieryczna, sentymentalna, cienka jak zupka błyskawiczna opowiastka, która udaje alegorię albo cuś o wiele większego, bo każdy sobie myśli, że za takim oszczędnym stylem i nadętą powagą czai się nie wiadomo jaka głębia. Bo autor mówi z poważną miną, oszczędza słowa, nie mami przymiotnikami - znaczy przekazuje jakąś wielką prawdę.

Apokalipsa, ojciec i syn, ciężki kaliber już na starcie. Walka o syna, jak w Królu Olch przynajmniej.

A co mamy w rzeczywistości? Myśl, że należy ocalić życie syna oraz dobro? Myśl hollywoodzka, pewnie dlatego to sfilmowali. Szantaż emocjonalny, jak z tymi sugestiami, że trzeba być ojcem, aby docenić itp. W byle reportażu wojennym możemy odnaleźć takie rewelacje, ale nie tak nachalnie i patetycznie podane.

Jeśli nie myśl, to może artystyczna forma? Ale ta też problematyczna. Co kto lubi, oczywiście, ale taka prostota stylu nie jest sama w sobie zaletą, to nie Różewicz. Stylistycznie to z reguły zdania oznajmujące, OK, nie mam nic przeciwko takim, ale raportowanie z nabożną powagą, że otworzyli konserwę i podgrzali ją sobie na ogniu, a potem wyrzucili puszkę w krzaki - może takie wersety otwierają na wyższą rzeczywistość, ale ja tego nie czuję. Po prostu są głodni i jedzą. I co z tego? Czemu to tak nudno celebrować? To jakaś metafora świętej komunii?

I dlaczego uważam to za manieryzm? Bo pozbawienie sytuacji wszelkiej realności ( nie wiemy, co się stało, na czym polega apokalipsa) w łatwy sposób, pozbawia autora kłopotów technicznych, a jednocześnie stawia go wyżej od zwykłych gości SF, bo sugeruje uniwersalny, alegoryczny charakter. Ale co w zamian? Jakie głębsze myśli stąd wynikają, niż gdyby to była opisana realistycznie apokalipsa?



Są jeszcze sentymentalne dialogi, czy nas zabiją, tatusiu, plus kilka akapitów naprawdę kiepskiej poezji.
Szybko się to czyta, bo krótkie zdania, dialogi oraz objętość mikra. Ale to, moim zdaniem, najsłabsza z powieści CM. Lepiej się czuje w realiach amerykańskiej prowincji.
 
 
Plejbek 


Posty: 842
Skąd: Black Lodge
Wysłany: 2016-03-30, 13:47   

Strażnik Sadu

Nie powiem, łatwo się tego nie czyta. Trzecia książka McCarthy'ego (po Drodze i Dziecięciu Bożym), którą przeczytałem i już planuję kolejne. Rozbuchane i barokowe części opisowe (przede wszystkim przyrody) zestawione z bardzo surową i minimalistyczną budową postaci i warstwą dialogową. Świat urasta u McCarthy'ego do rangi jakiegoś dodatkowego bohatera, bezrozumnej ale bezwzględnie konsekwentnej siły. A ludzie to tylko nie wyróżniający się element przyrody, żyjący w złudzeniu własnej odrębności a tak naprawdę działający tak samo instynktownie i atawistycznie jak cała reszta świata.

A napisane jest wymagająco, nie należy tego czytać w pośpiechu. Ja miałem z tym problem i teraz nie wiem czy niektóre rzeczy które mi umknęły (bo umknęły - już to wiem) to wina mojego sposobu czytania tej książki czy może autor tak mocno pojechał w swoim tętniącym, strojnym sposobie na prowadzenie fabuły, że sam się w niej nieco pogubił. Pewnie to pierwsze, zatem W Ciemność przeczytam kiedyś tam gdy będę miał ku temu warunki.

Bo ja w całości u autora ten styl akceptuję. Pogłębia on tylko wrażenie małości człowieka w stosunku do reszty świata - ktoś pisze podobnie?
 
 
Plejbek 


Posty: 842
Skąd: Black Lodge
Wysłany: 2016-04-15, 07:48   

W Ciemność

Opowieść o podróży "przed się", ciągle do przodu w nadziei, że zostawimy za sobą okrutny i obojętny na nasze cierpienia świat. Opowieść o potwornych wyrzutach sumienia, które nie są obce zarówno prostaczkom jak i inteligentom. Opowieść o człowieku jako elemencie darwinowskiej wersji struktury społecznej, gdzie przemoc i okrucieństwo nie tyle wstrząsa co magnetyzuje. Opowieść, która zdradza nazwisko autora po pierwszym dłuższym akapicie. Nie do podrobienia.
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2016-04-15, 08:06   

Znaczy zachęcasz
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
Plejbek 


Posty: 842
Skąd: Black Lodge
Wysłany: 2016-04-15, 08:11   

Zdecydowanie. Tutaj idę o zakład, że nie rozjedziemy się w ocenie.
 
 
KS 
KS


Posty: 2534
Wysłany: 2023-12-15, 13:28   

Odkurzam temat, bo dzieje się.

Krwawy południk oraz Rącze konie.

Znałem dwie, być może najlepsze, powieści autora: Droga i To nie jest kraj dla starych ludzi, czytane w tej właśnie kolejności. Obie powstały już w obecnym stuleciu. Teraz cofam się dalej. Z wydawniczego wysypu, który nastąpił po śmierci pisarza wybrałem dużo wcześniejsze, XX-wieczne dokonania. Co je łączy? Na pewno dwa z garstki najbardziej popularnych motywów amerykańskiej literatury: motyw drogi i motyw dorastania.

Kolejną, może najważniejszą, wspólną cechą tych powieści jest scena – tzw. Dziki Zachód, a precyzyjniej ujmując, Pogranicze. Mowa o pograniczu USA i Meksyku – krainie autorowi znanej, w której kilkadziesiąt lat spędził, do której prawdopodobnie się przywiązał, bo ostatecznie w niej postanowił dokonać żywota w czerwcu tego roku.
Mimo tej więzi, opisuje ją bez prób koloryzowania, z rzetelnością bezstronnego obserwatora. Okrutną z naszego czytelniczego punktu widzenia, bo to ziemia wybitnie nieurodziwa, w rankingu najbrzydszych miejsc na na planecie mieści się w czołówce. Jeżeli urodzajna jest w cokolwiek, to w dramaty. Nie wiem, na ile w tym było twórczego wyrachowania, prawdą jednak jest, że dla pisarza to wybór stwarzający spore możliwości. Bo surowa ziemia, o czasach nie wspominając, rzeźbi szczególne charaktery i wyraziście dywersyfikuje postawy. Coś o tym wiedzą w Hollywood.

W anturażu Pogranicza mieści się także jego brutalna historia i nacje ją tworzące. Pogranicze jako wielki mem – tak rozumiane jest ono bohaterem prozy pisarza z Nowego Meksyku. Mocniej uderza to w Krwawym południku. Autor podkreśla ten zamysł, nie nadając imienia i nazwiska głównej postaci, której narrator prawie nie spuszcza z oka. Od początku do końca to tylko „dzieciak”. I nie, nie. Nie żaden legendarny Billy the Kid, czy coś w tym guście. Po prostu nastolatek wrzucony w przyspieszony kurs dojrzewania (czytaj: tropienia i zabijania w proporcji 20/80).

Czytając odnosimy wrażenie, że autor skupił się na relacjonowaniu wydarzeń, sprawozdawczej dokładności podporządkowując narrację pozbawioną emocji (co nie znaczy, że nie przeżywa ich czytelnik). Fakty, konkrety, liczby, ba, nawet daty. Tylu zabitych w boju, tylu zamęczonych na śmierć, oskalpowanych, zgwałconych (także po śmierci), tudzież poćwiartowanych. Skrupulatność godna księgowego. W tym szaleństwie jest metoda. Miejscami przypomina to kronikę, a linearna konstrukcja potęguje to wrażenie. Zastanawiałem się nawet, czy McCarthy nie relacjonuje skatalogowanych gdzieś wydarzeń, co w Stanach jest częstą manierą „produkowania” literatury. Nie znam wszak na tyle dokładnie historii Pogranicza, by takie podejrzenie zweryfikować. Książka opisuje rajd najemników po południowych stanach oraz ziemiach Meksyku w latach 40. XIX wieku, czasach sprzed wojny secesyjnej, gdy Projekt Ameryka był jeszcze we wczesnym stadium budowy. I robi to w sposób, który nie pozostawiając złudzeń, każe raz na zawsze zapomnieć o „szlachetnych czerwonoskórych i romantycznych rewolwerowcach”.

Do niedawna uważałem Małego wielkiego człowieka Thomasa Bergera za instruktażowy przykład demitologizacji Wild Westu. Po erupcji bezmyślnej przemocy w Krwawym południku tamta historia jawi mi się teraz niczym łagodna poświata księżyca. Zresztą, możemy czytać powieść McCarthy’ego, ponieważ wydano ją w latach 80. Jest już cząstką historii literatury, zatem „wolno jej więcej”. Dziś śmiałek, który złożyłby taki tekst u amerykańskiego wydawcy, być może zostałby skazany na ostracyzm. A gdyby autor opublikował ją mimo wszystko, zaszczuto by go hejtem i pozwami sądowymi.

Mógłby ktoś zarzucić pisarzowi, uznawanemu za następcę Faulknera, że zbytnio epatuje okrucieństwem, do obrzydliwości posuniętym naturalizmem. Ale znając wspomiane na początku jego dzieła, czytam kolejne w przekonaniu, że nie robi tego dla poklasku. Bezkompromisowość jest cechą, która z pewnością łączy go z autorem Gron gniewu. Ukazuje nam prawdę o tej krainie i o tych czasach, tak jak ją widzi. A prawda, czy ktoś ją polubi czy nie, jest taka, że wszystkie te zbrodnie, barbarzyństwa, wynaturzenia (po równi Indian i białych) były tam tak naturalną koleją rzeczy, jak czynności fizjologiczne.

Zatem miłośnikom romantycznych wizji światów autochtonów, fanom ambientu a la Tańczący z wilkami, lektury tej książki zdecydowanie nie polecam. To nie jest danie dla delikatnych podniebień. Przyznam, że sam momentami zmagałem się z obcesową, nagą szczerością autora, w której nie ma żadnego marginesu na optymizm.

Śledząc opowiadaną historię spotykamy całą galerię postaci. Pomijając opis zewnętrzny, poznajemy je po tym, co robią (po owocach ich poznacie), rzadziej, co mówią, bo książka nie obfituje w dialogi. Nie wiemy, co im w głowach siedzi, bo przyjęta przez autora konwencja za rzadko pozwala nam tam zajrzeć. To celowy zabieg – autor szanuje inteligencję czytelnika, a ten ma sobie wyrobić osąd na podstawie tego, co rejestruje.

Urozmaiceniem, wręcz kontrapunktem w hiperrealistycznej narracji jest postać Sędziego. Od początku wydaje się celowo przerysowana, a z czasem nabiera cech magicznych, rośnie też jej znaczenie. Za mało znam jednak amerykańskie realia i życiorysy, by w pełni odszyfrować symbolikę tej postaci. Jeśli jednak zwiedzeni nickiem pomyśleliście sobie, że oto światełko w tunelu, promyczek nadziei, który ukazuje nam twórca, to z przykrością muszę zdmuchnąć pianę z tego piwa. To skurwysyn, jak cała reszta, a nawet gorszy, bo wykształcony. Jeśli więc lubicie książki o skurwysynach, Krwawy południk jest dla Was.

Rącze konie łączy z poprzedniczką miejsce akcji. Sceną jest znów Pogranicze, choć już nie takie samo, bo czas akcji to wczesne lata 40. XX wieku.
Komuś, kto zasmakował jeździectwa, miał kontakt z końmi, ta powieść musi się spodobać, nie ma bata. W Krwawym południku bohaterowie na ogół poruszają się konno, ale tam koń to koń, bardziej środek transportu niż towarzysz. Nie tutaj. Okazuje się, że McCarthy o koniach potrafi opowiadać tak, jakby urodził się w siodle. I w tej historii konie mają totemiczne znaczenie, od początku wszystko się wokół nich kręci. Symbolizują raj utracony, mit Pogranicza. A mity już tak mają, że z czasem ładnieją. Toteż i wspomnienie najazdów Komanczów, które szesnastolatek zna z rodzinnych przekazów nabiera posmaku: „to były czasy”.

Nadciąga Mordor – świat kolei i samochodów. Rancza upadają. Triumf szybów naftowych, hałaśliwych fabryk i szos pełnych ciężarówek – dla chłopaka wychowanego na ranczo to gorsze niż Komancze.
Młodzi chłopcy uciekają konno z domów, w których nie czeka ich nic, czego prawdziwie pragną. Zapuszczają się w Pogranicze, w pogoni za mitem, archetypem kowboja pod błękitnym niebem, za nie w pełni wyklutymi, uzmysłowionymi tęsknotami i marzeniami. Młodzieńcze przyjaźnie wystawione na próbę, pierwsza krew, pierwsza miłość, pierwsze konflikty z prawem, brutalne zderzenie z niesprawiedliwością tego świata. Hartowanie charakteru step by step.

Co do dwóch rzeczy zgadzali się w zupełności i nigdy ich nie kwestionowali: Bóg stworzył konie, by pracowały przy bydle, a bydło jest jedynym majątkiem, jaki przystoi mężczyźnie. Ten cytat mógłby posłużyć za motto tej książki.

Ale to powieść nie tylko o kowbojach i koniach. Bardziej wyraziście niż w tamtej opisanej wyżej zaakcentowany jest motyw dorastania. Oczywiście pożeniony z amerykańską obsesją drogi, jak przystało na twórcę, którego najbardziej znany tytuł mówi sam za siebie. Jednak o ile w Krwawym południku bohater jest bierny, niesiony przez sploty wydarzeń trzyma się kompanii, dzieląc z nią dole i niedole, o tyle John Grady, bohater Rączych koni, kształtuje własny los, dokonując wyborów i ponosząc ich konsekwencje.

Okrucieństwa, drastycznych scen jest tu zdecydowanie mniej, co nie znaczy mało. Ot, tyle, ile trzeba, na użytek fabuły. Fabuła jest ważna, tym razem nadrzędna w stosunku do historycznego wizerunku Pogranicza. Z tego powodu też powieść jest inaczej napisana. Narracja to już nie oschły komentarz. Znajdujemy szerszy wachlarz uczuć, nastrojów, gama tonów jest bogatsza. Autorowi zdarza się nawet wpadać w klimaty niemalże bukolikowe, zwłaszcza gdy opowiada o koniach.

Zdecydowanie więcej mamy dialogów, miejscami smakowitych, zdradzających kunszt pisarza. Choć do maniery Maestro Cormaca, co już chyba wie każdy, trzeba przywyknąć. O jego awersji do znaków interpunkcyjnych krążą legendy. Skutkuje ona brakiem edycji dialogów. Gdyby jednak ktoś nie czytał - są wprasowane w ciąg narracji, zmuszając czytelnika do pewnej gimnastyki umysłowej. Większą trudność sprawiają dialogi w języku hiszpańskim (te przynajmniej od razu widać) w miarę posuwania się akcji coraz częstsze. Pomysł był taki, by zyskując na imersji zostawić je w oryginale, bez odnośników i tłumaczeń na dole strony. W Stanach no problemo - bodaj połowa populacji miała owocny kontakt z językiem Cervantesa i Fidela Castro. U nas cieniej, mimo to nasz wydawca podtrzymał pierwotny zamiar twórcy. Nie próbowałem się wyłamać i psuć sobie lektury sięganiem po słownik. Liczyłem na kontekstowe i intuicyjne zrozumienie sensu rozmów i jakoś to szło. Nie czułem się komfortowo, lecz i nie miałem uczucia, że coś istotnego przegapiam, że umyka mi sedno sprawy.

Nie dziwię się, że ta książka przyjęta była w Stanach o niebo lepiej – mowa o czytelnikach, nie krytykach. Jest bardziej przyjazna w czytaniu, mimo wspomnianych przeszkód. Nie tak ponura. Łykamy tę narrację, nie drapie w gardle, nie staje w przełyku. Sprawnie napisana rzecz. Ale nie wybitna. Nie jest to proza, która mną wstrząsnęła, poruszyła struny, na których zagrała Droga.
Trochę mi też zabrakło mocniej zaakcentowanej kropki nad i. Zakończenie niespodziewanie wywołało z mej pamięci Krzyżowców Zofii Kossak. Polski rycerz, po latach spędzonych na wyprawach krzyżowych, w trakcie których widział rzeczy, o których filozofom się nie śniło, poznał egzotyczne narody, cywilizacje i języki, wraca na przaśną słowiańską wieś, gdzie wydarzeniem jest ocielenie się krowy. Nie tak to wygląda dosłownie, ale chodzi o wrażenie. Cóż, sprawa jest, jak mawiają, rozwojowa.

Przede mną kontynuacja Rączych koni, dwa kolejne tomy Trylogii Pogranicza: Przeprawa oraz Sodoma i Gomora. Czuję jednak pewien przesyt końską tematyką i zrobię sobie dłuższą przerwę. Może wcześniej przerzucę się na inne wydawnicze świeżynki Mistrza Cormaca. Kusi mnie współczesna dylogia Pasażer i Stella Maris. Jakąż radosną wiadomością dla wydawcy musi być ta o śmierci autora.

P.S. Edytorsko obie, i zresztą cała nowa WLowska seria McCarthy’ego, to wzorzec metra. Poręczny format i znośna waga, szlachetna okładka, a przede wszystkim przyjazna dla oka edycja tekstu, ładnie rozplanowanego, należycie prześwietlonego. Ciacho. Jeśli szukacie prezentu to śmiało.
_________________
Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Fahrenheit 451


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,21 sekundy. Zapytań do SQL: 13