FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Pojmanie Almira
Autor Wiadomość
Meheal Vermos 


Posty: 110
Skąd: Cesarstwo Apokalipsy
Wysłany: 2008-04-19, 20:46   Pojmanie Almira

Pojmanie Almira



Nirael otworzył oczy. Czuł zaschniętą krew, w zlepionych włosach na potylicy. Słońce bezlitośnie raziło go w oczy, niczym jakieś nieprzyjazne bóstwo. Jęknął, podnosząc się delikatnie. Całe ciało go bolało. Promienie światła wpadające przez okno, oświetlały pomieszczenie na tyle jasno, że mógł dostrzec Imperatora leżącego w tafli ciemnej, karmazynowej krwi. Nirael nawet nie poruszył się, starając dostrzec jakikolwiek ruch wroga. Wiedział, że gdy ten ocknie się, on zginie spowity jego zaklęciami. Nieważne jak był potężny, nie ważne jak bardzo by chciał go powstrzymać, coś w tym człowieku sprawiało, że był potężniejszy od wszystkich Paladynów, którzy brali udział w tej wyprawie. Cesarz Izael Nemoran na łożu śmierci rozkazał im pojmać swego wroga, bowiem jak każdy cesarz, nie miłował się w śmierci. Nirael poczuł łzy, powoli spływające po policzkach, niczym rzeki w nowych korytach. To on spełnił ostatnie życzenie swego władcy, którego przecież tak kochał. Paladyn wstał i cicho podszedł do Almira, słysząc trzeszczenie ziarenek piasku, pod skórzanymi butami. Ta przeraźliwa cisza, napawała go większym lękiem, niż jakakolwiek z potyczek, które przeżył w imię swego pana.
Przyklęknąwszy, zdjął metalową rękawice i delikatnie dotknął nadgarstka Imperatora, tylko po to by zastygnąć w bezruchu. Zamknął oczy, próbując opanować strach, wciąż czując powolny puls Imperatora. Jak po tym co tu przeszli on mógł jeszcze żyć? Nirael myślami powrócił do swych towarzyszy, których ciała leżały wokół. Nie chciał, by ich śmierć była nadaremna. Musiał uspokoić się i skupić. Teraz nadszedł czas na najważniejszy punkt całego planu.
Nie wiedział dlaczego Imperator był nieśmiertelny. Nie chciał wiedzieć, jakim cudem doszedł do władzy w Imperium. Dla niego ważne było tylko to, że wywołał wielką wojnę, pomiędzy niegdyś dwoma bliźniaczymi narodami. Wojnę która już teraz nazywana była Wojną Bogów. Poczuł świeże łzy, szczypiące go w oczy i gorzkie w smaku, gdy zmieszane z potem spływały do popękanych warg. Nirael spuścił głowę, pozwalając by długie czarne włosy, przerodziły się w falę i zasłoniły niemal całą twarz. Oczyma wpatrywał się w młode oblicze Almira. Niemal dziecięce. Wyglądał co najwyżej na szesnastolatka. Jego lekko szpiczaste uszy, pełne były gracji. Mówiły o elfickiej krwi płynącej w żyłach Imperatora. Nirael zmarszczył brwi. Przecież jedynie ród starego Imperium, miał w swych żyłach krew Thilrondczyków. Delikatnie pokręcił głową. Nie było czasu na takie rozmyślania.
Wstał, czując na sobie ciężar Paladyńskiej zbroi. Szybko rozejrzał się dookoła, szukając Cirila – maga, który miał dopełnić całego rytuału. Niemal natychmiast dostrzegł pochlapane krwią białe szaty, których nicie błyszczały niczym diamenty w jasnych promieniach słońca. Podszedł do martwego przyjaciela, nerwowo spoglądając na nieprzytomnego Imperatora. Wystarczy by się obudził, a Nirael miałby około dwie sekundy, na ucieczkę, bądź zabicie go.
Paladyn przykucnął i przewrócił ciało na bok. Jego dłonie zawisły w powietrzu, gdy ujrzał otwartą torbę maga. Ręce zaczęły drżeć. Powoli przysunął lewy palec wskazujący do ust i ucałował sygnet Paladynów, prosząc Alathila o błogosławieństwo, tak jak zawsze… jak za każdym razem, gdy wiedział, że zaraz może umrzeć. Delikatnym ruchem podniósł torbę i wyszukał w niej chłodną rękojeść białego sztyletu. Serce mu przyśpieszyło, zamknął na chwilę oczy.
- Błagam… - Łzy ponownie pociekły mu po twarzy. – Błagam, tylko nie to.
Powolnym ruchem wyciągnął broń z torby i otworzył oczy. Sztylet był pęknięty. Biała klinga przełamana wpół. Rozpacz zalała umysł pięćdziesięcioletniego Paladyna. Rękojeść z brzdękiem, który spotęgowała cisza, spadła na kamienie posadzki, wyślizgując się z ręki Niraela.
Wojownik skrył swą młodą twarz w dłoniach i opadł na twarde podłoże, szlochając głośno. Dlaczego to wszystko musi pójść na marne? Dlaczego poświęcenie tylu ludzi było daremne? Dlaczego on będzie musiał umrzeć w imię chorej zasady? Nie… mimo tego, że Nirael był młodym człowiekiem, nigdy nie cofnął się przed zagrożeniem. Był spokrewniony z rodem Helsarańczyków, przez co czekało go jeszcze wiele lat życia. Albo raczej czekałoby, gdyby tylko nie wziął udziału w tej szaleńczej wyprawie.
Po dłuższej chwili wyjął zza pasa swój pamiętnik, w którym zapisał cały przebieg swej podróży. Otworzył go i spojrzał na tekst, wciąż szlochając. Przetarł oczy prawą dłonią, bo słowa zapisane czarnym atramentem zlewały się ze sobą, przez łzy. Z uwagą zaczął śledzić tekst, chcąc wspomnieć którąś z chwil, kiedy widział twarze swych towarzyszy.

„Cicho ruszyliśmy przed siebie, ze skupieniem nasłuchując jakiegokolwiek dźwięku. Spoglądając w oczy swych przyjaciół widziałem strach, który od nich promieniował. Nie było już w nich tego blasku, jaskrawej iskry, gnającej nas wszystkich do przodu, przez te dwa miesiące podróży po ziemiach Imperium. Teraz były matowe, wręcz martwe.
Idąc ku górze, czułem zapach rdzy na zbrojach mych braci. Powietrze wewnątrz zamku było ciężkie, trudno było złapać oddech. Z każdym krokiem który przybliżał nas ku górze, rosła w nas rozpacz, zupełnie jakby wróg rozpylił ją na wieczornym wietrze. Czy mam się bać? – zapytałem sam siebie. W myślach usłyszałem natychmiastową odpowiedź: nie. Po raz kolejny zastanawiałem się czy to słowa Boga, czy też tylko moja chora wyobraźnia.
Bałem się, czując niepotrzebnym. Wspinając się ku górze, czując ból w łydkach, zamknąłem oczy. Tak bardzo chciałem uciec, zniknąć. Już niemal stanąłem, już rozkazałem memu ciału odwrócić się, gdy usłyszałem kojącą pieśń. Eandar cichym szeptem zaintonował hymn Paladynów. Każdy po kolei włączył swój głos, do chóru. Idąc ku górze, na spotkanie przeznaczeniu, gromkimi słowami śpiewaliśmy nasz hymn.

Cichy szept,
To krzyk dla milczenia.
Nasza śmierć,
To kropla krwi dla świata.

Milcząca cisza,
Ciemność zabrała ją.
Nasza krew,
Zniknęła w ziemi…”

Cicha ziemia
Otacza nas.
Mroczna Ciemność
Żyje w nas.

Głośny płacz,
To jęk dla krzyku.
Nasza krew
To ocean dla kropli….

Gdy ostatnie słowo zamarło na jego ustach, Nirael już nie płakał. Nie może być tchórzem. Nie może się poddać. Paladyni nigdy się nie poddają. Nigdy… Zamknął pamiętnik i wepchnął z powrotem do małej torebki przypiętej do skórzanego pasa.
Wstał i szybkim ruchem wydobył własny miecz z pochwy. Pamiętał chwilę w której go dostał. Powoli podchodząc do wciąż nieprzytomnego Imperatora, wspominał jak sędziwy cesarz Izael Nemoran pasował go na Paladyna. Pamiętał jego oczy, błękitne i młode mimo trzystu lat życia. Jasne niczym gwiazdy, błyszczące na niebie. Ile on sam miał wtedy lat? Dziewiętnaście? Był jednym z najmłodszych paladynów w historii. Z dumą nosił swą zbroję i ze wzruszeniem przyjął nominację do szarej gwardii Cesarza. Nagle stanął wspominając szarżę w Bitwie o Imlor. Ten blask odbijający się od świeżo wypolerowanych zbroi Lemmaran, błyszczących w promieniach wiosennego poranka. Wiatr który niósł ze sobą zapach jabłek, przypominających mu ukochany Mistafar. Jego myśli powędrowały ku domu. Przypomniał sobie ojcowski sad, nieopodal zrujnowanego Imorasul, pełen młodych jabłoni. Te chwile, gdy wspinał się na najstarsze drzewo i wpatrywał się w piękne mury stolicy, pnące się ku górze. Tak bardzo chciałby teraz leżeć pod liśćmi dellonu i rozkoszować się smakiem jego soczystych, białych owoców.
Uśmiechnął się niemrawo wciąż wbijając wzrok w ciemność. Powolnym ruchem prawej dłoni sięgnął do małej torebki i wyjął z pamiętnika pożółkłą i pogiętą kartkę pergaminu. Pomimo półmroku, wyraźnie widział czarne litery zapisane energicznym charakterem pisma. Delikatnie zbliżył się do Almira, ponownie skupiając na rytuale. Poczuł krople potu spływające mu po karku. Przyłożył czubek miecza do szyi Imperatora, by w każdej chwili móc interweniować. Gdy upewnił się, że mimo dotyku chłodnego metalu, wróg nie ocknie się, skierował wzrok na pergamin. Drżącym głosem wyszeptał zaklęcie, czując delikatny powiew świeżego powietrza, wpadającego przez okno.
- Uth lineon, Karesar ir Samalath…
Nic. Zupełnie nic. Nirael poczuł jak drżą mu ręce. Nerwowo przebiegł wzrokiem po kartce papieru szukając jakiegoś błędu. Może źle przeczytał?
- Uth lineon, Karesar ir Samalath…
Znowu nic. Z szeroko rozszerzonymi źrenicami, obserwował ciemność, szukając jakiegokolwiek znaku, mówiącego o tym, że czar zaczął działać. Ponownie spojrzał na kartkę, jednak nie mógł nic przeczytać. Litery zlewały się przez łzy. Szybkim ruchem prawej dłoni, przetarł oczy i ponownie skupił się na kartce.
- Uth lineon, Karesar ir Samalath… - wyszeptał głośniej, robiąc małe przerywniki na sylaby, starając się wypowiedzieć formułę zaklęcia jak najdokładniej.
Nagle poczuł żar, bijący od miecza. Zobaczył, że biały metal stapia się i przeradza w czerń, będącą niczym zaschnięta magma. Z fascynacją spostrzegł linie żywego ognia, płynące po klindze w maleńkich korytach. Powolnym ruchem odsunął klingę od szyi Imperatora i przyglądał się przemianie. Po chwili poczuł jak żar maleje. Po minucie niepewności potrząsnął mieczem, patrząc czy ogień płynący po klindze nie skapnie na ziemię. Ten wciąż płynął po chropowatej powierzchni. Nirael podniósł broń i wykonał ruch, zupełnie jakby zadawał cios w szyję niewidzialnemu przeciwnikowi. Jednak ponownie nic się nie stało. Paladyn ze strachem wpatrywał się w chropowatą, nieruchomą klingę miecza, ciążącego mu w dłoni. Powolnym gestem wsunął Pelothyna – jak nazywał swój miecz, z powrotem do pochwy.
Spojrzenie Niraela padło na niebo rozciągające się za oknem. Zamyślił się. Delikatny obłok alabastrowej chmury goniącej nad światem śmiertelników, zdawał się napełniać go błogą ekstazą samospełnienia. Niczym niemrawe i ciche dusze aniołów słońca, przebywała swój codzienny szlak, ciągnący się nad horyzontem ludzkiego zrozumienia. Jakby świetlana aura, będąca ukoronowaniem całego ogromu błękitnego nieboskłonu, jaśniała muskana przez promienie nieśmiertelnego słońca. Nirael pamiętał wszystko. Te chwile, gdy świat zabierał mu najskrytsze marzenia. Pełne doniosłego głosu życia i nadziei. Nie poczuł promieni słońca zalewających jego twarz, gdy świetlista tarcza, wydobyła swą siłę zza chmur. Odwrócił głowę od światła, by spojrzeć na człowieka, którego dusza, podbudowana bólem, istniała tylko z garści cienia.
Nirael uśmiechnął się smutno, zerkając ledwie na ciemną rękojeść Pelothyna i na wtopiony w nią szmaragdowy kamień. Delikatnym ruchem poklepał pochwę o kolorze ciemnego morza, kryjącą w sobie, nie tylko samą broń, ale także jedną z najmroczniejszych mocy jego świata. Paladyn poczuł ukłucie mroku, powoli zalęgającego się w jego sercu. Wiedział co go czeka. Wiedział co przyniesie ze sobą zaklęcie modlitwy.
Nigdy nie parał się magią, ze szczególnym sentymentem. Widział paru paladynów, którym zagłębianie arkan wiedzy, bardzo polepszało samopoczucie. Pamiętał ich… roześmianego Kegrola, niskiego Oratha i potężnego Daliona. Spojrzał na ścianę i zmrużył oczy. Dlaczego miał wrażenie, że już nigdy ich nie zobaczy? Nie wiedział. Ale zawsze musiał pamiętać o tym co było, o tym co przeżył i tego się trzymać. Aby przetrwać, musiał wspominać te wszystkie chwile dobra, jakie miał… choćby szarżę w bitwie o Imlor, którą przeżył tylko on. Polegli wszyscy Lemmaranie, jednak co innego mogło przynieść natarcie na trzy rzędy naostrzonych włóczni i pik? Jednak choć wszyscy polegli, to Cesarz wygrał bitwę… dzięki temu, że wszystkie włócznie były połamane, a tarcze pęknięte.
Nirael spuścił wzrok. Nie wiedział czy znajdzie odwagę na stawienie czoła temu co nadejdzie. Ale to nie było ważne. Dokonał wyboru… nie mógł się poddać. Z ukosa zerknął na Almira, leżącego w tafli własnej krwi. Powolnymi krokami zbliżył się do ledwie żywego Imperatora i poczuł wielką chęć przebicia go mieczem. Ten człowiek; jeden człowiek, spowodował śmierć setek, albo nawet tysięcy. Nirael pokręcił głową. Dość zabijania z jego powodu.
Chwycił go pod ramię i pociągnął za sobą ku czystemu światłu padającemu z okna, zostawiając na podłodze ślad krwi. Z Imperatora uszło jej więcej, niż Paladyn przewidział. Po raz kolejny będzie musiał posłużyć się magią, a jako że nigdy jej do końca nie rozumiał, poczuł dreszcz przechodzący po swym ciele. Ustawił Almira, by leżał w miarę prosto i przykląkł przy nim. Delikatnymi ruchami palców rozpiął rzemyki trzymające czarno - złoty napierśnik, poczym podniósł go do góry, odsłaniając solidną kolczugę wykonaną także ze złotego kruszcu. W okolicy trzonu mostka, w połączonych ogniwach była duża dziura wypełniona ciemną krwią. Nirael ledwie spojrzawszy na ranę stwierdził, że jest źle. Jeżeli główna tętnica została trafiona, wiedział, że jedyną rzeczą, którą będzie mógł zrobić to czekać na powolną śmierć Imperatora. Paladyn palcem wskazującym dotkną szyi Almira i jego twarz poszarzała. Niemal w ogóle nie czuł tętna. Wiedział, że dla Imperatora nie ma już praktycznie ratunku. Jednak musiał spróbować, choćby kosztem własnego życia. Wola jego Cesarza jest dla niego poleceniem równym słowom Boga. Nie może się odwrócić i nie wypełnić zadania. Musi spróbować.
Zdjął drugą rękawicę i odrzucił za siebie, ku pierwszej. Zaraz po tym wydobył pamiętnik z małej torebki i otworzył go na przedostatniej stronie. Gdzie jest zapisane zaklęcie uzdrawiania? Przepisał je ogólnikowo. Nie był zbyt biegły w starej mowie Thilrondczyków. Jak brzmiała początkowa formuła? Paladyn zastanawiał się przez chwilę. Ake… nie… Ales aimos… Ales aimos Asene… zaraz po tym musi wypowiedzieć żar rozkazu. Podnosząc jedno kolano oparł się o pierś Imperatora i spojrzał na strony swego pamiętnika. Jeszcze raz powtórzył słowa w myślach i zaczerpnął powietrza.
- Ales aimos Asene: Nekro Aide… - wyszeptał łamiącym się głosem.
Natychmiast poczuł jak upływają mu siły. Jego tętno przyśpieszyło. Zakaszlał. Był silny, jednak samo zaklęcie było jednym z najpotężniejszych jakie rzucił w całym życiu. Gdy jego oddech uspokoił się, spojrzał na klatkę piersiową Almira. Po ranie i krwi nie było nawet śladu. Nirael uśmiechnął się i westchnął ciężko. Zdecydowanym ruchem wsunął pamiętnik z powrotem do torebki i wymacał dłonią metalowe puzderko przyczepione obok. Otworzył je i wyjął trzy suche liście conbritu. Pierwszy skruszył nad miejscem gdzie jeszcze przed chwilą była głęboka rana, a drugi nad twarzą Almira. Trzeci rozkruszył w dłoniach i przysunąwszy do twarzy, powąchał. Po potężnej sali rozszedł się delikatny, pobudzający miętowy zapach. Nirael rozkoszował się nim. Zawsze dodawał mu otuchy. Ukochał sobie te zioła, często chodząc za dom, gdzie rosły. Dopiero później dowiedział się od taty, że mają one silne właściwości pobudzające i zarazem uspakajające.
Paladyn spojrzał na swój błyszczący, srebrny napierśnik, teraz cały niemal pokryty zaschniętą krwią. W palce chwycił mały, złoty medalion wiszący na łańcuszku. Zacisnął na nim długie palce i zamknął oczy. Wypowiedziawszy w myślach cichą formułkę, wstał i spojrzał na ciała towarzyszy. Dziesięciu dotarło na górę. Tylko dziesięciu. Zgodnie z tradycją Nirael musiał spalić ich ciała, by ich dusze mogły z czystym sumieniem odejść do Alathila. Przed podłożeniem ognia, będzie musiał wziąć ich najcenniejsze rzeczy. Nie miecze, zbroje, hełmy, tylko pamiątki, dzięki którym będzie mógł o nich pamiętać. Podszedł do pierwszego z towarzyszy i spojrzał w jego chłodną, spokojną twarz. To był Marengas – ich dowódca. Nirael pochylił się i ucałował czoło przyjaciela. Palcami zamknął oczy i zza pasa wydobył chustę, z wyszytym imieniem przyjaciela. Marengasie, kocham Cię, Lirien. Nirael zacisnął dłoń w pięść. Co powie Lirien? Mocno ścisnął szczęki i pociągnął nosem. Schował chustę do torebki z pamiętnikiem. Następnie chwycił martwego przyjaciela za przeguby i pociągną ku kominkowi za zniszczonym tronem. Zrobił tak ze wszystkimi, każdemu zabierając jedną rzecz i zdejmując z nich zbroje. Na koniec zostawił najbliższego. Ignara – bratanka. Nirael uśmiechnął się smutno, czując świeże łzy napływające do oczu. Piekły go, gdy wpatrywał się w uśmiechnięte oblicze Ignara. Co powie bratu, jeżeli kiedykolwiek go spotka? Spuścił głowę wbijając wzrok w kamienną posadzkę, ze szczelinami wypełnionymi piaskiem. Kątem oka spojrzał na Almira. Nagle chwycił Ignara za ramię i przewrócił na bok. Podtrzymując prawą rękę, zaczął rozpinać rzemienie podtrzymujące paladyńską zbroję swego bratanka. Gdy zdjął z martwego cały pancerz, uczynił to samo ze zbroją Almira. Mimo tego, że nie starał się zachowywać cicho i delikatnie, Imperator nie obudził się.
Przebierając Almira w zbroję Ignara, myślał o możliwych konsekwencjach użycia zwykłego miecza wobec tak silnego zaklęcia. Szczerze mówiąc, to nawet nie powinien próbować, przelać tak wielką moc na swoją broń. Przez chwilę zamarł i po minucie pokiwał głową. Pelothyn pomimo, że nie był wzmacniany przez swego właściciela, mógł mieć na sobie sieć zaklęć, rzuconych przez Cesarza, bądź któregoś z magów. Co prawda nigdy nikomu nie przyszło do głowy, że Izael Nemoran może parać się magią, lecz to wcale nie wyklucza faktu, że tak mogło jednak być. Nirael pamiętał biegłość swego władcy, w języku elfów. Być może wiązało się to z fascynacją magią? Nirael nie wiedział. Choć nie uczono go run Dzieci Księżyca, to znaki wyryte na klindze Pelothyna, oraz na samej pochwie, sprawiały, że po plecach Niraela przechodził dreszcz, a on sam niemal materialnie czuł ich moc. Zapinając ostatni rzemyk nowej zbroi Almira, Paladyn z ulgą stwierdził, że zaklęcie jest bezpieczne. Lecz ze strachem pomyślał o możliwości przełamania jego woli. Pokręcił głową. Wolał nie myśleć o tym co wtedy by się stało.
Wszystkie jego myśli rozproszyły się niczym pył na wietrze, gdy usłyszał jęk. Ze strachem spojrzał na oblicze Imperatora, którego szczęka poruszyła się. Paladyn wiedział, że Almir niebawem się obudzi. Wiedział, że zaklęcie tak oszołomiło umysł Imperatora, że Nirael miał jeszcze parę minut. Wstał szybko i odpiął pochodnię przyczepioną do pasa. Wyjął krzesiwo i przykląkł przy martwych ciałach przyjaciół owiniętych w peleryny, które nosili na znak swej więzi z ich ukochanym bogiem. Jednak Nirael nawet na chwilę nie zastanowił się nad tym co zaraz ma zrobić. Nie spojrzał na ciała swych przyjaciół. Zerknął tylko na Ignara, leżącego obok, odzianego w prostą tunikę, okrytego jego własną peleryną. Nirael oddał mu ją, bowiem wiedział, że gdy zginie, nikt nie spali jego ciała, zgodnie z tradycją. Paladyn szybkim ruchem zapalił pochodnię i w jej świetle ujrzał nierówną ścianę potężnej sali, miejscami błyszczącą od ognia. Odwrócił wzrok ku Imperatorowi i uśmiechnął się z melancholią. Jego ręka przytknęła pochodnię do ciała Ignara, zapalając całun, okrywający ciało bratanka. Nirael przykucnął i szybkim gestem nakreślił na jego czole znak Paladynów. Następnie wstał i uczynił podobnie ze wszystkimi przyjaciółmi. Gdy wszystkie ciała płonęły, Nirael rzucił pochodnią w kominek za tronem Imperatorskim. Nadpalone już drewno, powoli zajęło się ogniem. Paladyn w zamyśleniu zapatrzył się na odległą ciemność drugiego końca potężnej sali i zrobił parę kroków przed siebie. Gdy stanął, wbił wzrok w ziemię. Później zerkną na tron, zabryzgany krwią przybocznych Imperatora. Zamyślił się chłonąc wzrokiem każdy szczegół pomieszczenia.
Sala była potężna, długa, wysoka. Napawająca majestatem. Pojedyncze, wysoko umiejscowione, duże okna zalewały światłem prawą ścianę. Monumentalne gwiaździste sklepienie podtrzymywał rząd, zniszczonych kolumn, nagryzionych zębem czasu. Kamienie dumnych i smukłych podpór leżały na ziemi, mówiąc o ich starożytnym pochodzeniu. Każdy szczegół sali przyciągał uwagę Niraela.
Paladyn z twarzą wykrzywioną cierpieniem spojrzał na zaschniętą krew na posadzce i ścianie w końce pomieszczenia. Tam Almir wyrwał serce jego najlepszemu przyjacielowi – Tavarowi. Z bólem zamknął oczy i pod powiekami ponownie ujrzał tą chwile, która z pewnością będzie gnębić go do końca życia. Powolne kroki Almira, podchodzącego do rannego paladyna, ze strachu wycofującego się w kąt. Lodowaty jak skała wyraz twarzy Imperatora, gdy szybkim ruchem wbił prawą dłoń pod żebra nieszczęśnika i wyrwał serce, które miarowym i powolnym rytmem wciąż biło w jego uniesionej ręce. Wytrzeszczone oczy Tavara, gdy obce palce zagłębiały się w jego pierś. Gdy umarł Imperator odrzucił serce, jak zwykły ochłap mięsa, rzucany psom.
Pod czaszką Niraela eksplodował piorun, rozbijając myśli paladyna w setki iskier. Otworzył oczy, widząc własną rękę trzymającą serce przyjaciela i jego beznamiętne spojrzenie wypełnione cierpieniem. Nagle obraz zniknął pozostawiając przed Paladynem pustą rękę. Osunął się na kolana, cicho pojękując i zaczął szarpać dłonią włosy.
- Co ja zrobiłem? – zaskomlił cicho, wylewając nowy potok łez na zachlapaną krwią zbroję.
Nie mógł znaleźć odpowiedzi na własne pytanie. Dlaczego skazał się na wieczne cierpienie? Dlaczego zgodził się przyjąć tak wielkie brzemię? Żadne szkolenie nie przygotowywało go na taką ewentualność.
Almir był zbyt przebiegły. Wiedział, że nawet w przypadku jego porażki przeżyje, jeżeli zginie Ciril. Żołądek Niraela skurczył się, gdy Paladyn przypomniał sobie maga, który fruną obracając się w powietrzu, przy okazji rozbryzgując na wszystkich niemal całą swoją krew. Wystarczyły dwa słowa Imperatora. Tylko dwa słowa, by zadał śmierć tak wspaniałemu człowiekowi… Nirael czuł wszechobecny smutek, choć przyzwyczaił się do widoku śmierci. Już tyle razy mógł zobaczyć blask gasnący w ludzkich oczach. Usłyszeć jak cichnie serce, jak spowalnia swój bieg. Ostatnią rzeczą która mu przyszła na myśl, było to że chciałby umrzeć normalnie. Nie od ran, czy nawet choroby. Po prostu ze starości.
Wtedy usłyszał jęk zdziwienia.
Nirael wykonał gwałtowny obrót i załzawionymi oczami obserwował na wpół uniesioną sylwetkę Almira. Wiedział, że młodzian wpatruje się w palące się zwłoki Paladynów. Z pewnością bał się. I dobrze. Nirael wstał, przetarł oczy i szybkimi krokami podszedł do Imperatora. Widział strach w jego oczach. Szczerze zdał sobie sprawę, że z tym uczuciem wygląda bardzo niestosownie. Po prostu do niego nie pasowało.
- Chwała Alathilowi, nic ci nie jest – mruknął Nirael, przyklękując przy nim. Starał się by wyglądać jak najspokojniej. – Jak się czujesz, Ignarze?
Wybacz mi.
Almir oblizał wargi.
- Ja nic nie pamiętam – wyjąkał, choć w jego głosie dalej brzmiała pogarda. Przez głowę Paladyna przeszła myśl, że on się po prostu taki urodził. Na jego twarzy wykwitło udane zdziwienie.
- Jak to nic? – zapytał zduszonym głosem.
Szok Almira pogłębił się.
- Nic – wystękał. Spojrzał na niego niepewnie. – Kim jesteś? – zapytał jakby Nirael był wilkiem.
Boi się mnie, przy okazji mogąc żywcem upiec moją skromną osobę, pomyślał sobie Paladyn.
- Twoim stryjem, mam na imię Nirael, jestem Paladynem, wiernym rycerzem wspaniałego Alathila, tak jak ty – odpowiedział ze spokojem.
- Alathila? – zapytał zdziwiony Almir lekko podnosząc się.
- Wielkiego opiekuna wody, Dziecka Jedynego, patrona Atronathu i domu Vurloe, z którego pochodzimy. To zaszczyt dla naszej rodziny.
Almir wciąż zszokowany przytaknął lekko głową.
- Kto to jest? – zapytał wskazując na ciała, gdy Nirael pomagał mu powstać.
- Nasi bracia i nasz wróg. – Spojrzał na niego czujnie. – Imperator Almir.
Ten wzdrygnął się.
- To imię brzmi jakby było moje – powiedział marszcząc brwi i spoglądając na Paladyna ze zdziwieniem.
Nirael uśmiechnął się niepewnie.
- To przebłyski pamięci. Po prostu zapamiętałeś jego imię, w końcu tyle czasu podróżowaliśmy, nim do niego dotarliśmy. No i pewnie to przez czarną magię.
- Magię? – stęknął.
- Tak. Imperator straszliwie cię zranił.
Almir zdziwił się.
- Ale ja nie jestem ranny.
- Bo uleczyłem cię – odpowiedział z przesadną cierpliwością Nirael wpatrując się w przeciwległy kont komnaty, prowadząc wyższego o pół głowy imperatora.
Almir spojrzał na niego czujnie.
- Dziękuję – powiedział po chwili.
- Drobiazg. – Paladyn uśmiechnął się. – W końcu jesteś moim bratankiem.
Na młodej twarzy Imperatora wykwitł niepewny uśmiech.
- Tak, jestem – przyznał po chwili.
Po twarzy Paladyna płynęła jedna, gorzka łza.
Pelothyn bezlitośnie palił w udo.
Powoli wydostali się ze straszliwej sali tronowej Saxlisfordu, upadłej warowni, schodząc w dół, liczącymi parę tysięcy stopni schodami. Potężna twierdza wzniesiona na szczycie wzgórza, które niegdyś było cmentarzyskiem, napawała lękiem. Światło słońca matowiało w obliczu wyniosłej warowni. Niegdyś wspaniałe miasto królów, dziś miejsce grozy ulokowane w strategicznym przesmyku gór Vlathern. Miasto Sennych Królów. Potężne Rothread, pomnik światłych idei. Dziś letnia rezydencja szalonych Imperatorów Cermethu, czy jak by ktoś wolał Imperium Reenvol. Nirael znał tuzin nazw bliźniaczego państwa Norium, ale jedno przypadło mu do gustu.
Cesarstwo Cierpiących Snów. Pokonując kolejny stopień w swej długiej wędrówce po nie mających końca schodach, stwierdził że ta nazwa jest ciekawa i trafna. Przecież odkąd tylko przekroczył granicę ziemi niczyjej, jego sny przerodziły się w niewyobrażalne koszmary. Tak, ta nazwa pasowała jak ulał.
Gdy po dwugodzinnej wędrówce dotarli na dół, byli wykończeni. Nirael czuł niesamowity ból w łydkach, zmuszający do absolutnego bezruchu nóg. Paladyn po prostu opadł na taras wzgórza pokryty trawą i przywarł do ziemi. Almir tymczasem po chwilowym odpoczynku wstał i z zainteresowaniem studiował Saxlisford z wysoka. Wciąż znajdowali się na wzniesieniu, blisko pięćdziesiąt metrów nad ziemią. Almir spoglądając w dół mógł zobaczyć miasto cieni i grozy pełne zbłąkanych dusz krążących pomiędzy ponurymi domami. Kilkadziesiąt ludzi było marnym widokiem życia w tej pobłogosławionej grozą dolinie. Cardelbrad… Dla Niraela jedyne miejsce na świecie godne zaprzedania duszy, byleby tylko tu nie trafić. Paladyn przypomniał sobie, jak wraz z piętnastoma towarzyszami wkradali się do miasta, po pewną śmierć. Jaka ona potrafi być zmienna. To najprawdziwsza kobieta jaką świat widział.
- Co innego jak nie jest kobietą – mruknął sam do siebie Nirael, obracając się na ziemi.
Jest kilka Aniołów i przynajmniej jeden bohater odpowiedzialny za te sprawy. Co prawda nie żyje, ale wobec śmierci Dzieci Jedynego, Nirael nie śmiał nawet prawić domysłów. Paladyn spojrzał w plecy Almira, którego końcówki czarnych włosów wędrowały ku prawemu ramieniu. Imperator wpatrywał się jedno miejsce, a jego oczy otaczała mgiełka zamyślenia. Patrząc tak i stojąc w pochlapanym krwią pancerzu, z włosami rozwiewanymi przez wiatr, wyglądał jak żywa inspiracja dla twórców. I z pewnością byłby nią, gdyby tylko jakiś artysta kiedykolwiek miał dowiedzieć się kim tak naprawdę był. Jednak według planu, pochodzenie Imperatora i jego przeszłość miała być najwyższą tajemnicą państwową Norium i choćby nawet ktoś kto miał osobiste powody do posiekania go na plasterki, rozpoznał go, miał trzymać język za zębami. Mógł go sobie odgryźć jednak miał milczeć za wszelką cenę.
- Co zobaczyłeś… - Nirael ugryzł się w język, który układał się by powiedzieć słowo Almir. – Ignarze?
Imperator wciąż zamyślony wpatrywał się w dal.
- Cmentarz – wyszeptał cicho.
Brwi Niraela podniosły się z zaniepokojenia.
- Co z tego, że to cmentarz. Jest ich wiele.
- Nie masz szacunku dla zmarłych, stryju – powiedział powoli Almir, głębokim, niskim tonem. – A oni zawsze na nas patrzą. Zmarli zawsze nas obserwują.
Nirael zmieszał się.
- Czy z tego powodu mamy się bać?
Almir spojrzał na niego czujnie. Na krawędzi jego tęczówek, fosforyzowała delikatna żółta poświata.
- Boisz się śmierci?
- Czemu mam się bać tego, czego nie rozumiem?
Almir zdziwił się.
- Nie rozumiesz śmierci?
- Nie – odpowiedział, krótko Nirael.
Imperator zamilkł na chwilę.
- Nie musisz jej rozumieć. Ważne byś potrafił się z nią pogodzić. – Odwrócił się i powrócił do wpatrywania się w cmentarzysko we wschodniej części miasta.
Coś przyjdzie zabrać mnie tam, gdzie nawet nie potrafię sobie wyobrazić co będzie i mam być spokojny – pomyślał sobie z sarkazmem Nirael, wyjmując z sakwy kawałek szmaty i polerując nią pancerz.
- Tak, masz być spokojny – usłyszał cichy głos Almira, który ze złączonymi rękoma wpatrywał się w dal.
Nirael spojrzał na jego twarz. Wilcze oczy świeciły złowrogim blaskiem.




Dziękuję za uwagę. W komentarzach proszę o ocenkę od 1 do 10. Pozdrawiam!
_________________
www.forum.mysli.com.pl - Forum literackie. Wpadajcie :]

„Wojna może przynieść tylko zło, jako że od zła pochodzi i złem jest spowodowana"
„Gdybym mógł dojrzeć twą duszę, zobaczyłbym co kryje. Ale jako że osłania ją ciało, wybacz, że nie mogę Ci zaufać”
 
 
andy
[Usunięty]

Wysłany: 2008-04-19, 20:52   

Masz 6 od kotzura, ale ja fantasy tak sobie trawię. Może cuś z tego być :)
 
 
Meheal Vermos 


Posty: 110
Skąd: Cesarstwo Apokalipsy
Wysłany: 2008-04-19, 20:58   

Thx za ocenę :-)
_________________
www.forum.mysli.com.pl - Forum literackie. Wpadajcie :]

„Wojna może przynieść tylko zło, jako że od zła pochodzi i złem jest spowodowana"
„Gdybym mógł dojrzeć twą duszę, zobaczyłbym co kryje. Ale jako że osłania ją ciało, wybacz, że nie mogę Ci zaufać”
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Qfant


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,26 sekundy. Zapytań do SQL: 14