Zakładam temat bo na szaucie wyszło że jest tu przynajmiej paru entuzjastów jego twórczości. Na początku standard notka za wikipedią:
Kurt Vonnegut, jr. (ur. 11 listopada 1922 w Indianapolis, USA, zm. 11 kwietnia 2007[1] w Nowym Jorku) – amerykański pisarz i publicysta, kojarzony z literaturą postmodernistyczną i science-fiction.
Vonnegut był pisarzem prowokującym. Bezustannie bawił się formą, prowokował czytelnika, wciągał go w literackie pułapki i kpił z niego. Swoje powieści ozdabiał czasem własnoręcznie wykonanymi, prymitywnymi rysunkami, np. słynną "dziurą w zadku" (prostą gwiazdką zbudowaną z czterech przecinających się kresek). Wiele z jego powieści (m.in. Kocia kołyska i Śniadanie mistrzów) składa się z licznych, króciutkich rozdziałów, podobnie jak u Julio Cortázara. Forma i styl Kociej kołyski nawiązuje wręcz do Biblii, a autor opisuje w niej nawet zasady fikcyjnej religii, zwanej bokononizmem.
Istotnym nurtem w twórczości Vonneguta był surrealizm. Powieści jego były pełne dziwacznych postaci, groteskowych, makabrycznych i onirycznych wydarzeń. Pisarz fascynował się science-fiction, co najwyraźniej zaznaczył w powieści Syreny z Tytana i pisarskiej kreacji swojego alter ego – Kilgore'a Trouta.
Powieści:
Pianola (Player Piano, 1953)
Syreny z Tytana (The Sirens of Titan, 1959)
Matka noc (Mother Night, 1962)
Kocia kołyska (Cat's Cradle, 1963)
Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater, czyli Perły przed wieprze (God Bless You, Mr. Rosewater, or Pearls Before Swine, 1965)
Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią (Slaughterhouse-five, or The Children's Crusade, 1969)
Śniadanie mistrzów, czyli Żegnaj, czarny poniedziałku (Breakfast of Champions or
Goodbye Blue Monday, 1973)
Slapstick albo Nigdy więcej samotności! (Slapstick; or Lonesome No More, 1976)
Recydywista (Jailbird, 1979)
Rysio Snajper (Deadeye Dick, 1982)
Galapagos (Galápagos, 1985)
Sinobrody (Bluebeard, 1987)
Hokus pokus (Hocus Pocus, 1990)
Trzęsienie czasu (Timequake, 1997)
...znacie, lubicie, czytacie czy wprost przeciwnie?
Nie czytałem, ale powoli narasta we mnie chęć zapoznania się z tym autorem. Owe narastające zainteresowanie spowodowane jest porównywaniem do Vonneguta pisarza, którego odkryłem w tym roku. Autora mającego niezwykłe poczucie humoru. Jeden ze znajomych powiedział, że ów twórca pisze jakby był na haju. Takie zakręcone, pozytywne historie.
Mówię tutaj o Christopherze Moore.
Jako, że lubię takie "coś", to i zainteresowanie Kurtem narasta .
Nie miałem przyjemności zapoznać z Christopherem Moorem [aczkolwiek mam go dopisanego do listy lektur ale na dośc dalekiej pozycji ; )] stąd nie potwierdze/zaneguje tego porównania. Jednak moje wrażenie odnośnie humoru KV jest takie że nie jest to bynajmiej humor pozytywny, choć zakręcony. Vonnegut operuje absurdem ale jego humor jest całkiem czarny, ocierający się o cynizm, o bezsilność. I to tworzy moim zdaniem niezwykłośc jego humoru.
Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater, czyli Perły przed wieprze
Ł napisał/a:
Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią
Ł napisał/a:
Śniadanie mistrzów, czyli Żegnaj, czarny poniedziałku
Ł napisał/a:
Slapstick albo Nigdy więcej samotności!
Ł napisał/a:
Recydywista
Ł napisał/a:
Rysio Snajper
Ł napisał/a:
Galapagos
Ł napisał/a:
Hokus pokus
Te przeczytałem.
Ł napisał/a:
Zakładam temat bo na szaucie wyszło że jest tu przynajmiej paru entuzjastów jego twórczości.
Właśnie widzę...
Ł napisał/a:
...znacie, lubicie, czytacie czy wprost przeciwnie?
Mój ulubiony pisarz.
Temat o Vonnegucie ma jakiegoś pecha, bo raz na forum FiFu zakładałem, raz na BŚ (po czym wywaliłem, bo odzew był nikły, potem chyba Łak reaktywował... też z nikłym odzewem) teraz też chciałem założyć, a tu patrzę... już jest I to na zaszczytnym ostatnim miejscu tego działu
Ł napisał/a:
Jednak moje wrażenie odnośnie humoru KV jest takie że nie jest to bynajmiej humor pozytywny, choć zakręcony. Vonnegut operuje absurdem ale jego humor jest całkiem czarny, ocierający się o cynizm, o bezsilność. I to tworzy moim zdaniem niezwykłośc jego humoru.
Odnoszę podobne wrażenie. I to chyba jest to, co w twórczości KV najbardziej mnie pociąga (plus konteksty kulturowe). Dodam, że często jest to śmiech przez łzy, zwłaszcza gdy wraca do tematu wojny. Proza Vonneguta jest chyba swego rodzaju autoterapią pisarza, ale o tym pisałem już chyba gdzie indziej.
Znam niestety tylko Rzeźnię i Kocią kołyskę, jakoś zawsze jak się wybieram do biblioteki po Vonneguta to na drodze staje mi Marquez.
Ale NIGDY W ŻYCIU nie porównałabym Moora z Vonnegutem.
To jakby porównać Feela do Stonesów.
_________________ And swear
No where
Lives a woman true, and fair
Kocham go bardzo czułą i gorącą miłością. Jego "Syreny z Tytana" były dla mnie objawieniem (ech, młodość!).
Niestety od kilku lat Twoje uczucie zakrawa o nekrofilię
Dobre dwa lata temu miałem okazję przeczytać sztukę teatralną Vonneguta W dniu urodzin Wandy June. Vonnegutowski czarny humor w pigułce, tekst godny polecenia, to i polecam Chyba Łakowi dawałem onegdaj cynk...
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
ale to taki autor, którego książki się kocha od pierwszego czytania - i tak już zostaje, na dobre (np. Kocia Kołyska) i złe (np. Rysio Snajper)
Pierwszy kontakt z Vonnegutem miałem w liceum, ale do dziś lubię czasem do którejś jego pozycji wrócić. Parę miesięcy temu odświeżyłem sobie Śniadanie mistrzów, czyli Żegnaj, czarny poniedziałku. Teraz poszerzam horyzonty i odławiam książki Pynchona
Kupiłem sobie kilka lat temu w ciemno (może nie tak całkiem w ciemno, bo kojarzyłem nazwisko) "Śniadanie mistrzów". Od razu spodobało mi się jego refleksyjne poczucie humoru i fajny, ironiczny styl pisania. Wrażeń dopełniają jeszcze rysunki Kurta.
Potem przeczytałem "Hokus Pokus" i była to książka pod wszystkimi względami podobna do "Śniadania Mistrzów". W wstępie napisane jest, że on sobie ją pisał po kawałeczku, na tym co miał akurat pod ręką - ciekawe.
Kolejne dwie broszurki od niego, to zapis audycji radiowej pod tytułem którego na pamiętam, a w pierwszym poście nie jest ta książeczka wymieniona; oraz "Człowiek bez ojczyzny", najgorsza jego książka, która czytałem. KV chyba miał ambicję napisania najnudniejszej i najmniej osobistej (w sensie dot. osoby autora) autobiografii i mu się ten zamiar udał. Dobrze, że ma coś ledwo koło 100 str.
Kolejna była chyba "Rzeźnia nr. 5" i to jest zdecydowanie jedna z lepszych jego książek.
"Galapagos" nie doczytałem do końca, a z wymienionych tutaj jedyna faktycznie pasuje, tak całościowo, do działu w którym założony jest temat.
Polecam też "Matkę Noc" o amerykańskim agencie albo facecie, który się za niego podawał, który w czasie wojny nadawał programy radiowe w celach propagandy III Rzeszy.
Najbardziej chyba lubię postać Trouta, która przewija się w kilku powieściach.
To chyba tyle.
Ja zacząłem parę lat temu, od "Syren..." i "Slapstiku". I mnie wzięło. Teraz powoli, lecz konsekwentnie odhaczam kolejne dziełka tego Pana.
Vonnegut jest o tyle znakomitym autorem, że jeśli ma się przesyt jego powieści (co w pewnej chwili mi się zdarzyło), to można czytać jego opowiadania ("Witajcie w małpiarni") lub eseje ("Losy gorsze od śmierci") i znów ma się wrażenie jakiejś nowej jakości. Tak przynajmniej było ze mną.
_________________ Na szukanie lepszego świata nie jest jeszcze za późno
Miał takie jedno fajne opowiadanko, dziejące się w przyszłości, kiedy w Stanach Zjednoczonych udało się wprowadzić absolutną równość w każdej dziedzinie życia. Nie pamiętam tytułu, ale to chyba jego najbardziej znane opowiadanie, więc pewnie większość kojarzy.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
W 2014 chcę przerobić Vonneguta. Zaplanowałem to tak:
Pianola
Syreny z Tytana
Matka Noc
Kocia Kołyska
Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater
Rzeźnia nr 5
Śniadanie Mistrzów
Slapstick
Recydywista
Rysio Snajper
Galapagos
Sinobrody
Hokus Pokus
Pytanie do tych co znają i lubią: Czy coś z tej listy jest na tyle słabe/nieistotne/do pominięcia, że jeśli odpuszczę to nic nie stracę? A może pominąłem coś ważnego?
Ja np. nie przepadam za "Syrenami...", ale nie odważyłbym się określeniem jej jako nieistotną czy do pominięcia.
Jeszcze "Witajcie w małpiarni" warto. Ew. zbiór "Tabakierka z Bagombo" - inna twarz Vonneguta, niefantastyczna i nieabsurdalna.
"Syreny..." są gites Mnie osobiście nie przypadły do gustu: "Pianola" (ale to chyba jednak ważna powieść), "Recydywista", "Galapagos". Ale może miałem zły dzień
I potwierdzam: "Witajcie w małpiarni" to bardzo dobry zbiorek opowiadań. (Tabakiera już mniej)
_________________ Na szukanie lepszego świata nie jest jeszcze za późno
"Pianoli" akurat nie czytałem i najwyraźniej aż tak dużo nie straciłem.
W "Syrenach..." irytowało mnie... no cóż, usiłowanie zrobienia z tego SF, co zagłuszało te cechy twórczości Vonneguta, które najbardziej cenię.
Tak ogolnie to nie wiem czy to dobry pomysl, zeby walnac Vonneguta "na raz". Mimo calego geniuszu tego pisarza, to jednak poszczegolne powiesci sa napisane w bardzo podobnym stylu i przeczytane krotko po sobie moga miec zdecydowanie mniejsza sile oddzialywania.
Z listy, ktora podales mozna sobie IMO podarowac Galapagos i Recydywiste.
Dzięki za sugestie. Czytanie jakiegokolwiek autora pod rząd w całości ogólnie nie ma sensu, ja chcę zacząć od trzech pierwszych i jak podejdzie (a pewnie tak) to resztę przerobię w trakcie całego roku.
W zadnym wypadku nie uwazam, zeby Galapagos i Recydywista byly slabymi powiesciami. Jedynie przecietnymi jak na Vonneguta. Mysle, ze rozbieznosci w ich ocenie moga wynikac z kolejnosci przeczytanych ksiazek. Nie wiem czy nie myle teraz tytulow, kilka lat juz minelo od lektury, ale zdaje mi sie, ze Galapagos zaliczylem krotko po Syrenach i mialem wrazenie, ze to alternatywna wersja tej drugiej pozycji. Moim zdaniem, przy calej sympatii dla Vonneguta, ktorego uwazam za jednego ze swoich ulubionych pisarzy, powiela on w swoich ksiazkach te same schematy. Dlatego najwyzej ocenia sie te jego dziela, ktore przeczytalo sie na poczatku, a pozostale juz tak nie trzepia bani. Takie wrazenie odnosze zarowno po sobie, jak i po reakcjach znajomych.
Jakiś czas temu, z rok temu albo i lepiej, zakupiłam Kocią kołyskę - i to chyba nawet pod wpływem tego tematu. Podczas tegorocznego urlopu udało mi się ją w końcu przeczytać. I od razu mam ochotę sięgnąć po kolejne pozycje tego autora. Przypadł mi do gustu ten specyficzny humor.
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Zgadzam się - w zależności od tego, od czego się zacznie przygodę z Vonnegutem, to się najbardziej podoba, a potem wrażenie jest jakby mniejsze... ale przy pierwszym czytaniu, bo przy kolejnych się wyrównuje. Dzieje się tak, ponieważ fabuła dla Vonneguta jest tylko pretekstem. Widać, że facet miał kilka rzeczy, z którymi się rozprawiał przez całe życie.
Jak tak czytam Wasze posty, to zachciało mi się znowu spotkać ze starym przyjacielem Kurtem, którego książki miały ogromny wpływ na moje życie, a może konkretniej - na światopogląd. Pamiętam, jak szukałam kolejnych pozycji w antykwariatach i księgarniach i jakie szczęście towarzyszyło kolejnym zdobyczom...
Jako pierwsze przeczytałam "Syreny" (objawienie!), jako druga wpadła mi w ręce "Pianola" i zupełnie mnie oszołomiła... to były te cudowne czasy, gdy miałam z kim o tym rozmawiać, dzielić się wrażeniami i kłócić - to były czasy burzliwych debat o przeczytanych książkach, a mądrzy przyjaciele podsuwali mi najsmaczniejsze kąski... [się wzruszam]
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum