Wysłany: 2012-01-23, 20:34 Joe Abercrombie największy Mistrz Fantasy (obok Donaldsona)
Moim zdaniem Joe Abercrombie jest jednym z najciekawszych autorów tworzących bardziej rozrywkową odmianę fantastyki. Pełnokrwiści/wyraziści bohaterowie, wartka i zajmująco poprowadzona akcja, bardzo przyjemny styl, błyskotliwe dialogi i humor potrafią zapewnić dużą porcję świetnej zabawy od której trudno się oderwać. Niby nic nowego (bo i wszystko już w fantasy było), ale za to jak to się czyta! Nieczęsto zdarza się, żeby już po kilku(nastu) stronach lektury ("Samo ostrze") można było poczuć "bluesa"... A tu proszę bardzo!
Wielka szkoda, że twórca nie miał szczęścia do wydania swojego pierwszego cyklu "First Law" w Polsce. Pierwsza część - 2008 r., druga - 2011 (ku.wa - 3 lata..., można się pochlastać czerstwą bułką z rozpaczy). Miejmy nadzieję, że na trzecią nie trzeba będzie czekać do końca świata i o jeden dzień dłużej. Krążą słuchy, że tłumaczenie pozostawia do życzenia, z racji ocenzurowania co smakowitszych wulgaryzmów. Nie miałem do czynienia z angielską wersją, niemniej nie ma podstaw, żeby im nie wierzyć. Jak to mówią/piszą: "nieszczęścia chodzą parami", ale i "lepszy rydz, niż nic".
Ja rozumiem, że ISA m(i)a(ła) duże problemy z utrzymaniem się na rynku, że musiała mocno ograniczyć działalność wydawniczą itp. itd., natomiast fakt pozostaje faktem - 3 lata różnicy między wypuszczeniem pierwszej i drugiej odsłony serii może znacząco nadwątlić cierpliwość nawet osobników o "anielskopodobnym" charakterze.
Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej. Niedawno nasz ukochany fantastyczny wydawca ("MAG", piszę na wypadek, gdyby ktoś "obudził się" wczoraj) uraczył nas obszerną powieścią pt. "Zemsta najlepiej smakuje na zimno" Pana J.A., co zdecydowanie poprawiło humor "gryzmolącemu" tenże wpis.
A co Wy sądzicie? Zapraszam do dzielenia się opiniami/wrażeniami/recenzjami.
Jakoś gdzie nie spojrzę wszyscy tu nad nim wzdychają, naprawdę taki dobry? bo a ja wstyd się przyznać nie czytałem tego pana jeszcze nic.
Co możecie polecić na początek?
_________________ Meet Minsky. He understands that stability is destabilizing. Be like Minsky.
Na początek możemy polecić początek, czyli... "Samo ostrze" to pierwsza część trylogii, natomiast "Zemsta najlepiej smakuje na zimno" jest oddzielną powieścią i - jeśli trafnie to odczytuję - prequelem, i jest tu dużo nawiązań, dlatego... rób jak uważasz.
Sabetha napisał/a:
Rzuciłam wszystko inne i czytam drugą część "Strachu mędrca" Rothfussa. Kiedy już skończę, napisze więcej w stosownym wątku, teraz powiem tylko: "lubię to"
Może później przyjdzie pora na "Zemsta najlepiej smakuje na zimno" Abercrombie?
Skoro już o tym mowa, nie mogłam się dziś opędzić od konkluzji, że przedkładam Rothfussa nad Abercrombiego, głównie z racji o niebo gładszego (choć, o niebiosa, niemal pozbawionego wulgaryzmów) języka, ale nie tylko. Jednakowoż jak mi Abercrombie wpadnie w ręce, to chętnie przeczytam
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Niemal pozbawienie wulgaryzmów języka w wydaniu ISY, to podobno inwencja tłumacza, który "musiał coś dodać od siebie" działając zapewne "pod wpływem" wydawcy.
Pisząc o języku pozbawionym wulgaryzmów, miałam na myśli "Strach mędrca", nie Abercrombiego I żeby nie było - nie przeszkadzają mi wulgaryzmy (chyba że występują w ilościach hurtowych), chciałam tylko zaznaczyć, że można pisać dobrze i bez nich
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Można pisać i bez wulgaryzmów, jednak z nimi brzmi to wiarygodniej. Gdy krew tryska na wszystkie strony, trupy ścielą się gęsto, to i mocne słowa/wyrazy są elementem niezbędnym!
Bo czyż można w chwili wzburzenia emocjonalnego czy podczas walki mówić/krzyczeć: "o cholerka!" albo "w mordę jeża"?
Bo czyż można w chwili wzburzenia emocjonalnego czy podczas walki mówić/krzyczeć: "o cholerka!" albo "w mordę jeża"?
Nie można. Jednak cholerka i w mordę jeża są tak przejaskrawionymi przykładami, że nie udowadniają Twojej tezy. Wzburzenie emocjonalne można wyrazić wiarygodnie, nie używając przy tym wulgaryzmów. Polecam sięgnąć po Potop i ocenić emocjonalność słownictwa Kmicica.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Tix, nie grzebmy w wykopaliskach.
W czasach współczesnych, dosadne wyrażanie się/akcentowanie pewnych kwestii przy pomocy/użyciu wulgaryzmów jest rzeczą naturalną, co widać choćby na przykładach popisów językowych naszych zacnych forumowiczów i forumowiczek, a to przecież "elita społeczeństwa", bo czyta książki.
Na ulicy, w środkach komunikacji miejskiej, w szkole i w wielu innych miejscach można bardzo często usłyszeć "łacinę", więc hello... Wake up, please!
Gdy w jednym miejscu zbierają się zbóje, szumowiny czy inne łotry spod ciemnej gwiazdy/latarni (nie nawiązuję tutaj do ZB, spokojnie...), mam na myśli sytuacje opisywane w powieściach/opowiadaniach, to jasna sprawa, że nie będą przebierać w słowach/pieścić się pod względem językowym...
Sienkiewicz - że też punkt odniesienia wynalazłeś... Jak wspomniałem powyżej, pisał on w innych czasach. I ku pokrzepieniu serc.
Sienkiewicz - że też punkt odniesienia wynalazłeś... Jak wspomniałem powyżej, pisał on w innych czasach. I ku pokrzepieniu serc.
Powyżej masz niemal pozbawienie wulgaryzmów języka Rothfussa Współczesny autor (fantasy), opisujący środowisko uczniów szkoły czy biedaków/żebraków, marginesu żyjącego w mieście.
ASX76 napisał/a:
W czasach współczesnych, dosadne wyrażanie się/akcentowanie pewnych kwestii przy pomocy/użyciu wulgaryzmów jest rzeczą naturalną, co widać choćby na przykładach popisów językowych naszych zacnych forumowiczów i forumowiczek, a to przecież "elita społeczeństwa", bo czyta książki.
Na ulicy, w środkach komunikacji miejskiej, w szkole i w wielu innych miejscach można bardzo często usłyszeć "łacinę", więc hello... Wake up, please!
Na ulicy, w środkach komunikacji miejskiej, w szkole i w wielu innych miejscach można bardzo często usłyszeć łacinę używaną w formie przecinków. Co nie wzbogaca języka (a szkoda, bo wulgaryzmy celnie użyte nawet i bawią - vide wypowiedzi Spella), a zubaża - bo z całego bogactwa języka ograniczone jest tylko do kilku powtarzających się przecinków.
ASX76 napisał/a:
Gdy w jednym miejscu zbierają się zbóje, szumowiny czy inne łotry spod ciemnej gwiazdy/latarni, mam na myśli sytuacje opisywane w powieściach/opowiadaniach, to jasna sprawa, że nie będą przebierać w słowach/pieścić się pod względem językowym..
Krzywdzące uproszczenie. Czemu wyżej wymienione persony nie miały by używać eleganckiego języka? Spójrz chociażby na Vilgefortza.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Z tego co pamiętam Rothfuss uśpił mnie swoim tandeciarstwem. A Abercrombie w "Samym ostrzu", tak samo jak Stover, naprawdę dali solidnego czadu jeśli chodzi o pomysły i wykonanie. Wulgaryzmy u jednego i drugiego są jak najbardziej na miejscu. Brutalny świat, brutalni bohaterowie, naznaczeni okrucieństwem i przemocą. Nie mogą ćwierkać jak wróbelki - elemelki. To nie wykształciuchy jak u Sapkowskiego
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dobra. Sprowokowaliście mnie do wysiłku i oderwaliście od pracy – za to po dwakroć będziecie się smażyli w piekle.
Ale do rzeczy.
Wulgaryzmy, jak rzekłam, nie są niczym złym. Bywają wyrazem emocji(głównie), bawią (jak chociażby u Lyncha), stanowią element charakterystyki postaci (Spell ) i mogą wiele innych rzeczy. Istnieje też szereg sztuczek, dzięki którym stężenie kórew i innych hójuw da się utrzymać na przyzwoitym poziomie, a czytelnik i tak wykreuje sobie w głowie obraz bluzgającego kwieciście bohatera (por. Yennefer Sapkowskiego. Z tego , co pamiętam, AS rzadko cytuje jej wiazanki. Wystarczy rzucona tu i ówdzie odautorska uwaga, że czarodziejka w furii klęła straszliwie. Każdy jest w stanie sobie wyobrazić, co to znaczy.)
Zabawne, ale to nie o wulgaryzmy miałam pretensje, gdy szło o Abercrombiego i jego „Pierwsze prawo”. Może to wina tłumacza. A może nie. Faktem jest, że to „wykonanie”, o którym pisze Romulus, mnie chwilami przyprawiało o kurwicę.
Losowo wybrana próbka...
Cytat:
Wciąż żywy, wbrew wysiłkom natury, szanków, ludzi i bestii. Przemoczony do suchej nitki, leżąc płasko na plecach, zaczął parskać śmiechem. Piskliwym, bulgoczącym śmiechem. Jedno można było powiedzieć o Logenie Dziewięciopalcym - przeżył.
Gnijący brzeg rzeki omiotło tchnienie zimnego wiatru; śmiech Logena zamarł z wolna. Może i nie stracił życia, ale jak się przy nim utrzymać - oto było pytanie. Usiadł, mrugając z bólu, potem wstał z wysiłkiem, opierając się o najbliższe drzewo. Otarł z błota nos, oczy i uszy.
...naładowana imiesłowami, czasownikami i przymiotnikami, z wielce niefortunnym zwrotem „zaczął parskać” i głupim „oto było pytanie”, przypomina mi żywo prace co zdolniejszych gimnazjalistów. Po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja, ale na początku drażniło mnie to straszliwie. Poza tym słabością Abercrombiego są opisy. Mało wyraziste i ograniczone do absolutnego minimum. Lubię wartką akcję w powieściach, naprawdę, ale wychowałam się na Tolkienie. Sugestywny opis tworzy klimat i jest pożywką dla wyobraźni. I wybaczcie malkontenctwo, ale opis tortur czy rąbanki w wykonaniu Logena i spółki nie załatwi sprawy
Cytat:
Stałem na pełnym widoku od strony ogniska. Jeden z mężczyzn odchylił się do tyłu, a kiedy powstał, miał już w ręku miecz. Jego ruchy skojarzyły mi się z żywym srebrem wypływającym z dzbana na blat stołu: swobodne, zwinne. Na twarzy miał wyraz skupienia, ale ciało było jakby rozluźnione, jakby właśnie wstał i się przeciągnął.
Miecz jego był jasny i foremny. Przecinał powietrze, które pod ostrzem jakby się kruszyło. Przypomniała mi się cisza, panująca nad światem w najzimniejsze dni zimy, kiedy oddech parzy w płucach i wszystko zamiera.
A tu macie próbkę Rothfussa. Nie oszukujmy się, językowo Abercrombie (albo tłumacz, nie będę się kłócić) przegrywa w przedbiegach. O innych sprawach możemy podyskutować, o ile modkowie i cała reszta bogów pozwoli
A zresztą...
Romulus napisał/a:
Z tego co pamiętam Rothfuss uśpił mnie swoim tandeciarstwem. A Abercrombie w "Samym ostrzu", tak samo jak Stover, naprawdę dali solidnego czadu jeśli chodzi o pomysły i wykonanie.
Zostawmy Stovera, wydyskutowałam się o nim kiedyś z Tixonem, mam dosyć na resztę życia. A Abercrombie? O jakich pomysłach mowa? Oprócz Glokty, którego od ręki zaliczyłam Joemu na plus, ani żaden z bohaterów, ani (poza jednym, ale byłby spojler) żadne z rozwiązań fabularnych nie wgniotło mnie w kanapę, na której zwykłam czytywać książki.
Jednym słowem, wyskakuj z interpretacji!!!
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Nie, no nie przeginaj
Joe Abercrombie - mimo mojej sympatii - to nie jest autor nadający się do jakichkolwiek interpretacji Czy można interpretować kawałek druta? Ale jego wygląd, fakturę, izolację, w którą jest opakowany można podziwiać, zachwycać się urodą a nawet doceniać funkcjonalność.
A taki Rothfuss to taki drut bez izolacji Prosty, nawet nie powyginany w fikuśne kutasiki. Ani go zgiąć, ani nim kogoś wysmagać... Rzucić w kąt, może się kiedyś przyda.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
A możesz przedstawić zarzuty wobec Rothfuss w mniej metaforycznej formie? Bo chciałbym się jednak do czegoś móc odnieść, a samo to, że nie przepadasz za high fantasy, to za mało
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Jestem zainteresowany kupnem nowej książki Joe Abercrombie... czy nie czytając poprzedniej książki tego pana będę miał jakieś braki w fabule? czy mogę spokojnie czytać?
_________________ " Ciemne sprawy najlepiej załatwiać po ciemku " - "Hobbit" J.R.R. Tolkien
Dobra. Sprowokowaliście mnie do wysiłku i oderwaliście od pracy – za to po dwakroć będziecie się smażyli w piekle.
Ale do rzeczy.
Wulgaryzmy, jak rzekłam, nie są niczym złym. Bywają wyrazem emocji(głównie), bawią (jak chociażby u Lyncha), stanowią element charakterystyki postaci (Spell ) i mogą wiele innych rzeczy. Istnieje też szereg sztuczek, dzięki którym stężenie kórew i innych hójuw da się utrzymać na przyzwoitym poziomie, a czytelnik i tak wykreuje sobie w głowie obraz bluzgającego kwieciście bohatera (por. Yennefer Sapkowskiego. Z tego , co pamiętam, AS rzadko cytuje jej wiazanki. Wystarczy rzucona tu i ówdzie odautorska uwaga, że czarodziejka w furii klęła straszliwie. Każdy jest w stanie sobie wyobrazić, co to znaczy.)
Zabawne, ale to nie o wulgaryzmy miałam pretensje, gdy szło o Abercrombiego i jego „Pierwsze prawo”. Może to wina tłumacza. A może nie. Faktem jest, że to „wykonanie”, o którym pisze Romulus, mnie chwilami przyprawiało o kurwicę.
Losowo wybrana próbka...
Cytat:
Wciąż żywy, wbrew wysiłkom natury, szanków, ludzi i bestii. Przemoczony do suchej nitki, leżąc płasko na plecach, zaczął parskać śmiechem. Piskliwym, bulgoczącym śmiechem. Jedno można było powiedzieć o Logenie Dziewięciopalcym - przeżył.
Gnijący brzeg rzeki omiotło tchnienie zimnego wiatru; śmiech Logena zamarł z wolna. Może i nie stracił życia, ale jak się przy nim utrzymać - oto było pytanie. Usiadł, mrugając z bólu, potem wstał z wysiłkiem, opierając się o najbliższe drzewo. Otarł z błota nos, oczy i uszy.
...naładowana imiesłowami, czasownikami i przymiotnikami, z wielce niefortunnym zwrotem „zaczął parskać” i głupim „oto było pytanie”, przypomina mi żywo prace co zdolniejszych gimnazjalistów. Po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja, ale na początku drażniło mnie to straszliwie. Poza tym słabością Abercrombiego są opisy. Mało wyraziste i ograniczone do absolutnego minimum. Lubię wartką akcję w powieściach, naprawdę, ale wychowałam się na Tolkienie. Sugestywny opis tworzy klimat i jest pożywką dla wyobraźni. I wybaczcie malkontenctwo, ale opis tortur czy rąbanki w wykonaniu Logena i spółki nie załatwi sprawy
Cytat:
Stałem na pełnym widoku od strony ogniska. Jeden z mężczyzn odchylił się do tyłu, a kiedy powstał, miał już w ręku miecz. Jego ruchy skojarzyły mi się z żywym srebrem wypływającym z dzbana na blat stołu: swobodne, zwinne. Na twarzy miał wyraz skupienia, ale ciało było jakby rozluźnione, jakby właśnie wstał i się przeciągnął.
Miecz jego był jasny i foremny. Przecinał powietrze, które pod ostrzem jakby się kruszyło. Przypomniała mi się cisza, panująca nad światem w najzimniejsze dni zimy, kiedy oddech parzy w płucach i wszystko zamiera.
A tu macie próbkę Rothfussa. Nie oszukujmy się, językowo Abercrombie (albo tłumacz, nie będę się kłócić) przegrywa w przedbiegach. O innych sprawach możemy podyskutować, o ile modkowie i cała reszta bogów pozwoli
A zresztą...
Romulus napisał/a:
Z tego co pamiętam Rothfuss uśpił mnie swoim tandeciarstwem. A Abercrombie w "Samym ostrzu", tak samo jak Stover, naprawdę dali solidnego czadu jeśli chodzi o pomysły i wykonanie.
Zostawmy Stovera, wydyskutowałam się o nim kiedyś z Tixonem, mam dosyć na resztę życia. A Abercrombie? O jakich pomysłach mowa? Oprócz Glokty, którego od ręki zaliczyłam Joemu na plus, ani żaden z bohaterów, ani (poza jednym, ale byłby spojler) żadne z rozwiązań fabularnych nie wgniotło mnie w kanapę, na której zwykłam czytywać książki.
Jednym słowem, wyskakuj z interpretacji!!!
Na podstawie przekładów możemy porównać jedynie tłumaczy . A zupełnie na serio, gdybym miał użyć analogii filmowej, różnica pomiędzy oboma panami jest taka jak pomiędzy Tarantino a Almodovarem. Zupełnie inny sposób opowiadania historii, inna wrażliwość i inne inspiracje. W zależności od tego, co bardziej lubimy, może nam się podobać jeden albo drugi, ale to głównie kwestia czytelniczych preferencji, a nie rzeczywistych różnic warsztatowych. Jeśli chodzi o warsztat... powiem krótko, przed oboma jeszcze długa droga... choć oczywiście na polu "big comercial fantasy" są obecnie w ścisłej czołówce.
Jestem zainteresowany kupnem nowej książki Joe Abercrombie... czy nie czytając poprzedniej książki tego pana będę miał jakieś braki w fabule? czy mogę spokojnie czytać?
Ale jego wygląd, fakturę, izolację, w którą jest opakowany można podziwiać, zachwycać się urodą
Jasne, że można. Ty podziwiasz drut Abercrombiego, nad który ja przedkładam drut Rothfussa.
Jednakowoż...
Tix napisał/a:
A możesz przedstawić zarzuty wobec Rothfuss w mniej metaforycznej formie? Bo chciałbym się jednak do czegoś móc odnieść, a samo to, że nie przepadasz za high fantasy, to za mało
...Tixowi, w przeciwieństwie do mnie, druciana metafora nie odpowiada. Niektórych ludzi nie sposób zadowolić
AM napisał/a:
Na podstawie przekładów możemy porównać jedynie tłumaczy .
Jestem zbyt leniwa, żeby czytać oryginały w ogóle, a Abercrombiego w szczególe. Jeśli to tłumacz odpowiada za ten grad czasowników i wszystkie "gesty ręką", to na miejscu autora nasłałabym na niego ruską mafię.
AM napisał/a:
A zupełnie na serio, gdybym miał użyć analogii filmowej, różnica pomiędzy oboma panami jest taka jak pomiędzy Tarantino a Almodovarem.
Czas się przyznać - nie lubię filmów Tarantino. Kompletnie nie moje klimaty.
AM napisał/a:
Jeśli chodzi o warsztat... powiem krótko, przed oboma jeszcze długa droga... choć oczywiście na polu "big comercial fantasy" są obecnie w ścisłej czołówce.
Przed Rothfussem ta droga jest odrobinę krótsza. Chociaż w zasadzie masz rację, sugerując, że obu daleko do literackiego mistrzostwa.
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Pozwolę sobie się wtrącić, gdyż, trzeba trafu, czytam akurat "Samo ostrze" w oryginale.
I muszę powiedzieć, że styl Abercrombiego faktycznie pozostawia sporo do życzenia. Ktoś mu powiedział chyba, że im więcej imiesłowów w jednym zdaniu, tym lepiej - okrutnie go ów ktoś nabrał:)
Niemniej, czyta się niezgorzej z innych względów, choć za wiele się nie dzieje:)
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Ok, "Imię wiatru" to powieść, którą czytałem w 2009 r. (ocenę na Fantaście wystawiłem 15 września 2009 r.). Minęło trochę czasu, a powieść nie zapadła mi w pamięć do tego stopnia, abym mógł szczegółowo uzasadnić swoje stanowisko. Jednakże, jak pamiętam, uderzyła mnie jej szablonowość. Miałem wrażenie, że czytam ją nie po raz pierwszy a po raz kolejny (a czytałem po raz pierwszy). Potem było jeszcze męczenie buły.
Ech, powinienem, jak przy butelkach wina, spisywać swoje uwagi dla potomności.
Muszę na forum odnaleźć to, co napisałem o tej powieści. A pewnie napisałem cosik. Pamiętam, że chyba nie zgodziłem się z oceną i recenzją Tigany na "Katedrze" i stąd moje wpisy były. Poszukam w wolnej chwili to podlinkuję, albo przekleję.
Ale tak to jest z powiesciami, które znużyły lub nie zapadły w pamięć. Wiesz, że czytałeś, wiesz że się nie podobało i za cholerę nie chciałbyś brać tego do ręki po raz kolejny.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
I muszę powiedzieć, że styl Abercrombiego faktycznie pozostawia sporo do życzenia. Ktoś mu powiedział chyba, że im więcej imiesłowów w jednym zdaniu, tym lepiej - okrutnie go ów ktoś nabrał:)
Zgadzam się z tym, że styl Abercrombiego pozostawia wiele do życzenia, ale akurat nie na tle większości pisarzy fantasy. Natomiast nagromadzenie imiesłowów, szczególnie współczesnych, nie jest kryterium pozwalającym zmierzyć jakość stylu, tym bardziej, że w języku Szekspira to jak najbardziej uchodzi, tak samo zresztą, jak częste powtórzenia.
To racja, ale u niego te imiesłowy często można by zastąpić z powodzeniem czymś innym (przynajmniej niektóre), albo po prostu porozbijać jedno wielokrotnie złożone zdanie na 2, z korzyścią dla jakości odbioru. Jednak faktycznie, po zastanowieniu przyznaję, że problem główny nie tyle w imiesłowach jako takich, co w połączeniu imiesłowy+masa przymiotników.
Poza tym nie ma siły na odruch "tłumaczenia sobie w głowie na nasze", co oczywiście już nie jest żadnym argumentem przy obiektywnej ocenie stylu oryginału, ale bez wątpienia wpływa na odbiór, bo w polskim tego typu konstrukcje brzmią wręcz pokracznie.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Zacząłem czytać "Zemstę...". Jako żem barbarzyńca, to pewnie nie zwrócę uwagi na wasze obiekcje Póki co (146 stron) - świetna lektura. Chce się czytać dalej. I to bardzo. Bardzo dobrze, że to standalone. Ma werwę, świetnych bohaterów charakteryzowanych treściwie i interesująco. Choć fabuła nie jawi się jako wyszukana ("zabić ich wszystkich"), to trzyma w ciekawości (w napięciu jeszcze nie ).
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zacząłem czytać "Zemstę...". Jako żem barbarzyńca, to pewnie nie zwrócę uwagi na wasze obiekcje Póki co (146 stron) - świetna lektura. Chce się czytać dalej. I to bardzo. Bardzo dobrze, że to standalone. Ma werwę, świetnych bohaterów charakteryzowanych treściwie i interesująco. Choć fabuła nie jawi się jako wyszukana ("zabić ich wszystkich"), to trzyma w ciekawości (w napięciu jeszcze nie ).
Cykl "Pierwsze prawo" za to fabułę ma bardziej wyszukaną, ale tempo nieco słabsze, szczególnie w pierwszym tomie. Generalnie JA to całkiem przyjemny autor.
_________________ no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
"Pierwsze prawo" zdecydowanie - jak na razie - wysiada przy "Zemście...". A piszę to jako wielbiciel sążnistej epiki ("Pierwsze prawo" ma większy potencjał epicki). "Zemsta..." to nie jest wyszukana literatura fantasy, ale bez wątpienia ma tempo, świetnych bohaterów. I już prawie myślałem, że nic mnie nie zaskoczy, kiedy pojawił się Shenkt. To jest dopiero maderfaker Jego pierwsza akcja nieco wytrąciła mnie z równowagi, bo nie spodziewałem się, że Abercrombie zrobi z nim to, co zrobił. Ale nie przeszkadza mi to, tylko czyni lekturę jeszcze bardziej wciągającą.
Myślę, że Abercrombiemu jestem już w stanie wybaczyć wiele. A na pewno mało wyszukana fabuła przestaje być - w jego wypadku - zarzutem. Wynagradza to wszystkim innym: wspomnianymi bohaterami, niezłym tempem, ale bez łatwizny. Ma facet talent do kreślenia krótkich, ale treściwych portretów postaci. I sam świat również kreuje bez lania wody, ale i bez skakania po łebkach.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Doczytałem do końca i jestem zachwycony. Wystawiłem 6 na Biblionetce i Fantaście. Dlatego, iż uważam tą powieść za miażdżącą w swojej klasie. Nawet mi się nie chce sprawdzać co znaczy slatterpunk fantasy, bo mniejsza z tym. Abercrombie obok Stovera rządzą w moim prywatnym rankingu pisarzy sprzedających czytelnikom czysto rozrywkowy produkt. Choć mistrzami słowa nie są, to nie sprzedają jednak tandety. Lektura "Zemsty..." jest jak seans na wysokobudżetowym widowisku, którego fabuły nie przesłoniły wybuchy i efekty specjalne. Fabuła miała kilka niezłych momentów, przełomów. Zwroty akcji podobały mi się wszystkie, może poza jednym, z Shenktem w finale (aczkolwiek miało to ręce i nogi). Świetni bohaterowie - żadne tam popierdółki ślachetne i stworzone do kochania i zapewniania czytelnikowi komfortu. Brutalni, niejednoznaczni, nawet trudno żywić do nich sympatię, a jednak nie sposób im nie kibicować. A do kibicowania jest kilku niezłych zawodników. Fabuła zapowiadała się prościutko, jak pisałem: "zabić ich wszystkich". Ale im dalej w las...
Reasumując: "nażarłem się"
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dokładnie takiej reakcji się po Tobie spodziewałem.
Miejmy nadzieję, że Pan Andrzej odkryje więcej autorów pokroju: Abercrombie i Stovera...
... i nie zawaha się skorzystać z dobrodziejstw skarbonki Pana Jacka.
Liczyłem, iż będzie nam dane zapoznać się z twórczością K.J. Parkera po polsku, lecz wygląda na to, że nic z tego nie będzie.
mad5killz [Usunięty]
Wysłany: 2012-02-20, 23:07
Romulus napisał/a:
Nawet mi się nie chce sprawdzać co znaczy slatterpunk fantasy, bo mniejsza z tym.
*splatterpunk (:
Romulus napisał/a:
Reasumując: "nażarłem się"
Może i ja skosztuję, ostatnio odczuwam głód akcji. (:
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum