A znasz jakieś współczesne fantasy przed Tolkienem?
Np. twórczość Howarda. Sword and sorcery to także fantasy - zresztą imo lepsze od tego tolkienowskiego. Hobbit został wydany w 1937, pierwsze opowiadania o Conanie zostały wydane w 1932. Zresztą Howard w 1936 roku popełnił samobójstwo - na rok przed wydaniem przygód Bilbo Bagginsa, tak więc wszystko co stworzył z definicji jest "przedtolkienowskie"...
A znasz jakieś współczesne fantasy przed Tolkienem?
Np. twórczość Howarda. Sword and sorcery to także fantasy - zresztą imo lepsze od tego tolkienowskiego. Hobbit został wydany w 1937, pierwsze opowiadania o Conanie zostały wydane w 1932. Zresztą Howard w 1936 roku popełnił samobójstwo - na rok przed wydaniem przygód Bilbo Bagginsa, tak więc wszystko co stworzył z definicji jest "przedtolkienowskie"...
Wszystko co wydane jest, powiedzmy po 2WŚ, jest potolkienowskie z założenia. O Howardzie nie zapominam, ale koncepcyjnie Śródziemie nie jest młodsze od Conana.
Np. twórczość Howarda. Sword and sorcery to także fantasy - zresztą imo lepsze od tego tolkienowskiego.
Kto pierwszy rzuca kamieniem?
Spell napisał/a:
Dukaj Judaszem fantastyki?
Zależy w jakim kontekście - tym klasycznym, gdzie Judasz był zdrajcą i został skazany na wieczne potępienie czy jego działalność była niezbędna do dopełnienia się historii zbawienia i był najbliżej Jezusa.
Zależy w jakim kontekście - tym klasycznym, gdzie Judasz był zdrajcą i został skazany na wieczne potępienie czy jego działalność była niezbędna do dopełnienia się historii zbawienia i był najbliżej Jezusa.
To ma sens. Pamiętacie jak Dante opisywał ostatni krąg piekła? Siedzi tam trzech arcyzdrajców (Judasz, Brutus i Kasjusz). A to na prawdę Dukaj, Szostak i Orbitowski OBRADUJĄ Tak swoją podróż po piekle (to znaczy internecie) opisuje Dante (to znaczy Jarosław Grzędowicz):
J. Grzędowicz napisał/a:
Przysięgam, to nie ja zaczynam.
Nie wymyśliłem cudacznej i pod każdym względem podejrzanej maniery obrabiania kolegom tyłów w Internecie, oczywiście ucharakteryzowanej na "dyskusje o zjawiskach", "oceny stanu" i "portrety zbiorowe", gdzie jedzie się konkurentom po nazwiskach, oraz poucza ciemny lud, co ma a czego nie ma czytać. I robią to pisarze pisarzom. Pełno tam jest oczywiście krokodylich uśmiechów, reweransów i zadziwień, protekcjonalnego poklepywania po plecach - w końcu omawiamy jednak jakieś zjawisko, nic, że z kategorii disco polo raczej, niż prawdziwej literatury, ale zawsze.
Zetknięcie z taką sytuacją, kiedy ktoś za plecami postanawia nas "zdefiniować", "dopisać nam manifest" i czyni przedmiotem dyskusji, zawsze jest zjawiskiem przykrym, podobnym do epizodu in flagranti. Internet ma to do siebie, że wlezie gdzieś człowiek, a tam trzech mędrców zastanawia się, co z nim począć i ustala, jak bardzo jest szkodliwy dla kultury narodowej. W zasadzie cywilizacja środkowoeuropejska nie ma repertuaru dobrych zachowań na taką okazję. Albo możemy, natknąwszy się na ludzi odmalowujących właśnie nasz "portret zbiorowy" postąpić tak, jak wtedy, gdy przez pomyłkę otwieramy drzwi zajętego już wychodka, albo wziąć czynny udział w dyskusji, zaczynając od życzliwego zapytania autokefalicznego wieszcza czy "ma jakiś problem?".
A czy to nie powinno być czasem tak, że Biblią Fantastyki powinno się zwać to dzieło, które zostało wydrukowane/wydane/sprzedane/kupione/wznowione/ściągnięte/przesłuchane (w wersji audio)/zaCHOMIKowane czy wreszcieprzeczytane w największej ilości egzemplarzy ? Tylko jak sprawdzić, policzyć, która to książka była
A może Jezusem fantastyki jest Neil Gaiman...? Jego "Amerykańscy bogowie" - mają moc i czerpiąc garściami z różnych ksiąg Starego Testamentu (wszelkie mitologie), ukazują się jako calkiem nowa jakość. Inne ksiązki Gaimana też ponadstandardowe.
Nomenklatura faktycznie może tu być problemem. Zakładając temat myślałem chyba o najbardziej ulubionej książce fantastów. Ale teraz, Bóg mi świadkiem sam już nie wiem. Być może powinna to być najpopularniejsza w sensie bestseleru...
Dlaczego Biblia ? Ano bo chyba paradoksalnie nie czując się chrześcijaninem, odruchem bezwarunkowym uznałem Biblię za najważniejszą księgę ludzkości.
A może Jezusem fantastyki jest Neil Gaiman...? Jego "Amerykańscy bogowie" - mają moc i czerpiąc garściami z różnych ksiąg Starego Testamentu (wszelkie mitologie), ukazują się jako calkiem nowa jakość. Inne ksiązki Gaimana też ponadstandardowe.
Spodziewaj się kamienia ze strony Łaka.
Ze swojej strony nie czytałem, Amerykańscy czekają już dłuższy czas na półce.
Dlaczego Biblia ? Ano bo chyba paradoksalnie nie czując się chrześcijaninem, odruchem bezwarunkowym uznałem Biblię za najważniejszą księgę ludzkości.
W tym sensie najważniejszą... może nie samą książką, ale właśnie całokształtem twórczości będzie twórczość Tolkiena. Tylko ja bym to określił jako najważniejszy kamień milowy w dziejach (krótkich, zakładając że genezę gatunku wyciągamy z końca XIX wieku) literatury fantasy.
Co do tekstu Sapkowskiego, to jest to niestety jedyne tak popularne i tak fajnie napisane opracowanie, że trudno o jakieś porównanie w skali naszego kraju (swego czasu kupiłem akademicki leksykon fantastyki, który okazał się merytorycznie denny). Ale mimo wszystko, przy całej sympatii do tego przewodnika, nie nazwałbym tej książki Biblią fantasy, informacje w niej zawarte są szalenie ciekawe, ale ciągle powierzchowne. Ale owszem, jest to ważny tekst.
ats napisał/a:
A może Jezusem fantastyki jest Neil Gaiman...?
Ja bym powiedział, że to legionista, który kiedyś spał w namiocie obok namiotu tego legionisty, który kiedyś spał obok namiotu tego legionisty, który na własne oczy widział widział tego legionistę, który ugodził Jezusa włócznią.
Ł napisał/a:
Dopasujmy kamień do skali herezji:
A kto będzie Marią Magdaleną fantastyki?
(czyżby Pilipiuk?)
Czuję się zaszczycony - tyle milionów ton skały tylko dla mnie
Ale gdzie znajdziecie jakiś punkt oparcia, żeby je nie tyle na mnie cisnąć, ale nawet lekko je poruszyć w moim kierunku?
Mimo zagrożenia przygnieceniem srebrnym globem nadal obstaję przy swoim - to że ktoś do swojej książki z wyjątkowo flegmatycznie toczącą się akcją oraz jednowymiarowymi bohaterami dołączył słownik wymyślonego przez siebie języka, mitologię wymyślonego przez siebie świata oraz datownik z jego wymyśloną historią tudzież spisem heraldycznym, wcale nie oznacza, że książka do której powstały te wszystkie załączniki jest lepsza niż dzieła innego autora, w których postawiono na wartką akcję i krwistych bohaterów (chociaż niestety także jednowymiarowych).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum