http://www.tokfm.pl/Tokfm...ce=facebook.com
No to po tym pewnie jeszcze bardziej. Ale ja nie podzielam zdania Autora i profesora że to tak prosto doprowadzi do powstania elit. Bo ile czytają np poslowie ? Mamy demokracjie a nie czytający wybierają władze
Fajny artykuł. Wszystkożerność kulturalna wyznacznikiem podziału społecznego. Extra. Coś w tym jest. Osoby o szerokich horyzontach zainteresowań kulturalnych, czytające, chodzące do teatru, opery itd przyszłą klasą panującą. Oby tak było, nie mam nic przeciwko. I rację też ma Czapliński, że to rodzice uczą czytania. Jak dziecko w domu nie uświadczy książki i tylko widzi rodziców siedzących przed telewizorem to gdzie ma znaleźć wzorzec czytelnika?
Toudi, kwestia ile czytają posłowie nie ma tu nic do rzeczy. Bo, po pierwsze mowa o przyszłości, a nie teraźniejszości, a po drugie chodzi o przeróżne umiejętności, których nabywa się przy konsumowaniu kultury, ot chociażby umiejętności wysławiania się, która się przydaje w manipulowaniu tępymi masami wyborców nieczytających.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Pomijam już fakt, że tacy posłowie albo członkowie rządu wcale za dużo czasu na czytanie nie mają. Nie mówię, że ich zajęcia są bardzo produktywne, ale jest ich sporo
Całkowicie mnie ten artykuł nie przekonuje, jeśli chodzi o tą klasę panującą. Idealistyczne podejście i nic więcej. Do pracy w administracji nie jest potrzebne czytanie książek. Do pracy w biznesie również. Chyba że w reklamie. Nawet zarządzenie kadrami wymaga innych umiejętności i oczytanie do tego jest niepotrzebne. Do zarządzania albo się ma talent albo się nie ma i polega się na zastępcach, jeśli ktoś ma dość oleju w głowie, żeby nie bać się mądrzejszych od siebie. Znani mi korporacyjni kierownicy czytają co najwyżej książki pisane przez guru zarządzania (choć już sam fakt, że muszą czerpać z nich wiedzę jakoś ich dyskwalifikuje jako pozbawionych talentu) lub Sun Tzi lub von Clausewitza. Jeśli czytający książki mają być w przyszłości klasą panującą to mi trochę się chce śmiać. Znowu wracając do Billa Gatesa, nie wiem ile książek przeczytał, ale liczyło się to, że ma pomysł na biznes i dziś sam dzięki wrodzonemu głównie, a nie wykształconemu lekturami, intelektowi, jest tam, gdzie jest. I tak dalej, i tak dalej.
Bez wątpienia, ci, którzy nie czytają, nie są "wszystkożercami" (ja też nie jestem, bo - wedle tej definicji - w ogóle nie oglądam sportu ) będą mieli gorzej i jako słabiej wykształceni, będą gorzej zarabiać. Ale i spośród nich, tak samo jak spośród "wszysktożerców", sukces będą odnosić głównie dzięki cechom charakteru: uporowi, determinacji, wrodzonym i rozwijanym talentom. Zatem to czytanie może służyć tylko do rozwijania talentów, które się już ma.
EDIT: ale jeśli jesteś pierdołą, zakompleksionym, bez szczególnej motywacji i cech charakteru do osiągnięcia sukcesu - to choćbyś całą bibliotekę przeczytał to, poza przyjemnością, nic innego to nie przyniesie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
choć już sam fakt, że muszą czerpać z nich wiedzę jakoś ich dyskwalifikuje jako pozbawionych talentu)
Bzdura. To tak jak byś powiedział że ciebie dyskwalifikuje czytanie komentarzy do kodeksów czy opinii prof prawa. korzystanie z czyś doswiadczeń nie jest żadną ujmą. Po prostu uczysz się jak nie popełniać błędów i korzystasz z czyjejś wiedzy
Chodziło mi raczej o sprawowanie przywództwa Ale masz rację. Choć kiedyś mi szwagier żony powiedział, że nie jeździ na żadne szkolenia z przywództwa, bo to albo się ma, albo się nie ma i żaden von Clausewitz nie pomoże
Jedyne co mogą robić czytający to łączyć się w kluby książki, a nie przez sam fakt oczytania aspirować do bycia elitą. Chyba że nic nie znaczącą.
Jeśli o mnie chodzi, skoro mamy przewidywać przyszłość, jaka czeka nas, jeśli przestaniemy czytać, to bliżej mi w tych przewidywaniach do Paolo Bacigalupiego i jego wizji z opowiadania "Pompa numer 9".
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie ma to nic wspólnego z fetyszem. Ot, twarde okładki gwarantują większą żywotność książki i odporność na uszkodzenia. Jak ktoś, tak jak ja, lubi mieć książki w dobrym stanie to twarda okładka gwarantuje, że nawet wielokrotna lektura książek nie uszkodzi.
Żeby nie ciągnąć tego offtopa w temacie Maga. Ja rozumiem, że dla kogoś liczy się to jak książka się prezentuje, ale z mojego punktu widzenia, oprawa HC to swego rodzaju właśnie fetysz. Wydania tak zwane kolekcjonerskie dla kolekcjonerów. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale zawsze to kojarzyło mi się z miejscem gdzie książki stoją na półkach, które od świata odgradza jeszcze szkło. Żeby kurz się nie dostał, a sięgając po nie trzeba zakładać białe rękawiczki. Takie "podniecanie" się jej zewnętrzną powłoką. Dla mnie książka w sensie fizycznym to tylko nośnik danych, w tym wypadku literek, które składają się na lepszą czy gorszą literaturę. Lubię sobie powzdychać do fajnych okładek, albo popsioczyć na kiepskawe. Ale to czy będzie się ona prezentowała na półce olśniewająco ze względu na twardą oprawę i czy będzie szyta jest dla mnie zaprzeczeniem mojego podejścia. Fascynacji słowem, a nie produktem. Uwielbiam gromadzić literaturę, a nie pięknie wyglądające nośniki danych, więc twarda oprawa czyli wyższe koszty stoją mi na przeszkodzie, powodują, że zgromadzę mniej.
I druga sprawa, ale z tym powinienem pójść do wątku HC kontra PB.
Wkurza mnie trochę, jak ludzie optują za HC, a na głos sprzeciwu zaczyna się gadka o większej trwałości itp. Zwolennikom HC wolno lobbować, Ci od PB, których widać mają za gorszych od siebie, winni siedzieć cicho.
Ps. I nie cierpię e-booków. ;P
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Maeg dorabiasz filozofię nie wiadomo do czego.
Fakty:
1. Twarde okładki powodują że książka wytrzymuje więcej. Nie zadzierają się łatwo robi, nie łamią się okładki, książki w twardych są najczęściej szyte i się nie rozklejają.
2. W twardych wyglądają lepiej.
I koniec. Kosztuje to trochę więcej. Za lepsze rzeczy mogę płacić więcej. Kiepskie niech będą na miękko, bo i tak w twardych nie kupię.
A według twojego podejścia to również dobrze można sobie ściągnąć z netu i wydrukować. Po co płacić za nośnik, ledwo za papier zapłacisz a książkę czyli jej treść będziesz mieć.
Dodatkowo jeśli ci wygląd zwisa, to i twarda okładka ci przeszkadzać nie będzie.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
1. Twarde okładki powodują że książka wytrzymuje więcej. Nie zadzierają się łatwo robi, nie łamią się okładki, książki w twardych są najczęściej szyte i się nie rozklejają.
I co z tego? Trzeba umieć obchodzić się z książką.
Tomasz napisał/a:
2. W twardych wyglądają lepiej.
To nie jest fakt, a subiektywna, twoja ocena.
Cytat:
Kosztuje to trochę więcej. Za lepsze rzeczy mogę płacić więcej.
I znów nie fakt, a ocena wypływająca z twojego podejścia, które różni się od mojego. Dla mnie w niczym książka w twardej nie jest lepsza od tej w miękkiej, a ma minus. bo więcej kosztuje. Dla mnie prosty rachunek. U Ciebie przeważa to czy jest w HC czy nie.
Cytat:
A według twojego podejścia to również dobrze można sobie ściągnąć z netu i wydrukować. Po co płacić za nośnik, ledwo za papier zapłacisz a książkę czyli jej treść będziesz mieć.
Ale jeśli zaczynasz od tego, że dorabiam niby sobie jakąś filozofie do nie wiadomo czego, to już milknę.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Dorabiać filozofie każdy może do wszystkiego byle była spójna.
Maeg napisał/a:
Uwielbiam gromadzić literaturę, a nie pięknie wyglądające nośniki danych, więc twarda oprawa czyli wyższe koszty stoją mi na przeszkodzie, powodują, że zgromadzę mniej.
Maeg ja nie wiem po co ta rozmowa. Ja wole twarde okładki ty miękkie. Fajnie.
Ja napisałem, że wznowienie Reynoldsa chętnie bym widział w twardej. Tak ci to przeszkadza? Jeśli ci zwisa czy twarda czy miękka, to twarda może być. Nikt nikogo do zakupu nie zmusza. Nawet jak ci jakiegoś tomu brakuje to i tak po reedycji w twardych okładkach pojawiłyby się na Allegro wszystkie tomy wydane w miękkich. Wszyscy będą zadowoleni.
A zapewne nie tylko ja bym chętnie widział Reynoldsa w twardych okładkach. Tak samo jak niektórzy cieszą się, że ma być PLiO Martina w twardych, niektórzy pytają o Cykl barokowy Stephensona w twardych okładkach. Wielu kupiło nowe wydania Dukaja. Teraz wyjdą w twardej okładce "Miasta pod Skałą" Huberatha. Reedycje dobrych rzeczy w twardych okładkach to coś normalnego i oczywistego. Tymczasem wydanie Reynoldsa na nowo w innym formacie ale na miękko nic nikomu nie da. Uzupełnisz to będziesz miał różne wydania. Ci co mają kompletne wydanie stare też nie kupią itd.
I uwierz mi, że nikt tak nie obchodzi się z książkami jak ja. Ale jak coś czytasz po 5 i 6 razy to choćby minimalnie będzie widać że książka jest używana. Ot, chociażby załamanie na okładce, naturalnie powstające, którego się uniknąć nie da, zwłaszcza w grubszych tomach, gdzie jak nie zrobisz załamania to ci grzbiet pęknie. A książka w twardej okładce przy poszanowaniu i po 20 razie będzie wyglądała jak nowa. Poza tym książki klejone same się z czasem rozklejają. Po 20 latach, 30, ale się pewnie zaczną rozklejać. Książka szyta, a twarde najczęściej są szyte się nigdy nie rozklei.
I obiektywnie książka w twardej okładce jest ładniejsza niż w miękkiej. Porównaj sobie wygląd przy tych samych okładkach tzn. obrazkach, grafice itd na miękko i na twardo. Trzeba być ślepym żeby nie zobaczyć różnicy.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
1. Twarde okładki powodują że książka wytrzymuje więcej. Nie zadzierają się łatwo robi, nie łamią się okładki, książki w twardych są najczęściej szyte i się nie rozklejają.
2. W twardych wyglądają lepiej.
IMHO to są prawdy aksjomatyczne i w zasadzie jakakolwiek dyskusja na ten temat to poemat pijanego przy księżycu, piekny i wzruszający acz pozbawiony sensu
Wydanie Dukaja w HC wygląda badziewnie, podobnie jak Klasyka SF Solarisu. I gdzie tutaj piękność i funkcjonalność?
Inną sprawą jest to o czym pisze Tomasz. Wszystko w HC to bzdura, ale np. wybrane pozycje, dla fanów danych autorów to inna sprawa. M.in. wspomniany Cykl Barokowy.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Ja rozumiem, że dla kogoś liczy się to jak książka się prezentuje, ale z mojego punktu widzenia, oprawa HC to swego rodzaju właśnie fetysz. Wydania tak zwane kolekcjonerskie dla kolekcjonerów. Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale zawsze to kojarzyło mi się z miejscem gdzie książki stoją na półkach, które od świata odgradza jeszcze szkło. Żeby kurz się nie dostał, a sięgając po nie trzeba zakładać białe rękawiczki. Takie "podniecanie" się jej zewnętrzną powłoką
Niby rozumiem, ale od kilku dni jaram się stojącą na półce Nakręcaną Dziewczyną
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
A według twojego podejścia to również dobrze można sobie ściągnąć z netu i wydrukować. Po co płacić za nośnik, ledwo za papier zapłacisz a książkę czyli jej treść będziesz mieć. Dodatkowo jeśli ci wygląd zwisa, to i twarda okładka ci przeszkadzać nie będzie.
Albo brak jakiejkolwiek Ja, jeśli tylko mam wybór, wybieram zawsze HC - dla mnie również ważniejsza jest trwałość, a nie niższa cena. A argument Maega, że przez to mogę teoretycznie kupić mniej, w ogóle do mnie nie trafia. Nie kupuję bowiem wszystkiego jak leci, a staram się nabywać tylko wybrane przeze mnie perełki.
_________________ "Sometimes known as the Phoenix King, Asuryan was the king and the most powerful deity of the pantheon of Eldar gods. He was believed to be the psychic might of the whole universe."
mad5killz [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-14, 22:54
To co za chwilę przeczytacie zdarzyło mi się dzisiaj. Do miejsca w którym pracuję (firma nie odgrywa tu większego znaczenia) przyszedł starszy mężczyzna z zamiarem oprawienia książki.
Po szybkich i dziwnych opisach odparłem, że nie świadczymy takiej usługi. Niezrażony klient, bo przyszedł tylko zapytać wdał się w opis, że ostatnio dużo kupuje używanych książek i dokładnie czyści ich okładki. Używając do tego (i teraz najlepsze) chusteczek dla niemowląt Pampers, ściereczki z mikrofibry i Pronto do drewna, zapach jaki kto lubi. Uwierzcie nie widziałem, o co dla człowieka chodzi, ale pomysł był zacny. Po powrocie do domu, porządnie zadziwiony opisem, sprawdziłem czy mam wszystkie składniki. Były, tak hehe. Przystąpiłem do czyszczenia Uczty Wyobraźni, kupiłem przecież ostatnio trzy książki z serii, używane. (:
Konwersja to nic strasznego - Amazon sam przekonwertuje (wysyłasz na adres mailowy Kindle i odbierasz przez wifi) bądź możesz to zrobić w banalny sposób przez Calibre + kabel. Mało jest książek od razu w formacie czytalnym przez Kindle.
A i jak kupujesz teraz to dostaniesz nieco drożej, bo zaczęli liczyć VAT. Wcześniej było o 23% taniej, VAT pokrywał Amazon.
Swoim, ale oczekiwanie mniejszej ceny jest jednak nierealne. Chociaż rozumiem, że dla Ciebie 75% ceny książki jaką jesteś w stanie zapłacić to papier i okładka.
Jeśli książka mnie interesuje, to papier i okładka być muszą.
Skoro tak chwacko radzisz sobie z liczbami, to proszę jeszcze doliczyć koszt czytnika e-booków (czy jak tam się to zwie). I wziąć również pod uwagę, że nie każda kniżka w wersji elektronicznej pasuje do każdego czytnika, co zwiększa koszty.
Pewnie, że się nie da każdej rzeczy przeliczyć na kasę - jedną z nich jest wygoda czytania na czytniku i możliwość posiadania na nim olbrzymiej biblioteki książek.
Czyli nie mówimy już o zwykłych czytelnikach tylko o swego rodzaju "zboczeńcach", marginesie czytelniczym. Do nich wydawnictwa mogą kierować wydania kolekcjonerskie, ale nie są oni głównym źródłem zarobków (chyba że się w tym specjalizują).
Z pańskiego wpisu wynika, że osobnik lubiący czytać książki w wersji papierowej jest zmarginalizowanym zboczeńcem. Nu, ładna.
Lubię czytać w papierze, ale nie jest to dla mnie konieczny element książki.
ASX76 napisał/a:
Póki co, to w Polsce margines stanowią czytnikowi czytacze.
Margines w Polsce stanowią w ogóle czytacze, a co dopiero fetyszyści - sam użyłeś tego słowa. Sądzę, że większość czytaczy przykłada jednak większą wagę to treści, niż do wydania. Nawet na forum więcej dyskutujemy o tym co autor napisał, a nie jak wydawnictwo wydało książkę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum