Zaginiona Biblioteka

Fantastyka polska - Marcin Przybyłek

Toudisław - 2008-12-31, 01:35
: Temat postu: Marcin Przybyłek
Marcin Przybyłek (ur. 1968 w Pułtusku) - polski pisarz science fiction, z wykształcenia lekarz medycyny. Przez 6 lat pracował w koncernie farmaceutycznym, później założył firmę szkoleniową.

Debiutował w czerwcu 2000 roku w miesięczniku Świat Gier Komputerowych tworząc rubrykę Grao Story. Publikował teksty publicystyczne w "Nowej Fantastyce" w cyklu Co w duszy gra. W "Nowej Fantastyce" 11/2002 ukazało się jego pierwsze opowiadanie z cyklu o gamedecu ("gierczanym detektywie") Torkilu Aymorze - Gamedec. Małpia pułapka. Jego debiutem książkowym był zbiór dwunastu opowiadań Gamedec. Granica rzeczywistości, wydany przez wydawnictwo SuperNOWA w 2004. W kwietniu 2006 ukazał się tom drugi, tym razem powieść, pt. Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw.

Książki

* Postacie mężczyzn. Homer, Tolkien (STAKROOS 1995)
* Ojciec i syn czyli gwiezdne wojny (Nowa nadzieja - narodziny autonomii) (STAKROOS 1997)
* Gamedec. Granica rzeczywistości (superNOWA 2004)
* Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw (superNOWA 2006)
* Sprzedaż albo śmierć. Antyporadnik (Olszewski & Kunikowski 2007)
* Gamedec. Zabaweczki. Błyski (SuperNOWA 2008)
* Gamedec. Zabaweczki. Sztorm (w przygotowaniu)

Opowiadania

* Małpia pułapka ("Nowa Fantastyka" 11/2002, zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Zawodowiec ("Nowa Fantastyka" 3/2003, zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Syndrom Adelheima ("Nowa Fantastyka" 7/2003, zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Polowanie ("Nowa Fantastyka" 9/2003, zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Granica rzeczywistości ("Nowa Fantastyka" 3/2004, zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Błędne koło (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Rajska Plaża (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Finta (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Flashback (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* 3 listopada (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Mrok (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Anna (zbiór Gamedec. Granica rzeczywistości, 2004)
* Ringerer ("Nowa Fantastyka" 10/2004)
* Prośba ("Nowa Fantastyka Wydanie Specjalne" Lato'2007)
* Infigen ("Science Fiction Fantasy i Horror" nr 29 marzec 2008)

Artykuły

* Co w duszy gra ("Nowa Fantastyka" - od 01/2002 do 08/2002)
* Szaleństwa twórcze czyli twórcze szaleństwo ("Nowa Fantastyka" 10/2004)
* Wirtualna śmierć ("Czas Fantastyki" 02/2005)
* Rzeczy Oczy Wiste ("Nowa Fantastyka" 07/2007)
* Business future ("Czas Fantastyki" 02/2008)


http://www.gamedeczone.com/
M. Przybyłek - 2008-12-31, 17:47
:
Witam, pozdrawiam i dziękuję, Toudisławie, za założenie wątku. Na wszelkie pytania postaram się odpowiedzieć :) . Tymczasem zapraszam do pobieralni Gamedec Zone. Są tam ładne tapetki ze świata Gamedecverse i nie tylko :) .
Toudisław - 2009-01-01, 17:37
:
Jak na razie znam tylko jedną książkę Marcina.
Gamedec. Granica rzeczywistości. I zbiorek fajnych wciągających opowiadań. Czasem śmiesznych czasem bardziej poważnych. Ot, przyjemna rozrywka, nasuwająca mi na myśl Dylogię Głębi Łukjanienki. Nie obyło się bez zgrzytów podczas lektury, bo niektóre opowiadania były nieco naiwne i bohaterowi wszystko wychodziło po prostu za dobrze. Od nagle znikały problemy albo objawiał się geniusz detektywa. Inne co mi przeszkadzało, to fakt, że opka były za krótkie i fabuła kończyła się, zanim się na dobre zaczęła. To w jakiś sposób powiązanie z pierwszym zastrzeżeniem. Bo by szybciej zakończyć sprawę pojawiało się cudowne rozwiązanie. A szkoda, bo ciekawy bohater i świat zasługują na bardziej złożoną mozaikę. Jednak wrażenie ogólnie najbardziej pozytywne. Dobra miła lekka lektura.
Beata - 2009-01-01, 18:34
:
Zainteresowałam się książkami o Torkilu dopiero w tym roku, nie ukrywam, że na skutek pewnej dyskusji (na zupełnie inny temat) z ich Autorem. Wcześniej widziałam w sklepach internetowych notki o Gamedecu, ale - przyznam się uczciwie - nie wzbudziły mojego zainteresowania - gry komputerowe jakoś nie bardzo mnie "biorą". Ale wtedy, po przeczytaniu paru postów, postanowiłam sprawdzić, co też Autor napisał. I zostałam bardzo miło zaskoczona - Gamedec w niczym nie przypomina "dzieł" powstałych na bazie RPG! A zresztą, po co tyle gadam - przecież już raz napisałam, co sądzę: Gamedec. Granica rzeczywistości , Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw , Gamedec. Zabaweczki. Błyski .
M. Przybyłek - 2009-01-03, 13:58
:
Toudisław napisał/a:
Nie obyło się bez zgrzytów podczas lektury, bo niektóre opowiadania były nieco naiwne i bohaterowi wszystko wychodziło po prostu za dobrze. Od nagle znikały problemy albo objawiał się geniusz detektywa. Inne co mi przeszkadzało, to fakt, że opka były za krótkie i fabuła kończyła się, zanim się na dobre zaczęła. To w jakiś sposób powiązanie z pierwszym zastrzeżeniem. Bo by szybciej zakończyć sprawę pojawiało się cudowne rozwiązanie.


O :) . Za miłe słowa, Toudi, bardzo dziękuję i proszę, zawsze o nich pamiętaj, bo autor / autorka to często bidny facet / bidna kobieta, który /a zastanawia się, czy w ogóle warto ;) . Tymczasem zostawiłem sobie krytykę, bo dzięki niej wzrastamy, jak to ładnie ujęła księżniczka Amidala chyba w "Ataku klonów" ;) .

Dawno już nie czytałem opowiadań z "Granicy rzeczywistości" i nie mam już na ich temat zdecydowanego zdania. Pamiętam jednak, że za punkt honoru uznałem, że, choć były to moje debiutanckie wysiłki, intrygi będą dopracowane i logiczne. Bo sam nie toleruję rozwiązań typu deus ex machina.

Tymczasem czytam u Ciebie, że naiwne. Przyjmuję tę ocenę na szeroką pierś, ale jestem pewien, że masz na myśli coś konkretnego. A tylko wiedząc, co szczególnie, a nie ogólnie masz na myśli, będę mógł to poprawić. Zresztą może jest tak (mam nadzieję!), że rzecz jest dawno nieaktualna (gdy spojrzeć na "Sprzedawców lokomotyw" czy "Zabaweczki"), ale może jest nie tak bardzo nieaktualna. Więc, proszę, pomóż mi i wskaż konkret, a zyskasz wdzięczność moją jeszcze większą, bo i tak jestem Ci już wdzięczny za zaproszenie na forum i życzliwość ogólną ;) .

Piszesz też, że nagle (też z pewnością w jakichś konkretnych opowiadaniach) objawiał się geniusz detektywa, lub nagle znikały problemy. O, tak być też nie powinno w porządnym opowiadaniu, więc też mi pomóż i podyskutuj ze mną: gdzie. Kiedyś być może poprawię te opowiadania, gdy będę wydawał (mam nadzieję, że z pomocą oficyny SuperNOWA) całą pierwszą opowieść o gamedeku ("Granica rzeczywistości" + "Sprzedawcy lokomotyw" + "Zabaweczki"). Napisz, Toudisławie, gdzie, nie bądź sknera, podziel się ;) . Ułatwisz mi przyszłą pracę.

Krótkie są opowiadania, to prawda, ale nie wszystkie przecież :) . "Mrok" jest długi, "Anna" jest długa, poza tym długość nie jest cnotą, a im krótsza forma tym bardziej wymagająca, czego dowodem jest poezja, która formę skraca do minimum, a przekaz zwiększa do maksimum, nes pa?

No, pogadajmy :)

Beata napisał/a:
Zainteresowałam się książkami o Torkilu dopiero w tym roku, nie ukrywam, że na skutek pewnej dyskusji (na zupełnie inny temat) z ich Autorem


Myśmy, Beato, dyskutowaliśmy? O! Choroba. Powiedz, gdzie, jak, dlaczego nie wiem, nie kojarzę? Przypomnij, proszę!

Beata napisał/a:
Wcześniej widziałam w sklepach internetowych notki o Gamedecu, ale - przyznam się uczciwie - nie wzbudziły mojego zainteresowania - gry komputerowe jakoś nie bardzo mnie "biorą". Ale wtedy, po przeczytaniu paru postów, postanowiłam sprawdzić, co też Autor napisał. I zostałam bardzo miło zaskoczona - Gamedec w niczym nie przypomina "dzieł" powstałych na bazie RPG! A zresztą, po co tyle gadam - przecież już raz napisałam, co sądzę: Gamedec. Granica rzeczywistości , Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw , Gamedec. Zabaweczki. Błyski .


Tak, tak, znam te recenzje i jestem wdzięczny. Były tu, były w Katedrze. To jedne z ciekawszych tekstów o moich książkach. W ogóle lubię, gdy czytają mnie kobiety, bo mają szczególny, bardzo mi odpowiadający sposób ich widzenia...
Toudisław - 2009-01-03, 14:27
:
Marcin książka mi się podobała. Jednak tym bardzie czułem pewien niedosyt.
Książkę tez czytałem jakiś czas temu. Zaczynała się intryga. Zapowiadało się dłuższe śledztwo a bohaterowi czasem po prostu szło za łatwo albo nagle miał szczęście. Fajnie by było gdyby ciut więcej się pomęczył. Dla mnie każde z tych opowiadań mogło by być rozbudowaną powieścią. Czuje smaka na fabułą a kończy się za szybko. To takie marnowanie pomysłów bo można by z nich wycisnąć więcej

M. Przybyłek napisał/a:
intrygi będą dopracowane i logiczne. Bo sam nie toleruję rozwiązań typu deus ex machina.

One są logiczne. bo nie ma tam "cudów na kiju " po prostu niektóre wątki mogł by być dluższe
M. Przybyłek napisał/a:
Piszesz też, że nagle (też z pewnością w jakichś konkretnych opowiadaniach) objawiał się geniusz detektywa, lub nagle znikały problemy. O, tak być też nie powinno w porządnym opowiadaniu, więc też mi pomóż i podyskutuj ze mną: gdzie. Kiedyś być może poprawię te opowiadania, gdy będę wydawał (mam nadzieję, że z pomocą oficyny SuperNOWA

Błędne koło i Zawadowiec
Cytat:
"Mrok" jest długi, "Anna" jest długa, poza tym długość nie jest cnotą, a im krótsza forma tym bardziej wymagająca, czego dowodem jest poezja, która formę skraca do minimum, a przekaz zwiększa do maksimum, nes pa?

Może nie mam racie ale to takie moje subiektywne wrażenie. Mrok i Anna mają olbrzymią zaletę bo Trolki ma w niech ludzką posatć. Nie tylko twardziel ale zwykły człowiek.
M. Przybyłek napisał/a:
Myśmy, Beato, dyskutowaliśmy? O! Choroba. Powiedz, gdzie, jak, dlaczego nie wiem, nie kojarzę? Przypomnij, proszę!

Ja kojarze. dekalog :)
M. Przybyłek - 2009-01-03, 14:45
:
Toudisław napisał/a:
Zaczynała się intryga. Zapowiadało się dłuższe śledztwo a bohaterowi czasem po prostu szło za łatwo albo nagle miał szczęście. Fajnie by było gdyby ciut więcej się pomęczył. Dla mnie każde z tych opowiadań mogło by być rozbudowaną powieścią. Czuje smaka na fabułą a kończy się za szybko. To takie marnowanie pomysłów bo można by z nich wycisnąć więcej


Aaaa, ciekawe. To chyba rzeczywiście mój grzech. Tak, masz rację. No, pracuję nad tym, aczkolwiek ciągle mi się zdarza wkładać za dużo pomysłów do jednej opowieści... po prostu mam ich nadmiar. Ale tak, zdecydowanie się zgadzam. Sam teraz pracuję nad sobą, żeby mocno obrabiać jeden temat, "wycisnąć" z niego wszystko. Tak jest w opowiadaniu "Infigen", tak jest w nieopublikowanym jeszcze, chyba najlepszym moim tekście (też opowiadaniu) "Wymiar wewnętrzny".

Toudisław napisał/a:
One są logiczne. bo nie ma tam "cudów na kiju " po prostu niektóre wątki mogł by być dluższe


To bardzo ciekawe. Może przyczyną było to, że "przesiadłem się" z Grao Story, superkrótkich form, na gamedeka. Inna sprawa, że znowu wracam do formy bardzo krótkiej, ale tym razem, mam wrażenie, inaczej podanej...

Strasznie mnie to intryguje. U mnie problemem jest pośpiech. Dużo widzę, piszę skrótowo. Inaczej niż inni autorzy, podczas kolejnych czytań i korekt dodaję tekst, a nie ujmuję go. Dopiero przy ostatnich czytanich zaczynam ciąć.

Tak czy owak, do przemyślenia...

Toudisław napisał/a:
Błędne koło i Zawadowiec


A. Zawodowiec - za łatwo poszła mu nauka? No tak. Jak to możliwe: miesiąc treningu i stał się tak dobry jak mistrz... Za mało uzasadnienia i odwołania do jego doświadczeń i przeszłości...

Błędne koło - tu miałem wrażenie, że wszystko podałem na tacy. Wręcz się bałem, czy czytelnik nie za łatwo się domyśli: poobrażani testerzy, nie poranieni tylko ci, którzy wchodzili sami. Wzmianka o echu przed wprowadzeniem bramki powrotnej... Ale już drugi raz słyszę, że w tym opowiadaniu nie wiadomo, skąd Torkil się dowiedział o przyczynie. Inna sprawa, że użył prostej rzeczy - wglądu. Ale nie opisałem, jak on (ten wgląd) wyglądał ;) .

Toudisław napisał/a:
Może nie mam racji ale to takie moje subiektywne wrażenie. Mrok i Anna mają olbrzymią zaletę bo Trolki ma w niech ludzką posatć. Nie tylko twardziel ale zwykły człowiek.


Hm. Ciekawe. Tylko na początku trochę kreowałem go na twardziela... Tak czy owak, mam nadzieję, że teraz jest to już postać złożona i wielopoziomowa.

No cóż, Toudi, dziękuję za wyjaśnienia. Naprawdę mi pomogłeś i zwróciłeś uwagę na istotne sprawy :) . Okej :) .

M. Przybyłek napisał/a:
Myśmy, Beato, dyskutowaliśmy? O! Choroba. Powiedz, gdzie, jak, dlaczego nie wiem, nie kojarzę? Przypomnij, proszę!


Toudisław napisał/a:
Ja kojarze. dekalog :)


Tutaj, na ZG? Muszę zerknąć jeszcze raz...
Toudisław - 2009-01-03, 15:41
:
M. Przybyłek napisał/a:
Tutaj, na ZG? Muszę zerknąć jeszcze raz...

pomogę
http://www.zaginiona-bibl...p?p=27568#27568
M. Przybyłek napisał/a:
Tak jest w opowiadaniu "Infigen", tak jest w nieopublikowanym jeszcze, chyba najlepszym moim tekście (też opowiadaniu) "Wymiar wewnętrzny".

Czekam z niecierpliwością. A kiedy publikacja ?
M. Przybyłek napisał/a:
Tak czy owak, do przemyślenia...

Po protu więcej szczegułów. Zawsze zyska na tym świat w którym otacza się bohater. Poznamy ten Świat lepij :D nie ma czuć zapach jedzenia w powietrzu i podmuch wiatru na tworzy
M. Przybyłek napisał/a:
A. Zawodowiec - za łatwo poszła mu nauka? No tak. Jak to możliwe: miesiąc treningu i stał się tak dobry jak mistrz... Za mało uzasadnienia i odwołania do jego doświadczeń i przeszłości...

Ja wiem że można nauczyć się dużo ale doświadczenia nic nie zastąpi. Troszkę tutaj przesadzono
M. Przybyłek napisał/a:
Ale już drugi raz słyszę, że w tym opowiadaniu nie wiadomo, skąd Torkil się dowiedział o przyczynie. Inna sprawa, że użył prostej rzeczy - wglądu. Ale nie opisałem, jak on (ten wgląd) wyglądał ;) .

Jak Autora coś napisze to już żyje swoim życiem i interpreatacja tekstu pewnie nie raz moze go zaskoczyć
M. Przybyłek napisał/a:
ak czy owak, mam nadzieję, że teraz jest to już postać złożona i wielopoziomowa.

Te dwa opowiadania troszkę go zmiękczyły ale tez ubrawiły postać. Były dobre :)
Beata - 2009-01-03, 19:45
:
M. Przybyłek napisał/a:
Myśmy, Beato, dyskutowaliśmy? O! Choroba. Powiedz, gdzie, jak, dlaczego nie wiem, nie kojarzę? Przypomnij, proszę!

Oj, dobra... wymieniliśmy poglądy. :) Włączyłam się późno i musiałam nadrabiać lekturę czytając wątki z różnych for. W każdym razie Twoje nazwisko na tyle utkwiło mi w pamięci, że w którymś momencie skojarzyłam je z książkami...
M. Przybyłek - 2009-01-23, 13:58
:
Toudisław napisał/a:

Czekam z niecierpliwością. A kiedy publikacja ?


"Wymiar wewnętrzny" pojawi się... no ba. Nic nie mogę powiedzieć, bo jestem związany tajemnicą. Opowiadanie jest już skończone i tylko je szlifuję. Piękne jest :)

Toudisław napisał/a:
Po protu więcej szczegułów. Zawsze zyska na tym świat w którym otacza się bohater. Poznamy ten Świat lepij :D nie ma czuć zapach jedzenia w powietrzu i podmuch wiatru na tworzy


Taaak. Do tego przydają się spinoffy. "Wymiar wewnętrzny" jest spinoffem, podobnie jak "Mała May", także jeszcze nie publikowane opowiadanie. No i wizję świata gamedeka uzupełnia tom II i III, których, Toudi, jeszcze nie czytałeś i jak ja mam z Tobą rozmawiać? Ja myślami już jestem w drugiej sadze, a Ty ciągle do pierwszej przeczytałeś zaledwie wstęp... prawda Beato?

Toudisław napisał/a:
Ja wiem że można nauczyć się dużo ale doświadczenia nic nie zastąpi. Troszkę tutaj przesadzono


I tak i nie. Uczestniczyłem w treningach, na których podczas specyficznych masaży uczono kontroli bólu. Patent z czkawką też jest realny. Po prostu za mało na ten temat napisałem.

Beato, tak, przypominam sobie te dyskusje. To był kawał roboty. A i wnioski wyciągnąłem brzemienne...

Tak czy owak, warto było z Tobą pogadać, bo dzięki temu gamedeka przeczytałaś i tak ładnie o nim piszesz, że serce rośnie :) .
Beata - 2009-01-23, 14:24
:
M. Przybyłek napisał/a:
No i wizję świata gamedeka uzupełnia tom II i III, których, Toudi, jeszcze nie czytałeś i jak ja mam z Tobą rozmawiać? Ja myślami już jestem w drugiej sadze, a Ty ciągle do pierwszej przeczytałeś zaledwie wstęp... prawda Beato?

Prawda. :) Toudi, do czytania! //pisowcy

M. Przybyłek napisał/a:
(...) tak ładnie o nim piszesz, że serce rośnie :)

Bo zasługuje. Bo nie jest tylko prościutką historyjką o detektywie, który na Marlowa pozuje. Wiesz, co mnie wzięło najbardziej i było tą przysłowiową wisienką na torcie? - Te malusie "smaczki" medyczne o antybiotykach, o próchnicy i lobby producentów foteli dentystycznych... ;) Z jednej strony - niemożliwe, ale z drugiej pojawia się pytanie: a jeśli? Chwytliwe - przecież nikt nie lubi dentysty, nie?
M. Przybyłek - 2009-01-23, 14:41
:
Beata napisał/a:

Bo zasługuje. Bo nie jest tylko prościutką historyjką o detektywie, który na Marlowa pozuje. Wiesz, co mnie wzięło najbardziej i było tą przysłowiową wisienką na torcie? - Te malusie "smaczki" medyczne o antybiotykach, o próchnicy i lobby producentów foteli dentystycznych... ;) Z jednej strony - niemożliwe, ale z drugiej pojawia się pytanie: a jeśli? Chwytliwe - przecież nikt nie lubi dentysty, nie?


O, bardzo Ci dziękuję. To prawda, wszystko prawda. A co do szczepionki na próchnicę... Hm. A próbowałaś wyguglować taką informację? ;)
Beata - 2009-01-23, 15:08
:
M. Przybyłek napisał/a:
A co do szczepionki na próchnicę... Hm. A próbowałaś wyguglować taką informację? ;)

Nie guglałam, ale słyszałam, że coś tam z tytoniu jest gotowe. Chyba. Dobrze, że taka pożyteczna roślina istnieje...
M. Przybyłek - 2009-01-23, 18:51
:
Hm :) . Data wynalezienia szczepionki wstawiona w treść III tomu gamedeka jest prawdziwa. Kwota, jaka jest potrzebna do przetestowania tego specyfiku, również. Także sposób jego podawania - aerozol. Niestety... :cry:
Beata - 2009-01-23, 20:20
:
Eee... znaczy, nadal wszystko przed nami? Hmm... hmm... to faktycznie zmienia postać rzeczy.

Bo mnie doszły słuchy o jakimś preparacie, otrzymanym z tytoniu, który miałby być stosowany tak, jak lak na zęby. Podkreślam ten tytoń, bo ww. info stanowi uboczny produkt wieloletniej dyskusji o szkodliwości pewnych używek, jaką - bezowocnie, całkowicie hobbystycznie, choć z nieustającym zapałem ;) - toczymy w gronie znajomych.
M. Przybyłek - 2009-01-25, 09:38
:
Tak, Beato, szczepionka została wynaleziona i działa tak, że bakterie wywołujące próchnicę nie mogłyby się przyczepiać do szkliwa, "ześlizgiwałyby się" po nim. Nie pamiętam, ile potrzeba na badania, zapisałem to w książce - 100 mln dolarów?

Tylko, powiedz, kto je da i co się stanie, gdy zostanie wprowadzona?

1. Padnie duża część twardego przemysłu dentystycznego (fotele, oświetlenie, wiertła itd), zostanie protetyka, implanty etc.
2. Padnie duża część przemysłu żerującego na próchnicy - pasty do zębów, superhiperszczoteczki do zębów itd.
3. Padnie duża część spożywki żerującej na próchnicy - gumy do żucia itd.
4. Pracę straci rzesza ludzi od dentystów począwszy, poprzez ich asystentki / asystentów po robotników produkujących bezcukrowe chewing gumy.

Jednym słowem - krach.
Beata - 2009-01-25, 19:00
:
100 mln dolarów nie wydaje się wstrząsającą sumą w porównaniu do rocznych zysków najróżniejszych korporacji. Ale - teraz prorokuję ;) - zostaną one wydane jedynie wtedy, gdy korporacjom zapali się ognisko pod... fotelem, na którym siedzi prezes. Duże ognisko.

Sytuacja przypomina mi tę z żyletkami (cytuję sama siebie z innego wątku): "w latach 60. ubiegłego wieku faceci golili się żyletkami, które po kilkukrotnym użyciu były prawie całkiem tępe. I jeden facet - taki domowy wynalazca i racjonalizator - wymyślił nożyki do golenia, które są dziś wszędzie w powszechnym użytku. Są lepsze, trwalsze, golą dokładniej i na dodatek do ich produkcji potrzeba znacznie mniej stali i energii. I koncern żyletkowy kupił od niego patent za całkiem niezłą sumę. Po czym... koncern radośnie schował patent do sejfu i nadal produkował żyletki. Dopiero w latach 80. zdecydowano się na zmiany linii produkcyjnych, a zrobiono to nie z powodu pędu za nowoczesnością, tylko dlatego, że nastąpił kryzysik stalowy i energetyczny... Czego ten przykład dowodzi? Że duże firmy mają w nosie dobro publiczne - zainteresowane są tylko zwiększaniem własnych zysków."

Wychodzi mi, że żyjemy w korpokracji, a nie w demokracji czy czymś tam. ;) Tak naprawdę politycy ze swoimi śmiesznymi sporami są jedynie dekoracją, kwiatuszkiem przy kożuchu, wentylem bezpieczeństwa. Ale komu to przeszkadza? Nielicznym, którzy i tak są odsądzani od czci i wiary za spiskowe teorie. Bo przecież korporacje są pożyteczne, prawda? Prowadzą najróżniejsze badania naukowe, rekultywują zniszczone przez siebie tereny... i wszyscy mają z tego korzyść, że zacytuję Milo z "Paragrafu 22".
A podany przez Ciebie przykład "próchniczy" zapisuję sobie w pamięci... może kiedyś się przyda. ;)

Edit: Tak naprawdę wszystko we mnie w środku odmawia przyjęcia/zaakceptowania, że pod władzą korporacji jesteśmy. Korporacji, które dyktują nam gusta, tworzą trendy, lansują najróżniejsze (w wielu przypadkach kompletnie niepotrzebne) produkty... Niby to wszystko wiem, ale odmawiam przyjęcia do wiadomości -> i choćby było tysiąc dowodów, choćby podali tysiąc powodów... to cały czas żywię ułudę, że sama sobie sterem, żeglarzem... Widocznie korporacje dają (jeszcze!) długie smycze...
Ghost_Lord - 2009-01-26, 18:28
:
Witam.

Polećcie mi jakąś najlepsza książke Marcina, bo bym sobie przeczytał z wielką chęcią. Z góry dziękuję ;) .
Toudisław - 2009-01-26, 18:34
:
Ghost_Lord napisał/a:
Witam.

Polećcie mi jakąś najlepsza książke Marcina, bo bym sobie przeczytał z wielką chęcią. Z góry dziękuję ;) .

To nie ten temat do polecania. A w tym wypadku nie ma się za bardzo nad czym zastanawiać. Marcin napisał z Fantastki jedną serie. I najlepij zacząć ją od początku Czyli Gamedec. Granica rzeczywistości (superNOWA 2004)
M. Przybyłek - 2009-01-29, 12:13
:
Och, Beato, oczywiście, że smycze są długie :) . Wystarczy pomyśleć logicznie: na czym mogłoby polegać ewentualne sterowanie społeczeństwami przez korporacje? Na tym, by ciągle interes się kręcił. Ludzie nie powinni za dużo myśleć, nie powinni mieć w związku z tym za dużo wolnego czasu i powinni zarabiać na tyle dużo, by móc kupować. No i należy im wmawiać, że kupowanie daje szczęście, w co uwierzyła już, mam wrażenie, lwia część ludności cywilizowanych krajów.

Wszystko to teraz opisuję w drugiej części Antyporadnika. To będzie dopiero lektura... rany boskie ;) . Aż sam się boję.

Toudi ma rację, Ghost_Lordzie, jestem autorem jednej serii s-f, udanej, ambitnej, wciągającej, co potwierdzi Beata ;) .

Ale napisałem też straszliwą książkę "Sprzedaż albo śmierć. Antyporadnik", która jest bardzo ostrą, wywrotową i przy okazji dowcipną opowieścią o świecie biznesu. Powinni ją czytać zarówno menedżerowie, jak i zwykli obywatele, bo oni kupują to, co tamci im sprzedają...

....

Toudi bardzo ładnie mnie kilka razy prosił o rozpoczęcie takiej dyskusji, a ponieważ ostatnio mnie ujął, zgoda. Może coś z tego wyjdzie.

Nauka. Nauka w literaturze w ogóle, w s-f w szczególe. Potrzebna? Niepotrzebna? I kto jest w stanie to zweryfikować?

Moje zdanie jest takie, że być może, ale absolutnie nie musi, bo:

1. Dziedzin nauki jest naprawdę mnóstwo i żaden pisarz tudzież czytelnik nie jest w stanie wszystkich zgłębić, tym bardziej - czytelnik - zweryfikować, czy to, co czyta, ma sens, czy nie.

Sin City. Bardzo miła opowieść o Mieście Grzechu (mówię o filmie). Detektyw, którego gra Bruce Willis, w polskim tłumaczeniu twierdzi, że ma wadę serca - angina pectoris. Mam krótkie pytanie - nie zaglądając do googli, odgadnijcie, czy jest taka wada, czy nie. Niezależnie od tego, czy zgadniecie, czy nie, przyznać wypada, że gdyby nie zadane tu pytanie, zdanie o wadzie serca przemknęłoby niezauważone przez każdego, kto nie zna się na medycynie.

Ten sam film. Japoneczka brzydkiemu panu zatyka lufę stalowym trzpieniem. Gdy ten pociąga za język spustowy, zamek pistoletu odrywa się od broni i uderza go w czoło. I znowu pytanie: czy taka sytuacja miała prawo zaistnieć? Jak się zachowuje broń z zatkaną lufą, którą ktoś próbuje "odkorkować" strzelając?

Niezależnie od tego, czy ktoś odpowie na te pytania prawidłowo, czy nie, zaznaczę, że te dwa aspekty nie mają dla mnie żadnego znaczenia jeśli chodzi o odbiór obrazu. Akceptuję go z całym inwentarzem. I bardzo mi się podoba.

Wiedźmin. Jedna z głównych bohaterek ginie pod koniec sagi ugodzona w podbrzusze strzałą. Andrzej opisuje, jak grot niszczy jej miednicę. Czy to możliwe?

Wiedźmin. Koniec któregoś tomu sagi. Ciri jeździ we mgle na łyżwach i wykorzystując swoją niewidoczność, bezszelestnie podjeżdża do złoczyńców i po kolei ich eliminuje. Możliwe to? Kto ostatnio jeździł na łyżwach? Czy narzędzia te (łyżwy) rzeczywiście są bezselestne?

I znowu - niezależnie od tego, jak jest w rzeczywistości, opisy te w żaden sposób nie wpływają w moim odczuciu na jakość dzieła. Bo w przekazie nie chodziło o przekazanie anatomii miednicy mniejszej, ani o analizę balistyczną grotu uderzającego w podbrzusze.

Teraz napiszę krótką "notkę naukową" o naszych kochanych krowach. Jest częściowo wyssana z palca. Proszę Was, znajdźdźcie, znowu NIE ZAGLĄDAJĄC W SIEĆ, ile błędów tam umieściłem.

Opowiadanie "Krowa jest zwierzęciem kosmicznym":

Krowa jest doskonałym producentem ciepła. Wstawienie krowy do pomieszczenia zastępuje w zupełności kaloryfer, może być, że wydzieli więcej ciepła niż standardowy grzejnik. Zwierzę to najlepiej się czuje w temperaturze zera stopni, dlatego w oborach jest zawsze zimno. Największym problemem obór jest to, że są za słabo wentylowane. Gdy tak się dzieje, krowy się źle czują i spada produkcja mleka. Krowa szczęśliwa to krowa leżąca i przeżuwająca. Ilość cykli żucia powinna wynosić od 50 do 70. Jeśli jest inna, hodowca powinien zmienić stosunek paszy strukturalnej do treściwej. Krowa zdrowa ma trzy widoczne żebra. Jeśli widać więcej - jest zachudzona, jeśli mniej - otłuszczona. Żywiąc krowy nie żywimy jej, lecz bakterie zalegające w trawieńcu (ok. 40 litrów). Bakterie spożywając paszę produkują dopiero substancje, któymi odżywia się nasz czworonóg.

2. Nauka powinna być w rozsądnej ilości, żeby nie było EWIDENTNYCH błędów, ale taki wymóg obowiązuje także w literaturze obyczajowej.

3. Opowieść jest opowieścią, a nie dysertacją naukową. Ważna jest w niej historia, główny bohater / bohaterka, przekaz.

4. Poezja także jest literaturą. Ocenianie jej na podstawie naukowości jest pomyłką. Proza jest podobna do poezji - także przekazuje to, co dla piszącego ważne, tylko w innej formie.

5. MOŻE BYĆ - ale nie musi. Pisze to autor hard s-f, który w swoje pisma wsadza aż za dużo nauki ;)

No i zobaczmy, co z tego wyniknie. Ale, nauczony poprzednimi doświadczeniami, proszę: najpierw PYTAJCIE, potem strzelajcie ;) .
Fodnik - 2009-01-29, 15:12
:
O, a ten znowu swoje :mrgreen: //pisowcy

Na początek nieco formalności. Tak, oczywiście że choroba jest taka, nawet częsta i uznana za cywilizacyjną, zamek nie powinien wyskoczyć a ten żałosny czopek, o krowach już rozmawialiśmy, a energia strzały z dobrego łuku bez problemu strzaska każdą kość. Może być? Zdałem? ;)

IMO dobry moment by powrócić do zaprzeszłych dyskusji, choćby i dlatego że poprzednio była się odbywała mimochodem przy okazji dekalogu. A problem jest, moim zdaniem, poważny. I nie sprowadza się tylko do czystego rozdziału przeszkadza/nie przeszkadza brak/nadmiar. Jak zapewne pamiętasz Marcinie byłem z tych postulujących autorom większe skupienie, o ile piszą fantastykę. Bo mają ten problem iż pracują z natury rzeczy w materii plastycznej, podatnej, skłonnej ulegać fantazjom dowolnym. I łatwo jest pojechać w śmieszność czy bzdurność. Oczywiście zależy percepcja i od sprawności autora, i od nastawienia czytelnika. Przykładem koronnym jest tu chyba cardowska "Gra Endera" - jak się przyjrzeć dokładnie to popierdułka totalna, a jednak "się łyka" bez skrzywienia. Przynajmniej za pierwszym razem.

Ale do baranów zurik. Wszystko zależy w jakim formacie ma się dziać opowieść. Im bliżej twardego nurtu, tym ściślej należy trzymać się kanonu nauki. I wcale nie oznacza to pisania dysertacji czy innego gniota generującego zatwardzenie już po słowach wstępnych. Ale o konsekwencję kreacji. W swym wywodzie rzuciłeś kilkoma szczegółami, jak to niewiele znaczą niby. Może i tak, może i nie. Zwykle faktycznie w natłoku zdarzeń przechodzi się do porządku nad jakimś wtrętem/babolem i nawet nie muska on percepcji. Problem się pojawia, gdy jednak trąci jakąś strunę w mózgu, gdy fałszywie zabrzmi. I przykład z eksplodującą w twarz bronią nie jest tu najszczęśliwszy. Motyw ten jest dobrze ugruntowany w naszej wyobraźni, choćby z powodu licznych kreskówek, więc mimo wiedzy iż niemożliwym jest, to ignorujemy to. Mamy gdzieś zakodowane, że fajnie tak wygląda i w ogóle. Lecz gdy kiks jest ewidentny oraz nie "zaklepany" popkulturą... Cóż, potrafi zepsuć przyjemność. Kiedyś czytałem jakieś opowiadanie, nie pomnę już czyje i o czym. Co zapamiętałem? Że na koniach jechali tam tacy woje, jakaś specgrupa ważna, co to tak gotowa była, że na plecach woziła... naciągnięte kusze! Ożesztywżyciu! Sorki, lecz to przeszkadza. Bo cała reszta konstrukcji była osadzona mocno w realiach. A tu taki zgrzyt.

I w tym miejscu dochodzę chyba do najważniejszego, z mojego punktu widzenia, problemu - konsekwencji. Chodzi o to, by każdy wybór i czyn pisarski był umocowany w całości i pasował do reszty. Czytam Gaimana i jest tam Gwiazdka pod postacią nosicielki cycuszków - ekstra. Mnie się bardzo. Oglądam wczoraj na AXN Sci-Fi kolejne wyczyny ŻanLukaPkarda i jego dzielnej załogi, którzy to z pokładu Entersiurprizy odwiedzają na jakiejś planecie... Indian??? I mam ochotę przydzwonić z baniaka w telewizor, ale szkoda mi porządnego sprzętu i przeraża mnie myśl, że pewnie musiałbym kupić jakieś LCD-oszustwo. Więc przeżył. Telewizor znaczy się przeżył. Serial przełączyłem. I właśnie o taką "naukowość" mi chodzi, o zgodne i spójne prezentowanie wizji. Bez "cudów", a Cuda przyjmę łatwo.
M. Przybyłek - 2009-01-29, 16:04
:
Fodnik napisał/a:
O, a ten znowu swoje :mrgreen: //pisowcy


Aaaaa!!! Fodnik!!!! Uciekam!!! ;)

Fodniku, to nie moja wina, ja nie chciałem. To Toudisław mnie naciskał i prosił i prosił i naciskał, ja nie chciałem :) . Opierałem się rękami i nogami. Wysłał do mnie ze cztery priwy. Prawdę mówię. Ale w końcu okazał się tak miły, że zmiękłem.

Fodnik napisał/a:
Na początek nieco formalności. Tak, oczywiście że choroba jest taka, nawet częsta i uznana za cywilizacyjną, zamek nie powinien wyskoczyć a ten żałosny czopek, o krowach już rozmawialiśmy, a energia strzały z dobrego łuku bez problemu strzaska każdą kość. Może być? Zdałem? ;)


Ha. Angina pectoris, czyli dusznica bolesna owszem, istnieje, jest to choroba niedokrwienna serca prowadząca często do zawału, ALE NIE JEST WADĄ SERCA. Wady to zupełnie inna kategoria schorzeń. W oryginale bohater mówi "angina, they say" i to jest okej. W polskim tłumaczeniu jakiś człowiek dodał słowo "wada"

Co do pistoletu, to może dojść do rozdęcia lufy, mogłaby się lufa zepsuć zupełnie (w nowoczesnej broni raczej mało prawdopodobne), w dobrym gnacie posick wypchnąłby bolec i sam wyleciał. Czyli racja, Fodniku, zamek nie powinien wylecieć :)

Strzałę zostawmy, muszę jeszcze coś sprawdzić...

Tak, opowieść o krowie jest praktycznie ta sama, Fodniku, nie miałem siły tworzyć nowej opowiastki :) . To siedź cichutko, nie podpowiadaj innym :) . Niech się pomęczą.

Fodnik napisał/a:
IMO dobry moment by powrócić do zaprzeszłych dyskusji, choćby i dlatego że poprzednio była się odbywała mimochodem przy okazji dekalogu. A problem jest, moim zdaniem, poważny. I nie sprowadza się tylko do czystego rozdziału przeszkadza/nie przeszkadza brak/nadmiar. Jak zapewne pamiętasz Marcinie byłem z tych postulujących autorom większe skupienie, o ile piszą fantastykę. Bo mają ten problem iż pracują z natury rzeczy w materii plastycznej, podatnej, skłonnej ulegać fantazjom dowolnym. I łatwo jest pojechać w śmieszność czy bzdurność. Oczywiście zależy percepcja i od sprawności autora, i od nastawienia czytelnika. Przykładem koronnym jest tu chyba cardowska "Gra Endera" - jak się przyjrzeć dokładnie to popierdułka totalna, a jednak "się łyka" bez skrzywienia. Przynajmniej za pierwszym razem.


Tak, łyka się. Prawda. Czytałem w oryginale i łyknąłem z zapartym tchem, czyli fizjologicznie ;) . Pamiętam Fodniku, Ty obstajesz za nauką. Ja w zasadzie pewnie też, ale że lubię podważać oczywistości, to staję po przeciwnej stronie barykady ;) .

Fodnik napisał/a:
Ale do baranów zurik. Wszystko zależy w jakim formacie ma się dziać opowieść. Im bliżej twardego nurtu, tym ściślej należy trzymać się kanonu nauki. I wcale nie oznacza to pisania dysertacji czy innego gniota generującego zatwardzenie już po słowach wstępnych. Ale o konsekwencję kreacji.


Prawda. Konsekwencja i spójność to moje ulubione wartości w literaturze :) .

Fodnik napisał/a:
W swym wywodzie rzuciłeś kilkoma szczegółami, jak to niewiele znaczą niby. Może i tak, może i nie. Zwykle faktycznie w natłoku zdarzeń przechodzi się do porządku nad jakimś wtrętem/babolem i nawet nie muska on percepcji. Problem się pojawia, gdy jednak trąci jakąś strunę w mózgu, gdy fałszywie zabrzmi. I przykład z eksplodującą w twarz bronią nie jest tu najszczęśliwszy. Motyw ten jest dobrze ugruntowany w naszej wyobraźni, choćby z powodu licznych kreskówek, więc mimo wiedzy iż niemożliwym jest, to ignorujemy to. Mamy gdzieś zakodowane, że fajnie tak wygląda i w ogóle. Lecz gdy kiks jest ewidentny oraz nie "zaklepany" popkulturą... Cóż, potrafi zepsuć przyjemność. Kiedyś czytałem jakieś opowiadanie, nie pomnę już czyje i o czym. Co zapamiętałem? Że na koniach jechali tam tacy woje, jakaś specgrupa ważna, co to tak gotowa była, że na plecach woziła... naciągnięte kusze! Ożesztywżyciu! Sorki, lecz to przeszkadza. Bo cała reszta konstrukcji była osadzona mocno w realiach. A tu taki zgrzyt.


A, widzisz, ja tu jetem ignorantem. Znaczy, że długo kusza nie powinna być naciągnięta? Bo rozumiem oczywiście, że bełt natychmiast by gdzieś upadł, ale sam naciąg jest niezdrowo ponad czas utrzymywać? Zepsuje broń?

Fodnik napisał/a:
I w tym miejscu dochodzę chyba do najważniejszego, z mojego punktu widzenia, problemu - konsekwencji. Chodzi o to, by każdy wybór i czyn pisarski był umocowany w całości i pasował do reszty. Czytam Gaimana i jest tam Gwiazdka pod postacią nosicielki cycuszków - ekstra. Mnie się bardzo. Oglądam wczoraj na AXN Sci-Fi kolejne wyczyny ŻanLukaPkarda i jego dzielnej załogi, którzy to z pokładu Entersiurprizy odwiedzają na jakiejś planecie... Indian??? I mam ochotę przydzwonić z baniaka w telewizor, ale szkoda mi porządnego sprzętu i przeraża mnie myśl, że pewnie musiałbym kupić jakieś LCD-oszustwo. Więc przeżył. Telewizor znaczy się przeżył. Serial przełączyłem. I właśnie o taką "naukowość" mi chodzi, o zgodne i spójne prezentowanie wizji. Bez "cudów", a Cuda przyjmę łatwo.


Aaaa, cholera. Widzisz, Fodniku, ja w swoich przemyśleniach w ogóle takiego poziomu nie dotykam, zapominam o nim, naprawdę. To są okropieństwa jakieś, na które patrzę tylko gdy nie ma niczego innego. A i wtedy miewam niestrawność informacyjną. To prawda, to wstyd, że takie rzeczy powstają, bo robią zupełną wodę z mózgu. I z tego puktu widzenia patrząc człowiek zaczyna się troszczyć o odbiorcę i myśli, że, cholera, nawet ten zamek powinien był zostać na miejscu, a Japoneczka zginąć ugodzona własnym bolcem (przepraszam za dwuznacznik ;) ). Z tego punktu widzenia patrząc, zgrzyt łyżew Ciri powinie był zdradzać ją na kilkadziesiąt metrów i z podchodów nici.

Z drugiej strony patrząc, pamiętasz mój argument - jest tyle dziedzin nauki. Na przykład Babel 17. Któryś rozdział zaczyna się wymienianiem przypadków w jakimś języku. Wziąłem je na wiarę, bo przecież nie będę tego weryfikował. Gdy pisałem III tom gamedeka, położenie wszystkich gwiazd przeliczałem ze skali 360 stopniowej na 400 stopniową. Kto to sprawdzi? Ja wiem, jak wygląda Orion, Kasjopeja i inne gwiazdozbiory z perspektywy Alsafi, ale kto to sprawdzi?

Hm. Powstaje taka idea: warto się trzymać tych wszystkich naukowych spraw, bo w rezultacie dają jakąś dodatkową wartość dość subtelnie zaznaczoną, to Twoja teza, prawda, Fodniku? Teraz sam do niej doszedłem.

Z trzeciej strony, naukowość, jeśli nie przeszkadza, nie stanowi o wielkości dzieła. Tylko przekaz, ten opowieściowy, nie inny...

Cały mój "atak" na naukowość bierze się chyba stąd, żeby nie popadać w skrajność typu: tekst X rozwija jakieś cholerne równanie matematyczne, więc jest wielki. To mnie denerwuje, drażni i wywołuje bunt. Nie matematyka decyduje o tym, czy opowieść mnie porywa, ale opowieść, w którą, jeśli wola, ktoś wplecie matematykę.
Beata - 2009-01-29, 20:30
:
M. Przybyłek napisał/a:
Gdy pisałem III tom gamedeka, położenie wszystkich gwiazd przeliczałem ze skali 360 stopniowej na 400 stopniową. Kto to sprawdzi?

Ja. :mrgreen: Ale jestem upiornie dokładna tylko wtedy, gdy piszę recenzję, którą zamierzam upublicznić. Bo jak inaczej mogłabym zarzuty jakieś czynić, gdybym nie sprawdziła? Nota bene, tymi gradusami to dopiero mnie zezłościłeś - musiałam sobie to i owo gruntownie przypomnieć... ;)

Na temat nauka w literaturze uważam, że podstawowym zadaniem (heh, jak ja to lubię - zadaniem! :-/ ) pisarza jest stworzenie opowieści. Temat opowieści jest mi na ogół zupełnie obojętny (w sensie braku jakichś szczególnych preferencji), byle to była dobra opowieść. Może być bardzo "unaukowiona", może być o przysłowiowym "niczym" (zresztą ten rodzaj opowieści wymaga szczególnego kunsztu - wyzwaniem jest przyciągnięcie i utrzymanie "na niczym" uwagi czytelnika). Wśród moich ulubionych książek jest zarówno "Ślepowidzenie", jak i "Opowieść podręcznej" czy "Madame". Jednym słowem - nie mam nic przeciwko nauce w literaturze. Byle tylko nauka nie zdominowała opowieści...
Fodnik - 2009-01-30, 09:51
:
M. Przybyłek napisał/a:
To Toudisław

Coś tak czułem że to niezły rozrabiaka. Niby taki mały, uczynny, zielony... :)
M. Przybyłek napisał/a:
W polskim tłumaczeniu jakiś człowiek dodał słowo "wada"

Przyznam, że tej "wady" jakoś nie złapałem. Może dlatego że czasami korzystam z uprzejmości C+ i przełączam fonię na oryginalną. Nie zawsze, lecz w wypadku SC grzechem byłoby pokrywać lektorem tak pasujące do konwencji mamrotanie willisowe. Zresztą tłumoczenia różne, a szczególnie filmowe to historia sama w sobie na odrębny wątek. Choć czasami nieco zahaczający o meritum tej dyskusji. Jak, na przykład, zasłyszane kiedyś sformułowanie "brawo jankesi". Samo w sobie niewinne, lecz jeżeli film jest o dzielnych chłopakach w skrzydlatych maszynach obrzucających wzajemnie się gradem pocisków i w eterze leci "Bravo Yankee, good luck!" to raczej nie wypada mówić o jankesach. A gdyby oznaczenie kodowe dywizjonu byłoby BZ to "brawo zulusi"? Zapewne przeciętny odbiorca nie zna całego alfabetu kodowego i ciężko byłoby mu z marszu przeliterować SP-WHX, lecz od tłumacza wymagałoby się choć chwilowego zaangażowania i pogmerania w źródłach. Co tam grzebania - każdy okoliczny pilot szybowcowy musi takie pierdoły o drugiej w nocy wybudzony w ciężkiej zalewie spirytusowej.
M. Przybyłek napisał/a:
Znaczy, że długo kusza nie powinna być naciągnięta? (...) ale sam naciąg jest niezdrowo ponad czas utrzymywać? Zepsuje broń?

Właśnie. Szczególnie pozostając w kontekście ówczesnej metalurgii. Oczywiście można sobie wyobrazić iż zbuduje się kuszę, dla której stan "naciągnięty" (czyli ilość zakumulowanej energii wystarczy do wystrzelenia bełtu z odpowiednią prędkością) jest daleko od granicy wytrzymałości materiałowej dowolnie wybranego materiału, lecz postaw sobie teraz jakie byłoby to ustrojstwo poręczne inaczej. Poza tym (pomijając samo wypadanie bełtu, wszak można się uprzeć na jakiś sprytny mechanizm utrzymujący go na miejscu) koncepcja jazdy konnej, z założenia i natury mocno wstrząsanej, z załadowaną bronią umieszczoną w pobliżu zadków własnego i konia nie należy do najszczęśliwszych. Ja bym tak nawet kałacha nie woził (wyobrażasz sobie w ogóle nawet nosić na co dzień karabin z odciągniętym zamkiem?), a co dopiero kuszy.
M. Przybyłek napisał/a:
Japoneczka zginąć ugodzona własnym bolcem

He, he, he... - śmiech śliniącego się oblecha
M. Przybyłek napisał/a:
zgrzyt łyżew Ciri powinie był zdradzać ją na kilkadziesiąt metrów i z podchodów nici.

No patrzaj - IMO nie bardzo. Kluczowym elementem jest tutaj mgła. Kiedyś, w ramach nudów przy paskudnej pogodzie, postanowiliśmy z kumplami sprawdzić ile jest prawdy w opowieściach o mgle i błądzeniu. A że tego wieczora zaciągnęło naprawdę paskudnie, to wyszliśmy na łąkę. Wiesz jakie to jest frustrujące gdy się gubisz na własnym lotnisku?! Naprawdę gdy zaczyna brakować punktów odniesienia umysł dostaje jakiegoś pomieszania i zdecydowanie głupieje. A wszyscy byliśmy już z uprawnieniami do lotów bez widoczności! Tu ciekawostka - ptaki nigdy dobrowolnie nie wlatują w chmury. Mimo swego "wyposażenia" w czaszce. A człowiek bez wsparcia przyrządów przy maksymalnym wysiłku intelektualnym jest w stanie tylko krótki czas nawigować "przyrostowo". Sam kiedyś wyszedłem z chmury na plecach z lewym zwisem i z tendencją do nurkowania, a byłem na sto procent pewien że mam problem, bo chyba się wznoszę w jakiejś wariackiej pętli. Tak więc, wracając do Ciri, sytuacja jak najbardziej prawdopodobna. Co więcej, dźwięki we mgle rozchodzą się inaczej, dziwacznie. Więc składając to wszystko do kupy wyobraź sobie teraz zestresowanych gostków (czynnik dodatkowy - lód trzeszczący pod nogami) zagubionych w białej wacie na białej powierzchni, którzy właśnie słyszą zgrzytające łyżwy, tyle że nie mogą zlokalizować kierunku. A po pierwszej krwi to można tylko robić w gacie w panice. Pytanie jest inne - jak Ciri ich wyszukiwała? Radar?
M. Przybyłek napisał/a:
położenie wszystkich gwiazd przeliczałem ze skali 360 stopniowej na 400 stopniową. Kto to sprawdzi? Ja wiem, jak wygląda Orion, Kasjopeja i inne gwiazdozbiory z perspektywy Alsafi, ale kto to sprawdzi?

Zapewne niewielu. Ale dla mnie właśnie w tym rzecz, że jest dobrze, że gdy ktoś się uprze i sprawdzi, to mu się zgadzać będzie. Tym bardziej że nie jest to nieistotny detal. To element budujący określony klimat. Poza tym właśnie taka staranność autorska, gmeranie w detalach, konstruowanie spójnej wizji, prędzej czy później się objawi. IMO właśnie dlatego pewne książki się połyka bez problemu, bo nie mają "ości", wystających i wrednych elementów klinujących w czytelniczym gardle.
Wcześniej powołałem się na Gaimana, lecz chyba lepszymi przykładami są "Alicja w Krainie Czarów" i "Alicja po drugiej stronie lustra". Arcydzieła jak dla mnie. Dodatkowym smaczkiem jest to, że napisał je matematyk. I to widać! To są książki solidnie i konsekwentnie skonstruowane, często bazujące na matematycznych abstrakcyjnych konceptach, ubranych tylko w szatki maskujące. I dlatego też, moim zdaniem, tak wielu naśladowców się wyłożyło twarzą w błoto (i wykłada nadal) usiłując podobnie wzlecieć w rejony abstraktu. Bo się im wydaje, bo mają mylne przekonanie że wystarczy tylko zamieszać w garnku i już. A tu trzeba prawdziwego Zegarmistrza Światła Purpurowego by mieszać ten błękit w głowie :)
M. Przybyłek napisał/a:
powstaje taka idea: warto się trzymać tych wszystkich naukowych spraw, bo w rezultacie dają jakąś dodatkową wartość dość subtelnie zaznaczoną, to Twoja teza, prawda, Fodniku?

Pięknie powiedziane i celnie.
M. Przybyłek napisał/a:
Z trzeciej strony, naukowość, jeśli nie przeszkadza, nie stanowi o wielkości dzieła.

No jasne. Inaczej hitem księgarskim byłyby "Raporty zebrane z prób zmęczeniowych profili zamkniętych". Hm... ciekawa koncepcja ;) //mur
M. Przybyłek - 2009-02-04, 20:59
:
Szczerze mówiąc, jak dla mnie - EOT, droga Beato i drogi Fodniku. Piękna wymiana zdań, konkluzje jasne, czy jest jeszcze jakaś zapałka do podzielenia? ;) .
Fodnik - 2009-02-05, 18:28
:
Defetystyczny dekownik :-P :-)
Toudisław - 2009-02-09, 13:59
:
M. Przybyłek napisał/a:
zy jest jeszcze jakaś zapałka do podzielenia? ;) .

jak więcej czasu będę miał :P

Gamadec Sprzedawcy lokomotyw za mną. Drugi tom z Seri i tym razem nie opowiadania. A pełna powieść. Czytało mi się ją bardzo Fajne. O wile lepiej wykorzystany wątek kryminalny dał o sobie znać i kilak razy mnie zaskoczył. Sam bohater wyraźnie się zmienił stając się bardziej ludzki i bardziej dla czytelnika przystępny. Pomysł są fajnie wykorzystywane a nie szybko urwane jak z pierwszym tomie. Fajne jest to ze lepiej poznajmy uniwersum otaczające naszego bohatera. To dodaje wielu ciekawych smaczków i wciąga w Fabułę . Fajna pozycja zdecydowanie warta uwagi.
jar_pen - 2009-02-16, 23:45
:
Po pierwszej części mam co najmniej mieszane uczucia bo niewiele było rzeczy którymi mnie zaskoczył a nastawiałem się na coś naprawdę świetnego będąc po prelekcji autora która była świetna moim zdaniem a dostałem no właśnie ... tylko miłą i przyjemną w obiorze lekturę w której niewiele było tego co cenię najbardziej.
"Małpia pułapka" Opowiadanie zaczynało się świetnie z racji tego że w drugim zdaniu była wspomniana ulica jagiellońska z której jako miłośnik żubra i białostockich przyczółek byłem mile zaskoczony. Dostałem za to jakieś słabe chyba najsłabsze opowiadanie w tym zbiorze.
"Błędne koło" niby pomysł dobry jednak w momencie w którym został postawiony problem już znałem odpowiedz a i sam Torkil rozwiązał ją jakoś nierealistycznie w moim odczuciu.
"Zawodowiec" pierwsza część opowiadania naprawdę fajna i nurtująca jednak zakończenie i mecz jakieś takie zupełnie nie realistyczne w moim odczuciu takie jakby to ująć Hollywodzkie ...
"Syndrom Adelheima" ciekawe opowiadanie jednak jak zazwyczaj końcówka rozczarowuje najbardziej.
"Rajska plaża" tutaj mimo iż pomysł nie był jakiś najlepszy to jednak autor wybrną z niego obronną ręką.
"Granica rzeczywistości" zdecydowanie najlepsze opowiadanie w tym zbiorze, ciekawe zaskakujące i do końca trzymające w napięciu w którym do niczego nie mogę się przyczepić.
"Polowanie" całkiem ciekawe jednak do przewidzenia choć po nim torkil wydał się postacią jakoby bardziej ludzką.
"Finta" dobry pomysł zakończenie no autor wybrną.
"Flashback" zdecydowanie opowiadanie numer dwa w tym zbiorze zaskakujące człowiek nie wie czego się spodziewać i końcówka nie rozczarowywała.
"3 listopada" klimatyczne opowiadanie które informuje nas sporo o świecie wirtualnym, dość ciekawe. Końcówka taka sobie. Ogólnie pozytywnie.
"Mrok" fajnie się zaczyna trochę akcji jak w powieściach sensacyjnych zakończenie i rozwiązanie zagadki jak by to ująć Torkil który nie był wcześniej tak obeznany rozwiązuje ją kojarząc takie fakty które nie mieściły mi się w głowie żeby ktokolwiek z nas mógł do nich dojść na podstawie takich poszlak a on doszedł co wpływa lekko na niekorzyść opka i po za tym było trochę naciągane.
"Anna" tu już wogle ciężko sprecyzować, dowiadujemy się sporo o świecie wykreowanym przez autora i mamy kolejną zagadkę którą spokojnie lekko główkując można rozwiązać jednak gamedec wpada na to po miesiącu. Ciężko powiedzieć czy opowiadanie wypadło na plus czy tak sobie bo po za tym rozdarcie wewnętrzne Torkila trochę drażniło.
Ogólnie na serio jest to dość ciekawa i miła lektura, łatwa w odbiorze o której jednak nie można powiedzieć że wybitnie zaskakuje. Świat przedstawiony daje sporo możliwości co napawa optymizmem na poprawę kolejnych części jednak próżno szukać w tym czegoś więcej jak jakiś świetnych przedstawień psychiki bohatera czy jakiś mocniej poruszanych rozważań filozoficznych i nie ma się czego wedłóg mnie dziwić że książka nie jest w czołówce polskiej SF. Jeśli miałbym ocenić 7/10 bo rozczarowałem się trochę za niewykorzystane możliwości jeśli idzie o zbiór granica rzeczywistości. No cóż za kilka dni skomentuję Sprzedawcy lokomotyw bo się za nich właśnie dziś wziąłem i zobaczymy jak będzie z poczciwym Torkilem tym bardziej że jak wynika z poprzednich wypowiedzi druga część z pewnością nie jest gorsza a książka mimo kilku dla mnie wad nie jest aż taka zła :)
M. Przybyłek - 2009-02-19, 09:54
:
No właśnie, zapomniałem o dwóch sprawach:

Beato, strasznie się cieszę, że sprawdziłaś te dane. Mój trud nie poszedł na marne. To właśnie tacy czytelnicy jak Ty powodują, że człowiekowi serce rośnie :) .

Fodniku, jesteś pilotem?! Szybowcowym czy "normalnym"?

Jar_penie, nie trać ducha ;) . Zbiór "Granica rzeczywistości" był debiutem. Im dalej, zapewniam Cię, tym ciekawiej, co najmniej tak ciekawie, jak na moich prelekcjach ;) . Opowiadanie "Granica rzeczywistości" miało być pierwotnie powieścią. Było bardziej rozbudowane. W sumie nie wiem dlaczego w pewnym momencie zacząłem je skracać, skracać, aż wyszło coś bardzo syntetycznego.
Beata - 2009-02-20, 08:19
:
Dziękuję. :oops: cóż mogę jeszcze powiedzieć...?

I jak ja teraz napiszę recenzję? Chyba będę musiała coś Ci wytknąć... ;)
Toudisław - 2009-03-28, 15:50
:
http://toudi.bloog.pl/


Gamedec. Zabaweczki. Błyski


Nie lubię tak robić ale czasem nie mam wyjścia. Zmusił mnie do tego wydawca (Super Nowa). Mówię mianowicie o recenzowaniu połowy książki. Bo tym właśnie są „Zabaweczki. Błyski". Połową całości. Spójnej całości, której kompozycja została brutalnie rozerwana. I to w kluczowym momencie. Miało to zapewne nakłonić czytelnika do zakupu drugiego tomu. Mnie tylko zirytowało. Do nabycia następnego tomu nakłaniać mnie nie trzeba. Spowodowała to już sama powieść.

„Zabaweczki. Błyski" to trzeci tom cyklu o Torkilu Aymore i jednocześnie druga powieść. Taka konstrukcja cyklu powoduje, że powoli, ale systematycznie odkrywamy świat Gamedeca.

Gamedec wyrusza na Gaję, czyli nowo zasiedloną planetę, gdzie planuje rozpocząć nowe i spokojnie życie. Jednak szybko okazuje się że nie jest możliwe - Toriemu przeznaczone jest co innego.

Marcin Przybyłek serwuje nam ciekawą przygodę pełną niespodzianek i nietypowych rozwiązań fabularnych, co znakomicie wzbogaca powieść nie pozwalając czytelnikowi na nudę. Wizja gajańskiego świata jest bardzo realna i oryginalna. To nowa, inna planeta, więc wiele kwestii może się Ziemianinowi wydawać dziwne lub obce. Na Gai upływ czasu mierzy się w innych jednostkach, ciążenie też jest inne - to wyraźnie oddziela obie planety, dzięki czemu nie mamy do czynienia po prostu z Ziemią II, jak w wielu książkach SF.

„Gamedec. Zabaweczki. Błyski" to powieść pełna odniesień do naszej rzeczywistości. Porusza problem wielkich korporacji i ich wpływ na politykę, opisuje tworzenie nastrojów społecznych i potrzeb konsumentów, stawia pytanie, czy korporacje mają szansę przejąć nad społeczeństwem pełną kontrolę. Autor ukazuje nam tez ciekawą wizję kosmosu, a właściwe jego podboju i kolonizacji. Jak wpłynie to na społeczeństwo i czy koloniści nie staną się dla Ziemi Obcymi. Mnie bardzo zaintrygował inny problem poruszony przez Marcina. Mianowicie postęp, technicznie umożliwiający albo blokowanie genów starości oraz technika klonowania, umożliwiająca wymianę ciał i transfer umysłu do nowego młodego ciała. Czyli mówiąc najprościej - problem realnej nieśmiertelności. Oraz to, co się stanie, gdy do tych osiągnięć techniki będą mieli dostęp tylko nieliczni.

Kolejny tom przygód gamedeca to nie tylko książka akcji i kryminał, ale też ciekawa i logiczna wizja przyszłości. Więc dla każdego coś miłego. Nawet jeśli ktoś nie przepada za SF z powodu technicznego języka czy niechęci do nauk ścisłych, może śmiało czytać Gamedeca. Nauka jest tutaj mało nachalna - autor nie używa ani pseudo naukowego bełkotu, ani nadmiernie nie upraszcza by ułatwić lekturę. Naukowość jest utrzymana w stanie pewnej równowagi między dobrym odbiorem, a logiką i wiedzą techniczną.

Cieszy mnie, że autor rozwija się z tomu na tom i coraz lepiej prowadzi fabułę. Dlatego też mam coraz mniej zastrzeżeń, takich jak te dotyczące wcześniejszych tomów: o niewykorzystywanie pomysłów i zbyt wczesne ich porzucanie. Teraz wątki podobne świetnie się uzupełniają i nie są pozostawiane w najlepszym momencie . Ogólnie oceniam trzeci tom „Gamedeca" jako wartą uwagi pozycję, bardzo sprawnie napisaną rozrywkę, ale rozrywkę nie pozbawioną drugiego dna. Szkoda że w polskiej fantastyce nie ma więcej podobnych pozycji.
M. Przybyłek - 2009-04-19, 14:04
:
No i pięknie. Toudi przeczytał Błyski i bardzo mu się podobały. Swoją drogą, o czym już Toudisławowi wspomniałem, nielicha to księga, której połowa z powodzeniem konkuruje z innymi. Ktoś jeszcze zerknął w to dziełko? Oprócz Beaty? Ciekawy jestem...

Wpadła mi do głowy interesująca, jak sądzę, myśl: czytelnicy polskiej s-f dzielą się na tych, którzy zadają niezbyt mądre pytanie: czy jest jeszcze nadzieja dla polskiej fantastyki?, oraz na tych, którzy widzą bezsens tej kwestii, bo czytali gamedeka (i wiedzą, że to bardzo dobra literatura, żeby nie było dwuznaczności ;) )

No, ale jak ktoś lubi narzekać i nie lubi czytać... droga wolna.
Toudisław - 2009-04-19, 14:35
:
M. Przybyłek napisał/a:
czy jest jeszcze nadzieja dla polskiej fantastyki?,

Ja też je sobie zdaje :P ale jak czytam Kameleona czy Gamedecka to myślę, że źle nie jest tak źle. Ale nadal tych książek nie jest wiele. Jak na mój prostacki gust za mało

M. Przybyłek napisał/a:
Ktoś jeszcze zerknął w to dziełko? Oprócz Beaty? Ciekawy jestem...

El //buu

Książka podobał mi się na tyle że dostała mój głos w nominacjach elektorskich do Nagrody Literackiej imienia Jerzego Żuławskiego.
Tomasz - 2009-04-19, 15:21
:
Ja się ze wstydem na twarzy wypisanym przyznam, że nie czytałem powieści, bo mnie jakoś zniechęcił pierwszy Gamedec, ten zbiór opowiadań. Nie przekonały mnie wtedy ani pomysły, ani styl, język itd. Czyli nie znalazłem zbyt dużych walorów literackich ani fabularnych. Może czas dać Ci drogi autorze drugą szansę? ;)
Elektra - 2009-04-19, 15:26
:
Toudi napisał/a:
El

Słucham? //panda

Ja nie czytałam jeszcze Błysków. I nie mam pojęcia, kiedy to nastąpi. Czytałam tylko Granicę rzeczywistości. I mam mieszane uczucia. Przyjemnie spędziłam czas na lekturze, tak jak Toudiemu nasuwały mi się skojarzenia z Głębią Łukjanienki. Ale... po roku prawie nic nie pamiętam z tych opowiadań. Złe nie były, ale jakoś znakomite też nie. Takie do przeczytania i zapomnienia. Pewnie dlatego specjalnie nie ciągnie mnie do kontynuacji.
toto - 2009-04-19, 16:14
:
No, u mnie podobnie jak u Tomasza. Nie czytałem, bo wcześniejsze teksty o Torkilu nie bardzo mnie porwały. Już nawet nie pamiętam gdzie to było, w SF, NF, może nawet książkę z biblioteki jedną wypożyczyłem. Ważne, że mnie nie zachęciło do dalszej znajomości z bohaterem.
M. Przybyłek napisał/a:
czytelnicy polskiej s-f dzielą się na tych, którzy zadają niezbyt mądre pytanie: czy jest jeszcze nadzieja dla polskiej fantastyki?
Nadzieja zawsze jest. ;) Tylko, że dla każdego coś innego. Jeden podnieca się Przybyłkiem, inny Dukajem, następny Grzędowiczem, a ktoś jeszcze Pilipiukiem. I każdy będzie twierdził, że nadzieja jest, ważne żeby inni zaczęli pisać jak ulubiony autor.
M. Przybyłek napisał/a:
oraz na tych, którzy widzą bezsens tej kwestii, bo czytali gamedeka (i wiedzą, że to bardzo dobra literatura, żeby nie było dwuznaczności ;) )
;)
M. Przybyłek - 2009-04-20, 09:30
:
Ano właśnie. Opowiadania czytali. Albo "Granicę rzeczywistości". 2004 rok. Rany boskie. Zabaweczki mają blisko 1 000 stron (w dwóch księgach). Objętościowo więc gamedec to Zabaweczki z przyległościami, bo ostatnia powieść jest trzykrotnie większa od "Sprzedawców lokomotyw", tomu drugiego, i więcej niż trzykrotnie od tomu pierwszego...

"Zabaweczki" dzieli od "Granicy..." przepaść. To powieść na zupełnie innym poziomie. Tak, są tacy, którzy twierdzą, że "Granica rzeczywistości" była najlepsza, ale są i inni, do których sam się zaliczam, którzy stoją na stanowisku, że każdy następny tom gamedeka podnosi poprzeczkę.

Drodzy Czytelnicy / Drogie Czytelniczki, nie mam agenta, który zrobiłby to za mnie, ale że krew się we mnie gotuje i, bo to też ważne, nie wstydzę się promować własnej prozy, zdając sobie sprawę, że jest po prostu dobra, pozwólcie, że wystosuję niniejszy, krótki apel:

Gamedec (czytaj ga-me-dec) jest mała ptaszyna
Gamedec (czyt. tak samo) istotka niewielka,
on brzydką bestyję pochłania
lecz nikt nie popiera wróbelka...
Przepraszam, gamedeca (czyt. gejmdeka)

Więc wołam: Czyż nikt nie pamięta,
że Gamedec (czyt. gejmdek) jest druh nasz szczery?!

...............................................

Kochajcie gamedeka (czyt. gejmdeka), dziewczęta,
kochajcie, do jasnej cholery!

//pisowcy
toto - 2009-04-20, 14:01
:
Ano właśnie. Tylko jest jeden drobny problem. W Polsce w zeszłym roku wydano chyba (dobra, intuicja) powyżej dwustu książek które zahaczają o fantastykę. Dodatkowo wydano tysiące innych książek. A ja biedny z tego wszystkiego muszę wybrać około siedemdziesiąt, które kupię i przeczytam. I jeśli autora już znam, to przy decyzji o zakupie książki, często decyduje mój subiektywny odbiór jego wcześniejszych tekstów. Podobało mi się, to i następne książki raczej kupię. Nie podobało się, raczej nie kupię. Owszem, recenzje i inne opinie mogą zmienić decyzję, ale to muszą być już bardzo jednoznaczne recenzje. Może coś tracę w ten sposób dokonując selekcji, ale trudno. Już to zaakceptowałem.
M. Przybyłek - 2009-04-20, 15:53
:
O, o, o. Seria gamedec otrzymała w samej sieci ponad 40 bardzo dobrych recenzji. I koniec nagabywania, bo za chwilę to się niesmaczne zrobi :) .
Tomasz - 2009-04-21, 08:22
:
Zrobi się zaraz oj zrobi :)
Lepiej mi powiedz czy da się czytać drugą i trzecią książkę bez znajomości tej pierwszej, bo ja już z niej nic nie pamiętam.
M. Przybyłek - 2009-04-22, 14:32
:
Ha, to może być nieco trudne, ale nie awykonalne. Dużo trudniej byłoby czytać III bez pamiętania, co się działo w II...
Maeg - 2009-04-22, 14:36
:
Tak zachwalasz, Beata też zachwala, że się skuszę. Jakiś już czas temu chciałem nabyć w wiadomym celu ale brak pierwszego tomu (i drugiego też) skorygował moje plany zakupowe. Później będzie na kogo winę zwalić (tak Beato o tobie mówię ;) ).

Za to cenie sobie Marcinie twoje teksty publicystyczne z NF, choć czasem się z nimi nie zgadzam to zawsze z chęcią po nie sięgam. :)
Beata - 2009-04-22, 15:24
:
Maeg napisał/a:
Później będzie na kogo winę zwalić (tak Beato o tobie mówię ;) ).

Jak to było...? Aaa... "wezmę na klatę ten ciężar"... ;)
M. Przybyłek - 2009-04-23, 11:55
:
Generalnie, Maeg i Tomaszu, lepiej jest czytać wszystko od początku. Mimo, że tom I to swego rodzaju "rozbiegówka" i dla bardzo wyrobionego czytelnika być może niezbyt odkrywcze treści zawiera, to jest powiązany z całością cyklu dosyć ściśle i są do niego odwołania w następnych częściach.
Toudisław - 2009-07-07, 10:23
:
Obejrzałem niedawno film mający promować Serię. Przyznaję, że troszkę inaczej wyobrażałem sobie głównego bohatera, ale to szczegół. Ogólnie filmik ciekawy. To chyba będzie dobra metoda promocji.

Tom 4 już za 2-3 miesiące, jeżeli mnie pamięć nie myli. Czekam Marcin! Czekam!
M. Przybyłek - 2009-07-07, 14:56
:
Hm, bo główny bohater miał trochę inaczej wyglądać. Batalie z twórcami były długie i nie do końca owocne. Każda uwaga kończyła się "prawie obrażeniem się" artystów. Ciężka sprawa. Gdyby był to projekt "oficjalny" i oficjalnie płatny, poszłoby na noże i piłka byłaby krótka. Tutaj poprawek były dziesiątki, a efekt i tak do końca mnie nie satysfakcjonujący... Inna sprawa, że przy pierwszym kontakcie z wizualizacją głównego bohatera dość często odczuwamy zdziwienie. Pamiętsz, Toudi, swoje uczucia, gdy po raz pierwszy zobaczyłeś Russela Crowe'a jako generała Maximusa?
Toudisław - 2009-07-07, 15:32
:
M. Przybyłek napisał/a:
Hm, bo główny bohater miał trochę inaczej wyglądać. Batalie z twórcami były długie i nie do końca owocne. Każda uwaga kończyła się "prawie obrażeniem się" artystów

Gównie wyobrażałem go sobie szczuplejszego bardziej wyrazistymi rysami. I to chyba największa rozbieżność
M. Przybyłek napisał/a:
Pamiętsz, Toudi, swoje uczucia, gdy po raz pierwszy zobaczyłeś Russela Crowe'a jako generała Maximusa?

Nie. Jakoś mnie nie ruszyło O_o

Marcin a co po tej serio ? bo jak na razie nie wiele się dało z ciebie wycisnąć.
M. Przybyłek - 2009-07-07, 20:20
:
Piszę w tej chwili "drugą opowieść o gamedeku", też rozbitą na kilka tomów, 100 cykli po części IV. A potem będzie "trzecia opowieść o gamedeku", także kilkutomowa i to być może będzie koniec o Torkilu :) .

Poza tym mam przygotowany materiał Grao Story (do Wydawnictwa Literackiego, oni o tym jeszcze nie wiedzą), oraz książkę o roboczym tytule "Do góry nogami", niejako drugą część Antyporadnika, także do WL.
Sharin - 2009-07-07, 20:26
:
Toudisław napisał/a:
Obejrzałem niedawno film mający promować Serię. Przyznaję, że troszkę inaczej wyobrażałem sobie głównego bohatera, ale to szczegół. Ogólnie filmik ciekawy. To chyba będzie dobra metoda promocji.


Rzeczywiście filmik robi dobre wrażenie. Zwłaszcza muzyka :mrgreen:
Ciekawi mnie: kto czytał pojawiające się napisy? Jakbym miał przed oczyma Terminatora i słynne There's a storm coming in, Sary Connor ;) Miało w sobie to "coś". Może miał w sobie także coś z przemówienia Galadrieli z początków Drużyny Pierścienia ;)
Co do bohatera to jestem na "tak". Pasuje.
Tixon - 2009-09-13, 17:20
:
Gamedeck Marcin Przybyłek
O Gamedecku, detektywie od spraw okołogrowych w przyszłości (słowo klucz budzące skojarzenia z Marlovem), słyszałem od dawna. Kilka razy byłe też na prelekcjach Przybyłka, które wielce sobie chwale. Kiedy więc uzyskałem możliwość nabycia przygód Torqila, zrobiłem to bez wahań i to od razu trzy na raz. Jak na razie przeczytałem pierwszą, zbiór opowiadań, dwie pozostałe pozostawiając na gorsze czasy, kiedy będę wymagał lektury książek na których mogę polegać. Chyba wyraźnie widać moje pozytywne nastawienie w stosunku do tego konkretnego dzieła; ale trudno się temu dziwić, skoro jestem zapalonym graczem i przygody bohatera są mi niejako bliższe. W dodatku czuję nieodparty pociąg w stronę cyberpunku, nie bez znaczenia jest też nie tylko moja fascynacja Matrixem. Podlanie całości sosem psychologicznym, opierając się na działaniu ludzkiej świadomości i pracy mózgu, było kolejnym elementem in plus. Całościowo wyszło wielce zjadliwe danie, smaczne i pożywne, lecz nie byłbym sobą gdybym nie zwrócił uwagi szefowi kuchni na kilka elementów, które mógłby bardziej dopracować.
Od pierwszego opowiadania – gdzie widać, jak autor stara się wytłumaczyć założenia świata i podstawy zawodu Gamedecka. Samo sobie nie jest złe, ale zbyt intensywne – a mam odczucie, że tak właśnie jest (chociaż może to wina mojej znajomości realiów) – tłumaczenie zamienia pierwsze opowiadanie w samouczek, zamiast zgrabnie wpleść to w fabułę.
W przypadku kilku dalszych – są za proste. I mógłbym przymknąć oko kiedy od początku wiadomo kim będzie chroniona przez bohatera postać i jak mniej więcej przebiegała fabuła (a to jeno po kilku stronach – ‘wieszanie strzelby’ jest zbyt oczywiste), ale sytuacja gdy doświadczony w branży Gamedeck, posiadający odpowiednią wiedzę, staje przed problemem i rozwiązuje go szmat czasu (konkretnie ponad dzień) gdy czytelnik w mojej osobie – a na psychologii znam się tyle o ile – z miejsca wie, co się stało bazując chociażby na literaturze SF i przedstawionych przez nich typowych problemów przyszłości. Gamedeck może pochwalić się znajomością zarówno gier jak i filmów z naszych czasów (do tego jeszcze wrócę), ale nie ma świadomości literatury, która przedstawiała przyszłość w której obecnie żyje i jej problemy.
Są też problemy z czasem akcji. Który rok właściwie mamy? 2200? 2100? A czemu nie 3521, jeśli bawić się datami? Ja bym to określił na 2050, bo chociaż mamy nowoczesność pełną gębą, zarówno prawdziwą (rzeczy i idee zupełnie nowe), jak i fałszywą (czyli stare w nowej szacie graficznej – że powiem terminologia z gier), bohater bez trudu kojarzy starocie w osobie System Shocka – ja rozumiem, że jest to gra znakomita i kanonowa, sam w nią zagrywałem, ale raz - niezwykle już stara; dwa – w większości nieznana nawet wśród graczy; trzy – obecnie nowa wersja zwała się Bio Shockiem, a ile lat upłynęło od numeru 2? A tu mamy datę wielce nam odległą, a bohater rzuca skojarzenia z kolejną wersje SS opatrzoną jakimś tam numerkiem, co daje trzy możliwości – (1) albo przyszłość okazała się niezwykle pusta i przez te wszystkie lata oraz dziesięciolecia(!) nie podejmowali prób stworzenia czegokolwiek nowego, tylko odświeżała przeszłe dokonania; (2) albo Torqil jest pasjonatem i w wolnych chwilach dokształcał się w spuściźnie kulturalnej przodków (z pominięciem literatury SF); (3) albo data wcale nie odpowiada czasowi jaki upłynął. Jest też jeszcze jedno rozwiązanie – autor po prostu umieścił nawiązanie do kultowej gry i w sposób typowy dla światka gierczanego humorystycznie dodał numerek, a biedny smok to analizuje :) .
Ostatnią rzeczą, która mnie irytowała, była szybkość i płytkość przenikania się realium ze światem wirtualnym. Wchodzimy już na świat, w którym druga rzeczywistość jest czymś normalnym, ale w kategoriach rozrywki czy hobby – brak tutaj głębi przekazu jaką można spotkać np. u Dukuja, ale w końcu to inny ciężar. Lecz w trakcie książki nadchodzą do tego świata zmiany jak przeniesienie się na stałe do świata wirtualnego, zcyborgizowanie (z przeniesieniem osobowości) i postrzeganie realium przez nakładkę wirtualną czy też sprowadzenie npców do realium i poszerzenie ich o osobowość. Owszem, mają pewien wydźwięk w społeczeństwie, lecz jest to medialny szum bądź chwilowa histeria. W moim mniemaniu zmiany te nawet pojedynczo są na tyle istotne, by zmienić postrzeganie świata i zmusić do nowego spojrzenia, tutaj wszystkie po kolei są jedynie tłem fabularnym. Jedyny poruszający motyw pojawił się w przypadku osoby która zdecydowała na stałe przenieść swoją egzystencję do świata wirtualnego, ale kończyły jej się środki na opłacenie tego i żebrała. Ciarki aż przeszły.
Aby nie było, że tylko marudzę, dobrze wypadło oddanie klimatu gier w których uczestniczy Torqil. Osobiście miałem skojarzenia z : System Shock (a obecnie Dead Space, chociaż jeszcze nie istniała w chwili wydania książki), Freespace (i innymi kosmicznymi lataczami), Alone in The Dark czy też Zest Ridle. Bawiło mnie też zadanie w którym za śledztwo Gamedeck miał dostać wirtualną nagrodę, a mimo to szczerzyła mu się gęba w uśmiechu – widać, że też ma pasje. Chociaż smutno się robi na myśl, że programiści za tyle lat nadal będą tworzyć tak prymitywną SI jak w tym opowiadaniu.
Pierwszą część Gamedecka oceniam dosyć wysoko, bo 8/10 i mam nadzieję, że pozostałe – już powieści – mnie nie zawiodą.
M. Przybyłek napisał/a:
Poza tym mam przygotowany materiał Grao Story

Czy to nie aby nie to, co ukazywało się w ŚGK? :)
M. Przybyłek - 2010-02-20, 16:48
:
Sharin, narracją zajęli się dwaj aktorzy: Robert Łuchniak (pracuje w Radiu dla Ciebie) i John Edmondson (gra głównie w reklamówkach).

Tixon, dziękuję za recenzję, też mam nadzieję, że powieści Ci się spodobają.

Pozdrawiam.
Beata - 2010-03-10, 21:09
:
Przeczytałam Sprzedaż albo śmierć. Oj, oberwało się korporacjom - ich obraz zdecydowanie niekorzystny. Głównie dzięki opisowi zachowań ludzkich - postać Madame Apaszki jak żywa (zresztą na pewno żywa i na dodatek ma liczną rodzinę ;) - mam wrażenie, że znam jej brata - Monsieur Krawat swoim zachowaniem regularnie mnie szokuje). Ale przypuszczam, że w każdej firmie, gdzie jest odpowiednio duża grupa ludzi, podobne lub bliźniacze do opisanych w książce typy ludzkie można spotkać i nawet nie trzeba się wysilać "w temacie" obserwacji.

Znacznie bardziej niepokojące są inne sygnały - że sami się wpakowaliśmy w błędne koło. Bo wszystko się na sprzedaży opiera - nie ma popytu, nie ma kasy. Zatem trzeba zrobić tak, aby był popyt, nie? No i dlatego produkuje się obuwie, które po jednym sezonie użytkowania rozpada się, dlatego sprzętu AGD nie opłaca się naprawiać po okresie gwarancji, dlatego drobna awaria nie może zostać naprawiona od ręki i za małe pieniądze, bo jakieś tam tanie części nie dają się wymienić, gdyż są na mur połączone z całym dużym i drogim podzespołem i trzeba ten podzespół... no to wymieniamy, kupujemy nowe urządzenia. Niby fajnie, ale... trzeba forsy na nowe, trzeba forsy na utylizację starych, trzeba forsy na surowce... jakoś chyba jesteśmy zaplątani, nie? Ja wiem, że cała światowa gospodarka działa na takich zasadach, że dzięki temu są tworzone nowe miejsca pracy, ale ciągle po lekturze zastanawiam się, czy to naprawdę są dobre zasady? Bo czasem tak sobie z tęsknotą wspominam różne stare, dziś powiedzielibyśmy, graty, które wprawdzie niemodne są, nieefektywne, może nie najpiękniejsze, ale wciąż sprawne (albo łatwo naprawialne). Jak starą, jeszcze przedwojenną maszynę do szycia mojej babci, z napędem nożnym, która nadal działa mimo, że przeszła w moje ręce. Ech, jakoś tak rustykalnie się zrobiło... ;)
M. Przybyłek - 2010-03-12, 11:23
:
O! Witaj Beato! Jakim cudem zdobyłaś Antyporadnik? No, tak czy owak, dziękuję za przeczytanie, bo największym prezentem dla piszącego jest to, gdy ktoś przeczyta :) .

Tak, ja też, gdy się przyglądam "temu wszystkiemu" coraz częściej się zastanawiam nad górą norm społecznych i tak zwanych "normalnych" uwarunkowań, w których siedzimy. Zaczynam robić symulacje świata bez pieniędzy itd. Coś jest poważnie nie tak. Żyjemy w a) totalitaryźmie finansowym, b) barbarzyństwie biznesowym. Kiedyś wszyscy będą to trąbili i pluli na dzisiejsze czasy. My - urodzeni w nich, albo już przez nie mocno przekształceni - słabo to dostrzegamy...

Ciekawe, czy Wydawnictwo Literackie zdecyduje się na druk drugiej części Antyporadnika. Nie jest tak antykorporacyjna, ale także ostrawa...
Beata - 2010-03-12, 19:36
:
M. Przybyłek napisał/a:
Jakim cudem zdobyłaś Antyporadnik?

Podziękowania za pożyczkę należą się Forumowemu Ogrowi Opatrznościowemu. //przytul

M. Przybyłek napisał/a:
Tak, ja też, gdy się przyglądam "temu wszystkiemu" coraz częściej się zastanawiam nad górą norm społecznych i tak zwanych "normalnych" uwarunkowań, w których siedzimy. Zaczynam robić symulacje świata bez pieniędzy itd.

"Najazd z przeszłości" Hogana zaczyna mi się kojarzyć. :) Wizja piękna i fajnie byłoby w takim świecie żyć, ale jak zmianę przeprowadzić? Toż to utopia czysta, zakrzyknęliby prawie wszyscy, a w pierwszej kolejności politycy. Albo zaczęliby od wynajdywania skojarzeń z komunizmem, przylepiania łatki lewaków i innych oszołomów...

M. Przybyłek napisał/a:
Żyjemy w a) totalitaryźmie finansowym, b) barbarzyństwie biznesowym.

Wstęp do korpokracji? Takie społeczeństwo pięknie sportretował Mitchell w jednym z opowiadań składających się na "Atlas chmur" - za nic nie chciałabym żyć w takiej rzeczywistości.
Tanit - 2010-04-02, 17:19
:
Tak wpadłam przypadkiem na niedoczytany temat i widzę, że Beatka czytnęła Antyporadnik. Zaciekawiona wpadłam na stronkę ukochanej (;*) BUŁy i widzę, że owy stoi na półeczce ^^ A jako, że chętnie czytam obsmarowywanie smalcem ( :mrgreen: ) nie mogłam sobie odpuścić. No i wyszło na to, że nieźle bawiłam się czytając owy (dlaczego w mpk ludzie dziwnie się patrzą na chichrających czytelników o.O?). Lubię takie interaktywne książeczki i gdyby nie to, że to egzemplarz biblioteczny byłby ładnie pomazany :)) Nie bardzo tu przytoczyć wszystkiego, lepszym wyjściem było by podyskutowanie przy kawie/piwku/herbatce/ciachu (niepotrzebne skreślić). 2 cześć Antyporadnika? No to się przymierzam :perv:

Tak więc w skrócie, nie raz uśmiałam się nieźle, moja matula (co to obecnie czyta) nieco mniej, ale tylko dlatego, że jako pracowniczka znanego banku z madame Apaszką ma styczność na co dzień ^^'


P.S. Oczywiście zabawa zabawą, żeby nie było, że nie dostrzegam powagi sytuacji ;)
Metzli - 2010-05-21, 14:19
:
SuperNowa napisał/a:
Gamedec. Zabaweczki. Sztorm Marcina Przybyłka ukaże się 7 czerwca.

Pod koniec XXII wieku zmieniło się praktycznie wszystko.

Wiele ciał, wiele dusz... teraz każdego człowieka można powielić, skopiować. Gamedec walczy o utrzymanie własnej tożsamości, szuka prawdy o rzeczywistości i odkrywa nieznane możliwości własnego umysłu. Czy droga, która podąża, stanie się drogą ocalenia dla całej ludzkości?

Jeśli wszedłeś w sieć, nie ma dla ciebie ratunku!

M. Przybyłek - 2010-05-28, 09:35
:
Słuchajcie, już wszystko wiem, nic nie będzie takie samo ;) .

Po piersze - premiera IV tomu to już nieodwołalnie 7 czerwca. Można próbować 4-go dorwać gdzieś książkę, ale bezpieczniej poczekać do 7-go.

Po drugie - ruszyła nowa strona www.GamedecZone.com z silnikiem bloga "wszytym" w siebie. Przenoszę się z blogowaniem do siebie i gorąco Was zapraszam.

Po trzecie - uruchomiona została strona promocyjna www.GamedecVerse.com , gdzie można obejrzeć i ściągnąć spot promujący gamedeka.

ZACZĘŁO SIĘ :mrgreen: .

PS. Po czwarte spot można obejrzeć też na you tubie, po polsku i po angielsku :) . Wystarczy wstukać hasło "gamedec" :) .
MrSpellu - 2010-06-14, 09:46
:
Dyskusja została przeniesiona do księgi zażaleń.
M. Przybyłek - 2010-06-14, 21:04
:
Ale... O co chodzi?
M. Przybyłek - 2010-08-23, 11:21
:
Czy jest tu gdzieś Beata? Beato, ja wciąż czekam na Twoją recenzję... :-)
Beata - 2010-08-23, 14:11
:
Jestem. Wraz z opóźnieniem. >.< Choć może powinno być //cheerleader , bo jednak czekasz... ;)
Pierwsza wersja recenzji gotowa, jeszcze tylko się nad nią poznęcam i ju. :)
M. Przybyłek - 2010-08-24, 09:11
:
Uff. Pewnie, że czekam. Recenzentów / recenzentek jest sporo na świecie, ale z Twoim zdaniem bardzo się liczę i go wypatruję. Czytałem artykuł w Katedrze... ha, tytułu nie pamiętam, tak czy owak traktował o oczekiwaniach wobec różnych książek. Piasałaś o "Sztormie". Bardzo mi się to podobało. Mam wrażenie, że na Twoim miejscu napisałbym to samo. Mam też świadomość, że długie oczekiwanie na drugą księgę mogło pogorszyć sytuację, bo pojawiło się nastawienie, a ono łatwo może zamienić się w rozczarowanie, po drugie pamięć jest zawodna, a przecież w Sztormie rozwiązują się prawie wszystkie zagadki z Błysków...

Tak czy owak, CZEKAM :) .
Beata - 2010-08-24, 23:09
:
M. Przybyłek napisał/a:
Czytałem artykuł w Katedrze... ha, tytułu nie pamiętam, tak czy owak traktował o oczekiwaniach wobec różnych książek.

Ha! Przypuszczam, że masz na myśli Literackie zgadywanki z czerwca br. (nie mogę przepuścić okazji do zareklamowania cyklu naszych artykułów :) ).

Szkoda, że między "Błyskami" i "Sztormem" taka półtoraroczna (z trzymiesięcznej) dziura powstała (przynęta została zarzucona, chwyciła i... wędkarz nie zacina. :roll: ) - z mojego punktu widzenia okropeczność najgorszego rodzaju - zostałam się w zawieszeniu w połowie historii. Czy nie dałoby się, żeby następne części przygód Torkila nie były tak dzielone? //evil
M. Przybyłek - 2010-08-25, 17:19
:
Zapewne się da... w innych czasach, z innym wydawnictwem?...
Beata - 2010-08-26, 08:45
:
Czyżby... ale nie; odczytuję powyższe stwierdzenie jedynie jako potwierdzenie istnienia równoległej rzeczywistości. ;)

Ale ad rem: znalazłam w sieci chyba ostatni (i niecały) wywiad z Tobą, w którym m.in. uchylasz rąbka tajemnicy nt. kolejnego tomu przygód Toriego. Podoba mi się umiejscowienie nieśmiertelności cyfrowej pomiędzy życiem takim, jakie znamy, a wiecznym życiem organicznym, choć wydaje mi się, że ten rodzaj nieśmiertelności to alternatywa, obejście, ominięcie problemu, w pewnym sensie rozwiązanie zastępcze. Do tej pory leczyliśmy choroby, co wydłużało życie, ale zdaje się, że proces zwalnia i dochodzimy do technicznej ściany: spektakularne efekty może dać chyba tylko grzebanie w genach, którego jeszcze nie opanowaliśmy. Ja nie mówię, że prace w tym kierunku nie będą trwały. Będą. Ale równocześnie - w kierunku osiągnięcia nieśmiertelności cyfrowej. Szkoda, że nie dowiem się nigdy, który wariant wygrał wyścig.

P.S. Recenzja skończona i odesłana. :)
M. Przybyłek - 2010-08-30, 15:10
:
No i gdzie? Gdzież ona jest?
Beata - 2010-08-31, 21:26
:
Tutaj.
M. Przybyłek - 2010-08-31, 21:38
:
Beato, piękna recenzja. Naprawdę piękna. Widzę, że jednak warto było tę książkę napisać. Bardzo Ci dziękuję i pozdrawiam.
Beata - 2010-08-31, 21:43
:
Dziękuję. Ale wiesz, to książka była podstawą. :)
M. Przybyłek - 2010-08-31, 21:45
:
Bardzo długo czekałem na Twój tekst. Naprawdę nie mogłem się doczekać. Wierzyłem, że, cholera, jeśli książka jest coś warta, to zostanie to przez Ciebie dostrzeżone. To znaczy ja wiem, że jest, ale Twojego potwierdzenia bardzo wyglądałem. Jeszcze raz dziękuję.
Beata - 2010-08-31, 22:00
:
No i co ja mam teraz? :oops:
A może tak byśmy się pokłócili? Dla równowagi. ;)
M. Przybyłek - 2010-08-31, 22:03
:
O, szpile próbują mi wbijać na innych forach, tu wolę odpocząć :) .
Tixon - 2010-08-31, 22:09
:
Beata napisał/a:
A może tak byśmy się pokłócili? Dla równowagi. ;)

Dla równowagi to ja pisałem co mi się nie podoba :P I o ile dobrze się orientuję, jest to jedyne w pewnym sensie krytyczne ujęcie :P
M. Przybyłek - 2010-08-31, 22:12
:
Jedyna w miarę krytyczna recenzja (z którą się zresztą nie zgadzam :)) . Bo np. na forum Gameloga jest mnóstwo dyskusji (ale nie mam czasu / sił w nich uczestniczyć).
Beata - 2010-08-31, 22:37
:
Tixon napisał/a:
Dla równowagi to ja pisałem co mi się nie podoba :P

Tixon, teraz dopiero przeczytałam (bo przed napisaniem swojego tekstu, unikam jak ognia innych recenzji, żeby się sugerować). Mamy inny punkt widzenia - Ty patrzysz z punktu widzenia gracza, a ja graczem nie jestem. W związku z tym nie jestem w stanie wypowiedzieć się nt. "marnotrawstwa" - nie przeszkadzały mi szczegóły nt. nowych rodzajów zbroi, gadżetów i takich tam, bo dla mnie to nie są rzeczy powszednie. Przeciwnie, uważam, że te opisy są potrzebne dla takich gierczanych laików, jak ja - wprowadzają w klimat świata, dają pojęcie o możliwościach.

A w kwestii konieczności przewartościowania posiadanej wiedzy - to jest IMHO raczej zaleta. Zmusza czytelnika do czujności, pokazuje różne etapy zdobywania wiedzy przez bohatera. A tak w ogóle, spodobała mi się bardzo koncepcja wykorzystania kolejny raz krachu temporalnego - to dopiero wyrywa grunt spod nóg.
Tixon - 2010-09-01, 00:49
:
Beata napisał/a:
Tixon, teraz dopiero przeczytałam (bo przed napisaniem swojego tekstu, unikam jak ognia innych recenzji, żeby się sugerować). Mamy inny punkt widzenia - Ty patrzysz z punktu widzenia gracza, a ja graczem nie jestem.

No fakt - w sumie pierwszy raz o Gamedecku usłyszałem na łamach CDA, więc... ;)
Metzli - 2010-09-19, 15:50
:
A w Czechach wydano drugi tom z cyklu Gamedec, tłumaczem jest Pavel Weigel.
Ł - 2010-09-20, 14:52
:
I wszystkim czeskim czytelnikom ZB mowę odjeło!
MrSpellu - 2010-09-20, 19:56
:
Koleś Lema na czeski tłumaczył.
M. Przybyłek - 2010-09-20, 21:18
:
Pavel Veigel rzeczywiście znał i tłumaczył Lema. Swoją drogą to chyba najchudszy z ziemskich tłumaczy :) . Bardzo sympatyczny, ale jako lekarz odruchowo obawiam się o jego zdrowie, gdy jestem w jego towarzystwie...

Czesi mają bardzo dobrą okładkę II tomu. Autorem ilustracji jest Marcin Jakubowski:

http://www.laser-books.cz/covers/plan/mpg2_2.html
Beata - 2010-11-04, 20:55
:
Byłam na spotkaniu autorskim z Marcinem 24 października w Sopocie. Próbowałam napisać relację, a wyszedł z tego zwiastun wywiadu, który - mam nadzieję - niebawem.
Beata - 2010-11-20, 21:31
:
Wywiad z Marcinem opublikowany.
M. Przybyłek - 2010-11-30, 15:58
:
Zbigniew Szatkowski, kompozytor, członek zespołu rockowego Votum, skomponował płytę „Morning over Warsaw City”, ilustrującą wydarzenia opisane w mojej sadze. Płytę można ściągnąć w pobieralni www.GamedecZone.com, a wkrótce także na stronie www.GamedecVerse.com. Zachęcam do słuchania utworów po kolei i zapętlenia odtwarzania…
M. Przybyłek - 2010-12-06, 20:24
:
Od ponad roku trwają prace nad grą planszową osadzoną w świecie stworzonym w sadze „Gamedec”. Gra przeznaczona będzie dla 1-6 osób. Gracze wcielą się w gamedeków (zostało stworzonych 5 postaci męskich i 5 kobiecych), których zadaniem będzie wyśledzenie zagrażającej sieci grupy hakerów. Uczestnicy będą mogli odwiedzić 8 światów sensorycznych (Twisted & Perverted, Deep Past World, Paradise Beach, Brahma, Speed Demons, Dream Space, Happy Hunting Grounds, Crying Guns), realium oraz cztery korporacje (Zoenet Labs, Pharma Nanolabs, Mobillenium, Novatronics). Będą wykonywać misje, dzięki którym zdobędą poszlaki zbliżające do rozwiązania zagadki, wykonywać akcje związane z miejscem pobytu postaci, kupować ekwipunek od korporacji i wchodzić w różnorakie interakcje z innymi graczami. Zwycięzca może być tylko jeden, jednak mechanika gry uwzględnia także porażkę wszystkich graczy. Twórcą mechaniki i konceptu gry jest Jan Madejski. Graficzną stroną projektu zajmują się Tomasz Maroński oraz Łukasz „Ortheza” Matuszek, muzykę dołączoną do gry komponują Zbigniew Szatkowski oraz Robert Letkiewicz, patronem, krytykiem i modyfikatorem projektu jestem oczywiście ja :) . Prace są w końcowej fazie testów i modyfikacji. Gra, oprócz dynamicznej, dającej wiele możliwości strategicznego planowania, rozgrywki, oferować będzie nowatorskie rozwiązania, które na razie pozostają tajemnicą.

Grafiki na www.GamedecZone.com
Metzli - 2010-12-19, 11:20
:
superNOWA napisał/a:
Na łamach portalu www.futushare.pl wystartował komiks Leanne, który jest spin-offem przygód Torkila Aymore zawartych w cyklu Marcina Przybyłka „Gamedec”. „Leanne” to komiksowa opowieść o kobiecie stworzonej w sieci (diginetce) przez Aristona Borgię (więcej o nim można przeczytać w opowiadaniu „Anna” z I tomu sagi: „Gamedec: Granica rzeczywistości”). Graficzna powieść opowiada o starciu protagonistki z realną rzeczywistością i własnymi, coraz silniejszymi, uczuciami. „Leanne” jest prawdopodobnie pierwszym tego typu sieciowym przedsięwzięciem – komiksem, który zawiera animacje oraz muzykę. Autorem grafiki jest Krzysztof Chalik, scenariusz napisali Marcin Przybyłek i Zbigniew Szatkowski, muzykę oraz animację wykreował Robert Letkiewicz. Plansze komiksu będą się ukazywać cyklicznie (mniej więcej raz na tydzień) aż do zamknięcia opowieści.

Max Werner - 2010-12-19, 11:45
:
Informowałem o tym przedwczoraj także tutaj:

http://www.zaginiona-bibl...p=118579#118579

Naprawdę fajnie to zrobili, polecam.
Tixon - 2016-10-18, 19:39
:
Taka trochę emocjonalna wiadomość od Marcina Przybyłka.
Nie bądźcie złośliwi.

Marcin Przybyłek napisał/a:
Dzisiaj ma miejsce premiera drugiego wydania zbioru „Gamedec: Granica rzeczywistości”. W związku z tym mam do tych, którzy zechcą ten tekst przeczytać, wielką prośbę i słowo „wielka”, nie odzwierciedla jej ogromu.

Można powiedzieć, że w drugiej połowie 2016 roku wystartowały dwie serie sf. mojego autorstwa: „Orzeł Biały” i "Gamedec”, przy czym ta druga zalicza restart, nie dziewiczy lot. Jest co poniektórym znana i przez nich uznana. „Gamedec” ma pięć części (osiem tomów) i części te będą sukcesywnie wydawane przez Rebis (konkretnie dwójka, trójka i czwórka, bo piątka, czyli "Obrazki z Imperium" została już opublikowana). Mam nadzieję, że dobrze się sprzedadzą.

Druga seria dopiero się urodziła ("Orła Białego 2" już piszę) i wróżę jej wysokie loty.
Ale to wszystko wróżby i nadzieje.
Tymczasem rzeczywistość skrzeczy. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że przez wiele lat utrzymywałem się ze szkoleń korporacyjnych. Były to niezłe pieniądze. Książki pisałem w tak zwanym międzyczasie, a o byt się nie martwiłem, co nie znaczy, że moje zarobkowanie było lekkim chlebem. Te czasy się jednak skończyły. Od roku źródełko jest prawie suche. Mam sensowne oszczędności, więc nie wychodzę jeszcze na ulicę, ale jak dotąd nikt nie wynalazł samonapełniającego się portfela. Owszem, zdarza się tu i ówdzie jakieś zlecenie, ale to kilka procent tego, co było. Nie mam siły szukać nowych zleceniodawców. Prowadziłem szkolenia 25 lat i trochę pary ze mnie uszło. Gdy jakiś klient mnie prosi, nie odmawiam, ale sam nie będę poszukiwał następnych korporacji, które zechcą mnie zatrudnić. To już mnie przerasta i nie chcę tego robić.
I tu właśnie prośba. Wielka.
Jeśli uważacie, że moja proza zasługuje na, mówiąc wprost, popularność, może pomóżcie mi ją osiągnąć. Dla mnie w tej chwili to nie jest marzenie próżnego serca, ale potrzeba życiowa. Na starość nie będę miał emerytury, która pozwoli mi przeżyć (ZUS już ją wyliczył, nie pytajcie ile wynosi), nie mam spadkowych mieszkań czy ziemi, którą w razie czego sprzedam, nie mam w końcu rodziny, która w przypadku zaistnienia takiej potrzeby pomoże mi przeżyć, nie każdy ma wujka za granicą czy krocie kuzynów w kraju. Czuję się trochę jak Ender, który wie, że nikt mu nie pomoże. Dlatego od lat stoję twardo na ziemi, choć moim przeznaczeniem jest latanie.
Być może niektórzy z Was się dziwili, dlaczego ostatnio jeżdżę na wszelkie możliwe konwenty, dlaczego tak się uaktywniłem, "Co się ten Przybyłek tak rozpycha?". No właśnie dlatego. Lecz pisarz sam swoich książek nie kupi. Sam ich przekonująco nie zachwali, sam ich nie rozpropaguje. Jest go za mało. Istnieje granica strefy wpływu, poza którą wszystko zależy od innych. Od Was.
Zatem jeśli nosicie w sobie przekonanie, że dzieła niżej podpisanego zasługują na to, by sprzedawać się tak dobrze, jak książki innych popularnych pisarzy, rozumiecie... Przy czym chciałbym, żeby to było uczciwe. Nie chcę deptać czyichś marzeń - pisarzy czy pisarek, którzy są ode mnie lepsi.
Ktoś mógłby powiedzieć: po co ta egzorta? Czy nie lepiej pokornie czekać w kolejce losu mając nadzieję na szczęśliwy zbieg okoliczności, na czarnego łabędzia przypadku, który zrobi magiczne „puf” i wreszcie osiągnę to, na co czekam? Obawiam się, że to puf może się zdarzyć za późno i będzie wtedy za późno. Ktoś inny mógłby zauważyć, że przecież mogę się zatrudnić gdzieś jakoś i wtedy zabezpieczę sobie byt. Tak. Mogę to zrobić, ale najprawdopodobniej nie będę mógł wtedy pisać, a mam wrażenie, że moja praca twórcza to jednak coś więcej niż tylko wesołe przygody bezrefleksyjnych protagonistów. Spełnia jakąś misję, prawda? Praca trenera dawała mi taką możliwość, etat mi ją odbierze. Mój mózg nie funkcjonuje tak, jak mózgi większości ludzi. Bardzo łatwo się męczy i długo dochodzi do siebie. Ktoś jeszcze inny mógłby stwierdzić, że mam już tak dużo i powinienem to docenić. Oczywiście. Jestem w miarę zdrowy, moja najbliższa rodzina także się trzyma, jest dom i ogród, osiągnąłem rozpoznawalny poziom popularności, wydaję książki. To naprawdę bardzo dużo. Jednak myślę o przyszłości. I tam nie ma już tej obfitości, bo braknie ku niej podstaw.
Moi wrogowie mają zbyt szlachetne serca, by się w tym miejscu wyzłośliwiać, nie mam co do tego wątpliwości, a osoby życzliwe – no cóż, wiem, że mogę na Was liczyć. Skoro jednak mogę liczyć na osoby życzliwe i zawsze tak było, czy jest o czym mówić? Chyba tak, bo każdy z nas żyje za kokonem iluzji, nie daje się poznać, tworzy imidże i maski, a potem, gdy jest źle, ludzie pytają: "Dlaczego nic nie mówiłeś? Przecież byśmy pomogli".
Mówię.

Fidel-F2 - 2016-10-18, 21:48
:
To jakiś projekt w rodzaju ukrytej kamery?
bio - 2016-10-18, 21:53
:
Też mi się nasunęło. Obok innych. Tixon, nie podałeś źródła.
Tixon - 2016-10-18, 22:31
:
Profil facebookowy autora.
Fidel-F2, żyj i daj żyć innym.
Trojan - 2016-10-18, 23:20
:
hmmmm.
nie rozumiem.
Fidel-F2 - 2016-10-19, 00:45
:
a czy ja nie daję? i też w sumie chciałbym, żeby parę osób kombinowało, jak to zrobić, żeby mi się lepiej żyło
MadMill - 2016-10-19, 07:56
:
<niech puści totka>

Ktoś mówiło o złośliwości? Jeszcze brakuje nam tutaj Romka piszącego, że wszedł w drugi próg...
Jachu - 2016-10-19, 08:44
:
Nie chcę być złośliwy, ale tekst Przybyłka przypomina mi nieco żałosne medialne jęki Krzysztofa Cugowskiego o niskiej emeryturze.
Romulus - 2016-10-19, 09:28
:
Jego tekst jest odważny. Pokazywanie publicznie swojej słabej strony zawsze naraża na szyderę. Szczególnie w Internecie, który żyje bezwzględną szyderą.

Jeśli o mnie chodzi, to akurat nie wierzę w skuteczność takich apeli. Raczej w pracę u podstaw: nie tylko dostarczanie dobrego produktu, ale i zapewnianie na niego zbytu.
MrSpellu - 2016-10-19, 09:37
:
Tixon, zasugeruj Przybyłkowi kampanię na Patronite. Nie wyjdzie na desperata, a jak uda mu się zrobić sensowną akcję, to i może jakiś sukces odniesie. Tylko musi w to włożyć masę pracy, a puenta tego wpisu jest taka, że mu się pracować nie chce. Więc ten tego...
MrSpellu - 2016-10-19, 09:38
:
O, i niech napisze do swoich psychofanów z Chomiczówki. Może mu się zrzucą na jakąś pensję czy coś //spell
Trojan - 2016-10-19, 10:06
:
ale nie kumam - kolo żeby słać mu datki ? kupować jego książki (jeżeli są/będą dobre - to będę brać) robić mu reklamę ? polecać ?

a tekst o emeryturze .... krw. a kto ją będzie miał ? z tych urodzonych 70+ ?
ja prdl

czas na elegię Lament Przybyłka
Romulus - 2016-10-19, 10:29
:
Fajnie byłoby być pisarzem żyjącym wyłącznie z pisania książek. Ale ilu w Polsce może sobie na to pozwolić?
Tixon - 2016-10-19, 10:42
:
MrSpellu napisał/a:
Tixon, zasugeruj Przybyłkowi kampanię na Patronite.

Ktoś już mu sugerował.
Romulus napisał/a:
Raczej w pracę u podstaw: nie tylko dostarczanie dobrego produktu, ale i zapewnianie na niego zbytu.

Pisze książki. Promuje się. Z Orłem Białym był nawet w kilku programach TV, jakimś radiu. Więc tu działa.
Jak poziom samej książki - nie wiem, jeszcze nie czytałem. Trochę osób chwali, nie ufam im :-)
Tixon - 2017-04-20, 00:24
:
Przeczytałem Orła Białego. Yay or nay? No cóż... to skomplikowane.

Na początku muszę się przyznać - lubię autora, do tego spodobał mi się koncept powieści, więc już na wstępie książka startowała u mnie z lokatą 10/10. Yep, jestem tendencyjny. Sue me.

O czym to w ogóle jest? Long story short - lek powstrzymujący starzenie, przyjęty przez cały świat z wyjątkiem Polski (o czym w przydługim wstępie), ma nieprzewidziany skutek uboczny - zażywający rosną, robią się silniejsi i wytrzymalsi, tracą inteligencję na rzecz agresji, mają doskonałą regenerację i zielenieją. Orkopokalispa obraca świat w perzynę. Ostaje się tylko Twierdza Polska, rządzona przez żołnierzy, wśród których często natrafić można na znajome, fandomowe nazwisko. Marcin Przybyłek zaprosił bowiem do udziału w powieści ziomków po piórze oraz fandomową brać (mam wrażenie, że sam też zostałem obsadzony w epizodycznej roli). Sympatyczna inicjatywa, przywodząca na myśl towarzyskie opowiadania, ale wykonanie tego jest fatalne. Zarzuty o czytanie jakoby książki telefonicznej nie zostały wyssane z palca, bohaterowie wywoływani są bowiem najczęściej z imienia, ksywy, nazwiska (a wojskowi także ze stopnia), co brzmi co najmniej sztucznie, a już przy nagromadzeniu akcji wręcz zabija płynność tekstu. W dodatku wstawione jest to na żywca, bez chociażby próby wyjaśnienia, skąd się wzięła taka moda. Minus (-1).

Jak się można domyśleć z opisu, książka utrzymana jest w konwencji komiksowo humorystycznej. Niektórych koncept apokalipsy na śmieszno może razić (z czym byłbym skłonny się zgodzić, ale Zombieland...), mnie akurat to nie przeszkadzało. Jednakże tym co odbiło się czkawką był poziom humoru. Czasami trafiały się dobre momenty, ale najczęściej był żenująco niskich lotów i suchy... miejscami tak suchy, że aż śmieszny. Do tego wali po oczach infantylną wulgarnością, przywodzącą skojarzenia z najgorszymi produktami pisarskich wyrobników, niż brzmienie "tak się mówi w wojsku, tak się mówi na akcji". Solidny minus (-2).

Co do wykonania - sprawdziły się moje najczarniejsze przypuszczenia: książka jest niedorobiona. Napisana zbyt szybko, na fali entuzjazmu, bez krytycznej refleksji oraz ze słabą, pośpieszną redakcją, byle wyrobić się na termin. Marcin po napisaniu pierwszej wersji powinien odłożyć ją na co najmniej pół roku, przeczytać po raz wtóry, wywalić co większe głupoty, przepisać, a potem długo i wytrwale współpracować z redaktorem o żelaznej ręce i stalowym sercu. Nie zrobiono tego i tekst jeży się od smętnych, nic nie wnoszących dialogów, pisanych byle by tylko zapchać strony, naiwności fabularnych (nawet przy uwzględnieniu komiksowego uproszczenia świata część rzeczy się po prostu kupy nie trzyma) oraz, no po prostu wpadek, które redaktor powinien wyciąć. Ot orki potrafią się kłócić (po niemiecku) czy mówi się pies z kulawą nogą czy mysz, narrator przypomina informację udzieloną dwie strony wcześniej, wiatr nagle wieje wprzód i w tył (a akcję wcześniej autor wyraźnie kojarzył, że jeśli wieje z jakiegoś kierunku, to tylko ci po zawietrznej będą czuć). Było by jeszcze co wymieniać. W efekcie minus, minus, minus (-3).
Momentami powieść potrafi zassać, przedstawić wiarygodny scenariusz, zmusić do kibicowania tym dobrym i liczenia na brutalne zejście tych złych, niestety wielka szkoda, że tekst jest pełen potykaczy, wybijających z rytmu i psujących zawieszenie niewiary.
Cóż, o jakoś trzeba dbać, a Orzeł Biały jest przykładem na to, jak pośpieszne wykonanie może podciąć skrzydła świetnemu pomysłowi. Pozostaje mieć nadzieję, że przy kontynuacji autor weźmie na wstrzymanie i dłużej posiedzi nad draftem (chociaż w momencie pisania tych słów jest to wątpliwe).

Podsumowując - wychodzi 5/10 (plus za smoka, bite me!) i chociaż miałem (miejscami) przyjemność z lektury, nie jest to pozycja którą mógłbym z czystym sumieniem polecić.

Na marginesie - na przykładzie OB widać, jak satyra polityczna szybo się starzeje.
Jeszcze dwa lata temu normalnym było, że kontrowersyjna ustawa przechodziła przez sejm z szybkością żółwia, mając ze wszystkich stron rzucane kłody pod nogi.
Dzisiaj możemy się już tylko z tego śmiać.
Fidel-F2 - 2017-04-20, 00:35
:
Tixon napisał/a:
Na początku muszę się przyznać - lubię autora,
próbowałem dwa razy, raz przeczytałem całość, była nędzna, drugi raz dałem spokój po stuparu stronach, Przybyłek, choć sam sympatyczny koleś, jest chyba ostatnim autorem, który mógłby mnie czymkolwiek zainteresować
MrSpellu - 2017-04-20, 09:52
:
Mówisz Przybyłek, myślę Chomiczówka. Już mi się tak jakoś utarło. No nic nie poradzę //spell
Trojan - 2017-04-20, 10:15
:
o co chodzi z tą Chomiczówką ?

w sumie nic nie czytałem tego autora, Tixonowa recenzja OB odrzuca mnie na kilka kilometrów.
Gamdec rzucił mi się kilka razy w oczy (w EMPIKu była nawet specjal obniżka na toto) ale jakoś nie zachęciło.

aha, dodam jeszcze raz że "Lament pisarza" to wyjątkowo żenujący tekst.
Fidel-F2 - 2017-04-20, 10:22
:
Niczego nie straciłeś
Romulus - 2017-04-20, 18:22
:
Trojan napisał/a:
o co chodzi z tą Chomiczówką ?


Long time ago in a galaxy far far away... :mrgreen:
Wpadła na forum grupa Gamedecowych fanbojów. Z Chomiczówki. Było śmiesznie.
Szkoda, że to skasowano swoją drogą. A może nie?
Trojan - 2017-04-20, 19:32
:
Aż normalnie sprawdzę co to jest ta Chomiczowka.

Powiadasz że Gamdecowe groupies ... hmm


Wooo...http://www.naszachomiczowka.pl/

Miazga. Małe ojczyzny. Wszyscy jesteśmy Warszawą.