Zaginiona Biblioteka

Gry bez prądu - Ale on ma wieeeelkieeee zęby...

Arlzermo - 2008-05-09, 14:16
: Temat postu: Ale on ma wieeeelkieeee zęby...
Grając w różnego rodzaju systemy natknęliście się zapewne na masę przedziwnych stworzeń. Jedne dziwne, inne zabójcze, a zaś kolejne po prostu śmieszne. Jakie z nich wam najbardziej zapadły w pamięć?(i dlaczego? :P ) Które będą się kojarzyć pozytywnie, a które negatywnie?
Temat jest, że tak powiem, "ogólnopotworowy" i służy do dyskusji o wszystkich "bestiopodobnych". Ponadto, jeśli macie jakieś ciekawe pomysły na nowego stwora - śmiało walcie tutaj.
Bury Zenek - 2008-05-13, 15:01
:
Pukacz, takoż zwany knaker, coblynau, polterduk, karkonos, rubezahl, skarbnik a. Pustecki, jest odmianą kobolda, którego wszelako P. rozmiarowzrostem i siłą znacznie przenosi. Noszą też P. zwyczajnie brodziska ogromne, których koboldy naszać nie zwykły. Bytuje P. w sztolniach, szachtach, grużniach, przepaściach, ciemnych jamach, we wnętrzu skał, we wszelakich ciemnych grotach, jaskiniach i pustaciach kamiennych. Tam, gdzie żywie, niechybnie w ziemi bogactwa są skryte , jak to kruszce, rudy, karbon, sól a. olej skalny. Dlatego też P. częstokroć w kopalniach napotkać można, osobliwie opuszczonych, ale i w czynnych lubi się pokazać. Złośliwy despetnik i szkodnik, przekleństwo i istny dopust boży dla górników i gwarków, których rozpanoszony P. na manowce wodzi, pukaniem w skałę mami i straszy, chodniki zawala, górniczy przyrząd i wszelaką chudobę kradnie i psowa, a od tego, by zza węgła pałą w łeb strzelić, też nie jest. Ale przekupić go można, by nie psocił nad miarę, położywszy gdzie w chodniku ciemnym lubo w szachcie chleb z masłem, oscypek, połeć wędzonej szołdry - aleć najlepiej gąsiorek okowity, na tę bowiem P. okrutnie jest łakomy.
"Physiologus"

To chyba mój ulubiny potwór :mrgreen:
Tixon - 2008-05-15, 17:11
:
Galaretowate "coś". Spotkane dwa razy - pierwszy w wąskim kanale, gdzie prowadzącą postacią była moja - najpierw coś złapało szczura. Potem woda(wodnopodobne) zaczęła się marszczyć. Potem wystrzeliła macka - gdyby nie to, że byłem związany z resztą drużyny liną dla asekuracji, zwiałbym :D Ale tak... trzeba było walczyć. A w łapkach miałem tylko pochodnię... Okazało się, że to całkiem skuteczna broń na tego stwora i sfajczyłem go samojeden :) Ale ile strachu napędził...

Drugi raz pojawił się, gdy penetrowaliśmy zamek, a dokładniej część gdzie załatwia się potrzeby. Na ziemi leżało złoto, złodziej rzucił się na nie. Aż tu nagle jak bestia nie wypełznie z jakiegoś ustępu... Złapała go i wciągnęła w siebie, zanim cokolwiek zrobił. Wtedy to też pomyśleliśmy, złapaliśmy 2 pochodnie, reszta miecze i ciąć drania! Byle pilnować, żeby i naszego druha nie poranić.
Udało się, ale co łotrzyk przeżył, to jego :D
Kyle Katarn - 2008-05-22, 19:36
:
Jedne z ciekawszych monstrów to różnorakie dziwadła z którymi bohaterowie wbrew pozorom potrafią prowadzić interesujący lub zabawny dialog zamiast z nimi walczyć (lub zanim zaczną z nimi walczyć) Roger Zelazny jest niezły w wymyślaniu takich stworów, dozowane z umiarem dodają ciekawego kolorytu jego historiom. W jego powieściach istnieje zwykle wiele światów i wymiarów a przejścia między nimi to niezłe miejsce do pilnowania przez dziwacznych strażników.

Roger Zelazny w "Krew Amberu" napisał/a:
Usłyszałem głuche stęknięcie spoza miejsca, gdzie wzrok tracił dobre maniery. Lewa magiczna sonda Logrusu trafiła na coś, co drgnęło lekko. Wyczułem aurę wrogości. Nie spodziewałem się, że będzie łatwo. Gdybym to ja układał scenariusz, nie poprzestałbym na zapieczętowaniu drzwi.
- Dość, ośle jeden! Zatrzymaj się natychmiast! - zagrzmiał z przodu jakiś głos.
Wspinałem się dalej.
- Powiedziałem: stój!
Wszystkie elementy zaczęły spływać na swoje miejsca. Nad głową pojawił się strop, po obu stronach wyrosły nagle ściany, zwężając się i zbiegając...
Wielka, okrągła postać blokowała przejście. Wyglądała jak fioletowy Budda z uszami nietoperza. Kiedy się zbliżyłem, dostrzegłem inne szczegóły: wystające kły, żółte oczy chyba pozbawione powiek, długie czerwone szpony u wielkich łap i stóp. Potwór siedział pośrodku tunelu i nie próbował nawet wstać. Był nagi, ale wielki wzdęty brzuch opadał mu na kolana i zakrywał narządy płciowe. Głos miał jednak ochrypły i męski, a zapach zdecydowanie paskudny.
- Cześć - powiedziałem. - Ładny mieliśmy dzień.
Warknął, a temperatura podniosła się nieco. Frakir zaczęła szaleć, więc uspokoiłem ją w myślach.
Stwór pochylił się i jaskrawym pazurem wykreślił na skalnej podłodze dymiącą linię. Zatrzymałem się przed nią.
- Przekrocz tę linię, czarowniku, a koniec z tobą - oznajmił.
- Dlaczego? - spytałem.
- Bo ja tak mówię.
- Jeśli pobierasz myto, wymień cenę - zaproponowałem.
Pokręcił głową.
- Nie kupisz sobie przejścia.
- Hm... a czemu sądzisz, że jestem czarownikiem?
Otworzył jamę swojej paskudnej gęby, odsłaniając nawet więcej ukrytych zębów, niż się spodziewałem, i wydał dźwięk podobny do dudnienia arkusza blachy.
- Wyczułem tę twoją sondę - wyjaśnił. - To czarodziejska sztuczka. Zresztą, tylko czarownik mógł dotrzeć do miejsca, gdzie teraz stoisz.
- Nie żywisz chyba specjalnego szacunku do tej profesji.
- Zjadam czarowników - poinformował.
Skrzywiłem się, wspominając kilku starych pierdzieli, jakich poznałem w tym fachu.
- Naprawdę muszę przejść - powiedziałem. - To wyjątkowa sytuacja.
- Szkoda.
Przyjrzałem mu się dokładnie. Musiał mieć jakaś specjalną osłonę przed magią, skoro postawiono go, by zjadał czarowników. Co do obrony fizycznej, robił wrażenie. Zastanawiałem się, jaki jest szybki. Czy mógłbym przeskoczyć obok niego i uciec? Uznałem, że nie mam ochoty na eksperymenty.
- Słuchaj, właściwie co ty z tego masz? To dość nudne zajęcie, siedzieć tak w środku tunelu...
- Kocham moją pracę. Do niej zostałem stworzony.
- Wierzę ci. A przy okazji, jak masy na imię?
Parsknął.
- Na potrzeby konwersacji możesz mnie nazywać Scrofem. A ty?
- Mów mi Corey.
- Dobra, Corey. Mogę sobie tak siedzieć z tobą i pieprzyć głupoty, ponieważ mieści się to w regułach. Jest dozwolone. Masz trzy wyjścia, a jedno z nich naprawdę wyjątkowo głupie. Możesz odwrócić się i wracać, skąd przyszedłeś. Nic na tym nic stracisz. Możesz biwakować tam gdzie stoisz, tak długo, jak tylko chcesz. Nie kiwnę nawet palcem, dopóki będziesz się odpowiednio zachowywał. Postąpisz głupio, jeśli przekroczysz tę linię, którą narysowałem. Wtedy z tobą skończę. To bowiem jest Próg, a ja jestem jego Mieszkańcem. Nikomu nie pozwalam przejść.
- Jestem wdzięczny za jasne postawienie sprawy.
- To należy do obowiązków. I co wybierasz?
Uniosłem ręce, a linie sił na czubkach moich palców skręciły się w noże. Frakir spłynęła mi z nadgarstka i zaczęła wyginać się w złożone wzory.
Scrof uśmiechnął się.
- Zjadam nie tylko czarowników. Zjadam też ich magię.


Wyciąłem kilka zdań, by nie konfundować zbytnio nieznających "Amberu" ;)