Zaginiona Biblioteka

Literatura - Romanse

Tigana - 2007-12-11, 20:26
: Temat postu: Romanse
Od razu zaznaczam nie czytam romansów - za to moja mama połyka je w ilościach hurtowych. Ponieważ jednak to ja wypożyczam jej książki z biblioteki mam ciągły dostęp do tej literatury.
Na podstawie" dogłębnych" obserwacji zauważyłem, że w większości z romansów to sztampowe książki oparte na kilku pomysłach np:
- niedobrana para
- chłopak/kobieta z przeszłości pojawia sie w ustabilizowanym życiu bohatera/ki
- sierotka, atrakcyjna wdowa, panna na wydaniu wpada w poważne kłopoty
- śledztwo czyli przystojny policjant i ofiara/świadek przestępstwa
Co ciekawe autorki, bo głównie piszą panie, umieszczają akcje swoich książek nie tylko we współczesności, ale chętnie korzystają z dobrodziejstw historii (większość pozycji z wyd. Da Capo), ale i przyszłości (romanse s-f). Są też książki z elementami magii - kobieta jest wtedy zazwyczaj czarownicą.
Osobna kategoria to "Harlequiny" - mnóstwo książeczek podzielonych na rożnego rodzaju serie i pod cykle (Desire, Romance, Mecical, Tempation) Ponoć kiedyś była reguła, ze bohaterkami tych w białych okładkach są dziewice, a w czerwonych kobiety po przejściach.
Najsłynniejsze autorki to Chyba Danielle Steele, Penny Jordan, Nora Roberts, Juditk Krantz - ich książki są jeszcze w miare złożone i można w tu mówić o jakiś wartościach literackich.

A czy ktoś tutaj czyta romanse ?
ASX76 - 2007-12-12, 11:45
:
Coś mi się tu nie zgadza - najpierw napisałeś, Tigana-san, że nie czytasz romansów, a później pojawiają się "dogłębne obserwacje", które pozwalają Ci nie tylko podać serwowane w tego typu historiach schematy fabularne, ale i pokusić się o sformuowanie pewnych ocen. Coś podejrzanie dużo wiesz... ;) Nie chciałbym niczego sugerować, ale... :-P :badgrin:

Z tego co zauważyłem, popularne są także książki Paulliny Simmons z serii: "Tatiana i Aleksander".
Tigana - 2007-12-12, 16:19
:
ASX76 napisał/a:
Nie chciałbym niczego sugerować, ale... :-P :badgrin:

wystarczy przeczytać blurb na dowolnej dokładce takiej książki żeby wiedzieć o czy to jest i jak się skończy. Niestety większość romansów ma bardzo zbliżone okładki, a także blurby więc niewypożyczone pozycje sprawdzam na podstawie podpisów na karcie książki.
ASX76 napisał/a:
Z tego co zauważyłem, popularne są także książki Paulliny Simmons z serii: "Tatiana i Aleksander".

To chyba trylogia "Miedziany jeździec" i dwa kolejne tomy - sequel i prequel.
Alrauna - 2007-12-12, 19:14
: Temat postu: Re: Romanse
Tigana napisał/a:

A czy ktoś tutaj czyta romanse ?


Ja! :D
Ale zaznaczę, że romanse, harlequinów - nie!
Czytałam w życiu 2 harlequiny i to mi wystarczyło. Non stop bohaterowie rzucali na siebie uroki i czytali w oczach. Frustrujące.
Natomiast romanse nie są złe, niektóre są naprawdę dobre. Mam kilka ulubionych, do których czasem wracam. Staram się również czytać co bardziej znanych autorów romansów (Nora Roberts, Sparks Nicholas, Stephanie Lawrens). Niektóre historie są bardzo interesujące i nawet bez wątku miłosnego byłyby świetne (jak np. Harfa z DaCapo).

Na koniec dodam, że roman może być miłą odskocznią od przymusowych lektur ;) .
Romulus - 2007-12-24, 10:49
:
To ja z zupełnie innej beczki :)

Dobry romans to taki, którego naprawdę w powieści nie widać. Przez to unika mielizn czułostkowości i banału. Jeśli romans to jako jeden z wątków powieści. Namietność jako siła napędowa głównego bohatera.

Przykład: Biała Gorączka Jamesa Ellroya. Książka, w której nie ma grama dobroci, główny bohater to policyjna menda, przekupna, alfonsowata (jak zresztą wszyscy bohaterowie autora Tajemnic Los Angeles). ale spotyka na swej drodze kobietę i... nie, nie, nie ma ckliwego happy endu, ani oczyszczającej przemiany. Ale jaka miłość ! I na dodatek wyrażona dopiero w epilogu, niemal w ostatnich zdaniach...

Drugi przykład: Wyspa Skazańców Denisa Lehane (autora także Rzeki Tajemnic, ktorą wyreżyserował C. Eastwood). Nawet nie piszę, bo spalę fabułę, która również do ostatniego zdania trzyma za flaki. Tyle tylko: miłość jako główna oś dramatu trawiącego głównego bohatera. A i tak chyba za dużo napisałem.

Ogólnie: wolę romanse oglądać, niż je czytać
Elektra - 2007-12-30, 22:29
:
Zdarza mi się czasem poczytać jakieś romanse. I Harlequiny też. Pożyczam je dla mamy, albo dla cioci. Specjalnie dla siebie jakoś mi się nie zdarzyło. Ale kiedyś... bywało inaczej. ;)

Autorów (a raczej autorek) zupełnie nie pamiętam (z wyjątkiem D. Steel, ale ona takich zwykłych romansów nie pisze), raczej serie, czy wydawnictwa. Najbardziej lubiłam te pseudo-historyczne z wyd. Da Capo. Ale jakoś ostatnio, dziwnym trafem, zupełnie brak mi czasu na sięganie po te książki. ;)
Tigana - 2007-12-30, 22:33
:
Elektra napisał/a:
Najbardziej lubiłam te pseudo-historyczne z wyd. Da Capo.

"Książki De Capo to złodzieje czasu" Nie chowaj przed żoną i tak kupi sobie nową" Klasyka. Tytuły jednowyrazowe z serii: dziewica, wiedźma, bankiet, , koronka .... Straszna tandeta.
Elektra napisał/a:
Ale jakoś ostatnio, dziwnym trafem, zupełnie brak mi czasu na sięganie po te książki. ;)

Ciekawe dlaczego //mysli
Elektra - 2007-12-30, 22:37
:
Tigana napisał/a:
Tytuły jednowyrazowe z serii: dziewica, wiedźma, bankiet, , koronka .... Straszna tandeta.

Cholera, Ty nawet tytuły pamiętasz. ;P

Ambitne to one nie są, ale czasem mam potrzebę poczytania czegoś takiego.
Tigana - 2007-12-30, 22:48
:
Elektra napisał/a:
Cholera, Ty nawet tytuły pamiętasz. ;P

Niestety mam to nieszczęście, że zapamiętuje większość tytułów książek jakie widziałem - no po za setkami Harlequinów, które wypożyczam mojej mamie.
Taka wielka dwójca "romasów" to chyba:
- Daniel Steel i Nora Roberts. Oprócz tego poczytne są (były?) J. Collins i J. Krantz - ale ostatnio nie widziałem ich nowych pozycji. rekordzistką jest natomiast Barbara Cartland -ponad
500 książek. To nie romans to horror.
Bruja - 2007-12-31, 00:00
:
Zdarzało mi się czytać romanse... Może trudno w to uwierzyć, ale kiedyś odbijało mi bardziej niż obecnie i od czasu do czasu sięgałam po takie czytadło. Wciągnęłam parę pozycji z De Capo, J. Collins, jakieś Trędowate i Przeminęło z wiatrem... Chociaż to ostatnie jest ciekawe mino wszystko ;) Nigdy nie przeczytałam nic Steel. Powód: moja mamita i ciotka jej nie lubią xD cóż... nie to nie xD
Część SOLL można z powodzeniem nazwać romansem, pisze tutaj o częściach, w których bohaterami byli członkowie rodu niedotknięci przekleństwem. Te z całej sagi pamiętam najmniej jeśli w ogóle, bo chyba żadna z nich mi się nie podobała... Zawsze wolałam tych złych.
Liv - 2007-12-31, 08:24
:
Jeżeli uznać wydawane przez Pol-Nordica książki za romanse (po części na pewno nimi są) to przeczytałam ich kilkanaście.
Podobnie jak Bruja, SoLL, potem Czarnoksiężnika ... pamiętam też niejaką sagę o Raiji, serie o władczyniach wikingów itp.
solanna - 2007-12-31, 11:20
:
Nie, no romanse i nic o Jane Austen :?: :!: To Mistrzyni, te obserwacje obyczajowe, ta cudowna ironia i sztuka opisu relacji... rewelacja...

Miałam kiedyś etap halrequinów, ale szybko mi się znudziły, bo mają ten sam schemat:
1. Oni się spotykają.
2. Na ogół pociągają się fizycznie lecz cos ich dzieli.
3. Padaj sobie w ramiona i nie tylko w ramiona.
4. Pojawia się jakaś przeszkoda.
5. Pokonują przeszkodę.
6. Żyją etc.

Po trzech nie chce się juz czytać.
Bruja - 2007-12-31, 12:14
:
No tak... "Dumę i uprzedzenie" też kiedyś przeczytałam, ale nie zachwyciła mnie jakoś specjalnie ta książka. Głowna bohaterka mnie nie ruszała o.o Bardziej podobała mi się "Dama kameliowa" Dumasa...
Obecnie jestem w połowie "Przedwiośnia" Żeromskiego- to też romansidło :mrgreen:

Do schematyczności:
Bardzo często jedna z połówek jest biedna, a druga obrzydliwie bogata i strasznie popularne są mezalianse ;)
Romulus - 2007-12-31, 13:39
:
Dumę i uprzedzenie czytałem i oglądałem.
Książka, jak książka - do Jane Austen tak mi blisko, jak do Ingmara Bergmana. OPrzeczytałem, bo chciałem skonfrontować z serialem BBC. wyszło na korzyść serialu.

Zakupiłem go (tenże serial) w kolekcji Przyjaciółki (jaki wstyd...). Ale jest on rewelacyjny. Najpierw mieliśmy z małżonką obejrzeć tylko jeden odcinek. Zarwaliśmy nockę oglądając cały. Colin Firth i J. Ehle nas uwiedli. chyba jedyny romans przeniesiony na ekran, co do którego żywię ciepłe uczucia. Utwierdził mnie w przekonaniu, że dobre romanse lepiej się ogląda niż czyta (podobnie było z Przeminęło z wiatrem).

Moja ciotka kiedyś miała całą serię Sagi o ludziach lodu. Jak ładnie płonęła...
Ł - 2008-01-01, 03:23
:
Próbuje sobie cokolwiek przypomnieć i od biedy można by dać Johnatana Carrolla, u którego wątki miłosne są często osią całej literackiej imprezy. Myśle że tradycyjne formuły romansu jakie Tigana próbowal wydestylować na początku tematu, są dla mnie do przyjęcia tylko w formie filmu a i to nie łatwo i na zasadzie "bo skoro leci to". Sam nie czuje wewnętrznego przymusu aktywnego obcowania z tego typu literaturą.
AM - 2008-01-02, 10:19
:
Na szczęście istnieją też takie książki jak Anna Karenina, które pozkazują, że problem nie leży w konwencji, a talencie autora i oczekiwaniach czytelników.
solanna - 2008-01-04, 14:06
:
AM, co masz na myśli? Bo ja w "Annie Kareninie" utknęłam w połowie pierwszego tomu i żadna siła nei była w stanie mnie zmusić do skończenia tej książki. No, może tylko gdyby to była jedyna dostępna mi pozycja przez jakieś pół roku pobytu na pustyni, to bym ją wciągnęła.
Tigana - 2008-02-01, 23:11
:
Za królowa polskiego (współczesnego) romansu uważa sie panią Katarzynę Grochole - twórczynie arcypopularnej serii o Judycie. Moja mama - zawodowy czytacz romansów - "Nigdy w życiu" rzuciła w kąt i powiedział, że tego nie da sie czytać. Znacie? Czytacie? Podziwiacie? Nienawidzicie?
Liv - 2008-02-02, 08:37
:
W ogóle się z tym nie zgodzę : ) Popularność Grocholi wynika z ekranizacji jej książki, co z kolei, królowej polskiego romansu z niej nie czyni.
Poza tym z tym 'romansem' to u niej ciężko.
Cykl o Judycie jest kiepski - zwyczajnie kiepski, za to Osobowość ćmy i Przegryźć dżdżownice są powieściami bardzo dobrymi.

Szwaja.
To jest dopiero polska królowa romansów :)
Tigana - 2008-02-02, 09:26
:
Liv napisał/a:
Szwaja.
To jest dopiero polska królowa romansów :)

Nie znam - możesz coś o niej więcej napisać?
nastka - 2008-10-12, 10:04
:
Czytałam tylko "Dumę i uprzedzenie" i "Perswazje" Jane Austen, "Prawdziwy cud" Nicolasa Sparksa i część SoLL.

Te dwie pierwsze całkiem, całkiem. Czytało się szybko, łatwo i przyjemnie. To, co w nich jest niezaprzeczalnym atutem, że nie od razu wiadomo jaki będzie koniec. Nie wszystko jest jasne, dlatego z wielką przyjemnością czyta się do końca.

Niestety nie mogę tego powiedzieć o "Prawdziwym cudzie". Od momentu kiedy on i ona się spotkali wszystko było jasne. Doczytałam do końca tylko ze względu na tajemnicę dziwnych świateł na cmentarzu. Po prostu chciałam się dowiedzieć o co z nimi chodziło. Zakończenie było tak przewidywalne i słodkie, że było w sumie potwierdzeniem moich wcześniejszych domysłów.

SoLL lubię i mam zamiar przeczytać całą. Po prostu wciągnęła mnie i już. I też zawsze wolałam tych wybranych czy obciążonych dziedzictwem ;)
bihana - 2008-11-20, 10:44
:
Tigana napisał/a:
Ponoć kiedyś była reguła, ze bohaterkami tych w białych okładkach są dziewice, a w czerwonych kobiety po przejściach.


mg. skad Ty bierzesz te infa?;D

z harlequinow czytalam kiedys cala 'sage o ludziach lodu' magrit sandemo. no i pierwsze pare tomow czytalo sie fajnie bo pomysl miala pisarka i nie chodzilo tylko o plonace pozadaniem ledzwia czy inne rzeczy. ;)
ogolnie: akcja rozpoczyna sie w poznym sredniowieczu na moje oko (kaprawe, wiec jak sie mysle to cii, nie bic.;D) i jest ciagnieta az do wspolczesnosci z wyszczegolnieniem niektorych zdarzen historycznych (tych zlych, ofc), ktorych sprawca byl taki jeden zly kolo pochodzacy z rodziny, wktorej ma sie rozne magiczne moce. rodzina pozniej sie rozgalezila mocno, co druga osoba sie kochala w kims z rodziny, co bylo zakazane, bo sie moze ktos ze zlym dziedzictwem tego zlego kolesia urodzic. oj, nie chce mi sie tlumaczyc bo juz zaczynam platac. :p
jak bedziecie mieli jakies 60 lat wypozyczcie sobie, poczytajcie pare tomow (pojawia sie sol, superfajna zoltooka podstepna jedza. ;) )

romanse
mg, uwielbiam jane austen.
i mr darcy'ego i knightley'a z 'emmy'.;))
czytalam 'dume i..', 'emme', 'perswazje', 'opactwo northanger', 'mansfield park' i 'rozwazna i romantyzcna'. i w austen w sumie najfajniejsza jest ironia i portrety ludzi, bo wna moj gust ma troche taki spokojny, flegmatyczny styl pisania.;)
a serial BBC 'duma i uprzedzenie' mg. cudo. colin firth rzuca na kolana jako pan darcy, strasznie psizcze przed tv jak to ogladam.;D

'przeminelo z wiatrem'
kochakochamkochamkochamkocham retta. moj ukochany facet w literaturze, przebija wszystkich na glowe i cala reszte. ;)
ale cala knige tez kocham, mitchell tak idealnie dobiera slowa, tak swietnie sie to czyta, ze mg. 'przeminelo..' jest w czolowce u mnie. zawsze.;)
czytalam kontynuacje 'scarlett' i 'rhetta butlera'.
no i 'scarlett' ju zalatuje takim romansidlem, ze zeby bola. + nie ma tego uroku samego poludnia, ktory mitchell potrafila dac. no ja rozumiem, ze ripley to pisala duzo pozniej, nie miala dojscia do osob, ktore pamietaja wojne i czasy powojenne z wiadomych wzgledow, ale chociaz mogla sie starac o zachowanie stylu danej postaci. a nie, ze scarlett traci nagle swoj tupet, jest dalej glupia, ale nie tak inteligentna jak w 'przeminelo'. argh. ogolnie - jest o tym, co sie dzialo, jak rett skonczyl ze scarlett, ze ona pojechala sobie do irlandii poznac rodzinne korzenie, pojawilo sie dziecko scarlett w wyniku jednego wybryku i takie tam.;) ah, i scarlett ma kochanka, przelotnie bo przelotnie, ale.;)
a, i to, ze mitchel potrafila naprawde oddac klimat wojny secesyjnej, tych wszystkich konwenansow, to co bylo zabronione, a co nie to tworzy taki urok 'przmeinelo', ze imo zbedne sa wszystkie kontynuacje. ale ludzie potrzebuja happy endu chyba. :p

'rhett butler' czyli to co sie dzialo przed 'przminelo', w czasie i po, tyle ze z perspektywy retta. konflikty z tata, jak wygladalo ich zycie, rett w szkole, pierwsze spotkanie ze scarlett itd. no i znowu nie uchwycil klimatu, ale moge sie czepiac bo mialam chyba wygorowane zyczenia co do knigi.;))
a, i nie pasowalo mi pare watkow zapozyczonych z 'przeminelo'
na moj gust facet nawet nie powinien brac do pisania tej ksiazki, skoro chyba z zalozenia powinna ona byc romansem. ;)

a, i swietne sa tez romanse historyczne sigrid undset.;))
a ze wspolczesnych rzeczy to meg cabot, tzn niektore z jej knig, bo nie wszystkie trzymaja poziom i sie robia jakies takie ckliwe, a nie humorystyczne jak byc powinny.;)!
Tigana - 2008-11-20, 16:27
:
bihana napisał/a:
mg. skad Ty bierzesz te infa?;D

Jak wypożyczysz ze 100 takich "dziełek" to masz już ogólny rys "co i jak" :mrgreen:
A tak na serio - czytałem o tym w jakimś czasopiśmie. Kiedy "Harlequin" pojawił sie na naszym rynku i zaczął zdobywać popularność to sporo pisano o treści ich treści, nawet powstawały jakieś prace naukowe.
Sabetha - 2008-11-20, 19:19
:
bihana napisał/a:
'przeminelo z wiatrem'
kochakochamkochamkochamkocham retta. moj ukochany facet w literaturze, przebija wszystkich na glowe i cala reszte. ;)
ale cala knige tez kocham, mitchell tak idealnie dobiera slowa, tak swietnie sie to czyta, ze mg. 'przeminelo..' jest w czolowce u mnie. zawsze.;)


Zgadzam się. Ta książka ma swój niekwestionowany urok i żadna etykietka z napisem "romans" tego nie zmieni. Pomijając kwestie związane z faktem, iż życie niewolników na Południu nie było tak sielskie, jak to nam przedstawia pani Mitchell, odwaliła ona kawał dobrej roboty, opisując "krajobraz po bitwie", gdzie trzeba walczyć o przetrwanie wszelkimi dostępnymi środkami, bo inaczej "rozdziobią nas kruki", bez skrupułów żerujące na ludzkim nieszczęściu. Co do wątku romansowego, nie jest jakoś specjalnie ckliwy i rozlazły, bohaterowie mają charakter, a otwarte zakończenie tylko dodaje dziełku uroku - ot, pytanie, czy oni jeszcze kiedyś się zejdą...

Z dzieł o "mniłości" kocham "Wichrowe Wzgórza", bawi mnie "Duma i uprzedzenie" i pałam niezwalczoną sympatią do... "Dewajtisa" Marii Rodziewiczówny. Płakałam też ze śmiechu, czytając "Dziennik Bridget Jones". Cóż, nikt nie jest doskonały ;)

Tigana napisał/a:
Za królowa polskiego (współczesnego) romansu uważa sie panią Katarzynę Grochole - twórczynie arcypopularnej serii o Judycie. Moja mama - zawodowy czytacz romansów - "Nigdy w życiu" rzuciła w kąt i powiedział, że tego nie da sie czytać.


Amen. Sięgnęłam kiedyś z ciekawości po obejrzeniu filmu. Poddałam się po kilkudziesięciu stronach. Miało być zabawnie, było...badziewnie. Joanna Chmielewska posiada więcej poczucia humoru w jednym paznokciu, niż pani Grochola w całym swym jestestwie.
bihana - 2008-11-21, 16:04
:
Sabetha napisał/a:
Płakałam też ze śmiechu, czytając "Dziennik Bridget Jones". Cóż, nikt nie jest doskonały ;)

teeez.;)
ale kniga jest naprawde bardzo udana.;D
nie znam zadnej drugiej o wspolczesnej kobiecie tak swietnie napisanej, i ktora po prostu idealnie przedstawia wszystkie babskie humory, fochy, zachowania a propo facetow, picia, pracy i takich tam.;)

z pl romansidel to szwaja faktycznei pisze fajne - zwiazane z tematyka zeglarska, przewijajacych sie sierotek i sierocincow, pelne uroku i takie fajnie cieple.
ostatni tom serii klubu malo uzywanych dziewic - 'zatoka trujacych jabluszek' jakos mi sie srednio podobal, ale moze dlatego, ze calosc bardziej dotyczyla wybrykow paczki na wakacjach + kazda miala juz faceta zlapanego. calosc jest neico wydluzona i mozna bylo glowne watki upchnac w poprzednich czesciach imo, ale i tak w sumie milo sie czytalo nowa szwaje. ot, takie czytadlo na wieczor. ;)
elTadziko - 2008-11-21, 16:13
:
Ja nie czytuję romansów, ale zdarzyło mi się przeczytać parę książek, które można pod to podciągnąć ;)
Najpierw przeczytałem "Dziennik Bridget Jones" i "W pogoni za rozumem". Siostra kupiła, a mi się nudziło, więc się za to zabrałem :P Całkiem fajne, dowcipne. Drugi tom trochę gorszy, ale trzyma poziom ;)
A na wakacjach przeczytałem "Przeminęło z wiatrem" i bardzo mi się podobało. W sumie nazywanie tej książki romansem może być trochę dla niej krzywdzące :P Wziąłem ją nawet do prezentacji maturalnej z polskiego do tematu o cierpieniu - przedstawię cierpienie Scarlett z powodu niespełnionej miłości i cierpienie ludzi z powodu wojny secesyjnej =)
Romulus - 2008-11-21, 16:16
:
Niezły temat. Ja wybrałbym Rhetta :mrgreen: "Jak się nieszczęśliwie zakochać w kobiecie nie wartej mej miłości...".

A w temacie.
Do listy świetnych i niebanalnych romansów dorzucam EDITH WHARTON i jej WIEK NIEWINNOŚCI.
Najpierw obejrzałem cudny film M. Scorsese, który jest bardzo wierną adaptacją tej powieści, a potem przeczytałem powieść. Do dziś nie mogę się zdecydować, którą wersję wolę bardziej: książkowy oryginał, czy filmową adaptację. Obydwie czarujące i dające dużo przyjemności.
Romulus - 2008-12-03, 12:46
:
Do listy romansów dorzucę jeszcze POKUTĘ Iana McEwana. Jeśli chodzi o fabułę jest to także historia romansu, miłości dwojga ludzi rozdzielonych przez wyobraźnię młodej dziewczynki; w drugiej części powieści jest jednak zepchnięta na drugi plan bo skupia się na losach bohaterów już po feralnym zdarzeniu, aby powrócić w finale jako swoisty epilog. Piekna historia opowiedziana nie w celu wzruszania czytelników, ale - aby poprzez tą historię dotknąć istoty prawdy i kłamstwa, prawdy w literaturze, jej roli itd. itp.

Kolejny romans, a raczej wątek romansowy w literaturze popularnej to MAŁA DOBOSZKA Johna LeCarre. To przede wszystkim opowieść o polowaniu na palestyńskiego terrorystę, do którego drogą dotarcia staje się jego brat, również terrorysta, ale kobieciarz. Wywiad izaraelski chce głównemu celowi podsunąć lewacką aktorkę Charlie niby-kochankę uprowadzonego braciszka. Aby przygotować ją wiarygodnie do roli, izaraelski oficer "wciela się" w rolę kochliwego terrorysty, by stworzyć jej legendę. Nie pozostaje to bez skutków, bo dwójka bohaterów jest już poraniona psychicznie. Bardzo ciekawe studium dotyczące nie tylko izraelsko - palestyńskiego konfliktu, ale i pociagająca opowieść o miłości - bez szablonowych rozwiązań.
Film został zekranizowany z Diane Keaton w roli głównej. Ekranizacja taka sobie była - ale książka jest fenomenalna.
Rapsodia - 2008-12-12, 11:32
:
Tigana napisał/a:
Za królowa polskiego (współczesnego) romansu uważa sie panią Katarzynę Grochole - twórczynie arcypopularnej serii o Judycie. Moja mama - zawodowy czytacz romansów - "Nigdy w życiu" rzuciła w kąt i powiedział, że tego nie da sie czytać. Znacie? Czytacie? Podziwiacie? Nienawidzicie?


Och, ja czytałam "Nigdy w życiu" tylko właśnie nie wiem czy moja wypowiedź będzie obiektywna, bo miałam wtedy ok. 12/13 lat a książka przeznaczona jest dla kobiet 30-paroletnich. W jednym słowie - chłam, takich rzeczy nie warto czytać nawet dla rozluźnienia czy rozrywki.

Z takich klasycznych romansideł to ekscytowałam się niegdyś Jane Austen. Czytałam "Dumę i Uprzedzenie", "Mansfield Park" i "Rozważną i romantyczną". Polecam ale nie należy spodziewać się po jej literaturze jakiś ekscytacji. Austen i literaturę tego typu trzeba lubić, bo inaczej wydaje się nudna.

Czytałam także "Przeminęło z wiatrem" :mrgreen: Pamiętam jak dziś - 2 gimnazjum, miałam potworną grypę, od nadmiaru leków prawie halucynację i siedziałam nad powikłanymi losami Scarlett. Dobra książka historyczna i dobra w swoim rodzaju.

Ogólnie mimo swojego nieskrywanego zamiłowania do romansideł zauważyłam, że zazwyczaj (powyżej przytoczyłam dwa wyjątki) jeżeli coś ma być z założenia romansem to mi się zupełnie nie podoba a bardziej wzruszają mnie wątki miłosne w różnych powieściach.

EDIT: Właśnie dostrzegłam, że na stoliku sypialnianym mojej mamy leży książka autorstwa wymienianej tu przez kogoś M. Szwai pt: "Klub mało używanych dziewic" :shock: ?!
Carmilla - 2008-12-20, 02:22
:
Co ja się w życiu naczytałam romansów to moje...
swego czasu w ogólniaku było to pożyczone hurtem od qmpeli jakieś 30 harlequinów w różnych kolorach i o różnej grubości. I jakoś tak nie dostrzegałam różnicy między poszczególnymi kolorami - czasem w białych był ostrzejszy seks niż w różowych. Podówczas nie było jeszcze serii medical ani nastoletniej. Był historical romance czy jakoś tak, różnił się tym od pozostałych, że akcja się działa w dawnych czasach i były 2x grubsze. Książki, nie bohaterki. Cechą wspólną wszystkich było to, że zawsze ona taaaaka piękna i on taaaaaki przystojny, że naprawdę dziwne, żeby się w sobie nie zakochali. Problem miałam co zrobić z tymi ksiązkami, jak qmpela nie chciała zwrotu przyjąć... no, ale jakoś dało się zutylizować... znaczy rozparcelować między chętnych do czytania.
Dalej mamy SOLL i SOCz - omówiłam gdzie indziej. Zdecydowanie wolę tych zarośniętych zwierzoczłeków (hojnie przez naturę obdarzonych :mrgreen: ) od tych wymuskanych z harleqinów. No, ale to są książki do przeczytania i zapomnienia. Podobnie jak tez m. Sandemo Tajemnica władcy lasu czy opowiadania romansowe.
Barbara Cartland - sztuk 1, ale nie pamiętam tytułu - tak głupie, że aż śmieszne. Lubiłam kiedyś filmy na podstawie jej prozy (tytułów tez nie pomnę) bo tam grała młodziutka Helena Bohnam Carter - podówczas z typu urody wcielenie niewinności i takież bohaterki grywała.
Potem (a może równolegle, bo to nie było tak, że jak się do czego przyczepiłam to już nic innego) były piękne (stylistycznie) romanse T. Hardy'ego, które mają zasadniczo dwóch głównych bohaterów - wrzosowiska - bodaj jedyne książki, gdzie opisy przyrody urzekają i zdają się być integralną częścią fabuły oraz przypadek, który sprawia, że romanse owe kończą się tak jak się kończą... czyli dobrze inaczej (to chyba nie jest za duży spojler? :roll: )
Oczywiście jako miłośniczka literatury grozy nie mogłam nie czytać czegoś a la romans gotycki i okolice. A więc były Wichrowe Wzgórza - zawsze miałam mordercze instynkty do bohaterki i słabość do Heathcliffa, Jane Eyre - powieść, której wybaczyłam happy end, bo był taki, że dał się wybaczyć. Z tej półki to też niektóre romanse Daphne du Maurier. Jak byłam w ogólniaku zachwyciła mnie Rebeka. Ostatnimi czasy chciałam to zrecenzować, przeczytałam raz jeszcze i szok: jak to mi się mogło podobać? :shock: Ale niektóre inne, jak Moja kuzynka Rachela czy Zatoka Francuza - całkiem OK, zwłaszcza ta pierwsza (film z G. Chaplin w roli tytułowej tez był niezły)
Z polskich romansów - Rodziewiczówna - porażka. To było chyba głónie o świętej miłości kochanej ojczyzny, reszta to tylko kamuflarz. A z nowszych - Wiśniewski, Janusz Leon i jego wielkpomne dzieło S@motnośc w sieci. Niektóre historie miłosne niezłe inne - tragiczne... i nie o finał mi tu chodzi tylko o poziom ;-) Nawet podobało mi się zakończenie... Dopóki nie przeczytałam, jak pod wpływem internautów dopisał do zakończenia parę zdań.
Więcej grzechów nie pamiętam. A nawet jakby były, to ten post i tak już jest jakby ździebko za długi ;)
Tigana - 2008-12-20, 11:58
:
A czytał ktoś może "Powroty nad rozlewiskiem"/"Dom nad rozlewiskiem" Małgorzaty Kalicińskiej? Ponoć bestseler bijący na głowę prozę Grocholi (chociaż akurat to ostatnie nie jest aż tak trudne :mrgreen: )
Romulus - 2008-12-20, 12:58
:
Moja zona kupiła sobie (bo to w sumie trzy powieści chyba są). Chciałem z ciekawości przeczytać, ale ona póki co nie skacze z wrażenia, więc może w wolnej chwili kiedyś chwycę. Koleżanka w pracy za to jest oczarowana i poleca - choć sama mówiła, że głównie kobietom (ale ona na chłopów patrzy stereotypowo: żaden się na faceta nie nadaje, jeśli nie łoi piwska przed telewizorem oglądając mecz - według jej standardów jestem gejem :mrgreen: )
Tifa Lockhart - 2009-09-26, 18:53
:
Czytałam kilka Harlequinów mojej babci . Zostawiło to ciężkie ślady na mojej psychice (co swoją drogą widać :mrgreen: ) . Przeczytałam jeszcze Stracone dusze czy coś takiego . Z okładki to był kryminał połączony z romansem . Ale z treści to było takieee nudne i nieciekawe , że dziękuję . Nie zamierzam więcej tego czytać.
salamandra - 2010-07-12, 11:41
:
Na mnie ostatnio zrobiła wrażenie książka Roberta Goolricka pt. "Żona godna zaufania". To taki romans połączony z kryminałem. Trochę w stylu Jane austin. bardzo głęboki, bardziej w nim chodzi o pokazanie ludzkich słabości, mrocznych stron niż uczucia miedzy bohaterami. o miłości, która targa człowiekiem...bardzo ciekawe i napisane przez mężczyznę!
Auri - 2020-05-08, 11:53
:
Za nastoletnich lat silnie wzbraniałam się przed czytaniem romansów, bo to przecież takie babskie - czytać o związkach. Z biegiem lat wyzbyłam się pewnych uprzedzeń i tak na warsztat poszła Jane Austen. Stało się to za sprawą ekranizacji jej powieści, najpierw tych współczesnych, popularnych, potem tych sprzed dziesięcioleci, które mają więcej wspólnego z teatrem niż z hollywoodzkim kinem. Obejrzawszy te filmowe adaptacje, doszłam do wniosku, że te romantyczne historie niosą ze sobą wiele więcej niż związkowe mrzonki o (nie)szczęśliwej miłości. To zachęciło mnie do lektury.
Na pierwszy ogień poszła Duma i uprzedzenie. Ja - wielce dotąd uprzedzona [sic!] - potraktowałam tę książkę pobłażliwie i wzięłam ją ze sobą jako lekką lekturę do pociągu. Zostałam wciągnięta w opowieść tak silnie, że o mało nie przegapiłam stacji.

Solanna napisał/a:
To Mistrzyni, te obserwacje obyczajowe, ta cudowna ironia i sztuka opisu relacji... rewelacja...


Zgadzam się z Solanną. To, co jest mi szczególnie drogie w opowieściach Jane Austen to jej dbałość o detale. W niewymuszony sposób przybliża nam realia współczesnego sobie świata. Realia, które dziś wydają się niemal fantastyczne - zwłaszcza z perspektywy Polaka, któremu nie było dane mieszkanie w kilkusetletnim dworze. To, co dodatkowo ujmuje w książkach Austen to wielopoziomowość relacji pomiędzy bohaterami. Rzadko pojawia się postać, która nie ma fabularnego uzasadnienia swojej w opowieści obecności, a te które nam zaprezentowano - nawet jeśli nie odgrywają kluczowej roli w fabule - są uwikłane w swoje własne sprawy/relacje/dramaty, a zauważanie tego przez autorkę sprawia, że jej opowieść zyskuje na autentyczności.

Romulus napisał/a:
Dobry romans to taki, którego naprawdę w powieści nie widać.


Pod tym się podpisuję (choć u Austen raczej wiadomo, że koniec końców na jakimś związku się skończy).

Po Waszych raczej pozytywnych wypowiedziach kiedyś sięgnę po Danielle Steel.