Zaginiona Biblioteka

Sulvar'thar - Kamienica pod zestrzelonym amorem

KapitanOwsianka - 2007-11-29, 19:48
: Temat postu: Kamienica pod zestrzelonym amorem
Umiłowany, podobny do gazeli! Do młodego jelenia! Alkabar jeszcze nigdy nie był przyrównywany do jelenia, tym bardziej młodego, a do tego wszystkiego w momencie, w którym powinien usłyszeć swoje imię, wykrzykiwane. Swoją drogą niekiepski motyw na poemat. Och! Maleńki! maleńki? Jak ona może???
Nagle do jego uszu doleciał rumor na schodach. Zaraz za hałasem krzyki. Alkabar nie miał wątpliwości, że był to mąż jego kochanki, a nawet gdyby miał, to po tym co mówiła zdecydowanie uznałby agresora za męża. Zerwał się momentalnie z łóżka i w locie chwycił spodnie i koszulę. W tym samym momencie ktoś silnie szarpną za klamkę.
Dopadnę Cię ty gołodupcu! Nie będziesz chędożył cudzych żon! w tym czasie Alkabar właśnie gołodupcem przestawał być. Jego kochanka, piękna, ale nie najmądrzejsza kobieta w średnim wieku dopadła do drzwi przytrzymując je w czasie gdy półelf mocował się z wysokimi butami. Nagle coś trzasnęło, dziewczyna upadła na podłogę a w progu stanęło samo wcielenie Talosa. Ale Alkabar nie myślał o poetyckich porównaniach, bo właśnie wyskakiwał za okno na gzyms, a potem na czyjś balkon, gdzie unikając lecącej za nim lampy zapiął dwa guziki koszuli. Jednak rogacz nie dał za wygraną i runął zaraz za nim na balkon. Było mało czasu. Bard nie zdążył nawet pomyśleć, jak głupi jest jego pomysł. Przeskoczył przez balustradę i odbiwszy się od czerwonej markizy wpadł prosto do czyjegoś kabrioletu. Jego adwersarzowi nie poszło tak gładko. Markiza nie wytrzymała pod ciężarem zbroi i zleciał prosto w stragan z owocami.
Nevi - 2007-12-02, 13:32
:
W kabriolecie siedziała młoda kobieta, na pierwszy rzut oka ludzka, jednak dłuższa chwila obserwacji pokazała, że miała w sobie jakąś planarną krew. Miała bardzo ładną, lekko oliwkową cerę, duże całkowicie czarne, delikatnie skośne oczy, które teraz patrzyły na Alkabara z przyjemnym zaskoczeniem. Właścicielka tych nieco drapieżnych oczu, małego, lekko zadartego w górę noska i czerwonych, pełnych ust, ubrana była w długą, jasną, nieco przezroczystą miejscami suknię, która ciasno opinała kształty kobiety, pomimo nawet tego, że ta siedziała.

Szczątki markizy i straganu z owocami zaczęły się poruszać, co znaczyło, że rogacz właśnie chyba odzyskiwał przytomność i zbierał się, by znowu zacząć ścigać barda.
KapitanOwsianka - 2007-12-02, 14:29
:
Ratujesz mi życie Aniele... powiedział uśmiechając się w ten swój "niezawodny" sposób. I wtedy zoczył rogacza podnoszącego się spośród pomarańczy. Ale nadal jestem w niebezpieczeństwie... Pozwolisz, że Cię uprowadzę? zapytał, ale nie czekając na odpowiedź zwinnie przeskoczył na kozioł i wyrwawszy wodze z rąk woźnicy zaciął oba koniki by pomknąć przez ulicę roztrącając pomstujących przechodniów.
Nevi - 2007-12-02, 15:27
:
Oczy kobietki rozszerzyły się w lekkim przestrachu, pomieszanym z zafascynowaniem samą osobą Alkabara.
Woźnica, starszy, leciwy staruszek w ładnym czarnym fraku, rzucił na niego wojowniczo-przerażone spojrzenie i usiłował mu wyrwać wodze, co nie bardzo mu się udawało, trzeba przyznać. Majtał rękoma, machał nimi, próbując zrzucić barda z kozła, ale nic to nie dawało.
Konie, o niezwykłej białej maści runęły w galop, smagnięte lejcami, roztrąciły grupkę handlarzy, gorączkowo się przekrzykujących i pomknęły w ulicę, zostawiając rogacza, który właśnie sie wygrzebywał z kupy najróżniejszych owoców.
Stać! Stój! - krzyknęła głośno kobietka całkiem melodyjnym i przyjemnym głosem, drżącym nieco od strachu tą brawurową jazdą.
KapitanOwsianka - 2007-12-07, 13:43
:
Ale Alkabar nie słuchał, gnał dalej poganiając konie krzykiem. Potrzebował trochę czasu, musiał zgubić pościg. Twarz mu się śmiała, wiatr rozwiewał czarne włosy. Pęd upajał. Skręcił gwałtownie w jedną z uliczek, wóz groźnie zatrzeszczał i zakolebotało się gniazdo, a wraz z nim jego wybawicielka. Kiedy uznał, że rogacz już go nie dogoni ściągnął wodze i zatrzymał powóz.
Zeskoczył zwinnie z kozła posyłając rozbrajający uśmiech jakiejś mieszczance przechodzącej obok, po czym podszedł do budy kabrioletu, wspiął się na stopień i przechylił przez drzwiczki, spoglądając w migdałowe oczy dziewczyny. Czy nie będzie to zbytni afront, jeśli zapytam o imię mojej wybawicielki? zapytał wyciągając rękę i ujmując elektryzującym dotykiem jej dłoń.