Zaginiona Biblioteka

Sulvar'thar - Kancelaria "Sfera Prawa"

bartold - 2007-11-15, 22:17
: Temat postu: Kancelaria "Sfera Prawa"
Oto kancelaria adwokacka. Ostoja prawa (bo przecież nikt normalny nie określi tym mianem Straży Miejskiej... Można być uczciwym albo strażnikiem, ale nie jedno i drugie na raz.) w mieście międzyplanarnym - zawsze znajdzie się ktoś, kto zbyt nisko ceni swe życie, by poświecić je na ważniejsze cele (np. pochędóżkę w pobliskim zamtuzie po okazyjnej cenie. Zadowolenie i spełnienie gwarantowane, podobnie jak i spektrum chorób wenerycznych), więc zostaje prawnikiem.

Niestety, prawnik, będący Bal'aasi nie może liczyć na szeroką klientelę (z kolei zaletą tego jest naturalny odsiew trywialnych spraw - tylko wyjątkowi desperaci przełamią nieufność wobec tej rasy), takoż i od kancelarii nie biło przepychem. Ot, solidny, gładki, bazaltowy pulpit, dębowe, obite runem owczym krzesło, zapas pergaminu, inkaust i pęk piór - wszystko, czego trzeba dobrze zorganizowanemu adwokatowi. Jako dopełnienie, na ścianie wisi porządnej roboty rapier, ciepło w stopy zapewnia gruby, liliowo-zielony dywan.

Lokator, Nathzehrg Vergo, przez przyjaciół (i łamiących sobie język na jego imieniu) zwany Nawróconym siedział w skupieniu przy biurku, kopiując do swego dziennika interesujący wpis księgi wieczystej, wachlując się (Co za gorąc, niechby to...!) swymi imponującymi skrzydłami.

Za plecami miał zamknięte drzwi prowadzące do drugiej izby, na nich wisiał, oprawiony w ramkę, arkusz pergaminu.

Czas upływał leniwie na pracy...
Nevi - 2007-11-15, 22:36
:
Czas rzeczywiście leniwie upływał mu na pracy, podczas gdy Obłok piął się coraz to wyżej, coraz to potężniej wznosił się nad Morzem Enigmajskim, a co za tym idzie, coraz to potężniej dzielił się swoimi promieniami, które teraz wpadały przez okno kamienicy do środka gabinetu Nathzehrg'a.

Praca pracą, jednak czasami adwokat mimowolnie rzucał spojrzeniami w kierunku drzwi, jakby z nadzieją na klienta. A ten nie nadchodził.
Multum ludzi przewijało się przez ulicę, przy której Nawrócony miał kancelarię, jednak mało kto zwracał uwagi na jego biuro.

Oprócz jednego osobnika(wyjątkowo szpetnego nawiasem mówiąc), który stał idealnie na wprost okna i patrzył się do środka budynku, niezawodnie widząc przy biurku Nathzehrg'a.
bartold - 2007-11-15, 22:45
:
Cholera, inkaust się skończył... Gdzie ja miałem... - adwokat przerwał, zauważając - nie za piękną - twarz po drugiej stronie okna. Odruchowo nastroszył pióra - tacy pięknisie rzadko kiedy chcą czegoś bezbolesnego. Powoli postąpił kilka kroków w tył, znajdując oparcie o ścianę. Czekał.
Nevi - 2007-11-15, 22:58
:
Ów osobnik to był mężczyzna, niewysoki, niegruby, niechudy, nieniski, ot, taki szary obywatel Sulvar'thar, gdyby nie jego przerażająca facjata. Bogowie musieli popisywać się niezrównanym poczuciem humoru, pozwalając takiej istocie chodzić po ziemi, bowiem jak można patrzeć na ropiejące wrzody na powiekach, gęsty śluz spływający wokół ust, przypominających dwa wzdęte węże, skręcone w paroksyzmach grozy. Coś ciekło z ucha owemu osobnikowi, nie, słowo ciekło nie jest tutaj odpowiedniego; tutaj należy użyć, że coś(zapewne ropa) lała mu się z ucha, tworząc plamy na jasnozielonej marynarce o dziwnym kroju i równie dziwnych zdobieniach.

Nieznajomy cały czas patrzył się swoimi wodnistymi, kaprawymi oczyma na Nawróconego. Nie ruszał się z miejsca.
bartold - 2007-11-15, 23:04
:
Nathzehrg myślał intensywnie. Kto to jest? Pal licho jego twarz, bogowie często są okrutni - ale kto w tym mieście potrafi zwyczajnie stać i obserwować? Hm... Nie, złe pytanie. Właściwe brzmi: kto go nasłał? No tak, ale przecież go nie zapytam...

W głowie mu się kotłowało, lecz nie doszedł do żadnego sensownego wniosku. I wreszcie zrobił jedyną sensowną (oj, tak...) rzecz, jaka przyszła mu do głowy - wyprostował się, odkleił od ściany, złożył z gracją skrzydła i lekko się skłonił...
Nevi - 2007-11-16, 00:54
:
Mężczyzna jakby oprzytomniał z przypominającego trans stanu, spojrzał ze niejakim zakłopotaniem na Nathzehrg'a i niezbyt inteligentnie podrapał się po głowie. Wreszcie przez jego pole bitwy między strupami, a ropą cieknącą z wrzodów zwane potocznie twarzą przemknęło coś w rodzaju zrozumienia i osobnik ów odkłonił się z prawdziwą gracją, której adwokat się zupełnie nie spodziewał po takim stworzeniu.

Nie ruszył się z miejsca, ale za to patrzył już nieco bardziej bystro.
bartold - 2007-11-16, 14:46
:
Nathzehrg zastanawiał się intensywnie, kim może być ten nieszczęśnik. Wreszcie doszedł do wniosku, że i tak się tego nie dowie - chociaż chciałby z nim porozmawiać (typowe dla Bal'aasi...). Niestety, w chwili obecnej było to niemożliwe - miał pracę do skończenia, a zresztą miał i drzwi, nie bronił obcemu wejść do środka.
Podszedł do biurka, ledwie zauważalnie skinął prawym skrzydłem na nowego "towarzysza" - po czym usiadł do ksiąg.
Nevi - 2007-11-16, 15:34
:
Osobnik o niezbyt pięknej twarz patrzył się na Nathzehrg'a jeszcze troszkę czasu, a potem nagle odwrócił się na pięcie i zaczął biec, sadząc takie kroki, że okolicznym przechodniom szczęki ze zdumienia opadały. Po chwili nie było po nim najmniejszego śladu, oprócz specyficznego, lekkiego zapachu ropy, który w jakiś sposób przeniknął drzwi do kancelarii adwokackiej i tam się zadomowił. Nie był to zdecydowanie przyjemny zapach.
bartold - 2007-11-16, 15:44
:
Nathzehrg wstrząsnął się, gdy jego nozdrza zaatakował nieziemski (nieplanarny?) odór. Odruchowo machnął skrzydłami, lecz na niewiele się to zdało. Wolał już nie otwierać okna.

Bogowie, dlaczego ludzie się nie myją? Cóż za degradacja gatunku! - rozmyślał, wyszukując w księdze wieczystej dalszych informacji. Zadziwiające, czego można się dowiedzieć z takiej księgi - między innymi, za ile kupiono grunt pod pałac Nevara Nalfejna. Cóż, wyglądało to bardziej na darowiznę z symboliczną opłatą, niż sprzedaż, ale tak to już jest w tym pięknym Wieloświecie...

Odpowiednio logicznie myśląca osoba mogła także, z dużą dokładnością, przewidzieć ceny gruntów, które jeszcze mógłby ktoś nieroztropny - "przeklęta ziemia" to mało powiedziane - zechcieć kupić. I tak, lawirując pośród rozgardiaszu ksiąg i smrodu, upływał z wolna czas...
Nevi - 2007-11-16, 16:01
:
Upływał, czasami jednak stawał, gdy życie zrzucało na głowę adwokata różne dziwaczne i tak typowe dla życia wydarzenia, jak na przykład rozwrzeszczany małolat, który próbował wybić mu szybę w oknie albo chociaż sąsiadka, która weszła do gabinetu Nethzehrg'a i oświadczyło, żeby wywietrzył, bo u niego śmierdzi.

Jednak podczas kolejnego cyklu przeglądania stosu ksiąg, wydarzyło się coś dziwnego. Ktoś wszedł do gabinetu, dzwonek przy drzwiach zadzwonił, adwokat gdy podniósł wzrok znad ksiegi, która akurat czytał, zobaczył wysokiego mężczyznę, który posiadał spore, zakręcone do wewnątrz rogi i chwytny ogon, wijący się dziko za nim. Nieznajomy ubrany był jak bogaty mieszczanin, w ostatnio modny dublet, wyszywany kolorowymi nićmi.
Pan Vergo? - odezwał się lekko skrzekliwym głosem, ukazując czarne, stożkowate zęby.
bartold - 2007-11-16, 16:07
:
Hm, półdiablę... - zastanowił się z wolna Nathzehrg.

Owszem, witam. Proszę usiąść - rzekł, wskazując końcem skrzydła na krzesło po drugiej stronie pulpitu. - W czym mogę służyć?

Na chwilę pogrążył się w myślach, odkładając księgi na bok. Kaduk zwracający się do mnie z własnej woli... Chyba faktycznie uwierzę, że Pani Bólu to sześć wiewiórek...
Nevi - 2007-11-16, 16:34
:
Mężczyzna spojrzał na niego prawie życzliwie, gdy adwokat mu zaproponował krzesło. Usiadł na nim, spojrzał na skrzydła Nathzehrg'a, spojrzał na jego twarz i uśmiechnął się nagle. Jakoś tak nieprzyjemnie.
Panie Vergo. Słyszałem od przyjaciół moich przyjaciół, że jest pan bardzo dobry adwokatem. - zaczął nieznajomy klasyczną wręcz odzywką, która jasno mówiła, że ten thiefling ma dla niego pracę. Mój przyjaciel został oskarżony o potrójne morderstwo z premedytacją i szczególnym okrucieństwem. - powiedział to niefrasobliwie, jakby chodziło o kradzież kilku owoców z bazaru.
Aktualnie przebywa na Wyspie, gdzie jest trzymany jako aresztant. - klient wspomniał o Wyspie, prawie po środku Morza Enigmajskiego, na której mieściło się więzienie Straży Miejskiej oraz Armii Enigmajskiej.
On musi wyjść.
bartold - 2007-11-16, 16:42
:
Burza myśli ucichła, zostawiając klarowne, jaskrawe spostrzeżenia.
Bardzo dobrym. Dwie sprawy i już jesteś bardzo dobry.[i]

Oskarżony? W tym mieście oskarżony nie ma żadnych praw!

Wyspa? Współczuję... Stamtąd mało kto uchodzi stamtąd z życiem... O zdrowiu nie wspominając.

Inaczej nie byłoby cię tutaj, prawda?


Bal'aasi złożył ręce i oparł łokcie o pulpit. Cóż zrobić? Spojrzał w oczy postaci naprzeciwko. Nienawiść? Tak, to chyba to. Najwyraźniej też i obrzydzenie. Ale także wyczekiwanie. "Oczy obrazem duszy", jak mawiają jajogłowi.

-Kim jest pański przyjaciel?
Nevi - 2007-11-16, 18:07
:
Mężczyzna jakoś wygodniej się umościł na krześle, strzepnął pyłek ze zdobionego rękawa i spojrzał adwokatowi prosto w oczy.
Mój przyjaciel zwie się Jasin Ole'ther, jest oskarżony o zabójstwo swojej żony i dwójki dzieci. Porąbał je siekierą. - powiedział klient i wyraźnie czekał na reakcję adwokata.
Z zawodu był bednarzem, pracował przy ulicy Poświęcenia w tamtejszym cechu bednarzy.
bartold - 2007-11-16, 18:16
:
Słucham i nie wierzę w to, co słyszę. Skurl zarąbał żonę i dzieci siekierą, a ten trep prosi mnie, żebym go wyciągnął? Jeśli mu pomogę, będę gorszy od niego... Hm... Ael to są Sfery, nie Pierwsza! Czyli... Warto się dowiedzieć. Hm...
Nawrócony rozluźnił palce - widział, jak pobielały mu kostki od zaciskania. Odetchnął głębiej, spojrzał udręczonym wzrokiem na swego rozmówcę.

Muszę znać wszystkie okoliczności tego zdarzenia. Mam także nadzieję, że zdaje pan sobie sprawę z ceny takiej "usługi"?

Czyżbym dostrzegł uśmiech? Co za skurl!
Nevi - 2007-11-16, 18:23
:
Diabelstwo uśmiechnęło się od ucha do ucha, ukazując znowu te czarne, stożkowate zęby. Jego ostro zakończony, idealnie czarny język, zatańczył na zębach, jakby chciał przestraszyć adwokata.
Ton klienta jednak był zadziwiająco szczery i życzliwy.
Oczywiście. Co potrzebuje pan jeszcze wiedzieć?

Gdy mężczyzna usłyszał o cenie "usługi", uśmiechnął się szerzej i wyjął zza pazuchy pękatą sakiewkę. Położył ją na zawalonym papierami biurku.
Mam nadzieję, że to wystarczy na początek.
bartold - 2007-11-16, 18:35
:
Ehm... Dobrze. Od samiutkiego początku. Muszę poznać charakter oskarżonego, okoliczności zabójstwa.
W głowie Nathzehrga kołatały się myśli różniste, lecz każda prowadziła do jednego wniosku - co za gnój morduje istoty nieskalane we własnym domu?
Co, język boli? Chcesz mi nim zaimponować? Nie tędy droga, żuczku, znałem już trepa piłującego językiem pręty. Zębami też mnie nie przestraszysz, zwyczajne diabelstwo z ciebie. Bogowie, co się ze mną dzieje? Czemu się tak denerwuję?
Nevi - 2007-11-16, 18:44
:
Diablę trwało w tym lekko szyderczym, lekko życzliwym uśmiechu, cały czas patrząc w oczy adwokata.
Charakter Jasina? Jasin był bardzo spokojnym człowiekiem, zawsze uśmiechnięty, wieczny optymista, przy tym także naiwniak. Bardzo troskliwy, jeśli chodzi o rodzinę. - diabelstwo wydało jakiś taki dziwny świszczący dźwięk; może to śmiech? - W pracy, o ile się orientuje, stosunki miał dobre, ale zawsze pan może iść i zapytać jego kolegów czy to przełożonego. Nie pił alkoholu, był uzależniony od papierosów i kawy.

Okoliczności zabójstwa... No cóż, wydarzyło się to dokładnie dwie noce temu. Zwyczajnie wracaliśmy razem z Jasinem, rozmawiając o występie pewnej elfki w Wiosennej Jabłoni, gdy ten nagle zaczął biec i zniknął mi za rogiem. Nie mogłem go dogonić, myślałem, że o czymś sobie przypomniał i musiał się pośpieszyć. Poszedłem do jego domu i zastałem go, gdy wyjmował ostrze siekiery z czaszki swojej córeczki. - znowu szyderczy grymas. - Zapłakał, spojrzał na to co zrobił i zemdlał. Po może dwudziestu uderzeniach serca, pojawiła się straż miejska. Aresztowali go, mnie wzięli na przesłuchanie. Śledczy nazywała się Toscara Elanoster.
bartold - 2007-11-16, 18:55
:
-Czy wyczuł pan w czasie tego... zdarzenia... zakłócenia aury magicznej?
Sukinsyn nawet nie mrugnie okiem... Kaducza natura, nie ma co.

-A ten Toscara... Kto to?
Nevi - 2007-11-16, 19:05
:
Jak to mi powiedział znajomy czarownik, jestem totalnym beztalenciem, jeśli chodzi sprawy magiczne, toteż nie umiem panu odpowiedzieć na pierwsze pytanie. - diablę uśmiechnęło się przepraszając, skromnie splatając dłonie.
Toscara to kobieta gityanki, która zajmuje się sprawą Jasina. Pracuje w Wydziale Zabójstw Sulvar'thar. Bardzo ostry śledczy, bardzo nieprzyjemny oskarżyciel, tak się o niej wypowiadali znajomi znajomych, którzy mieli z nią do czynienia.
bartold - 2007-11-16, 19:14
:
No dobra, praca jak praca... Zawsze można rzucić...

-Czy Jasin zachowywał się tego dnia... dziwnie? Niecodzienne zachowania, rozbiegany wzrok, problemy z koncentracją... No, wie pan. Czy mógł być pod urokiem.
Prawnik przewrócił stronę w dzienniku, zamoczył pióro w inkauście i zanotował kilka zdań. Potem podniósł głowę, końcem skrzydła otarł pot z czoła i spojrzał rozmówcy w te nieprzyjazne oczy.
-Pozwoli pan, że spytam o jeszcze jedno... Jak poważnie muszą potoczyć się wydarzenia, by półdiablę zwróciło się o pomoc do Zdrajcy?

Czyżby? Uraziłem? A jeśli nie, co znaczył ten grymas?
Nevi - 2007-11-16, 19:38
:
Mężczyzna spojrzał na niego z niejakim zaskoczeniem, które dodatkowo potęgował fakt, że w pomieszczeniu nagle zaczynało wonieć ropą. Klient jednak zmarszczył odrobinę haczykowaty nos i mówił dalej.
Dziwnie? Raczej nie, był bardzo ożywiony tym występem bardki, cały czas o niej mówił, jak to pięknie śpiewała. Poza tym wspominał ze dwa razy, że mają nowego pracownika w cechu. - odpowiedział i zawiesił na adwokacie spojrzenie zielono-żółtych tęczówek. Gdy usłyszał pytanie, roześmiał się serdecznie, zupełnie nieadekwatnie do wyrazu oczu i warg.
Drogi panie Vergo, tutaj mamy Sulvar'thar, to jest sto dziesiąte tysiąclecie istnienia tego planu, na którym praktycznie zawsze panowało równouprawnienie. Ja sam wychowałem się tutaj od dziecka i wpojono mi wyraźnie, że tutaj, ten kto zdradził gdzie indziej, zdrajcą nie jest. Jest normalnym obywatelem, więc nie czuję żadnej urazy do pana, kimkolwiek by pan nie był. - odpowiedział mężczyzna i uśmiechnął się życzliwie do adwokata.
bartold - 2007-11-16, 19:46
:
-Czyli rozumiem, że odwieczna przypadłość, która trapi Sferotkniętych - nienawiść do Bal'aasi - została w panu zwyczajnie... hm... zagłuszona? Nie ma znaczenia, gdzie "zdradziłem" - to są Sfery, dobrze pan o tym wie. Co prawda, to nie Sigil, polityka i dyplomacja odgrywają tu niemal tak dużą rolę, co przekupstwa, ale oczu nie musi mi pan mydlić


[Jeszcze chwila i źle się to skończy... Dla niego...]
Nevi - 2007-11-16, 19:56
:
Thiefling spojrzał na niego urażonym wzrokiem.
Nie mydlę panu oczu, panie Vergo. Zwyczajnie dla osoby, która się tutaj wychowała w duchu tolerancji dla wszelkich ras, takie zachowanie jest normalne. Co innego na innych planach. - powiedział z identycznym uśmiechem jak wcześniej klient Nethzehrg'a.
bartold - 2007-11-16, 20:39
:
Chciałbym móc panu uwierzyć, panie... Właśnie - jak mam się do pana zwracać?

[Coraz gorzej, coraz gorzej... A Klątwa Trzech Matek mnie raczej nie wyjdzie na dobre... Ani jemu.]

Tak więc - co może mi pan powiedzieć o Toscarze?

[Tak - wszystkim wmawiamy, że nawrócone Bal'aasi są dobre i tolerancyjne, a sam mam ochotę go zabić...
]
Nevi - 2007-11-16, 20:58
:
Travis, proszę mi mówić, Travis. - złe oczy diablęcia rozbłysły, gdy wymawiał swoje imię.

Tocsara to kobieta o niesamowitym poczuciu sprawiedliwości, chce ją osiągnąć za wszelkę cenę, nie licząc się z kosztami. A jeśli to jej się uda, to Jasin zgnije na Wyspie. A to nie może jej się udać. - powiedział z naciskiem Travis, patrząc od niechcenie na rapier wiszący na ścianie.
bartold - 2007-11-16, 21:10
:
Prawnik, mimowolnie, podążył wzrokiem za kadukiem mieniącym się Travisem. [Kocham tę broń... Dobrze wyważona, świetnie leży w ręce... Porządna robota z Sigil, nie to co ten syf tutaj. Dlaczego przynosi mi ukojenie...?]

Prawnik przeprosił na moment, wstał i przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Po dłuższej chwili wrócił z nosem w arkuszu pergaminu - najwyraźniej wpisu z kartoteki.

Nie wiem, czy rozumie pan, panie Travis (szybkie zanotowanie nazwiska), powagę sytuacji. Podsumujmy: pański przyjaciel zamordował swoją rodzinę, najprawdopodobniej w stanie psychicznym odpowiadającym opętaniu, zauroczeniu bądź szaleństwu, w przeciągu godziny był już aresztowany, obecnie znajduje się na Wyspie pod dozorem (sprawdził jeszcze raz przyniesiony arkusz) najbardziej bezwzględnego i fanatycznego śledczego, jaki postawił nogę w tym mieście w ciągu ostatnich czterystu lat. A pan, panie Travis, chce, żebym go wyciągnął. Jak?
Nevi - 2007-11-16, 21:32
:
Mężczyzna zmierzył go długim i niezbyt przyjemnym spojrzeniem, po czym odruchu chyba, uśmiechnął się szyderczo.
Pan tutaj jest specjalistą od prawa. - odpowiedział krótko i znowu czekał na odpowiedź adwokata.
bartold - 2007-11-16, 21:49
:
Prawa. Nie sprawiedliwości. Nie takiej, która zasłania się tarczą i krzesłem inkwizytorskim. Ja mogę zająć się tą sprawą - lubię wyzwania - ale ten człowiek jest już praktycznie martwy. Biorąc pod uwagę metody śledczych, teraz pewnie leży sobie wygodnie na łożu tortur. Nawet gdybym skorzystał z prawa utworzenia milicji miejskiej w sytuacjach poważnego pogwałcenia prawa - które niestety nie nastąpiło - nie dałbym rady wejść na Wyspę.

Ale zmieńmy temat - potrzebna mi lista najbardziej zaufanych pracowników i przyjaciół śledczej Toscara. I to pozostawiam panu, panie Travis.

Nevi - 2007-11-16, 21:57
:
Mieszaniec spojrzał na niego jakimś takim zagadkowym wzrokiem. Potem westchnął głośno i powiedział.
Panie Vergo, ja jestem realistą. Gdybym miał pewność, że Jasina nie da się wybronić od kary, a przynajmniej zapewnić mu wolność do czasu sprawiedliwego procesu i orzeczeniu winy, to bym się nie starał i nie narażał się na koszty.

Czemu mnie? Nie ma pan współpracowników, którzy mogliby takową listę zdobyć? I jak ja niby miałbym to zrobić?
bartold - 2007-11-16, 22:26
:
Jeśli "znajomi znajomych" - lekki ukłon - wiedzą o tej sprawie z Abiszai, jedynej poważnej i jedynej utajonej, bez której rozmawiałby pan z kimś innym, to i w sprawie kontaktów Toscary będą doskonale poinformowani.

Przerwał na moment, rzucił okiem na zaskoczonego (zirytowanego?) kaduka, po czym na chwilę zagłębił się w lekturze wpisu. [Zastanawiające - przed chwilą czułem, że zmasakruję tego kaduka, tymczasem zaintrygował mnie swą propozycją.]

Proszę dowiedzieć się jak najwięcej o jej córce, a ja tymczasem postaram się dotrzeć do Toscary. Potrzebuję wiedzieć, kiedy córka wraca do domu z jej codziennych spacerów. Na szczęście to miasto nie dojrzało jeszcze do fałszywych tożsamości, więc numer apartamentu na Księżycowych Alejach mam w kartotece.

Prawnik podniósł się z fotela, rozprostował skrzydła, ruszył w kierunku płaszcza. Kątem oka zauważył minę swego klienta - przystanął.

Pytał pan, dlaczego wybrałem pana. Tak się składa, że Bal'aasi to rasa wykazująca się dużym zmysłem empatycznym, a nie wyczuwam w panu tych pokładów tolerancji. Pan nie chciał tu przyjść, ale pokonał obrzydzenie [co się krzywisz? Wiem, że prawda w oczy kole!], by ratować przyjaciela. Jako że pełne półdiablę posiada domieszkę krwi biesa, nie potrafi pan jednocześnie przywiązać się do kogoś i trzeźwo myśleć. To jest sprzeczne już z ogonem, o czym doskonale pan wie. Tak więc, pana "przyjaciel" - czy też raczej "wspólnik", racja? - podobnie jak pan, należał do jakiejś wpływowej organizacji. Nie wnikam, jakiej, ale tego jestem pewien. Proszę się tak nie dziwić, to skrywana pogarda wyrobiła panu pogląd na mój temat - a idiota długo prawnikiem nie będzie. Tak więc - zaczynamy od córki. Pańskie znajomości sięgają znacznie szerzej niż moje - gdyby jeszcze umiał pan to wykorzystać, nie siedziałby pan tutaj, a przed skarlałą ze strachu Toscarą. Na nieszczęście dla oksarżonego, nie potrafi pan. Ja muszę udać się na Aleje, pewien cień intryguje mnie, chciałbym rzucić na niego nieco światła.
Nevi - 2007-11-17, 14:50
:
Znajomi znajomych wiedzą o wielu rzeczach, jednak niekiedy czują opory przed dzieleniem się informacjami z istotą, która jest przyjacielem oskarżonego o potrójne morderstwo faceta. - odpowiedział zimno Travis, patrząc na adwokata zmrużonymi oczyma.

Toscara nie ma córki. Jest fanatyczką, zapomniał pan? W życiu fanatyków nie ma miejsca na rodzinę, na uczucia, na miłość czy czułość, istnieje tylko cel, do którego fanatyk dąży. Panie Vergo, ma pan rodzinę? - uśmiechnął się szyderczo mieszaniec i spojrzał ponownie na rapier.
Tak samo jak córki, Toscara nie ma apartamentu na Księżycowych Alejach. Nie jest to w jej mocy mieć tyle złota by zakupić tam choćby metr kwadratowy ziemi, tak samo jak to nie jest w mocy ani mojej, ani pańskiej, panie Vergo.

Jasin nie należał do żadnej organizacji, pomijając Związek Cechów oczywiście. Ja jestem z zawodu pisarzem, piszę w "Głosie Sulvar'thar" i jeśli to można nazwać wpływową organizacją, to co by pan powiedział o takiej Kompanii Kupieckiej "Czerwona [i]Flaga czy Gildia Magów? [/i] - klient spojrzał na niego niezbyt przyjemnym wzrokiem. Chyba adwokatowi udało się go wyprowadzić z równowagi, a raczej ze stanu szyderczych grymasów twarzy i równie szyderczych spojrzeń.

Jestem skłonny panu pomóc jak najbardziej umiem, jednak niech pan daruje mi analizy mojej osobowości i natury, bowiem to nie jest pana pracą. Dałem zaliczkę, dokładnie dwieście złotych Kół, by pan znalazł jakąś lukę prawną, by Jasin mógł jak najszybciej wyjść. - teraz planotknięty głos miał wręcz błagalny i co zdecydowanie zabawniejsze, całkowicie szczery.
Wiem co zrobił, wiem jaka grozi mu za to kara, ale chciałbym by, do czasu ogłoszenia wyroku, normalnie żył.
bartold - 2007-11-17, 17:52
:
Prawnik odprężył się, słysząc luki w argumentacji rozmówcy.
[Tu cię mam, cwaniaku! Łatwo udawać idiotę, trudniej zrobić to dobrze. To są Sfery...]

Sądziłem, że rozmawiam z osobą dobrze poinformowaną. Ta "fanatyczka" raz jedyny puściła się - i ma z tego związku córkę. Jeśli zaś rzeczywiście pan nie wie, powinien pan dowiedzieć się paru szczegółów o pracownikach tego miasta. Apartamentu, owszem, nie kupiła sama - a jeśli nawet rzadko się w nim pokazuje, to znaczy że tam też pewnie jest portal na Wyspę. Tu jest pewien punkt dla nas, o ile rzecz jasna chcielibyśmy tam wchodzić. Ja zaś jestem tylko prawnikiem.

[Już ja cię, skurlu, nauczę szacunku...]

Pozwolę sobie, niegrzecznie zresztą, zauważyć, że jedyna poważna sprawa, jaką wykonałem, została sukcesywnie utajona. Jako że przez pewien jej okres działałem... hm... nieświadomie... sam nie znam wszystkich szczegółów. Pan zaś twierdzi, że polecają mnie panu znajomi znajomych. Wnioskuję więc, gdyż za wnioski mi się płaci, że znajomi znajomych mają także więcej znajomych, którzy także mają znajomych. W efekcie z tych znajomych można by utworzyć przyzwoitą siatkę szpiegowską, gdybym mógł wykluczyć, że takiej siatki już nie tworzą.

[Trafiłem, trepie? Tu cię boli?]

Ten fakt zrozumiałem doskonale. Jako się rzekło, lubię wyzwania, a że śledczy nigdy nie ułatwiali mi życia - pobawię się w utrudnianie życia im.


Prawnik odetchnął głębiej, ponownie otarł pot z czoła i zamyślił się.
Nevi - 2007-11-17, 18:06
:
Skoro pan ma tak cudowne informacje, to z prawdziwą przyjemnością spróbuję sprawdzić czy rzeczywiście ma pan rację. - odpowiedziało diablęcie, uśmiechając się z niejaką nadzieją.
A po co nam jej córka?

Polecają pana znajomi znajomych, którzy to pracują jako pisarz sądowy w Ratuszu. Ma na imię Jednar Paskoly i na pewno pan pamięta jak notował zapis całej rozprawy. - adwokat zdał sobie sprawę, że rzeczywiście taki ktoś tam był. Pałętał się z notesem i cholernie szybko piszącym piórem. To był człowiek z niewielką ilością krwi żywiołaków, zostały mu tylko jako cecha szczególna, klejnotowe oczy, tak powszechne wśród żywiołaków ziemi.
bartold - 2007-11-17, 18:17
:
A rzeczywiście, był taki... Czyli miałem rację, gdyż, o ile pamiętam, ma więcej kontaktów niż ja piór. - delikatnie wzruszył skrzydłami.

Wracając do córki - zdrowa, młoda panna w kwiecie wieku, prawdopodobnie Sferotknięta w czwartej części. Jest podejrzenie, że nasza służbistka, z racji wymagającej zaangażowania służbistości, zaspokaja swe żądze ze swoją córką, by nie urodzić po raz drugi. Nie są to informacje pewne, jednak wielce prawdopodobnie. O córce mógł pan nie wiedzieć, gdyż jest wybitnie niepodobna do matki.
Nevi - 2007-11-17, 18:23
:
Czyli, dokładniej, jak wygląda? - zapytał thiefling, patrząc na adwokata z szczerym wyczekiwaniem.
bartold - 2007-11-17, 18:42
:
Na pewno nie ma tych bujnych, ciemnych loków, jakie wyhodowała jakimś cudem nasza Toscara. O ile wiem, córka jest blondynką i ma "problemy" z uzębieniem. - Lekkie - czyżby pogardliwe? - skinięcie głową.
Nie za wysoka, nie ma skrzydeł ani rogów, nogi, zdaje się, także nietknięte mutacją. Prawda, że podobna? - sarkastyczny uśmieszek. Zawsze działa.
Nevi - 2007-11-17, 19:09
:
Nie działał. Diablę w ogóle na niego nie patrzyło. Skupiło się na węszeniu, bowiem nagle w gabinecie zaczął unosić się odór ropy i gnijącego ciała.

Co do cholery? - zapytał powietrze Travis i wstał z krzesła, rozglądając się szybko.

Oboje, w tej samej chwili, zobaczyli tego ohydnego osobnika, którego adwokat już kojarzył. Jednak tym razem miał ze sobą towarzyszkę, równie ohydną i równie śmierdzącą jak on sam.
Pana klienci, panie Vergo? - zapytał szyderczo Travis, prawdopodobnie próbując się zemścić za to uzębienie.
bartold - 2007-11-17, 19:18
:
Adwokat roześmiał się. Najszczerszym śmiechem, wprawiając w zakłopotanie Travisa.

Przepraszam, panie Travis... Ale, jako że pan także jest moim klientem, obraził pan właśnie sam siebie... - Znowu śmiech. Zdziwienie ogarnęło także żuli za oknem.
Nevi - 2007-11-17, 19:24
:
Żule nie były wcale za oknem. Niewiadomym sposobem stały już na środku pokoju, woniejąc padliną, gnijącym ciałem i ropą, nieustannie cieknącą z uszu.
Pan Vergo? - wychrypiał ten, którego już adwokat widział. Mamy do pana sprawę.

Diablę odwróciło się do nich z uśmieszkiem i ukłoniło przesadnym gestem, na który towarzyszka(tak, to chyba była kobieta) śmierdzącego, rzygnęła gęstą mazią na jego stopy, plamiąc dywan prawnika.
Travisie, wypchaj się. - powiedziała całkiem miłym i melodyjnym głosem.

Diablę cofnęło się o dwa kroki, zawadzając ręką o krzesło i je przewracając. Wyglądał na przerażonego.
bartold - 2007-11-17, 19:39
:
Znajomi znajomych, co? - znowu ten ironiczny uśmieszek. Ile można mieć takich uśmiechów?
Słucham państwa?
[Wolny rynek, psiamać...]

Nevi - 2007-11-17, 20:06
:
Chyba pana, panie Vergo. - odpowiedział lekko dygoczącym głosem Travis, patrząc na dwójkę śmierdzących cosiów.
My już ustaliliśmy, co mieliśmy ustalić. Zajmę się tym natychmiast. - powiedział, nie spuszczając z oczu owej dwójki, Travis, następnie szybko wyszedł, oglądając się za siebie.

Chcemy pozwać Sulvar'thar za spowodowanie naszej choroby. Przy naszej kamienicy umieszczono kratę ściekową, przez którą wydobywały się dziwne, różnokolorowe opary. - powiedział ten śmierdzący i zachrypnięty.
I widzi pan, co z nami zrobiły.
bartold - 2007-11-17, 20:14
:
Nathzehrg zignorował Travisa. Zupełnie. Skupił się na nowych klientach - o dziwo, nie czuł ich smrodu. Ekstaza, podniecenie zawodowe, ogarnęły go już zupełnie, tępiąc zmysły, jednocześnie wyostrzając umysł.

Hm... Po pierwsze, nie wiem czego państwo oczekują w ramach rekompensaty. Po drugie, należy sobie zdawać sprawę, iż nie biurokracja nie będzie traktować państwa... hm... poważnie. Zostawmy jednak ten temat - chciałbym poznać możliwie najwięcej szczegółów sprawy
Nevi - 2007-11-17, 20:20
:
Czuł smród. Czuł go swoimi nozdrzami, wdzierający się głębiej i głębiej. Przywodziły mu na myśl obrazy gnijącej padliny, ohydnych wysypek, równie ohydnych choróbsk, spalonych ciał, w których zalęgły się białe larwy, ale również kalesonów jakiegoś bezdomnego, który defektował w nie, szczał w nie, spał w nich, nie prał ich przez dwadzieścia lat, kąpał się w nich w rynsztokach Slumsów i robił wiele innych rzeczy, które adwokata brzydziły.

Chcemy tylko wyleczenia. - powiedziała kobieto-podobne-coś, zionąc z ust zgnilizną i czosnkiem.

Co chce pan wiedzieć? - zapytał jej towarzysz czy małżonek, jednak przezornie zasłonił dłonią usta. Dłoń miał w okropnych bąblach, z których sączyła się brudno-zielona ropa.
bartold - 2007-11-17, 20:52
:
Gdyby zanalizować odczucia Nathzehrga, odkryto by sensację medyczną - nie "czuł" żadnego zapachu, chociaż jego mózg wariował od natężenia niezidentyfikowanych woni.

Hm... Czy mogła to być substancja magiczna? Jeśli tak, będziemy mogli zwrócić się o pomoc do Gildii Magów, by rozpoznali składniki tego... skażenia.
Nevi - 2007-11-17, 21:24
:
Tak samo jak wariował jak żołądek, któremu zbierało się właśnie na wymioty.

Skąd mamy wiedzieć, co płynie ściekami?! - warknął mężczyzna, zionąc na niego zgnilizną, na którą żołądek adwokata zareagował gwałtownym spazmem, który na szczęście udało się powstrzymać.
bartold - 2007-11-17, 21:29
:
Hm... - dotarł do niego wreszcie odór, skręcając żołądek w spiralę. Gdyby był człowiekiem, ta rozmowa zakończyłaby się w tym punkcie w wyniku obrzygania rozmówcy. - W takim razie muszę sprowadzić tutaj biegłego maga, on państwa zbada. A, i jeszcze dwie sprawy. Kto mieszka w tej kamienicy i gdzie się ona mieści?
Nevi - 2007-11-17, 21:31
:
W tej kamienicy mieszka tylko nasza rodzina czyli my, nasz szwagier, jego żona, ich dwójka dzieci i nasze pociechy: Ternis, Kravis, Mornis. A mieszkamy na Morskiej Arterii. - powiedziała kobieta tym swoim niepasującym do wyglądu, głosem.
bartold - 2007-11-17, 21:34
:
Prawnik, walcząc intensywnie z odruchami, sięgnął po notes i zapisał co ważniejsze informacje.

Poszkodowanych... Dziewięć... Osób... Dobrze, czy u wszystkich wystąpiły takie same objawy?
Nevi - 2007-11-17, 21:37
:
Oboje milcząco pokiwali głowami, troszkę wstydliwie, jakby nagle zdali sobie sprawę ze swojego zapachu i wyglądu.
bartold - 2007-11-17, 22:05
:
Hm... W takim razie muszę państwa przeprosić, muszę odnaleźć odpowiedniego rzeczoznawcę w Gildii Magów. Proszę zjawić się... Hm... O zachodzie. Powinienem mieć już ten problem z głowy.

Wstał, mimo strajku w żołądku odprowadził klientów do drzwi, przyodział płaszcz i ruszył - dziarsko niemal - w kierunku Gildii Magów.
Nevi - 2007-11-17, 22:18
:
Jego klienci ucieszyli, wyszczerzyli resztki zębisk(kobiecie w tym momencie jeden upadł i zagłębił się w dywan) i zadowoleni ruszyli ulicą, chyba nie będąc świadomym, że ludzie wymiotują, gdy poczują ich zapach.