Zaginiona Biblioteka

Fantastyka zagraniczna - Mark Z. Danielewski

Tixon - 2017-02-11, 00:34
: Temat postu: Mark Z. Danielewski
Dom z liści.

Poniższa wiadomość może zawierać istotną treść z książki.


Zasadniczo uważam Dom z liści za dym i lustra - oszustwo, pozostawienie zagadki bez odpowiedzi. Czy też inaczej - z taką liczbą potencjalnych odpowiedzi, że poszukiwanie jej jest jak przemierzanie labiryntu znaczeń i symboli. Rzeczy na poziomie szczegółów się ze sobą łączą, ale niemożliwe jest dostrzeżenie całego obrazu, objęcie go i zrozumienie.

Domniemana genialność dzieła nie polega jednak tylko na tym co próbuje przekazać, ale również jak - poprzez zdominowanie formy, dotarciu do czytelnika na głębszym poziomie niż same słowa. Weźmy przykład z zawartością po wyciętej dziurze w tunelu. Najprostszym słowem do określenia tego było by "nic". Ale to właściwie nie ma mocy, nijak nie oddziałuje na czytelnika, nomen omen nic nie mówi. Zamiast tego zaczyna się negacja, mniej więcej trzydzieści stron wyliczeń, czego tam nie ma. Jaki to ma cel? Po pierwsze, przytłacza czytelnika - to już nie jest zwykła pusta przestrzeń, to jest pustka z której wycięto wszystkie możliwości, wszystkie znaczenia. Po drugie, ukazuje procesy zachodzące w psychice, zbiór oczekiwań, konieczność zapełniania pustej przestrzeni i wyszukiwania znaczeń, bo (po trzecie) i odebranie znaczenia nabiera znaczenia.
A to tylko jeden z przykładów. Są prostsze (tekst zwęża się w trakcie opisywania tunelu), ale są i bardziej skomplikowane.

Nie można też zapominać, jak głęboko tkwi tu fikcja. Mamy świadome filmowanie, wybieranie kadrów którymi chce się coś powiedzieć (Relacja Navidsona), komentarz krytyczno-analityczny przytaczający możliwe rozwiązania, potwierdzając tropy czytelnika, podsuwając nowe, bądź też plącząc drogę (notatki Zampano), w końcu jest emocjonalna relacja (ale i reakcja) Wagabundy. Czyli mamy oglądanie zjawiska, przemyślenia zjawiska i emocjonalną reakcję na nie. Ale również nagranie niemożliwego domu, spisanie tego przez ślepego starca i podsumowane przez osobę, która przechwala się zdolnością do opowiadania zmyślonych historyjek na poczekaniu, bogatą historią używania narkotyków i problemami psychologicznymi. Do tego jeszcze mamy dodatkowe materiały i dodatkowe materiały, których jednak nie mamy.

Czyli, z jednej strony nie wiadomo na czym stoimy, z drugiej pewne informacje (można powiedzieć, że kluczowe) dostajemy bezpośrednio (prawie, że z podkreśleniami) - wyraźnie jest wskazane, że korytarz (i Dom w domyśle) nie działa na zwierzęta. Zwierzęta nie postrzegają symbolicznie, nie mają samoświadomości. Dwukrotnie podkreślono brak rozważań w tym kierunku, co prowadzi do pytania, dlaczego nie podjęto na ten temat rozważań (pozostawię to bez odpowiedzi ;) ).
Sugestie co do interpretacji książki na tym się nie kończą. Dominującym wątkiem jest labirynt, który można oglądać z odległości i podziwiać kunszt wykonania, jak też z wysiłkiem przejść go, pogrążając się w chaosie. Nie uda się to jednak, jeśli spróbujemy zrobić to za szybko lub za wolno.
No i mamy trzy stopnie (wtajemniczenia?) - możemy opowiedzieć (czy też usłyszeć opowieść o czymś), doświadczyć, w końcu również zrozumieć.
Sądzę, że to dosyć wyraźnie można odnieść do samem książki, pokuszę się nawet stwierdzenie, że coś z niej zrozumiałem.
Chociaż dominuje u mnie uczucie, że ledwo zarysowałem powierzchnię. Że z lenistwa zadowalam się odpowiedzią, że nie ma odpowiedzi. Że skoro króliczka nie da się złapać, nie warto go gonić.
IMO w tym wypadku warto.

Arbuz, jeśli wytrwaliście ze mną do końca i ma to dla was jakiś sens.
Fidel-F2 - 2017-02-11, 01:03
:
Popraw literówki
Plejbek - 2017-02-11, 09:45
:
Ja wytrwałem. Świetny tekst, w sumie mam podobnie. Czytałem jakieś pół roku temu "Kosmos" Gombrowicza. Główny bohater Witold, z każdego zaobserwowanego zdarzenia/przedmiotu tworzy coś na kształt struktury, która mu ma wyjaśnić świat. Wszystko ma znaczenie, wszystko wypływa z wszystkiego. Tylko, że takie interpretowanie świata, czyli zrównanie wagi wszystkich bodźców powoduje, że nic nie ma znaczenia tak naprawdę. Świat "Kosmosu" to nadmiar, nadobfitość - przy jednoczesnym założeniu braku gradacji tego co widzimy. Nie ma się o co oprzeć, na czym rozwinąć interpretacji, ciągle dążymy do usystematyzowania wrażeń i wkurza nas to że nie potrafimy.

Danielewski robi to samo, poprzez formę ale (paradoksalnie) jednocześnie tak jak Tixon pisał odbiera znaczenie wielu, wydawać by się mogło ważnym elementom. I to od czytelnika wymaga tego aby ten (podobnie jak Witold) uznał sam co znaczenie ma, co znaczenia nie ma, co w ogóle się wokół niego dzieje. Ja kiedyś napisałem, że "Dom z liści" mocno dzieli czyteników. Ale żeby nie było - nie dzieli na tych mniej czy bardziej oczytanych, światłych czy inteligentnych. Nie. Dzieli na tych, którzy czasem potrzebują innego literackiego świata, totalnie łamiącego schematy i na tych, którym jest to niepotrzebne.