Książki WP napisał/a: |
Nowe Udziwnienie, czyli bunt wnuków Tolkiena
W powszechnej opinii fantastyka dzieli się na trzy główne nurty. Pierwszy, według samych twórców najważniejszy i najszlachetniejszy, to science fiction, czyli tam gdzie jest kosmos, roboty, wymyśle technologie i zgadywanie, co się stanie w przyszłości. Druga to fantasy, rzekomo poznać ją można po udających średniowiecze krainach, magii, smokach, elfach i księżniczkach oraz problemach epicko-egzystencjalnych. Trzeci, najbardziej pogardzany, to horror, czyli ten od złych demonów, pożeraczy ciał, duchów, domów straszących mieszkańców i ogólnego generowania gęsiej skórki u odbiorcy. Wszystkie je łączy wspólna cecha, że nie mówią o „tu i teraz”, ale o „gdzieś tam i nie wiadomo kiedy”. I trwało to latami, każdy dostawał to, co chciał – od Asimova i Lema roboty i kosmos, od Tolkiena, Andre Norton i Roberta Jordana las, elfy i magię, a od Mastertona krew i złe duchy. I dobrze przecież było, dopóki na scenie nie pojawiło się paru młodych, głodnych i złych pisarzy, którzy powiedzieli „basta!”. Tak pojawiło się coś, co od kilku lat zaczyna się określać mianem nurtem „New Weird” KSIĄŻKOWY ŚWIAT NEW WEIRD Z samą nazwą jest jak z jajkiem i kurą, nie do końca wiadomo, co było pierwsze. Wydaje się jednak, że najpierw zaczęły się pojawiać powieści, wykazujące pewną wspólną cechę, potem nadano temu porządkujące sytuację miano, a teraz pisarze zasiadają do swoich biurek i mruczą pod nosem: „dobra, dziś zabiorę się jakąś powieść New Weird”. Sytuację utrudnia fakt, że nikt nigdy nie ogłosił jakiegoś specjalnego manifestu, nie zarzucał analizami gatunku pism krytycznych i nie tworzył frontu walki pisarskiej o czystość NW. Bodaj po raz pierwszy określenia „New Weird” użył młody brytyjski twórca China Mieville, i to raczej myśląc o swojej twórczości (całkiem słusznie, bo świat jego powieści Bas-Lag jest zdrowo odjechany), niźli kolegów i koleżanek po piórze. NAJSŁYNNIEJSI TWÓRCY NEW WEIRD Co to w ogóle jest to „New Weird”? Ano wygląda na to, że kolejny postmodernistyczny mieszaniec pukający do bram fantastyki. Jeżeli mamy do czynienia w jednej książce z elementami horroru, fantasy oraz SF, możemy być pewni, że jest to właśnie „New Weird”. Bohaterami są zwykle doskonale przystosowani przeciętniacy, których dziejące się wydarzenia wybijają z codziennej rutyny i zmuszają do zgłębienia się w otaczający i dziwny świat, a w tych ambitniejszych powieściach, w siebie. Jako ojca-założyciela gatunku wskazuje się na amerykańskiego abnegata Howarda Phillpsa Lovecrafta, uważanego przede wszystkim za mistrza grozy, jednak jego manipulacje fabularną rzeczywistością staną się bardzo inspirujące dla kolejnego pokolenia twórców, takich jak Clive Barker czy Anna Rice. Ten pierwszy zresztą, zaczynając jako twórca krwawych horrorów, przemieszcza się pisarsko w kierunku pisarstwa udziwnień, wystarczy choćby wziąć do ręki Imajikę lub Kobierzec. Twórcy nie obruszają się również, gdy o początkach New Weird mówi się w kontekście takich nazwisk jak Italo Calvino, Mervyn Peake, Jorge Luis Borges czy Andre Breton i surrealizm w ogóle. A gdy sięgnąć po bardzo starą klasykę, pojawiają się takie nazwiska jak Jonathan Swift i Francois Rabelais. Jednak główne uderzenie New Weird nastąpiło na przełomie tysiącleci, i to, co ciekawe, niezależnie w kilku krajach. Awangardę stanowili trzydziesto-, czterdziestoletni Brytyjczycy: wspomniany już China Mieville, znany u nas z dwóch powieści Dworzec Perdido i Blizna, Steph Swainston i jej debiutancki Rok naszej wojny, IanMacLeod i Wieki światła czy nietłumaczeni jeszcze na polski M. John Harrison i Steve Cockayne. W USA nieznany w Polsce Jeffrey VanderMeer, a także stary wyjadacz literatury z dreszczykiem Stephen King, którego cykl Mroczna wieża krytycy spokojnie włączają do kanonu NW. Włosi mają swojego Valerio Evangelisti, Niemcy Wolfganga Hohlbeina, Rosjanie Siergieja Łukjanienkę, Kanadyjczycy Seana Stewarta, my zaś śmiało możemy wrzucić do tego worka duet Jacek Dukaj i Marek Huberath, niezależnie od tego, jak bardzo im się to nie spodoba. New Weird przenika także na ekran. Tutaj prekursorem gatunku wydaje się być David Lynch. W dość powszechnej opinii kultowy serial „Z Archiwum X” stanowi esencję mieszania konwencji fantastycznych dla NW charakterystyczną, z dużą dozą hiperrealizmu i wizji graniczących (przynajmniej) z narkotycznymi. Jego ogromny sukces spowodował oczywiście inwazję podobnych, lub utrzymujących konwencję dzieł, z których przygniatającej większości nie zobaczymy na ekranach naszej tanieczgwiazdami telewizji: „Farscape”, „Carnivale”, „Invasion” czy westernowy „Firefly”. Krytycy i wszyscy niechętni New Weird zarzucają nurtowi nadmierne efekciarstwo, mające na celu ukrycie miałkość treści, swoistą ucieczkę do przodu przed fabułą. Wskazuje się też, że tego typu pisarstwo jest bez przyszłości – rozwój sztuki wizualnej i grafiki komputerowej skutecznie zabije odwoływanie się do surrealnego rodzaju wyobraźni. Faktem jest, że New Weird nie doczekało się swojego opus magnum – czy tak się stanie, kto wie, wszak subgatunek dopiero raczkuje. |
China Miéville napisał/a: |
"Skoro cała frajda polega na braku ograniczeń wyobraźni w fantasy, czemu nie wprowadzić zupełnie innych tematów? Czemu nie użyć fantasy do obnażenia społecznego i estetycznego zakłamania?” „Problem z tradycyjną fantasy polega na tym, iż rozpieszcza ona czytelników przez trzymanie się pewnych schematów. Tolkien mówił wręcz o „literaturze pocieszenia”, czego już naprawdę nienawidzę. Używać fantasy do pocieszania znaczy zdradzać ją; tego rodzaju fantasy nie jest po prostu dosyć fantastyczna”. „Wchodzimy teraz w nowy okres, renesans radykalizmu twórczego w fantasy, rzecz nie widziana od czasu Nowej Fali z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, stąd można ją ochrzcić Następną Falą. To jest literatura bezkompromisowa. Na taką literaturę zasługujemy". |
Cytat: |
„Oto, na czym opiera się świat, panno Lin, co go napędza: zespolenie tego, co obce. Punkt, gdzie jedna rzecz staje się drugą. Dzięki temu ty, miasto, świat są, czym są. Oto, co mnie interesuje: obszar, gdzie przeciwieństwa stają się jednością. Miejsce hybrydyzacji”. |
Jacek Dukaj napisał/a: |
Są obecnie w fantasy trzy główne nurty. Konserwatywny, który niezagrożenie dominuje; on dostarcza czytelnikom kopie dobrze znanych światów i fabuł, głównie wariantów Tolkienowego średniowiecza i questów przeciwko uosobionemu Złu. Nurt historyczny, wyłoniony w ciągu ostatnich kilkunastu lat, w którym stawia się na realizm w kreacji świata i psychologię postaci, minimalizuje magię i łamie fabularne schematy. Oraz New Weird, prąd najświeższy i najbardziej oryginalny, gdzie autorzy budują światy oparte o dowolne założenia, nie związane ani tradycją gatunku, ani realizmem, i/lub pozwalają na postęp w tych światach, pozwalają ich mieszkańcom dociekać natury rzeczywistości i wykorzystywać ją; podczas gdy dotychczas światy fantasy pozostawały statyczne. Sztandarowe nazwiska New Weird to China Mieville (autor jego antytolkienowego manifestu), Jeff VanderMeer, Ian R. MacLeod, Jeffrey Ford, K. J. Bishop, Charles Stross, Steph Swainston, także Walter Jon Williams ze swoim „Metropolitą”; a wśród pionierów wymienia się Rogera Zelazny'ego, M. Johna Harrisona, Mervyna Peake'a i Stefana Grabińskiego. Jak młody jest to nurt, najlepiej pokazuje, że Swainston zajęła w nim poczesne miejsce już po swym debiutanckim „Roku naszej wojny”.
New Weird osiąga oryginalność albo przez egzotyczne złożenie elementów z wielu różnych konwencji, albo przez samodzielną konstrukcję od podstaw.(...) |
Dabliu napisał/a: |
New Weird jest nurtem czy raczej zaprzeczeniem nurtu? |
Dabliu napisał/a: |
Jeśli to moda, to czy przeminie z wiatrem, czy może utrwali się w fantastyce, zmieniając nieco jej oblicze? |
Dabliu napisał/a: |
A może New Weird w ogóle nie istnieje? |
MadMill napisał/a: |
Zauważyłem, że w artykułach czy to z WP czy Dukaja nie ma mowy o Duncanie. |
Dhuaine napisał/a: |
Fantasy nie potrzebuje niezliczonych klonów średniowiecznego pastuszku ruszającego na batalię z wielkim złym. |
Dhuaine napisał/a: |
Przydałoby się za to coś świeżego, nieskrępowanego zasadą "fantasy = średniowiecze". |
Asuryan napisał/a: |
Fantasy bowiem to właśnie (pseudo) średniowiecze |
Asuryan napisał/a: |
całkowite pominięcie wątku walki dobra ze złem (chociażby poprzez brak jasno sprecyzowanego zła i dobra). |
Asu napisał/a: |
Fantastyce owszem, ale nie fantasy jako takiemu. |
Metzli napisał/a: |
Nie jest to jakaś dobra sytuacja. |
Mad napisał/a: |
Ale dlaczego? Dla mnie nie ważne, czy to s-f, czysty cyberpunk, hard fantasy czy horror, ważne żeby było dobre. |
Cytat: |
Konrad Walewski: Pisarze zwykle unikają etykietek, ale twoje pisarstwo często jest określane jako New Weird. Czy w jakimś stopniu czujesz się odpowiedzialny za sam termin i cały ruch, do którego włączanych jest coraz więcej pisarzy?
China Mieville: Nie czuję się odpowiedzialny za termin, ponieważ, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie ja go ukułem. Zaproponował go M. John Harrison. Moim zdaniem to znakomite określenie - ogromnie je lubię. W pewnym momencie zrobił się wokół niego ogromny szum, toteż napisałem kilka artykułów, w których go wykorzystałem, ponieważ wydał mi się użyteczny. Według określenia kilkakrotnie użytego przez Johna Clute'a, było to coś heurystycznego, ale, rzecz jasna, była w tym i polemika, i prowokacja, i gra, i puszczanie oka, i wiele innych rzeczy, ponieważ tym właśnie są ruchy literackie. Zmartwiła mnie chłodna reakcja wielu osób, które uznały to za próbę kategoryzowania według linii podziału geograficznego - jakby ktoś był geologiem, wskazywał różne typy skał i mówił: To jest taka skała magmowa, a to jest osadowa. Tego typu aktywna interwencja literacka nie jest rodzajem taksonomii, stanowi coś zupełnie innego, dlatego też mówienie: Tak nie można, bo to czy tamto, jest bezsensowne. Można wysunąć pod adresem New Weird zarzut, że to bezużyteczna fikcja heurystyczna, która wcale nie przyczynia się do naszego myślenia o otaczającym świecie. Znalazło się sporo osób bardzo krytycznie nastawionych do tego terminu, ale ja chętnie podejmę z nimi dyskusję. Wiele osób twierdzi, że szufladkowanie pisarzy jest czymś zbędnym. Bzdura. Non stop szufladkujemy wszystko dookoła, ponieważ tak funkcjonuje ludzki umysł. Nie mam cierpliwości do podobnie absurdalnego czepiania się, natomiast jeśli chce podjąć poważną debatę, mówiąc, że idea New Weird jest bezużyteczna i więcej mąci, niż wyjaśnia, to świetnie - na tym polega debata. Napisałem kilka artykułów, ponieważ uznałem, że to wspaniałe określenie, ciekawa prowokacja dająca podłoże do dyskusji, co było jednym z jej podstawowych założeń. Dla mnie osobiście była to też niezwykle użyteczna heureza, wskazująca na to, że coś rzeczywistego dzieje się w rzeczywistym świecie, z rzeczywistych powodów, które dla mnie były po części powodami politycznymi. Wydarzyły się jednak dwie rzeczy. Po pierwsze, zmieniła się sytuacja polityczna, a w konsekwencji także sytuacja literacka. Jeśli zatem uznamy, że istniał jakiś moment dla New Weird, to w moim odczuciu już go nie ma. Po drugie, New Weird stał się manieryzmem; to co zaczęło się jako prowokacja oraz interwencja, zamieniło się w coś w rodzaju nieświeżej, przestarzałej kategorii, przestało być heurystyczne. W ostatnim eseju na ten temat napisałem, że nie mam zamiaru dłużej dyskutować o New Weird. Nie zdystansowałem się od niego, ponieważ nie zamierzam wycofywać się z niczego, co na ten temat powiedziałem. Jeśli inni chcą używać tego terminu, mają prawo, ale dla mnie przestał on być użyteczny. Nie wycofując się i nie podważając niczego, co wcześniej powiedziałem, stwierdzam: nie będę o tym więcej rozmawiał. (...) Jeśli inni uważają, że New Weird wciąż trwa, nie zamierzam z tym polemizować, ale też nie zamierzam się z tym zgadzać. KW: Dla mnie jedną z najważniejszych rzeczy, jakie osiągnęliście w New Weird, było definitywne odrzucenie wyczerpanej tolkienowskiej formuły fantasy. New Weird było oryginalne, ponieważ mieliście odwagę łączyć ze sobą rozmaite elementy, których nikt wcześniej nie łączył. ChM: To wszystko działo się już od pewnego czasu. Problem polegał na tym, co podnosiło wielu przeciwników tego terminu: czy warto mówić o tym zjawisku jako o New Weird. Moje podejście było czysto pragmatyczne: uznałem, że warto. Można to nazywać, jak się komu podoba. Nie obchodzi mnie to. Uznałem, że dzieje się coś ważnego; postępuje synkretyzm gatunków, a przy tym gwałtowna eksplozja ich potencjałów, więc myślę, że jeśli mamy temu zjawisku nadać jakąś nazwę, New Weird jest znakomita. Chodziło o skalę zjawiska. Wydaje mi się, że wiele z tych rzeczy odbywa się nadal, ale w innej formie; sytuacja, którą odzwierciedlały, posunęła się do przodu. Nie jest ani gorsza, ani lepsza, po prostu inna. Niech oceniają to inni. Wydaje mi się, że istnieje wielkie niebezpieczeństwo autoparodii. Między innymi z tego powodu nie biorę już udziału w panelach o Tolkienie, ponieważ przez trzy czy cztery lata dyskredytowałem go. W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że stałeś się kimś w rodzaju nadwornego błazna - na konwentach ludzie mówią ci: China, zrób numer z Tolkienem. Z szacunku do samego siebie i do Tolkiena zrezygnowałem z dyskusji na ten temat. Nie chciałem stać się cyrkową małpą, toteż obecnie jeśli występuję w panelach o nim, rozmawiał wyłącznie o tym, co mi się u niego podoba. |
Elektra napisał/a: |
Jakby ktoś był zainteresowany, to dzisiejsza audycja "Tam i z powrotem" w Radiu Kraków będzie o Chinie Mieville'u. Początek o 22.40. |
Toudisław napisał/a: |
Po przeczytanie "Akwaforty" i przemyśleniu sprawy, dochodzę do wniosku, że jednak NW nie istnieje. To nie może być jeden gatunek, bo zbyt mało ma cech wspólnych. Nie ma tu też gniotów czy tandety, a każdy gatunek czy nurt powinien mieć książki świetne i beznadziejne a nie być tworzonym tylko przez oryginalne i dobre powieści, bo wtedy nie jest gatunkiem a zbiorem rożnych książek mających cechę wspólną czyli brak cech wspólnych. Wkrótce biorę się za Chine Miévilla. Zobaczymy co będzie po tym. Jednak ten "Gatunek" to dla mnie sztuczny twór raczej marketingowy niż literacki. Obawiam się, że popularność NW może obrócić się przeciwko niemu i spowodować wysyp gniotów pod flagą NW, by tylko się sprzedało. Się pożyje się zobaczy. |
AM napisał/a: |
NW nie jest nurtem popularnym (widoczny to właściwsze określenie), |
Toudisław napisał/a: | ||
Ale jedno może przejść w drugie. Widzę, że o NW mówi się coraz więcej i coraz więcej w ofertach wydawnictw pojawia się pozycji reklamowanych jako NW. Co oznacza, że jakieś zainteresowanie jest, nawet jeżeli rozproszone, czy wywodzące się z grupki koneserów. Jako że mnie interesuje NW (wiem, napisałem, że nie istnieje, a teraz mówię, ze mnie interesuje. Ale chodzi o to, że pozycje uważane z NW dość mi się podobają, wiec mam je na czytelniczym celowniku). I boję się, że pod szyldem NW wepchnie mi się gniota, który inaczej za żadne skarby by się nie sprzedał. Tylko czekać na " Pierwsze polskie NW" czy inne objawienie. Teoretycznie powstanie Antologii NW potwierdza, że jakaś grupa pisarzy czuje, że tworzy to samo. Tylko pytanie czy to inicjatywa pisarzy czy wydawnictwa? JaK dla mnie NW to raczej drogowskaz, że książka chociaż próbuje być poza głównym nurtem. Jeżeli NW byłby gatunkiem, to była by tylko odnoga czy część głównego nurtu, a więc coś czym z zasady NW miał nie być. |
AM napisał/a: |
teraz pewne tematy i klimaty trafiają do książek autorów bardziej komercyjnych i służą do ubarwiania bardziej sztampowych i "zwyczajnych" dzieł. |
W. Szostak napisał/a: |
Wiadomo o New Weird niewiele, wspomnianych autorów różni bardzo wiele. Można powiedzieć chyba jedno: porzuca tradycję tolkienowską, bierze z nią rozbrat na dobre i na złe. Szczególnie widać to w warstwie scenograficznej - porzucenie krasnoludzkich kopalń i prastarych puszcz pełnych elfów na rzecz innych źródeł inspiracji. Do tego dochodzą rozmaite flirty z tradycją science.
Nowa formuła uwalnia wyobraźnię, prowokuje do przekraczania barier. Czy chodzi tylko o poszukiwanie nowych złóż, alternatywnych źródeł energii, czy też porzucenie starych konwencji otwiera nowe perspektywy mówienia o świecie, człowieku itd.? Co można powiedzieć więcej/prawdziwiej/lepiej dzięki tej formule? |
Ł. Orbitowski napisał/a: |
ORBITOWSKI: Nie rozumiem, więc się wyzłośliwię – czy chodzi po prostu o to, że ktoś nagle, po iluś tam dziesięcioleciach chciał być wreszcie oryginalny? No nie, bo nieustannie, co parę lat wypływali artyści wybijający się skalą wyobraźni. Kłopot w zderzeniu czasowym, po prostu mamy kilku naraz i włącza się właściwa ludziom konieczność spędzania pisarzy w stada i wypalania znaków, do jakiej stajni przynależą. New Weird funkcjonuje chyba jako termin pomocniczy: a teraz, kochani, dostaniecie coś innego niż zwykle. I tyle. |
J. Dukaj napisał/a: |
DUKAJ: Moje rozumienie New Weird zmieniało się wraz z kolejnymi lekturami. Zacząłem od Mieville’a, i to wtedy, gdy poza nim jeszcze niewiele New Weird napisano, więc błędnie wziąłem cechy przygodne prozy Mieville’a za właściwości gatunku - postrzegałem go jako konwencję hybrydyzującą fantasy z science fiction, kolejny literacki crossover, misz-masz multigatunkowy.
Dzisiaj już widzę, że New Weird to czysta fantasy - tylko że wyrosła z infantylizmów i ograniczeń narzuconych przez dotychczas powielane schematy, głównie tolkienowski. Spośród tysięcy możliwych wariantów prozy nierealistycznej i opartej na kreacjach nieracjonalnych realizowano dotąd tylko kilka, sprzężonych akurat ze średniowieczem i określonymi zestawami mitów - i wszyscy myśleli, że na tym właśnie polega fantasy. Kiedy z kolei przyszedł Mieville i zrealizował zupełnie inny wariant, zaczęliśmy absolutyzować tę „mieville’owatość”. Ale pojawią się kolejni, jak MacLeod czy Duncan - w końcu ta przestrzeń „fantasy potencjalnej” wypełni się na tyle, że zobaczymy kształt pełny. W tym sensie jest to więc najnormalniejszy w świecie proces dorastania konwencji literackiej: autorzy nie kopiują już pierwowzorów (dzieł fundacyjnych), ale eksplorują nowootwarte kierunki powodowani własnymi zainteresowaniami i fascynacjami. Mieville - takimi; MacLeod - takimi; inni - jeszcze innymi. I to jest zdrowe, to jest normalne. Pisanie wciąż Tolkienem bądź naokoło Tolkiena (czy w Polsce - Sapkowskiego) nie jest jakimś grzechem specyficznym dla fantasy: w innych konwencjach tak samo powiela się wzorce z dzieł najsilniej odciśniętych w masowej wyobraźni (iluż jest np. naśladowców Chandlera!). Fatalne było natomiast OGRANICZENIE do tego powielactwa. New Weird to przełamał. I dzięki temu zapisze się w historii literatury. |
Ł. Orbitowski napisał/a: |
Więc tak – odejście od fabularnego schematu. Odejście od „średniowiecznego” fantasy, odejście od czarno-białego podziału na dobrych oraz złych. Oraz czerpanie z pozafantastycznej tradycji literackiej (Dickens, Joyce), szukanie inspiracji w niezagospodarowanych mitologiach. Dodałbym jeszcze „przymus oryginalności”, parcie na niepowtarzalność, z wyłączeniem na zgodę odnoście powtarzania samego siebie. |
J. Dukaj napisał/a: |
Dla mnie ważniejsze są różnice między tymi autorami, i to nie tylko w konstrukcji świata, ale przede wszystkim w formułach literackich. New Weird oznacza bowiem zarówno zerwanie z kanonami światotwórstwa fantasy, ale - co może ważniejsze - także otworzenie konwencji na mnóstwo nowych formuł i stylów literackich. Analogiczny przełom w SF nastąpił za sprawą Nowej Fali w latach 60-70-tych (i wtedy również główną rolę odegrali pisarze brytyjscy).
Ten aspekt się zazwyczaj pomija przy omawianiu New Weird, skupiając się na zmianach w scenografii. A ciekawsze byłyby pytania właśnie o umożliwioną w ten sposób w fantasy ewolucję konwencji fabularnych i samych metod narracji (bo może i odejścia od fabuły). W Polsce autorzy z upodobaniem miksują scenografie fantastycznych światów, nie wykraczając przy tym jednak poza klasyczne fabuły przygodowe - jak MacLeod właśnie sięgnął do tego Dickensa i wzorców późniejszych. (...) |
Wiki napisał/a: |
The New Weird is an avant-garde literary movement or literary genre that began, nascent and unnamed, in the 1990s and culminated in a series of novels and stories published from 2001 to 2005. The writers involved are mostly novelists who are considered to be parts of the horror and/or speculative fiction genres. The author all critics agree on as a "New Weird" writer is China Miéville, who self-describes as such. Other writers who have been variously described as "New Weird" include M. John Harrison, Steph Swainston, and Jeff VanderMeer — although some of these writers are more properly precursors to New Weird. |
Wiki napisał/a: |
There is considerable debate about whether or not New Weird is a movement amongst like-minded authors, or merely a label that has been applied to them after the fact to describe perceived similarities between their works. Many of the authors who are associated with the movement either disavow belonging to it, or simply don't care what categorical labels their readers craft to name their work.
However, despite this confusion, the introduction to the New Weird anthology edited by Jeff VanderMeer and Ann VanderMeer, published by Tachyon Publications in February 2008, claims a specific definition for New Weird that clarifies the issue considerably: New Weird is a type of urban, secondary-world fiction that subverts the romanticized ideas about place found in traditional fantasy, largely by choosing realistic, complex real-world models as the jumping off point for creation of settings that may combine elements of both science fiction and fantasy. New Weird has a visceral, in-the-moment quality that often uses elements of surreal or transgressive horror for its tone, style, and effects — in combination with the stimulus of influence from New Wave writers or their proxies (including also such forebears as Mervyn Peake and the French/English Decadents). New Weird fictions are acutely aware of the modern world, even if in disguise, but not always overtly political. As part of this awareness of the modern world, New Weird relies for its visionary power on a "surrender to the weird" that isn't, for example, hermetically sealed in a haunted house on the moors or in a cave in Antarctica. The "surrender" (or "belief") of the writer can take many forms, some of them even involving the use of postmodern techniques that do not undermine the surface reality of the text. Part of this genre's roots derive from pulp horror authors, whose stories were sometimes described as "weird fiction". The "weird tale" label also evolved from the magazine Weird Tales; the stories therein stories often combined fantasy elements, existential and physical terror, and science fiction devices. |
Dabliu napisał/a: |
Dla mnie New Weird jest (był?) bardziej ruchem/nurtem w fantastyce, niż jej podgatunkiem. Trochę jak Nowa Fala w SF, New Weird wydaje mi się Nową Falą w fantasy. Istnieją oczywiście pewne cechy charakterystyczne, np. szczególne podejście do światotwórstwa, czerpanie z różnych tradycji literackich, przeplatanie wyszukanego, literackiego stylu z elementami rodem z klasycznej pulpy, anatomiczne podejście do przemocy, zabawy z formą/fabułą, przewartościowanie lub odejście od schematu "questu" w fantasy, poruszanie zagadnień społecznych, czy zastępowanie elementu baśniowego elementem surrealistycznym. Nie są to jednak IMHO elementy konstytuujące NW, jak to było w przypadku cech charakterystycznych dla cyberpunka (będącego przecież nie tylko gatunkiem fantastyki, ale i po trosze takim właśnie "ruchem" w SF). Raczej jakiś znak czasów w podejściu do nowego fantasy, albo coś w tym guście... |
Dabliu napisał/a: |
.P. Lovecrafta (jeśli dziadkami mieliby być m.in. Mervyn Peake, Michael Moorcock i M. John Harrison, a tatusiami China Mieville i Jeff VanderMeer). |
moffiss napisał/a: |
A, może new wired |
moffiss napisał/a: |
Wyolbrzymienie, przejaskrawienie cech NW może wywierać mocne wrażenia, spotęgować czytelniczą ekspresję, pęd do księgarni, by znowu stać się trendy, bo współczesny odbiorca nie potrafi obyć sie bez informacyjnej hiperboli. |
Spellsinger napisał/a: |
Może, to samo można powiedzieć o realizmie magicznym. Tylko, że w tym drugim wypadku chodzi raczej o niechęć krytyków mainstreamu do klasyfikowania dobrych książek jako fantastykę. |
Spellsinger napisał/a: |
Jeżeli nie wiadomo jak do końca sklasyfikować... to pod ręką mamy całkiem pojemny worek |
Cytat: |
A, może new weird jest tylko nazwą handlową, znakiem towarowym odciśniętym w świadomości współczesnego odbiorcy przez wydawców w celach komercyjnych. K |
Toudisław napisał/a: |
Nie do końca. Realizm magiczny powstał przed fantastyką Sensu stricte. |
Toudisław napisał/a: |
No tak ale w złożeniach nie temu to maiło służyć. |
Toudisław napisał/a: |
Łamanie zasad i oderwania się od wszelkich możliwych standaryzacji ? Chyba po to była ta nazwa by ktoś kto piszę zupełnie inaczej mógł jednak czymś się " wytłumaczyć ". |
Spellsinger napisał/a: |
Co z tego, że realizm magiczny formalnie był "wcześniej" (z czym się do końca nie zgodzę, bo fantastyka/fantastyczność istniała już znacznie wcześniej - Ty mówisz o czasach posttolkienowskich, ja mówię już o wieku XIX - chociażby Rękopis znaleziony w Saragossie Jana Potockiego) skoro teraz utwory z kanonu fantastyki (według mnie tam jest ich miejsce) są klasyfikowane łatką "realizm magiczny"? |
Spellsinger napisał/a: |
Czyżby New Weird był dogonieniem trendu mainstreamu? |
Toudisław napisał/a: |
Jasnę że pokrewnym ale powstał na tyle wcześnie że nie można mówić że to tylko łątka dla dobrych książek z fanatyki. Nie po to powstał przecież |
Toudisław napisał/a: |
Teraz NW ma pełnić ta rolę ? Zresztą NW się już kończy bo coraz mniej się o nim mówi i jak by mniej pisarzy pojawiało się w tym nurcie. W Polsce właśnie teraz zaczyna być coś co można uznać za literaturę mocno powiązaną z NW. Kańtoch, orkan, Guzek, Uznański |
Spellsinger napisał/a: |
[ Czy świadomy chwyt marketingowy? Może. Nie zgodzę się jednak z moffisową teorią przymusowej hiperbolizacji (informacja i reklama), bo zakłada ona, że przeciętny konsument to idiota (chodzi o literaturę). Chociaż, jakby tak się zastanowić... |
moffiss napisał/a: |
Zbyt daleko idąca generalizacja |
moffiss napisał/a: |
Wyolbrzymienie, przejaskrawienie cech NW może wywierać mocne wrażenia, spotęgować czytelniczą ekspresję, pęd do księgarni, by znowu stać się trendy, bo współczesny odbiorca nie potrafi obyć sie bez informacyjnej hiperboli. |
Spellsinger napisał/a: |
Widzisz, w wypadku Uznańskiego i Orkana zauważyłem, że NW u nich polega głównie na mieszaniu ze sobą konwencji. |
Spellsinger napisał/a: |
Dlatego uważam, że NW nie zdechnie śmiercią naturalną, tylko będzie w mniejszym lub większym stopniu powracał |
Spellsinger napisał/a: | ||
Rozumiem, że to nie jest "zbyt daleko idąca generalizacja?" |
Toudisław napisał/a: |
Ale to już nie będzie NW do końca. Bo jeżeli popatrzą się za siebie to już nędą się na kimś wzorować i idea NW będzie bez sensu |
Spellsinger napisał/a: |
zy NW istnieje jako konkretny byt literacki, czy faktycznie jako chwilowy chyt marketingowy. Coś jak rammsteinowski tanzmetal. |
moffiss napisał/a: |
czy steampunk jest tez new weird? |
Cytat: |
Do napisania o new weird przymierzam się od jakiegoś czasu, ale hybryda sprytnie się wymykała klasyfikacji. Powraca stary kłopot z tym - bo o ile da się znaleźć sporo podobieństw między prozą KJ Bishop i Steph Swainston, to znacznie trudniej umieścić w jednym worku "Family Trade" Strossa i "Księgę Wszystkich Godzin" Duncana, a między Ambergris VanDermeera a Londynem u MacLeoda postawić znak równości. Dochodzę do wniosku, że skoro nie da się znaleźć wspólnego mianownika dla "autorów nw", to nie można mówić o gatunku. Za to o ruchu - jak najbardziej.
Mała uwaga: nw zdążyło już się trochę "zestarzeć". Co prawda trend ten dotarł do Polski stosunkowo niedawno (bodaj dwa lata temu teaver na Polterze promowała różne książki spod znaku "nowego dziwnego"), ale początki nw datuje się na wczesne lata 90-te. I choć w wielu krajach pojawili się różni njułirdowi autorzy, to jednak za inicjatorów uważa się konkretną grupę pisarzy anglosaskich. Tworzyli dość hermetyczne grono, które zdobyło nie tylko zwolenników, ale i przeciwników; na dowód mały cytat z dyskusji nad zasadnością mówienia o gatunku nw sprzed paru lat: Personally I think "Weird Shit" would be a better label - I'd like to see bookshops with a Weird Shit section.* Dodając do tego manifest Mieville'a i samonapędzające się kółko wzajemnej adoracji, uzyskujemy ruch analogiczny do grup poetów w międzywojniu. I za istnienie tego ruchu jestem jego twórcom niezwykle wdzięczna, nawet jeśli skutki uboczne przyjmują postać pompatycznego "Viriconium" czy niestrawnego "Miasta szaleńców i świętych". Odnoszę wrażenie, że nw udowodniło, że fantasy to coś więcej niż "nasze średniowiecze, tylko z magią" lub "nasz renesans, ale bez Leonarda" (choć może to zbyt optymistyczne stwierdzenie - ostatnio przeczytałam opinię o fantasy uderzającą właśnie w ten ton i zjeżyły mi się włosy na głowie; niemożliwe, żeby ludzie byli aż tak ślepi, jak chodzi o możliwości symulacji różnorodnych chronologii, jakie daje fantasy...). Mieszając i czerpiąc z dowolnych źródeł, nw zrealizowało w stu procentach przynajmniej jeden ze swoich postulatów - zerwanie ze schematem "średniowiecznego" fantasy. Pokłosie już widać, w księgarniach pojawia się coraz więcej tworów synkretycznych, czerpiących z dość świeżych źródeł inspiracji, eksperymentujących z formą. I bardzo dobrze, że ktoś przewietrzył powielaną formułę. Przewietrzył, a co dalej? Należę do tych optymistów, którzy sądzą, że nw nie wyczerpało się tak zupełnie. Owszem, ścisłe grono jego twórców nie jest już tak jednolite, Mieville się wypisał z manifestu, a VanDermeer rzucił się na odgrzany steampunk (co nieodmiennie przyprawia mnie o dreszcz zgrozy...). Ale idea wprowadzania czegoś nowego, czegoś nowego i dziwnego, ma się całkiem dobrze. Nie obchodzi mnie, czy książka, którą będę czytać, zostanie oznakowana jako nw, fantasy, sf czy horror ani czy jej autor będzie należał do kółka znajomych Harrisona. Jeśli zaoferuje mi coś świeżego i pozytywnie zaskakującego, to nie będę widzieć powodów, by odmówić etykietki nw. Jeżeli kiedyś okrzepnie formuła powieści o dziwacznym mieście, w którym technologia przeplata się z biologią, quasi-nowoczesną ekonomią i wszechobecnym etosem twórcy (a sądzę, że ten proces już zachodzi), i ktoś postanowi wówczas opowiedzieć historię o czymś zupełnie innym, to dlaczego tego czegoś zupełnie innego nie miałabym uznać za nw? Oddzierając nw z marketingowo-środowiskowej otoczki, sprowadzamy je do postulatu "ewolucji literackiej" i kreatywnego łamania oraz wykorzystywania schematów. Być może wyrosną z tego nowe, pełnoprawne nurty. Jeśli nie - dla mnie ta różnorodność i tak jest bardzo ok. Lubię tę poczwarkę, nawet jeśli nie wiem, co obecnie zdaniem krytyków się w kokonie kryje. I uważam, że zdecydowanie za wcześnie na requiem. |
carrie napisał/a: |
że skoro nie da się znaleźć wspólnego mianownika dla "autorów nw", to nie można mówić o gatunku. Za to o ruchu - jak najbardziej. |
carrie napisał/a: |
Co prawda trend ten dotarł do Polski stosunkowo niedawno |
carrie napisał/a: |
I za istnienie tego ruchu jestem jego twórcom niezwykle wdzięczna, nawet jeśli skutki uboczne przyjmują postać pompatycznego "Viriconium" |
Toudisław napisał/a: |
stroszenie maszyny parowej |
Fidel-F2 napisał/a: |
a poza tym Toudisław, porównanie kompletnie chybione |
Toudisław napisał/a: |
John Harrison był jednym z twórca dzisiejszego obrazu NW i nawet twórcą nazwy NW. |
Cytat: |
Czy na pewno? Termin new weird pojawił się chyba koło 2000 roku. |
Cytat: |
Konrad Walewski: Pisarze zwykle unikają etykietek, ale twoje pisarstwo często jest określane jako New Weird. Czy w jakimś stopniu czujesz się odpowiedzialny za sam termin i cały ruch, do którego włączanych jest coraz więcej pisarzy? China Mieville: Nie czuję się odpowiedzialny za termin, ponieważ, wbrew powszechnemu przekonaniu, nie ja go ukułem. Zaproponował go M. John Harrison. Moim zdaniem to znakomite określenie - ogromnie je lubię. |
carrie napisał/a: |
ukazała się tak słaba w moim odczuciu książka jak "Viriconium". |
carrie napisał/a: |
"Brak mianownika" brzmi odpowiednio nowocześnie, alternatywnie, undergroundowo, indie, postmodernistycznie i tak dalej, ale w praktyce się nie sprawdziło. Przyznaję zresztą, że pomysł na "brak mianownika będący mianownikiem" mogę uznać co najwyżej za dość śmieszny. A na pewno nie potraktuję takich założeń ruchu/nurtu/czegokolwiek na poważnie |
iselor napisał/a: |
Z tego też powodu jakieś 60% książek z Uczty Wyobraźni kompletnie mi nie leży. |
adamo0 napisał/a: | ||
Otwórz trochę horyzonty. Jak fantasy to tylko krasnoludy z toporami? Jak science-fiction ty tylko lasery i czarne dziury? Jak coś nie wpisuje się w sztywne ramy to już jest "be i fe"? |
iselor napisał/a: |
A NW to takie nie wiadomo co, ni to steampunk, ni to sf ni fantasy. Mi się taka koncepcja nie podoba. Z tego też powodu jakieś 60% książek z Uczty Wyobraźni kompletnie mi nie leży. |
ASX76 napisał/a: |
co najmniej kilka pozycji z UW się chujowo czyta z powodu stylu/przyjętej formy. |
Plejbek napisał/a: | ||
ASX, ale przeczytaj to jeszcze raz:
wg powyższego, głównym powodem dyskwalifikacji NW jest brak trzymania się wąskich gatunkowych kolein. Tak, iselor? |