Ł napisał/a: |
(bo jak piszesz że język jest surowy i bez eksperymentów?) albo pójde do biblioteki. |
Romulus napisał/a: |
miłość nie była taką aberracją, sprzeczną z jego charakterem, jak u Wokulskiego. Była kontrolowaną grą interesów |
dzejes napisał/a: |
Spoko, Korwin równie żelazną logikę prezentuje. Tylko ludzie z niego wyrastają. I z Rand jest podobnie. |
Toudisław napisał/a: |
po prostu prezentuje poglądy Szkoły Austriackiej. Której jeszcze nikomu nie udało się obalić. |
Fidel-F2 napisał/a: |
a wiesz czemu? bo zwyczajnie sama z siebie leży, |
Ł napisał/a: |
to jak granie w Railway Tycoon |
MrSpellu napisał/a: | ||
Ale jedynkę? |
Ł napisał/a: |
Czytanie tej książki to jak granie w Railway Tycoon, oglądanie Mody na Sukces i czytanie bloga Korwina naraz |
Kennedy napisał/a: |
w sumie dosyć interesująca lektura była. |
Romulus napisał/a: |
. Na dodatek fabuła została uwspolczesniona |
Ł napisał/a: | ||
Też wydaje mi się to błędem, zwłaszcza że "Atlas Zbuntowany" to historia alternatywna dystopia. Poza tym sam gigantomański duch Rand opiewający materialną produkcję, średnio pasuje do współczesnej gospodarki (za informacyjna, zbytnio neoliberalno-spekulacyjna). Z drugiej strony myślę że uwspółcześnienie fabuły ma konkretny zamysł, to jest wykorzystanie klimatu niezadowolenia cześci amerykańskiego społeczeństwa z reform socjalnych Obamy. W tym kontekście nie dziwi czemu w takim czasie pojawia się ekranizacja książki sprzed pół wieku. |
Messer napisał/a: |
Liberałowie korzystający z pomocy socjalnej w ustroju socjalistycznym nie są hipokrytami. |
Messer napisał/a: |
Liberałowie korzystający z pomocy socjalnej w ustroju socjalistycznym nie są hipokrytami. |
dworkin napisał/a: |
Aż sprawdziłem sobie, czy w życiu Rand też była wierna swej filozofii. |
dworkin napisał/a: |
Przeczytałem Źródło i teraż już rozumiem... fenomen Ayn Rand. Jest nieodparty i nieubłagany. Struktura i czarująca prostota opisu sprawiają, że po prostu nie można się oprzeć. Dla lewaka to istne kuszenie Chrystusa. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak by mnie przerobiła, gdybym wciąż miał 21 lat. Dać tę książkę kucowi, to jakby sprezentować narkomanowi kilo kokainy. No ale dzisiaj byłem do niej nastawiony bardzo nieufnie - jako wielki przeciwnik pseudofilozofii obiektywizmu. Na samą myśl wyciągam miotacz ognia. A mimo to kusiła mnie, jakbym czytał najlepszy komiks o Mrocznym Rycerzu. Bo właśnie na tym polega czar Zródła - to struktura świata i bohaterstwo godne komiksu, tylko w intelektualnej i bardzo przekonującej odsłonie. To prawdziwy DC Universe dla miłośników kapitalizmu. Węwnątrz samej powieści nie sposób niczego podważyć - wszystko wynika z siebie z żelażną logiką. Dopiero w zderzeniu z rzeczywistym doświadczeniem i głębszą wiedzą rozsypuje się jak domek z kart.
|
dworkin napisał/a: |
I mimo wszystko Korwin to przy niej prostak. Gdyby potrafił mówić, jak ona, od dawna siedziałby w parlamencie. |
dworkin napisał/a: |
Tzn, że chociaż ona jest równie egoistyczna i bezwzględna, potrafi być w tym czarująca, Korwin nie potrafi. |
Ork napisał/a: |
Abojawiem? Przy bliższym przyjrzeniu się okazuje się egotyczną, sfanatyzowaną i pozbawioną empatii suką. |
Rand napisał/a: |
Capitalism and altruism are incompatible... The choice is clear-cut: either a new morality of rational self-interest, with its consequences of freedom, justice, progress and man's happiness on earth - or the primordial morality of altruism, with its consequences of slavery, brute force, stagnant terror and sacrificial furnaces. |
Rand napisał/a: |
I am done with the monster of "we", the word of serfdom, of plunder, of misery, falsehood and shame. And now I see the face of god, and I raise this god over the earth, this god whom men have sought since men came into being, this god who will grant them joy and peace and pride. This god, this one word: "I". |
Cytat: |
Nathan Blumenthal, a 14-year-old who read Rand's The Fountainhead again and again (...) He wrote one letter to his idol Rand, then a second. To his amazement, she telephoned him, and at age 20, Nathan received an invitation to Ayn Rand's home. Shortly after, Nathan Blumenthal announced to the world that he was incorporating Rand in his new name: Nathaniel Branden. And in 1955, with Rand approaching her 50th birthday and Branden his 25th, and both in dissatisfying marriages, Ayn bedded Nathaniel (...)
Rand convened a meeting with Nathaniel, his wife Barbara (also a Collective member), and Rand's own husband Frank. To Branden's astonishment, Rand convinced both spouses that a time-structured affair - she and Branden were to have one afternoon and one evening a week together—was "reasonable". Within the Collective, Rand is purported to have never lost an argument. On his trysts at Rand's New York City apartment, Branden would sometimes shake hands with Frank before he exited. Later, all discovered that Rand's sweet but passive husband would leave for a bar, where he began his self-destructive affair with alcohol. By 1964, the 34-year-old Nathaniel Branden had grown tired of the now 59-year-old Ayn Rand. Still sexually dissatisfied in his marriage to Barbara and afraid to end his affair with Rand, Branden began sleeping with a married 24-year-old model, Patrecia Scott (...) Rand, now "the woman scorned", called Branden to appear before the Collective (...) Rand's justice was swift. She humiliated Branden and then put a curse on him: "If you have one ounce of morality left in you, an ounce of psychological health - you'll be impotent for the next 20 years! And if you achieve potency sooner, you'll know it's a sign of still worse moral degradation!" Rand completed the evening with two welt-producing slaps across Branden's face. Finally, in a move that Stalin and Hitler would have admired, Rand also expelled poor Barbara from the Collective, declaring her treasonous because Barbara, preoccupied by her own extramarital affair, had neglected to fill Rand in soon enough on Branden's extra-extra-marital betrayal. After being banished by Rand, Nathaniel Branden was worried that he might be assassinated by other members of the Collective, so he moved from New York to Los Angeles, where Rand fans were less fanatical (...) Ayn Rand's personal life was consistent with her philosophy of not giving a shit about anybody but herself. Rand was an ardent two-pack-a-day smoker, and when questioned about the dangers of smoking, she loved to light up with a defiant flourish and then scold her young questioners on the "unscientific and irrational nature of the statistical evidence". After an x-ray showed that she had lung cancer, Rand quit smoking and had surgery for her cancer. Collective members explained to her that many people still smoked because they respected her and her assessment of the evidence; and that since she no longer smoked, she ought to tell them. They told her that she needn't mention her lung cancer, that she could simply say she had reconsidered the evidence. Rand refused. |
amatorskie tłumaczenie znalezione w sieci napisał/a: |
„Polecieć do Hogwartu samochodem taty?” - załkał Ron - „Mama dałaby nam popalić!”.
„Nie jest kwestią to czy ktoś mi pozwoli...” - powiedział Harry siadając w fotelu kierowcy podejmując w skupieniu świadomą i przemyślaną decyzję o tym czy zapiąć pasy - „...tylko czy mnie ktoś zatrzyma”. * „Skrzat musi zostać uwolniony. A rodzina nigdy nie uwolni Zgredka. Zgredek będzie służył rodzinie do końca swego życia...” Harry spojrzał na swego rozmówcę: „Słuchaj Zgredku” - cierpliwie przyklęknął i zaczął nauczać - „Wolność w sensie politycznym ma tylko jedno znaczenie: brak fizycznego przymusu. Nie oznacza to wolności od właściciela domu, wolności od pracodawcy czy wolności od praw przyrody. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko wolność od sił przymusu państwowego.” W jednej chwili Harry pożałował swej przemowy. Zgredek począł rozpływać się w spazmach wdzięczności. „Harry Potter jest z-z-zbyt dobry dla Zgredka!” „Posłuchaj” - dziarsko kontynuował Harry - „ponieważ wyjaśnię ci tylko ten jeden raz, bo jestem już spóźniony na obrady Młodzieżowego Zgromadzenia ONZ, które zamierzam oprotestować, gdyż pod płaszczykiem współpracy, skrywają zwykły faszyzm. Wiedza, umiejętność myślenia i racjonalne działanie są właściwe komu, Zgredku?” „K-każdej jednostce” - załkał Zgredek „To prawda Zgredku. Skoro posługiwanie się lub nie, darem racjonalnego myślenia, zależy tylko od danej jednostki, przetrwanie człowieka wymaga, aby ci którzy myślą, byli wolni od...?” „Wpływu tych którzy nie myślą?” - Zgredek zapytał z nadzieją w głosie. „Dokładnie” - odpowiedział Harry - „Skoro czarodzieje nie są ani wszechwiedzący, ani nieomylni, muszą mieć wybór czy współpracować ze sobą czy nie, czy może dążyć do realizacji swoich niezależnych celów - każdy według swego racjonalnego osądu. Wolność jest podstawą ludzkiego umysłu. Racjonalny umysł nie działa pod wpływem nacisku, nie podporządkowuje swego poczucia rzeczywistości niczyim rozkazom, dyrektywom czy kontrolom. Nie poświęca swej wiedzy, poczucia prawdy czyjejkolwiek opinii, groźbie, życzeniu, planie czy „dobru”. Tego rodzaju umysł może być ograniczany przez innych ludzi, może być uciszany, wyjęty spod prawa, więziony czy niszczony. Nie może być jednak do niczego zmuszony, co oznacza...” - Harry zawiesił głos „Co oznacza, że różdżka nie jest żadnym argumentem” - zapłakał w ekstazie Zgredek „Byłeś przez cały czas wolny” - powiedział Harry - „Masz tu piątaka”. Oczy Zgredka zapłonęły ogniem jednostki, która zaczęła doceniać wartość pieniądza. * „Słyszałam, że jest dziedzicem Slytherina” - wyszeptała jedna z dziewcząt, gdy Harry przeszedł obok. Zatrzymał się swobodnie z manierą człowieka, który jest panem własnego ciała. „Wybacz” - powiedział chłodno Harry - „Tylko człowiek który nie potrzebuje majątku nadaje się do jego odziedziczenia - człowiek, który jest w stanie zbudować swoją własną fortunę bez względu na to z jakiego pułapu zaczął. Jeżeli dziedzic jest równy swym pieniądzom – one mu służą, jeśli nie – zniszczą go”. Uniósł wysoko głowę właściwie dla osoby, która przyjmuje swe piękno za rzecz oczywistą, ale wie, że inni niekoniecznie. * „Tak! Tak! Wiem co myślisz! <<Ten to ma dobrze, jest powszechnie znanym czarodziejem>> Ale kiedy ja miałem 12 lat, byłem nikim, tak jak ty. Powiedziałbym, że byłem nawet bardziej nikim. W końcu o tobie kilka osób słyszało, nieprawdaż? Cały ten szum z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.” Spojrzał na błyszczącą bliznę na czole Harry'ego. „Wiem, wiem – to nie jest tak fajne jak zdobycie pięć razy pod rząd pierwszej nagrody w konkursie Tygodnika Czarodziejów na najbardziej czarujący uśmiech, tak jak ja – ale zawsze to jakiś początek Harry, zawsze to jakiś początek.” „Człowieka twórczego napędza pragnienie osiągnięcia czegoś, nie zaś pokonanie innych” - dobiegł głos Harry'ego z kanapy w roku pokoju, na której rozłożył się leniwie niczym kot. To często zadziwiało profesora Lockharta – widział jak Potter porusza się z bezdźwięcznie, z niemal kocią kontrolą i uwagą. Teraz z kolei widział go w pełni rozluźnionego i rozlanego na kanapie w bezkształtnej pozie, tak jakby w jego ciele nie było ani jednej kości. Tak jakby był kotem. „Ludzie sądzą iż kłamca zyskuje na swoich kłamstwach” - kontynuował Harry - „Nauczyłem się, że kłamstwo jest aktem wyrzeczenia się własnego ja, ponieważ kłamca poddaje się poczuciu rzeczywistości osoby, którą okłamuje, sprawiając, że ta osoba w pewien sposób nad nim panuje. Osoba, która okłamuje świat jest niewolnikiem tego świata. Nie istnieją żadne białe kłamstwa, jest tylko najczarniejsze zniszczenie, a białe kłamstwo jest zniszczeniem największym.” „Ja, Ja...” - zaczął Lockhart „Ty nie masz żadnego Ja” - przerwał mu szorstko Harry i rzucił na pożegnanie: „Ty tylko wegetujesz”. * „To właśnie w tobie podziwiam Harry, zawsze wszystko wiesz” „Daruj sobie te komplementy, Hermiona” „Mówię poważnie. Jak ty to robisz że zawsze wiesz jaką podjąć decyzję?” „Jak możesz pozwalać innym decydować za siebie?” „Ale widzisz, nie jestem pewna Harry. Nigdy nie jestem pewna swojego „ja”. Nie wiem czy jestem taka dobra jak mówią mi to inni. Tylko tobie jestem w stanie to wyznać. To chyba dlatego, że ty zawsze jesteś pewny, że ja...” „Wcześniej tego nie wiedziałem. Ale to dlatego, że nigdy nie wierzyłem w Boga” „Daj spokój, mów rozsądnie” - Hermiona podwinęła szmaragdowy mankiet swojej szaty, odsłaniając cieniutki nadgarstek. „Kocham Ziemię. To wszystko co kocham. Nie lubię kształtu jaki mają rzeczy na Ziemi. Pragnę je zmieniać” „Dla kogo?” „Dla siebie” „Pocałuj mnie głuptasie” - zapłakała Hermiona Harry sprawnie to zrobił. „Nie musisz mi bić braw.” - powiedział – „Nie oczekuję tego.” * „W kapitalizmie” - rozpoczął niepewnie Zgredek. Rzucił Harry'emu spojrzenie pełne oddania. Harry był do takich spojrzeń przyzwyczajony, jako człowiek, który żyje w zgodzie ze sobą, nie z innymi. „... i według nakazów rynku” - podpowiedział Harry „... i według nakazów rynku...” - kontynuował Zgredek przysuwając swą mikrą postać do Malfoy'a i dźgając go w goleń: „...Zgredek jest niezależną jednostką i może zaoferować swe usługi za płacę, którą uznaje za godziwą, konsumentowi, który z tych usług chce skorzystać. Zgredek jest wolnym skrzatem w systemie kapitalistycznym!” Malfoy otworzył szeroko gębę jak mistyk i nieracjonalny człowiek, którym zresztą był. Draco przypomniał sobie, że kiedyś chciał być artystą. To jego matka wybrała mu lepszy zawód. „Czarodziejstwo” - powiedziała - „to taki szanowany zawód. Poza tym spotkasz samych najlepszych ludzi”. Nie wiedząc kiedy i jak popchnęła go tą ścieżką. „To zabawne” - pomyślał Draco. Nie myślał o tych młodzieńczych ambicjach od wielu lat. To zabawne, że powinno go to boleć – ta pamięć. To była noc kiedy sobie o tym przypomniał i to była też noc kiedy zapomniał o tym na zawsze. Czarodzieje zawsze robili spektakularne kariery. A na dodatek: czy kiedykolwiek ponosili porażkę? Nagle przypomniał sobie Henry'ego Camerona; osobę znamienitą jeśli chodzi o zaklęcia, dziś – starego pijaka. Malfoy'a przeszedł dreszcz. „Zgredek jest panem własnego losu!” - skrzat zaśmiał się, biegnąc w podskokach w dół korytarza - „Zgredek jest oddany swym własnym wartościom!”. „Głowa do góry” - powiedział Harry do Malfoy'a - „Masz tu piątaka”. |